czwartek, 22 lutego 2018

Eliksir życia (9)

13.06.2012


Rozdział 9


Ta czarna sukienka była chyba zbyt ekstrawagancka na pogrzeb. Ale bardzo się Oli podobała, a poza tym miała nadzieję, że może ja jeszcze kiedyś wykorzysta w innym celu.
Kiedy wróciła do domu ze spotkania ze Strażnikiem, zaniosła najpierw książki do biblioteki i położyła je delikatnie na stole. A potem poszła do kuchni i odegrała starannie scenę odnalezienia martwych rodziców na podłodze, tak na wszelki wypadek, choć już od dawna zauważyła, że w tym domu nic nie słychać przez ściany i drzwi. Czasem miała wręcz wrażenie, że nie ma tu żadnych sąsiadów. Potem zadzwoniła na pogotowie, udając, że może oni jeszcze żyją. Reszta działa się już prawie automatycznie.
Pogrzeb był dość skromny jak na tak bogatą rodzinę, ale po tym, czego Ola dowiedziała się o rodzicach, nie miała ochoty na żadne ekstrawagancje. No, poza sukienką. Zza ciemnych okularów widziała zgorszoną minę ciotki Alicji, która biegała wzrokiem po całej postaci Oli, od sznurowanego niby gorsetu, który więcej odkrywał niż zakrywał, przez dekolt na plecach doskonale widoczny spod szala, aż po ciągnący się lekko po ziemi tren. Ok, sukienka była bardziej balowa niż pogrzebowa. I bardzo dobrze. Rodzice sobie balują, ona też będzie.
Teraz było już po wszystkich uroczystościach, wszyscy już skłamali, jak to im bardzo przykro i wszyscy odeszli jak najszybciej, dobrze wiedząc, że ona dziedziczy wszystko i nie maja na co czekać. Zupełnie inaczej, niż to wyglądało przy śmierci prababci Joanny, kiedy każdy prawie oczekiwał, że może jednak coś mu skapnie, bo prababcia zmieniała testament kilka razy i mimo że było wiadomo od jakiegoś czasu, że to jej rodzice dostaną cały majątek, notariusz i tak musiał kilkukrotnie prosić zbędne osoby o wyjście z gabinetu. Ci, których zostawił, zaskoczeni nie byli. Pamiętała to całkiem dobrze.
O, tak. Pamiętała całkiem dobrze też notariusza, pana Antoniego, jak mówili o nim potem rodzice, pomagał im na początku przy różnych transakcjach. Był podobny do … ależ tak, był podobny do Strażnika! Nawet bardzo! Miał dokładnie takie same oczy, tylko że był dużo młodszy… chyba. Ola stwierdziła, że właściwie to nie potrafi określić w jakim wieku był Strażnik. Ani pan Antoni. Równie dobrze mogła to być ta sama osoba albo jego prawnuk. Postanowiła nie myśleć o tym więcej, jako że pan Antoni już dawno zniknął z jej życia, a Strażnik zajął już swoje miejsce.
Ola poszła do biblioteki i zajęła się swoimi nowymi nabytkami. Pracowała długo w noc, choć książki były w bardzo dobrym stanie, ale chciała wszystkie dokładnie sprawdzić, obejrzeć, no i przede wszystkim tak naprawdę to zobaczyć, co też jej się trafiło. Ranek zastał ją drzemiącą na łokciu w towarzystwie czterech książek, które wymagały jeszcze lekkiego odczyszczenia tu i ówdzie.
Kiedy słońce zaczęło świecić jej na twarz, obudziła się. Jej piękna czarna sukienka nadal spoczywała rozłożona na kanapie, gdzie Ola czytywała książki, popijając herbatę. Na stole czekała nadal robota. Ola uśmiechnęła się do tego widoku i postanowiła jednak najpierw odświeżyć się, zjeść coś i odpocząć chwilę, a potem wziąć się do pracy. I tak najlepiej pracowało jej się popołudniami, wieczorami i w nocy. Trochę też dlatego, że wtedy nie świeciło tak mocno słońce. Choć dziś jakoś w sumie było słabe.
Ola podeszła do okna. Słońce rzeczywiście wydawało się jakieś odległe, a wszystko za oknem zasnuwała lekka mgła. Dziwna pogoda…

