21.04.2013
Czy istnieją jeszcze w ogóle decyzje nieodwracalne?
Patrząc na to, co się dzieje obecnie na świecie, to wydaje mi się, że ludzie
już takich decyzji w ogóle nie widzą. Już nie istnieje dla nich nic, czego nie
można odkręcić.
Tekst ten piszę w kontekście zakładania rodziny.
Kiedyś ludzie jak już decydowali się na założenie rodziny, to zostawali ze sobą
aż do śmierci. Była jakaś pewność w tym, stałość, oczekiwania, co do których
można było być pewnym, że zostaną spełnione. Przysięgali sobie „wierność,
uczciwość i że cię nie opuszczę aż do śmierci”. Z tymi dwoma pierwszymi różnie
bywało, to ostatnie bardzo długo było bastionem.
Z jednej strony – jak pisałam – dobrze, bo człowiek
potrzebuje w życiu czegoś stałego.
Z drugiej strony – jak tu „aż do śmierci” jak to
drugie, zdradza i oszukuje? A jak upija się, maltretuje, wynosi z domu rzeczy,
ubliża?
Zapewne zwolennicy „aż do śmierci” powiedzą, że trzeba
dobrze poznać człowieka, zanim się z nim zwiąże. Niezaprzeczalnie mają rację. Żadna „chemia”,
żadne „od razu wiedzieliśmy, że to jest to”, długie narzeczeństwo, w którym
będą się zdarzały różne sytuacje i trzeźwe obserwowanie przyszłego
partnera/partnerki w tych sytuacjach. Może było też coś słusznego w tym, że
rodzice musieli wyrazić zgodę na związek, a nawet kiedyś wybierali męża/ żonę
swoim dzieciom. Mieli na pewno trzeźwy, niezakłócony tym szaleństwem zwanym
miłością, osąd. Patrzyli na takie rzeczy, na jakie zwykle młodzi nie zwracają
uwagi: czy chłopak potrafi zarobić, czy dziewczyna potrafi ugotować itp. Jasne,
że to było seksistowskie i potwornie nieromantyczne, jasne, że teraz zarabiać
może kobieta, a obiad można zjeść w restauracji. Pod warunkiem, ze oboje wiedzą o tym i się na to zgadzają.
Poza tym pewność, że się tego chce, jeśli gdziekolwiek
w zakamarkach serca jakaś igiełka kłuje – nie wchodzić w to.
I wreszcie chęć współpracy, wzajemnych ustępstw,
dogadywania się po prostu, ustalania tego wspólnego „aż do śmierci”. Wspólnego,
każdy musi ustąpić, każdy musi postawić na swoim w czymś dla niego ważnym i to
przez cały czas, a nie z wyprzedzeniem przed zawarciem związku (obojętnie w
jakiej formie) bo wszystkiego przewidzieć się nie da.
Nic dziwnego, że teraz młodzi tego wszystkiego nie chcą.
Wiążą się ze sobą, stwierdzając, że jak będzie im źle to się rozstaną. I
rozstają się z błahych bardzo powodów. Pół biedy, jeśli nie mają dzieci i nie
zawierali formalnie ślubu. Choć teraz nawet ślub kościelny nie stanowi żadnej
przeszkody w rozstaniu się, otrzymanie rozwodu kościelnego nie jest już tak
trudne jak to było kiedyś.
No i tak się zastanawiam nad tymi nieodwracalnymi
decyzjami… Widać, że dla większości wcale nie są one nieodwracalne. Ale jeśli
dla kogoś są – na pewno musi to być rewelacyjne uczucie, jak ktoś specjalnie
dla tej drugiej osoby taką decyzję podejmuje….