13.03.2012
Rozdział 7
-
Śpisz?
-
Śpisz?
-
Śpisz?
-
Śpij...
opowiem Ci
-
Powiem Ci, co
teraz będzie...
-
Słuchaj...
-
Czas, żebyś Ty
została naszą prawowitą właścicielką...
-
Już dość tych
ich zbrodni...
-
Dość
kłamstw...
-
Dość
oszustw...
-
przecież oni
Cię wykorzystują...
-
wykorzystają
-
zobaczysz...
-
jeszcze chwila
i przyjdzie czas, kiedy Ty będziesz jedyną rzeczą, która zdobędzie dla nich
kolejną książkę i bądź pewna – to będzie TWÓJ KONIEC!!!
Ola obudziła się gwałtownie.
Usiadła na kanapce, którą umieściła w bibliotece już miesiąc temu. Coraz mniej
chciało jej się opuszczać to pomieszczenie, więc w końcu zdecydowała się
przenieść tu ze spaniem.
Zaczęła się zastanawiać co ja
obudziło. Ktoś szeptał jej sekret o ucha, o tym, ze powinna być już
właścicielką tych wszystkich książek. I że dla rodziców jest warta tyle, ile,
czy raczej jaką, książkę można za nią dostać. I że wkrótce będzie po niej. To
ją obudziło, ten krzyk.
Oczywiście nikogo nie było w
ogromnej bibliotece. Ola przyzwyczaiła się już do tego, że słyszy tu różne
głosy. Wierzyła, że książki potrafią coś przekazać nie tylko wtedy, gdy się je
czyta. Niektóre książki.
Podeszła do swojego
ulubionego regału, przesunęła delikatnie wierzchem dłoni po półce, którą
wczoraj skończyła układać i nagle zmarszczyła brwi. Ktoś ruszył książki, już
nie stały w takiej kolejności, jak je wczoraj zostawiła. Wyciągnęła
egzemplarze, które znalazły się nie w tym miejscu i wstawiła je starannie na
miejsce. Musi pamiętać, żeby powiedzieć rodzicom rano, że mają nie przestawiać
tutaj niczego. Najlepiej niech w ogóle niczego nie dotykają.
* * *
-
Słuchajcie, nie
możecie przestawiać książek jak wam się podoba, ok? Umawialiśmy się, że ja się
nimi zajmę, więc jeśli jakąś bierzecie, zwłaszcza ze starych egzemplarzy, to
odstawiajcie na miejsce.
-
Ależ, co ty, no
przecież zawsze tak robimy – odezwał się zza gazety Roman. Prawdę mówiąc
dopuścił słowa córki tylko do wierzchnich rejonów świadomości, przeszukiwał
właśnie gazetę w poszukiwaniu wieści i zaginięciu młodego mężczyzny. Nic nie
było na szczęście. Jego nerki były dobrą ceną za Giordano Bruno „De Magia
Mathematica”. Kto by pomyślał, że można mieć taka książkę na własność...
-
Ale wczoraj nie
zrobiliście – powiedziała gniewnie Ola.
-
Córcia, wczoraj
nie wchodziliśmy do biblioteki – powiedziała Patrycja. Musiałaś sama cos źle
postawić.
Ola już miała wybuchnąć, ale
jakoś ugryzła się w język. Faktycznie, spędziła w bibliotece cały dzień, nikogo
nie było tam oprócz niej. Ale z drugiej strony, była pewna, że postawiła książki
w dobrej kolejności. Dziwne...
* * *
-
Twój czas
nadchodzi...
-
Masz już go
niedużo...
-
Lepiej od razu
zdecyduj, czy Twoje życie jest dla Ciebie ważne, bo niedługo już będziesz musiała
działać i to szybko...
-
pamiętaj, ze
oni zrobią to w mgnieniu oka, jeśli ty czegoś szybko nie zrobisz...
-
sprzedadzą
cię...
-
zabiją cię..
-
Twój czas
nadchodzi...
-
OBUDŹ SIĘ!!!