                                      ***
Kiedy Ola zasiadła po południu do pracy, skojarzyła sobie, że dawno już nie słyszała głosów książek. Czy coś było nie tak?
- Halo? – powiedziała półgłosem.
- Nie musisz mówić na głos słyszymy cię i tak… - wionął w jej głowie szept.
- Acha – odpowiedziała, trochę jednak przestraszona. Nawet jeśli ostatnio odezwały się do niej otwarcie i tak wydawało jej się to złudzeniem. Poza tym raczej były to sny lub zdarzało się to, kiedy była zamyślona.
- Nie bój się.
- Postaram się – uśmiechnęła się Ola, bo razem z głosem napłynęło do niej ciepło, które nie raz czuła w tym pomieszczeniu. – Czemu się nie odzywałyście?
- Nie chciałyśmy zakłócać Ci pracy. Poza tym dowiedziałaś się wszystkiego o rodzicach i o grożącym Ci niebezpieczeństwie, więc nie było też natychmiastowej potrzeby. No i właściwie do niedawna traktowałaś nasze pogawędki  jako senną marę, a sama przyznasz, że w takich warunkach trudno prosić o głos.
- Jesteście dowcipne – stwierdziła Ola.
- To ona.
- Nieprawda, to ja.
- To ja byłam
- Ja to powiedziałam.
- Akurat, ty!
- To ja byłam!
- Kłamczuszka!
- A właśnie, że to był mój pomysł!
Ola krzyknęła i złapała się za głowę. Ból przeszył jej czaszkę.
- Przepraszamy. Zapomniałyśmy, że nie można jeszcze do Ciebie mówić na raz. Przyzwyczaisz się i będziesz mogła rozmawiać jednocześnie z nami wszystkimi.
Ola wzięła głęboki oddech. Czuła się trochę jakby ktoś nadmuchał jej głowę, ale wrażenie powoli ustępowało. Wróciła do pracy, a jednocześnie zapytała o to, co właśnie jej się przypomniało.
- Strażnik powiedział, że powiecie mi jak to robicie, że ustawiacie się same na pólkach.
- W sumie możemy. Ale czy nie lepiej, żebyśmy Ci pokazały?
Ola spojrzała w kierunku swojego ulubionego regału. Książki, które wczoraj wstawiła, stały w zupełnie innych miejscach. Ola westchnęła.
- Nic nie widziałam…
- Może przy następnej w takim razie?
Ola pokiwała głową i w cieple płynącym od regału zajęła się kolejnymi książkami. Przez jej głowę przepływały zdania wypowiadane przez kolejne mieszkanki jej półek. Przedstawiały jej się, opowiadały trochę o sobie, a raczej o swoich losach, bo treść każdej z nich znała bardzo dobrze. Pamiętała też różne uszkodzenia, które naprawiała, teraz mogła usłyszeć skąd się wzięły. Samym rąbkiem świadomości zauważyła, że książki przedstawiają jej się od najmłodszych. Trochę odwrotnie niż u ludzi, gdzie zazwyczaj zaczyna się od najstarszych członków plemienia. Kiedy koło północy skończyła pierwszą książkę i zaniosła ją do regału aż wstrzymała oddech, żeby nie uronić niczego z obiecanego spektaklu. Ale nic się nie stało.
- Nie bądź zawiedziona, raczej dumna z siebie. Wstawiłaś mnie tam, gdzie powinnam stać.
- Och… - powiedziała miękko Ola i uśmiechnęła się. Zawód minął natychmiast i faktycznie poczuła dumę.
Rankiem skończyła kolejną książkę i ziewając zaniosła ją na półkę. Poczuła, że tak właściwie, to chciałaby znów utrafić we właściwe miejsce, żeby książki były z niej zadowolone.
- Już jesteśmy z ciebie zadowolone, więc nie przejmuj się jeśli nie będziesz wiedziała gdzie ją wstawić.
Ale Ola wiedziała. W końcu zostały jej już przecież tylko trzy puste miejsca. Wstawiła książkę i miała wrażenie, że wszystkie uśmiechnęły się do niej.
- Dobranoc – powiedziała im.

Właściwa perspektywa

24.10.2011

Georgia Thomas: Ally, what makes your problems so much bigger than everybody else's?
Ally McBeal: They're mine.

Georgia Thomas: Ally, co sprawia, że twoje problemy są o tyle większe niż wszystkich innych?
Ally McBeal: Są moje.

Cytat z serialu „Ally McBeal”

Tilt „Cicho oddychasz śpiąc”

26.09.2011


Świat otacza mnie a ja próbuję coś pojąć z tego
Co dzieje się co dnia.
Tak się staram odnaleźć zagubiony ślad
Wiem
Straciłem tyle cennych lat

Wszystko, czego pragnę to
Cicho leżeć przy twym boku
Słyszeć
Jak cicho, cicho oddychasz śpiąc

Przeczuwam coś, coś pojawia się
I nic
Zdaje mi się coś, chyba znów zaczynam śnić
A nie chcę
Mija noc. Za oknami szumi miasto.
Wstaje nowy dzień.

Wszystko, czego pragnę to
Cicho leżeć przy twym boku
Słyszeć
Jak cicho, cicho oddychasz śpiąc

Kwiecień 1986, gdzieś w Europie Wschodniej

23.04.2011

28 kwietnia 1986, godzina 8.30.
W domu dzwoni telefon, jakoś tak niecierpliwie. Janka* podchodzi do niego z obawą, jakby cos przeczuwała. W słuchawce słyszy głos swojego kolegi, którego nie słyszała od wielu miesięcy. Kiedyś dzwonił do niej częściej, w stanie wojennym przekazywali sobie tajne informacje. Mieli specjalny szyfr porozumiewania się, na wypadek podsłuchu. Janka nie wierzy własnym uszom, kiedy słyszy w słuchawce charakterystyczne zwroty zapowiadające szyfrowaną wiadomość. Przecież to niemożliwe, chyba jakiś żart, znów to samo? Jej zdziwienie jest coraz większe w miarę jak wygrzebuje z pamięci już lekko zapomniane założenia szyfru i w jej mózgu kształtuje się wiadomość „ Nie wypuszczaj dzieci z domu, kup zapasy niepsującej się żywności”. Więcej nie udało się przekazać.  Janka postępuje zgodnie z zaleceniami, jednocześnie obiecując sobie, że jeśli to jest jakiś żart, to obedrze chyba kogoś ze skóry. Następnego dnia wieczorem już wie o co chodzi : w jakiejś elektrowni atomowej w ZSSR nastąpił wybuch. Chmura promieniowania nadciągnęła nad Polskę. Dzieci mają pić płyn Lugola. W sklepach szturm, ludzie wykupują wszystko co się da…

