Szła bardzo powoli, bo wiedziała, że jest stanowczo za wcześnie. Na swoje usprawiedliwienie miała, że zawsze lubiła być wcześniej. I że się bardzo ekscytowała tym spotkaniem.
Facet wydawał się naprawdę ideałem. Długo poznawali się
wirtualnie, była ostrożna, a on nie naciskał na przedwczesne spotkanie. Z każdą
rozmową okazywało się jednak, że pasują do siebie, zgadzają się w
najważniejszych rzeczach i potrafią dyskutować, jeśli się nie zgadzają.
Nie wymienili się zdjęciami, ale z grubsza opisali sobie
nawzajem swój wygląd. Nie była nawet specjalnie zaskoczona, kiedy wymienił
wszystkie cechy, które chciałaby, żeby miał jej idealny facet. Mieli duży ubaw
planując jak rozpoznają się na tym pierwszym spotkaniu. W końcu ustalili, że
ona będzie miała czerwoną apaszkę, a on czerwoną różę.
Dotarła do kawiarni. A może on pokaże kolejną swoją
wymarzoną cechę i już tam na nią czeka? Uśmiechnęła się lekko i postanowiła
przespacerować wzdłuż okna i może coś zobaczy. Znaczy kogoś. Z różą.
Niestety, przez okno kawiarni nie było za dużo widać. Zdjęła
apaszkę, żeby na razie nie rzucać się nikomu w oczy i weszła do środka.
Zrobiła kilka kroków i zobaczyła Jego. Aż ją zakuło serce.
Minęły dwa lata, a ona wciąż pamiętała ten okropny moment, kiedy ją odrzucił.
Bo uznał, że nie jest dla niego odpowiednią osobą. Za wysokie progi. A ona nie
dorasta mu do pięt. Bardzo długo zajęło jej poradzenie sobie z poczuciem
niższości, które jej wtedy wbił do głowy. I jak widać choć umysł się oczyścił,
to serce jeszcze pamięta.
I wtedy zauważyła na jego stoliku piękną czerwoną różę.
Podniósł głowę i ją zauważył.
Popatrzył obojętnie, a potem przeniósł wzrok na drzwi.
A ona poczuła, jak rośnie w swoich oczach, jak teraz już
naprawdę pozbywa się wszelkich kompleksów, jak to przykre wspomnienie odchodzi
w niebyt. Jeszcze przez moment przepłynęło jej przez myśl, że traci idealnego
faceta, ale zaraz potem uświadomiła sobie, że teraz już naprawdę wie, że
zasługuje na taki ideał. Nie ten, ale taki. Bo ten nie jest ideałem. Jej ideał
nie będzie nikogo traktował jak gorszego rodzaju.
Pod jego zniecierpliwionym już spojrzeniem podeszła do
stolika. Wyjęła z kieszeni czerwona apaszkę i położyła na róży.
A potem wyszła.