Rozdział 6
Roman obudził się, ponieważ
ktoś walił go po głowie z furią. Zanim dotarło do niego co się dzieje, prawie
uruchomił osobisty alarm, myśląc, że w końcu się to stało i ktoś dopadł
ich, zanim oni dopadli jego. Ale nie,
okazało się, że Patrycja ma po prostu kolejny koszmar i tym razem najwyraźniej
walczy z jakimś napastnikiem. Śpiący koło niej mąż najwyraźniej stał jej na
drodze do pokonania go, albo po prostu był niewidoczny, jak to czasem bywa,
kiedy jedno jest po tej, a drugie po tamtej stronie snu.
Roman z westchnieniem
spróbował potrząsania, ale ponieważ to nie pomogło, postanowił ominąć wszystkie
pozostałe stadia budzenia i przejść do konkretów, złapał stojącą na stoliku
szklankę z woda i wylał całą jej zawartość na twarz swojej żony, drugą ręką
jednocześnie oganiając się od młócących nadal ramion.
Patrycja ocknęła się z lekkim
krzykiem.
-
Krzyczałam?
-
Nie. Ale nieźle
boksowałaś. Co ci się śniło?
-
A jak myślisz? -
zapytała z lekkim sarkazmem. - przecież nie sarenki na łące. Śnił mi się znów
ten od „Vita, letum, reverto”, ten którego...
-
Cicho, wiem. Nie
musisz mi przypominać, co z nim zrobiliśmy. Zwłaszcza, że to było totalne
fiasko, książka jak każda inna.
-
Nie masz racji,
książka jest wspaniała i było warto, nawet jeśli teraz co noc mi się śni, ze
wraca i chce mnie zabić. Tylko, że Tobie ciągle w głowie jedno....
-
A Tobie niby nie?
Zapadła cisza. Przez moment
nikt nic nie mówił. Roman, pogrążony we własnych myślach, nagle zauważył, ze
żona tak naprawdę nie odpowiedziała mu. Mógł oczywiście przypuszczać, że uznała
pytanie za retoryczne, gdyby nie fakt, że patrzyła gdzieś w przestrzeń i miała
nieobecne spojrzenie. Trącił ją lekko, pytająco w ramię.
-
Nie wiem.
-
Nie wiesz? - mimo
wszystko nie spodziewał się tej odpowiedzi.
-
Czasem już nie
wiem. Przecież... to są tylko książki, a my...
-
A my co? - teraz
zaczynał być na nią zły.
-
Roman, nie
oszukujmy się! Jesteśmy handlarzami, oszustami, szantażystami, a teraz już
nawet mordercami!
-
Nie krzycz! Ola
nas usłyszy.
-
Właśnie, Ola. Czy
Ty myślisz, że całe życie będzie nam się tak udawało? Że nikt nigdy nie odkryje
tego zamurowanego faceta w klasztorze? Że nikt nie będzie szukał tej starej
wiedźmy, która cały czas mamrotała zaklęcia pod twoim adresem? Co będzie z Olą,
jak my pójdziemy do więzienia? Zresztą do jakiego więzienia, jak to się wyda,
to zobaczysz, specjalnie dla nas powrócą do palenia na stosie! Zlinczują nas!
Zresztą, ja mam już dość, ja już nie chcę tak żyć, ani jednej więcej książki! I
nie wiem czy w ogóle chce żyć, wiedząc, co zrobiliśmy! Te książki to
przekleństwo! Mam nadzieję, że Guttenberg się smaży w piekle! Gdzie i my
wkrótce będziemy!
Patrycja ukryła twarz w
dłoniach i zaczęła rozpaczliwie szlochać. Roman przysunął się do niej i
przytulił ja z całej siły. Czasem czuł się tak jak ona, wtedy ona go
pocieszała. Byli dobrani, bez dwu zdań, zawsze któreś było na skraju załamania,
a któreś czuło się silne i gotowe na wszystko. Może dzięki temu tak długo
jeszcze w tym trwali. Był pewien, że za jakiś czas jego żona dojdzie do siebie,
przestanie szlochać, tak jak on zawsze przestawał walić w ścianę pięściami,
potem posiedzi, pomyśli, uśmiechnie się, przez jakiś czas nie będą o tym
rozmawiać, ale potem obudzi się w nich znów to pragnienie. To tak jakby kolejne
książki wołały ich gdzieś z domów, strychów, piwnic, sejfów, zamków, gdzie były
poukrywane, jakby wszystkie chciały znaleźć się w jednym miejscu. Czasem
wydawało mu się, ze już nie oni panują nad książkami, tylko one nad nimi. Zawsze w odpowiednim momencie
pojawiały się wieści o jakimś egzemplarzu, zawsze w odpowiedniej chwili
okazywało się, że mogą załatwić coś dla właściciela, jeśli nie chciał gotówki,
a kiedy nic nie dawało się zrobić, wtedy czuli oboje, że ta książka ich woła,
że muszą ją wyzwolić... to były te ostatnie trzy, dla których zabili... trzy,
nie zaraz ... cztery. Cztery? Nie, pięć, acha jeszcze te dwie, siedem... dobra,
nieważne.