Wiele lat wcześniej, w 1954 roku,  ZSRR uruchamia w tajnym mieście Obnińsk pierwszą na świecie elektrownię atomową. Wyścig wschodu z zachodem w każdej dziedzinie trwa, tymczasem pośpiech jest wskazany przy łapaniu pcheł, na pewno nie przy budowie elektrowni atomowych. W latach 70 XX wieku powstaje elektrownia atomowa w Czernobylu, a wraz z nią całe miasto – osiedle dla jej pracowników – Prypeć. Pierwszy reaktor jest uruchomiony w 1978 roku, potem w latach 80, kolejne trzy, w tym reaktor numer 4, najsłynniejszy reaktor na świecie. Oddano go do użytku 31 grudnia 1983 roku, pospiesznie, nie przeprowadzając do końca wszystkich potrzebnych testów, byleby zmieścić się jeszcze w wyznaczonym terminie, każdy następny test pokazałby już bowiem datę z następnego roku. Odłożono je na później, łamiąc jeden z przepisów eksploatacji reaktorów.
Problem z reaktorem wiązał się z zasilaniem. Część prądu elektrycznego wytwarzanego przez każdy blok energetyczny była zużywana na potrzeby własne tego bloku, takie jak zasilanie pomp wody chłodzącej, systemów kontrolnych itp. Gdyby doszło do konieczności wyłączenia reaktora, energia byłaby zapewniana początkowo przez awaryjne agregaty prądotwórcze, a potem z zewnątrz (inne bloki lub elektrownie). Podczas budowy elektrowni okazało się, że awaryjne agregaty prądotwórcze uzyskują wystarczającą moc dopiero po 60 sekundach od ich włączenia i wyłączenia reaktora, a turbogenerator po wyłączeniu reaktora dzięki sile rozpędu jest w stanie zapewniać wystarczającą moc zaledwie przez 15 sekund. Później napięcie spadało poniżej wartości minimalnej wymaganej przez zasilane systemy, co oznaczało to, że przez 45 sekund systemy kontrolne i bezpieczeństwa reaktora nie byłyby zasilane. W związku z tym postanowiono dołączyć dodatkowy stabilizator napięcia, tak że turbogenerator miał dłużej (60 sekund) utrzymywać napięcie na minimalnym poziomie, ale nie sprawdzono wcześniej eksperymentalnie, czy wprowadzone przeróbki istotnie spełniają swoją funkcję. W czasie prób technicznych przed odbiorem wykonano podobny eksperyment, który wykrył problem z agregatami prądotwórczymi. Potem przerobiono turbogeneratory, ale zabrakło czasu (zbliżał się czas oficjalnego oddania reaktora do eksploatacji) na powtórzenie eksperymentu.
Po dwu latach reaktor wymagał już remontu,  zdecydowano, że jest to dobry moment na przeprowadzenia zaległego testu.  Miał on wykazać jak długo w sytuacji awaryjnej, po ustaniu napędzania turbin generatorów parą z reaktora, energia kinetyczna ich ruchu obrotowego produkuje wystarczającą ilość energii elektrycznej dla potrzeb awaryjnego sterowania reaktorem. Czas ten potrzebny jest, by uruchomić system awaryjnego zasilania elektrycznego sterowania reaktorem – mały generator elektryczny napędzany przez silnik spalinowy. To Diatlow, Fomin i Kowalenko wpadli na ten pomysł, by w czasie uruchamiania agregatu czerpać prąd z turbiny, która obracałaby się jeszcze siłą rozpędu. Trzeba było tylko zmierzyć, jak długo turbina będzie się obracać po zatrzymaniu reaktora. O eksperymencie dyrektor Bruchanow, ani nikt inny, nie powiadomił resortu energetyki ani służb nadzoru jądrowego z Kijowa. Zapewne wiedzę, zdobytą podczas testu, zarząd chciał trzymać jak asa w rękawie, by w razie prawdziwego problemu zabłysnąć pomysłowością. Do tego eksperymentu potrzeba było po pierwsze znaczne zmniejszenie mocy reaktora, a po drugie symulowanie sytuacji awaryjnej.
Zmniejszenie mocy reaktora było samo w sobie dość niebezpieczne. Reaktory pracujące w czarnobylskiej elektrowni to reaktory typu RBMK-1000, które z powodu dodatniej reaktywności dla pary są niestabilne przy małej mocy. Wzrost ilości pary w rdzeniu powoduje zwiększanie wytwarzanej przez reaktor energii (mocy). Zwiększenie energii powoduje wzrost wytwarzania pary, co w konsekwencji powoduje dalszy wzrost wytwarzanej przez reaktor energii. Powoduje to niekontrolowany wzrost mocy reaktora. Takie zamknięte koło, które, nie wgłębiając się w szczegóły mocno techniczne wynika z faktu, że tzw „moderatorem” w reaktorze RBMK-1000 jest grafit, a nie woda jak w większości reaktorów wodno-ciśnieniowych, w których woda jest i chłodziwem i moderatorem (w takim reaktorze przyspieszenie reakcji łańcuchowej wywołuje wzrost temperatury, który powoduje wytworzenie większej ilości pary wodnej, która jest o wiele słabszym moderatorem od wody, co powoduje spadek liczby spowolnionych neutronów i zwiększoną ucieczkę neutronów poza rdzeń, i tym samym zmniejsza się liczba rozszczepianych jąder uranu, reakcja jądrowa słabnie). Tenże grafit był jeszcze jednym gwoździem do trumny, ponieważ z niego również wykonano końce prętów kontrolnych rektora (całe pręty są wykonane z boru, który absorbuje neutrony), co powodowało, że trzeba było je nie tylko wolno opuszczać do reaktora (20 sekund w reaktorze to cała wieczność), ale obecność dodatkowego grafitu jeszcze bardziej przyspieszała reakcje łańcuchową w początkowej fazie wsuwania prętów.
W ramach symulowania sytuacji awaryjnej technicy wyłączyli niektóre z systemów kontroli pracy reaktora, m.in. system automatycznego wyłączania reaktora w razie awarii. Wyłączenie tego systemu nie było konieczne dla sprawnego przeprowadzenia testu, ale zdecydowano się na to, aby w razie trudności z eksperymentem móc go powtórzyć. Wyjaśnienie to jest tak samo mętne jak wiele innych informacji związanych z katastrofą. I jak informacje przekazywane pracownikom elektrowni, którzy tak naprawdę nie mieli bladego pojęcia, że reaktor jest testowany „na żywca” i że test ten powinien być zrobiony dwa lata wcześniej i w razie złego wyniku – powinien był nie dopuścić do uruchomienia całości bloku energetycznego.