Ola zerwała się z kanapy.
Pomyślała, że chyba nie będzie mogła tu sypiać. Ciągle śnią się jej koszmary.
Wstała i podeszła powoli do swojego ukochanego regału. Delikatnie przesunęła
palcami po grzbietach książek. Były takie miłe i delikatne.
-
Jak mogłam
pomyśleć, że mam koszmar, one mnie tylko ostrzegają. Mówią mi, że muszę być
czujna, bo moim rodzicom nie można już ufać. Zresztą, wcale nie chcę im ufać.
Ostatnio nawet nie przynoszą do domu żadnych nowych książek. Jakby im się skończyła
energia.
-
TO DLATEGO, ŻE
TERAZ ZAPŁATĄ ZA NASTEPNĄ KSIĄŻKĘ JESTEŚ TY.
Ola odskoczyła od półki.
Rozejrzała się, ale dobrze wiedziała, że poza nią nie ma nikogo w pokoju. Nie
bała się, dziwne, ale się nie bała. Przecież to książki, jej najlepsi
przyjaciele.
Dotknęła pieszczotliwie wierzchu
jednej z nich, połaskotała krawędź palcem i już nawet się nie zdziwiła, kiedy
usłyszała w głowie cichy chichot. Uśmiechnęła się też i pogłaskała parę innych
książek. Psałterz przyciągnął jej dłoń mocniej, przytrzymała go chwilę, jak
przyjaciela za rękę.
-
Ja jestem ceną za
następną książkę? - zapytała nieśmiało w myślach.
-
Tak. Twoi rodzice
dostali świetny kontakt. Jest pewien dom, który ma wiele mieszkań. Jest
pewne mieszkanie na szczycie schodów,
które skrzypią za każdym stąpnięciem. Jest tam książka, której brakuje w tej
kolekcji. Oni już wiedzą, że ona tam jest. I wiedzą, że można tam trafić tylko
dwa razy, chociaż jeszcze tego nie rozumieją.
-
Ja też nie
rozumiem.
-
To się zmieni.
Oto idą. Jaka jest twoja decyzja? Masz na nią jeszcze kilkanaście przecznic i
kilkaset schodów czasu...
Drzwi trzasnęły głośno.
-
Ola!! Ola !!
Chodź tutaj!!! Szybko!!!
Głos matki był mocno
poekscytowany. Mimo to, Ola nie ruszała się przez chwile z miejsca. Przecież
wiedziała, co usłyszy, więc po co się spieszyć. Po co gnać na spotkanie tego,
co nieuniknione.
- Ja tymczasem już
rozumiem... - pomyślała Ola i poszła wolno do drzwi.
Rodzice zasypali ja od razu
gradem informacji. Świetna okazja, prawdziwy rarytas, biały kruk to mało
powiedziane, ozdoba kolekcji, warta każda cenę.
-
Zwłaszcza jeśli
myślicie, że to nie wy ją zapłacicie, prawda? - pomyślała wkładając buty i
płaszcz.
Pojechali samochodem,
kilkanaście przecznic świergotania matki nad szczęściem jakie ich spotkało.
Ogromny wieżowiec. Winda nie
działa. Podekscytowane mamrotanie ojca na temat tego, że to już będzie ostatnia
książka, że ich kolekcja jest kompletna, kiedy pokonują kolejną dziesiątkę schodów.
Nawet nie wiesz, tato, że naprawdę będzie...
Dziesiąte piętro...
Jedenaste piętro...
Dwunaste piętro...
Trzynaste piętro...
Trzynaste piętro w
dwunastopiętrowym wieżowcu... bardzo ciekawe...
Schody faktycznie skrzypią,
jakby nagle znaleźć się w bardzo starym domu. Pachnie stęchlizną. Drzwi, z
których sypie się drewniany pył. Wielka żelazna klamka.
Matka zapukała i weszła do środka,
ojciec przepuścił najpierw Olę, jakby bał się, że ucieknie, a potem wszedł sam.