Ale jedna myśl zaniepokoiła go,
mimo że tak gładko przesunął na krańce świadomości liczbę swoich ofiar. Ta myśl
dotyczyła Oli. Dziewczyna jakoś się od nich odsunęła. Czy
to możliwe, że coś wiedziała? Przeczuwała? Czy po prostu była to już
dwudziestokilkuletnia kobieta, która nie potrzebowała obecności rodziców
w swoim życiu aż tak? Roman poczuł, ze Patrycja oddycha spokojniej i położył ją
na łóżku, a sam położył się obok i zamyślił.
* * *
W sąsiednim pokoju Ola leżała
na łóżku patrząc w noc. Oczywiście obudziła się kiedy w pokoju rodziców
usłyszała podniesione głosy. Nie było to pierwszy raz. Wiedziała o wszystkim
już od dawna, zapewne nie od samego początku, jak podejrzewała, ale jednak od
dawna. Pamiętała wciąż jak to się stało. Siedziała w bibliotece późno w noc jak
zwykle, rozmawiając z książkami, układając je , czyszcząc, naprawiając. Tego
wieczoru postanowiła zająć się naprawą jednej ze starszych książek, był to
Szekspir, dzieła zebrane. Właściwie wtedy już miała poukładane i doprowadzone
do porządku książki nowsze, zaczęła więc coraz odważniej brać się za starsze,
żeby na koniec zostawić sobie ten ogromny, samotnie stojący regał najstarszych
okazów. Prawdę mówiąc, trochę się go bała, bo wciąż działo się coś dziwnego,
kiedy tylko próbowała się do niego zbliżyć. Pierwszy raz oparzyła sobie palce,
teraz już, jakkolwiek niemożliwie to brzmiało, była pewna, że to te książki ją
oparzyły. Regularnie znajdowała drobne, czerwone kropki na podłodze i była
przekonana, że gdyby sprawdziła, okazałoby się, że jest to krew. Kiedyś gdy dotknęła
jednej z książek, jej głowę wypełnił straszliwy krzyk, zupełnie jakby krzyczała
dotknięta książka. Z jednej półki regularnie osypywał się biały proszek, jakby
cement. A pewnego razu pośliznęła się i wywróciła, ponieważ pod półką była
kałuża wody. Tego dnia, pracując nad Szekspirem, myślała właśnie o tych
dziwnych wydarzeniach i zastanawiała się, czy powiedzieć o tym rodzicom, którzy
robili się coraz bardziej zamknięci w sobie, a poza tym mieli jakiś dziki błysk
w oczach i prawie nie mówili o niczym innym, tylko o tym, jak zdobyć następny
egzemplarz. Co jeszcze dziwniejsze, kiedy już przynieśli zdobycz do domu i
postawili na półce, przestawali się nią interesować. Zupełnie jakby największą
przyjemność sprawiało im samo zdobywanie.
Kiedy teraz o tym myślała, aż
się wzdrygnęła. Nawet nie wiedziała wtedy, że zostawiła uchylone drzwi do
biblioteki. Rodzice wpadli do sąsiadującej z nią czytelni właściwie już nad
ranem. Ola miała zamiar natychmiast wyjść, przywitać się z nimi, zapytać co
robili, ale jakby ją coś przytrzymało na krześle. No i usłyszała rozmowę
rodziców, z której bez problemu zlepiła całą historię: oto jej rodzice zabili
jakiegoś handlarza książek, zabrali modlitewnik, jakieś inkwizycyjne spisy,
dwie biblie i to na czym im najbardziej zależało: „Fausta” z 1833 roku. Ciało
ukryli w najlepiej do tego nadającym się miejscu: na cmentarzu, w czyjejś
krypcie, w świeżej trumnie. Jak to się stało, że wtedy nie zwariowała, nie
uciekła, nie poszła na policję – tego nie wiedziała. Pamiętała tylko, że od książek
zaczęło nagle bić ciepło i usnęła na stole, z głowa na Szekspirze, którego
doprowadzała do ładu.
Od tego dnia zmieniły się
dwie rzeczy. Po pierwsze, odsunęła się od rodziców, jednocześnie przysłuchując
się im często, kiedy rozmawiali i myśleli, że ona tego nie słyszy. W ten sposób
dowiadywała się o kolejnych zbrodniach, szantażach, nagłych wypadkach,
niefortunnych zdarzeniach, pożarach, zalaniach i innych. Właściwie mogła
opowiedzieć historię każdej nowej książki na półce.
A po drugie, inne książki z
tego regału przestały jej robić krzywdę i straszyć ją. Teraz wiedziała, że po
prostu opowiadały jej swoje historie, każda swoją, jedna o właścicielce
utopionej w studni przy jej domu, druga o właścicielu spalonym żywcem razem z domem, trzecia o zamurowanym, czwarta
o nożu kuchennym, który zginął z jej własnego domu, piąta o porwanej
dziewczynce, która na swoje nieszczęście była doskonałym dawcą dla czyjegoś
syna, i tak dalej, i tak dalej, opowiadały jej wszystkie po kolei, aż usłyszała
wszystko, co miała usłyszeć.
I jakoś jej to nie
przerażało. Już nie...
Nawet to, że jej rodzice nie
cofną się przed niczym i musi być ostrożna, bo jeśli się okaże, że jest w niej
coś, dzięki czemu mogą zdobyć następny cenny egzemplarz, to na pewno zapomną,
że jest ich córką. Nie pamiętała dokładnie, która książka jej to powiedziała,
ale czy to ważne? Teraz już wszystkie one były jej przyjaciółmi.