25 kwietnia 1986

Rozpoczyna się trudny proces zmniejszania mocy czwartego reaktora czwartego z 3200 megawatów do 1700 megawatów. Dzienna zmiana pracowników została uprzedzona o planowanym doświadczeniu i zapoznała się z odpowiednimi procedurami. Nad przebiegiem eksperymentu i działaniem nowego systemu regulacji napięcia czuwać miała specjalnie powołana grupa specjalistów w dziedzinie elektryczności pod nadzorem Anatolija Diatłowa,  zastępcy naczelnego inżyniera elektrowni i jedynego atomisty w jej kierownictwie. Gdy reaktor osiąga już moc 1700 megawatów, technicy wyłączają awaryjny system chłodzenia, gdyż mógł zakłócić przebieg testu. Nagle dzwoni telefon.
- Mamy problem - mówi dyspozytor po rozmowie. - W Kijowie chcą więcej prądu. Przesuwamy eksperyment...
Zgodę na odłączenie reaktora dyrekcja otrzymuje dopiero przed północą następnego dnia, ale wtedy przychodzi nocna zmiana, która nie za bardzo wie, co ma robić. Zespół ekspertów również odczuwał zmęczenie bezczynnym oczekiwaniem od rana. Według pierwotnego planu, eksperyment miał być przeprowadzony za dnia, a zadaniem nocnej zmiany byłoby jedynie czuwanie nad systemem chłodzenia wyłączonego już reaktora. Dlatego też pracownicy, którzy rozpoczęli pracę o północy, nie byli przygotowani na napotkane warunki, a przekazane im opisy procedur pełne były ręcznych poprawek i skreśleń. Szefem zmiany nocnej był Aleksander Akimow, a operatorem odpowiedzialnym za obsługę reaktora – Leonid Toptunow, młody inżynier ze  stażem pracy około 3 miesięcy. Mimo to test jest kontynuowany.

26 kwietnia 1986

00:28 - reaktor osiąga 500 megawatów mocy, technicy ze zmiany wyłączają automatyczny system kontroli mocy; przez wadliwy stabilizator nie można ustalić docelowej wartości mocy wyjściowej; moc reaktora spada do poziomu 30 megawatów, co w tym typie reaktora oznacza wzrost stężenia izotopu ksenonu-135, następuje tzw „zatrucie ksenonowe”. Reaktor nie posiadał odpowiednich przyrządów kontrolnych, które pozwoliłyby to wykryć. W przypadku zatrucia ksenonowego należy wyłączyć reaktor i poczekać około 24 h do ponownego uruchomienia (ksenon-135 jest izotopem krótko żyjącym).
00:32 - aby zwiększyć moc wyjściową reaktora, niektóre z prętów regulacyjnych zostają usunięte; jednakże można uzyskać tylko 7 procent mocy wyjściowej reaktora, czyli 200 megawatów. Jest to spowodowane drastycznym wzrostem zatrucia ksenonowego; przepisy nakazują wyłączenie reaktora, jeżeli moc znajdzie się poniżej 20%. Niestety obsługa techniczna ignoruje ten fakt, oraz to, że w rdzeniu nie ma wystarczającej liczby prętów regulacyjnych; zostaje podjęta decyzja o przejściu do kolejnej fazy testów. Operatorzy, nieświadomi zatrucia ksenonowego, prawdopodobnie sądzili, że spadek mocy spowodowany był usterką jednego z automatycznych regulatorów.
01:03 - wyłączenie pracujących z pełną mocą, czterech głównych pomp chłodzących; moc reaktora osiąga strasznie niski poziom; rośnie skażenie promieniotwórcze, a reaktywność ciągle spada; obsługa techniczna usuwa kolejne pręty regulacyjne, w celu stabilizacji, aby zwiększyć moc reaktora, aż do momentu gdy konieczne było wyłączenie automatycznych mechanizmów i ręczne przesunięcie prętów do pozycji znacznie przekraczającej przyjęte normy. Jest to ostatni moment na awaryjne wyłączenie reaktora, jednakże nikt nie decyduje się na ten krok.
01:15 - zignorowanie przez techników kilku sygnałów ostrzegawczych i wyłączenie automatycznego zamykania reaktora w razie awarii. Na  kontynuację testu nalegał Diatłow, który lekceważył zastrzeżenia operatorów , którzy nie dorównywali mu ani pozycją ani doświadczeniem zawodowym.
01:23 - rozpoczęcie kolejnego etapu testów; obsługa techniczna zamyka zawór zasilający głównej turbiny, a przez to odcinają dopływ energii do reaktora; technicy zamykają kanały paliwowe, aby dokonać pomiarów wytwarzanego prądu; następuje kolejny wzrost emisji neutronów, który oznacza przyspieszenie reakcji rozszczepiania w rdzeniu reaktora, a jednocześnie dalszy wzrost aktywności; atomowa reakcja łańcuchowa wymyka się spod kontroli. Jedynym czynnikiem hamującym pracę reaktora był wysoki poziom ksenonu w paliwie jądrowym. W tej sytuacji automatyczny system bezpieczeństwa powinien całkowicie wygasić reaktor, jednakże był on już wcześniej wyłączony.
01:23:40 -  Aleksander Akimow, kierownik zmiany bloku, próbuje uruchomić procedurę AZ-5 (SCRAM), która natychmiastowo wygasza reaktor poprzez całkowite wsunięcie prętów kontrolnych, także tych wyjętych wcześniej ręcznie. Do dziś niejasne jest, czy było to działanie mające zapobiec katastrofie czy po prostu sposób na zrealizowanie planowego wyłączenia reaktora. Mechanizm wprowadzający pręty kontrolne do rdzenia nie zadziałał. Powolne tempo wsuwania prętów, ich wadliwa konstrukcja z grafitem, przyspieszały reakcję łańcuchową. W efekcie tego AZ-5, zamiast wygasić reaktor, spowodował nagły wzrost mocy. Późniejsze badania symulacyjne wykazały, że w tej sytuacji należało poprzestać na samym wznowieniu przepływu wody, a dopiero po ochłodzeniu reaktora, wyłączyć go. Diatłow prawdopodobnie domyślał się tego, czego można domyślać się z jego późniejszych wypowiedzi, dlatego przeciwstawiał się uruchomieniu procedury. Nie objaśnił jednak nikomu swoich motywów w trakcie awarii, prawdopodobnie dlatego, ze po pierwsze zakładałoby to przyznanie się do wcześniejszych błędów konstrukcyjnych i zaniedbań kontrolnych, a po drugie takie były procedury postępowania, a złamanie procedur obowiązujących w ZSRR nigdy nie było dobrym pomysłem. Akimow postąpił zgodnie z obowiązującymi procedurami. Przegrzanie rdzenia sprawiło, że kanały paliwowe popękały, blokując pręty kontrolne. W ciągu trzech sekund moc reaktora wzrosła do 530 MW.
 01:23:47 - siedem sekund po rozpoczęciu AZ-5, moc cieplna osiągnęła 30 GW, niemal dziesięciokrotnie przekraczając normalny poziom. Gwałtowny wzrost ciśnienia zniszczył kanały paliwowe i rozerwał rury z wodą chłodzącą. Paliwo zaczęło się topić i wpadać do zalegającej na dnie wody.
01:24 - wzrost ciśnienia znajdującej się w reaktorze pary wodnej doprowadził do pierwszej eksplozji pary, która wysadziła ważącą 1200 ton osłonę biologiczną (antyradiacyjną) pokrywającą reaktor. Kompletnie zniszczony rdzeń reaktora wszedł w kontakt z chłodziwem, co spowodowało reakcję wyściółek kanałów paliwowych z wodą, która zaczęła rozkładać się z wydzielaniem wodoru, a po zniszczeniu cyrkonowych osłon bezpośrednio zetknęła się z rozżarzonym grafitem o temperaturze 3000 °C i doszło do jej termolizy z wydzielaniem mieszaniny piorunującej (wodór i tlen w stosunku 2:1).Wkrótce potem doszło do drugiej, nieco większej eksplozji wodoru i tlenu, która zniszczyła budynek czwartego reaktora. Eksplozja ta pozwoliła na wniknięcie powietrza do wnętrza reaktora. Spowodowało to zapłon kilku ton grafitowych bloków izolujących reaktor, które płonąc uwolniły do atmosfery najwięcej izotopów promieniotwórczych. Większość z 211 prętów kontrolujących pracę rdzenia reaktora stopiła się. Do atmosfery dostał się radioaktywny pył. Radioaktywne cząstki wyrzucone do atmosfery wybuchem, jak i te emitowane nadal w wyniku trwającego pożaru grafitu, tworzyły pióropusz radioaktywnych drobin o wysokości 1030 m.

Po kilku minutach na miejsce awarii przyjeżdżają strażacy. Nie maja pojęcia, ze nastąpił wybuch, myślą, że to po prostu jakiś pożar instalacji. Pierwszy na miejscu jest zastęp pod dowództwem Władimira Prawika. Napełniają zbiorniki i leją strumień wody w górę. Niektórzy wspinają się na dach, wśród nich miedzy innymi dowódca. Dookoła leżą kawałki grafitu, od małych okruchów, po olbrzymie kawały, które ciężko podnieść. Kawałki są gorące, ale to nie jest ich jedyna groźna cecha. Powoli ludzie zdają sobie sprawę, że jest tu coś więcej niż pożar. Przyjmują to do wiadomości i działają dalej. Tymczasem wewnątrz reaktora walczą pracownicy elektrowni. Usiłują ocalić siebie i swoich kolegów. Inni namyślają się już, jak zapobiegać rozprzestrzenianiu się katastrofy. Niektórzy wchodzą do wnętrza bloku trzeciego próbując stamtąd dostać się do czwartego. Ida na pewną śmierć próbując opanować szalejąca nadal reakcję. Ugaszenie płonącego grafitu okazuje się bardzo trudne. Zapada decyzja o wykorzystaniu kilku tysięcy ton piasku, boru, dolomitu, gliny i ołowiu zrzucanych ze śmigłowców (głównie Mi-8). Jeden z helikopterów zaczepia o liny dźwigowe i spada na ziemię wybuchając. Zrzucane materiały pod wpływem żaru z reaktora stapiają się razem, tworząc zwartą masę. Jak się później okazało ołów, zastosowany w gaszeniu reaktora, pod postacią par wyrządził ogromne szkody osobom gaszącym reaktor.
W powietrzu wisi jeszcze jedna katastrofa. Pod pod reaktorem jest wielki zbiornik chłodniczy z wodą. Naukowcy boją się, że gorące szczątki (kilka tysięcy stopni Celsjusza) przetopią się przez beton i wpadną do zimnej wody. Gdyby do tego doszło, powstałaby ogromna chmura pary wodnej, która rozsadziłaby usypywaną bez przerwy górę betonu. W mgnieniu oka trud, opłacony zdrowiem setek likwidatorów, poszedłby na marne, a skażenie bez wątpienia byłoby jeszcze większe. Ściągnięto setki wozów strażackich i beczkowozów do wypompowania wody, lecz mimo tej akcji w zbiorniku wciąż pozostawało kilka hektolitrów wody. Trójka inżynierów zgłosiła się na ochotnika i dotarła do zbiornika, by otworzyć dwa zawory główne. Do katastrofy nie doszło.

27 kwietnia 1986

Nad ranem zapada decyzja o ewakuacji 45 tysięcy ludności Prypeci. 144 autobusy do przewozu sanitarnego zaopatrzenia, 360 samochodów do przewozu ładunków, 1500 miejsc w dwu pociągach na stacji kolejowej Janów. Do 13.50 milicja sprawdza po kolei wszystkie domy, a mieszkańcy udają się na miejsce zbiórek. O 14.00  rusza ewakuacja. Ludzie nie zdają sobie sprawy z tego, że wyjeżdżają na zawsze, oficjalny komunikat brzmi „ W elektrowni atomowej w Czernobylu wystąpiła niekorzystna sytuacja promieniotwórcza. W ramach tymczasowych środków zapobiegawczych zapadła decyzja o ewakuacji mieszkańców miasta Prypeć  i okolic".  O 16.30 jest już po ewakuacji, ale milicja na wszelki wypadek obchodzi miasto jeszcze raz. Znajduje około 20 osób, które usiłowały zostać w mieście oraz paru pierwszych szabrowników.
W samej elektrowni walka trwa nadal. Usiłuje się zebrać cały materiał promieniotwórczy i pogrzebać go razem ze szczątkami stosu. W zdalnie sterowanych maszynach promieniowanie szybko przepala wszelką elektronikę, czyniąc je nieprzydatnymi. Do pracy przystępują ludzie, zwani „biorobotami”, 3,5 tysiąca żołnierzy w wieku 20-30 lat. Łopatami, biegnąc wśród szczątków, znoszą śmierć do wnętrza budynku. Część z nich pancerze antyradiacyjne musiała wykonać sobie sama, nie ma żadnej odzieży ochronnej, masek, butów i rękawic przygotowanych na coś takiego. Nie ma nawet liczników Geigera, te które są, cały czas pokazują „poza skalą”, więc nikt nie wie, ile tak naprawdę promieniowania wchłania. Dozymetry o odpowiedniej skali były dwa: jeden zasypało, a drugi okazał się zepsuty. Jedyne wskaźniki, które dają ludziom jakieś pojęcie o tym, z czym walczą, jest fakt, że niektórzy z ich kolegów już wczoraj wymiotowali i zostali zabrani do szpitali. Byli też tacy, którzy umarli na miejscu. Ludzie zdają sobie sprawę z tego, że maja 100% szans na chorobę popromienną, ale mimo to nadal wykonują swoje obowiązki.
KGB nakręca film z elektrowni. Zdjęcia pokazujące reaktor po wybuchu obiegną potem cały świat. Na razie wszelkie informacje są blokowane. Rosyjskie media milczą. Szwedzka elektrownia Forsmark bije na alarm. Według tamtejszych techników, wzrost promieniowania musiał być spowodowany jakąś awarią w Związku Radzieckim.
Ponieważ w trakcie prac temperatura reaktora spadła (głównie w wyniku zasypywania go ołowiem), postanowiono wybudować w tym miejscu "poduszkę betonową", aby w razie przepalenia się reaktora nie doszło do stopienia fundamentów i silnego skażenia terenu. Ponieważ grunt był miękki (Prypeć i Czarnobyl leżą w pobliżu mokradeł), użyto techniki stosowanej w podobnych sytuacjach do budowy metra – w ukośne odwierty wlewano ciekły azot (-196 °C) i doprowadzono do zamrożenia gruntu. Koparki i inne maszyny przebijały się później przez twardą ziemię, aż powstał 150-metrowy tunel i założono poduszki. W pracach brało udział 10tys górników Rosji i Ukrainy.

28 kwietnia 1986

W Polsce stacja monitoringu radiacyjnego w Mikołajkach nadaje  pierwsze sygnały o skażeniu do Centralnego Laboratorium Ochrony Radiologicznej w Warszawie, które o 10:00 ogłosiło alarm. Skażenie pół miliona raza przekroczyło normę. Początkowo sugerowano pobliską eksplozję jądrową. Jednak analiza promieniotwórczych zanieczyszczeń jednoznacznie wskazywała, że ich źródłem może być tylko wybuch reaktora atomowego. Dopiero o godz. 18 specjaliści dowiedzieli się z radia BBC, że chodzi o Czarnobyl.
W nocy z 28/29 kwietnia CLOR przedstawiło władzom propozycje ochrony ludności, której istotnym punktem było podanie dużej dawki jodu w celu zablokowania wchłaniania radioaktywnego izotopu jodu, kumulującego się w tarczycy i mogącego doprowadzić do rozwoju nowotworu tego narządu. Wobec niedostępności tabletek jodowych, podjęto niekonwencjonalną decyzję o wykorzystaniu w tym celu płynu Lugola, czyli wodnego roztworu jodku potasu i pierwiastkowego jodu. Był to jeden z pierwszych w PRL przypadków, kiedy władze polskie mimo oficjalnych zaprzeczeń strony radzieckiej podjęły działania wbrew ich zaleceniom, ale w interesie własnych obywateli. Zbigniew Jaworowski, radiolog z CLOR, narażał się polskim władzom kategorycznie domagając się działań. To na jego żądanie rozpoczęto akcję profilaktyczną. Dzieciom w województwach, nad którymi przeszła radioaktywna chmura zaczęto podawać płyn Lugola, zabroniono też łąkowego wypasu bydła oraz wstrzymano dystrybucję mleka w handlu, „rzucając na rynek" dostawy mleka w proszku z rezerw na wypadek wojny. Nie wydano jednak oficjalnie komunikatu o zagrożeniu radioaktywnym ani nie zamknięto szkół, a władze zachęcały do pierwszomajowych pochodów.
W ciągu kilkudziesięciu godzin w Polsce stabilny jod podano (jak głosiły władze) 18,5 mln osób, w znacznej większości dzieciom do 17 roku życia. W przychodniach miały miejsce sceny dantejskie, ludzie bowiem obawiali się, że dla nich zabraknie. Odżyły wszystkie upiory PRL: komitety kolejkowe, jod spod lady, znajomości i bycie równiejszym. 
W elektrowni trwało nadal usuwanie grafitu i chłodzenie szczątek. Po 10 dniach pierwotna, betonowa podstawa reaktora przepaliła się i radioaktywne szczątki reaktora runęły do zabezpieczonego "betonową poduszką" zbiornika, gdzie pozostają do dziś. Ich wydobycie jest obecnie niemożliwe. Nad reaktorem w ciągu kilku miesięcy zbudowano osłonę z betonu i stali, zwaną sarkofagiem, o wysokości 66m i długości 170m. 100tys. żołnierzy oraz 400tys cywilów pracowało przy zwalczaniu skutków tragedii.
W szpitalach leczono ofiary katastrofy. Aleksander Juwczenko w dniu katastrofy był na służbie w reaktorze 4. Po wybuchu próbował dostać się do rannych, a także pomagał przy próbach opanowania sytuacji. Wchłonął potężną dawkę promieniowania, udało mu się jednak przeżyć, jako jednemu z niewielu. Oto jak wspomina swoje leczenie : „To była bardzo intensywna i wycieńczająca terapia. Tylko najsilniejsi mogli to wytrzymać. Bez przerwy przetaczali mi krew. Przez kilka miesięcy żyłem na krwi innych ludzi. Potem zaczęły się pojawiać wrzody od napromieniowania. Bardzo dużo oparzeń. Dopiero po kilku miesiącach pojawiła się szansa, że przeżyję. Po jakimś czasie moje ciało znowu zaczęło pracować samodzielnie. Moja żona Natasza mówi, że straciłem bardzo na wadze i wyglądałem jak żywy trup. Mówiłem niezmiernie wolno, ale zachowywałem jasność umysłu. Wiedziałem, co się dzieje. Byłem leczony właściwie. I byłem młody i silny. Miałem wtedy 24 lata.”
Po katastrofie wokół elektrowni utworzono kilkanaście całkowicie lub częściowo zamkniętych stref, łącznie o obszarze ponad 4769 km². Z powodu dużych ilości pozostawionego przez ewakuowanych w pośpiechu ludzi pokarmu nastąpił szybki wzrost liczby gryzoni zamieszkujących zamknięty obszar. Pojawiły się nawet głosy postulujące ich wytrucie, jednak natura sama ustabilizowała sytuację. Do zamkniętych stref zaczęło przybywać coraz więcej drapieżników i kolejnych zwierząt łańcucha troficznego. Liczebność zwierząt zwyczajowo zamieszkujących te tereny, takich jak wilk szary, dzik, sarna, jeleń szlachetny, łoś i bóbr zwiększyła się kilkunastokrotnie. Wokół Czarnobyla rozwija się także wiele gatunków zwierząt, które wyginęły na tych terenach dziesiątki lat wcześniej lub nie występowały w ogóle, jak niezwykle rzadki koń Przewalskiego, żubr, ryś lub niedźwiedź brunatny, niewidziany na tych terenach od kilkuset lat. Do strefy ochronnej powróciło wiele gatunków rzadkich ptaków, jak czarny bocian czy orzeł bielik, oraz znaczna liczba łabędzi i sów.
Co tak naprawdę działo się w Zonie zaraz po utworzeniu tego nie wiadomo i pewnie nigdy nie będzie wiadomo. Ludzka wyobraźnia wytworzyła oczywiście obrazy mutantów pomykających wśród ruin i zarośli, tymczasem rzeczywistość może być dużo straszniejsza. Wiadomo za to, że mimo że obowiązuje tam surowy zakaz przebywania to w domach w okolicznych wsiach można spotkać nielegalnych mieszkańców, utrzymujących się z rolnictwa, zaś wycieczki z całego świata zwiedzają swobodnie to miejsce. Natomiast pozostałe reaktory elektrowni jeszcze niedawno pracowały nadal. W 1991 w bloku nr 2 elektrowni w Czarnobylu wybuchł pożar. Mimo iż awaria była niegroźna, rząd niepodległej już Ukrainy wydał decyzję o natychmiastowym zamknięciu reaktora nr 2, a do 1993 wszystkich pozostałych. Z uwagi na ogromne koszty i brak możliwości zrównoważenia bilansu energetycznego Ukrainy, dopiero w 1997 wyłączono reaktor nr 1, a w grudniu 2000 zamknięto ostatni pracujący reaktor nr 3, tym samym elektrownia ostatecznie przestała funkcjonować.
Rząd ZSRR zdał sobie sprawę, że zbudował ponad 30 reaktorów, które mogą wylecieć w powietrze tak samo jak Czarnobyl-4, ponieważ działają na tej samej zasadzie. Aby uniknąć masowej histerii, zrzucono winę na ludzi. Przeprowadzono proces, w wyniku którego dyrektor Bruchanow, naczelny inżynier Fomin i zastępca bloków 3 i 4 Diatlow zostali skazani na 10 lat więzienia. Do więzienia trafił też Kowalenko, Tuptonow zmarł przed wykonaniem kary. Po wielu latach, pod naciskiem kolejnych ekip uznających sprzęt elektrowni za wadliwy, Tuptonow pośmiertnie został uznany za niewinnego, a Diatlow, zniszczony już wtedy zupełnie przez chorobę popromienną,  oczyszczony z zarzutów.
Oficjalnie liczba ofiar to:
2 strażaków, umiera w nocy 26.04.'86
kolejnych 28 umiera w ciągu kilku miesięcy
oficjalna liczba zgonów wynosi 51 ofiar
Nieoficjalnie:
600 pilotów śmigłowców
co czwarty z górników zmarł przed 40 rokiem życia; ok. 2,5tys
ok. 20 tys. likwidatorów zmarło do 2005 roku; ok 200tys jest inwalidami
łączna liczba ofiar wg. różnych źródeł jest szacowana nawet do kilkunastu tysięcy
Według niektórych badań w wyniku katastrofy ok. 600 000 osób na świecie narażonych zostało na podwyższoną dawkę promieniowania. Zazwyczaj nie wlicza się do tej liczby mieszkańców terenów położonych dalej od elektrowni niż miasto Prypeć, nawet mieszkańców pobliskiego przecież Kijowa. Wiadomo jednak, że podwyższona liczba zachorowań na raka tarczycy jest właśnie wynikiem wchłonięcia radioaktywnego jodu. Naukowcy twierdzą, że podawanie płynu Lugola polskim dzieciom było zabiegiem zbędnym, ponieważ poziom promieniowania nie był aż tak wysoki. Są jednak zgodni, że ze względu na brak szkodliwości zażycia tego specyfiku w połączeniu z tajemnicą jaką wypadek w Czernobylu okrywały radzieckie władze, była to decyzja słuszna. Oficjalne doniesienia władz nie mówiły też nigdy o mutacjach u osób narażonych na promieniowanie, zręcznie omijając fakt, ze mutacje takie nie występują u osób już żyjących – te są narażone na poparzenia popromienne oraz nowotwory, natomiast anomalie występują u dzieci osób napromieniowanych. Wiele kobiet w tamtym okresie, zarówno po radzieckiej jak i polskiej stronie granicy, zdecydowały się na usunięcie ciąży w obawie przez wpływem promieniowania na dzieci. Władze ZSRR ustanowiły za to nowe normy promieniowania, dzięki czemu Czernobyl znalazł się „w widełkach” określanych jako „bezpieczne”.
Problemem pozostaje wysoki koszt usunięcia szkód po katastrofie. Zarówno G8 jak i Unia Europejska zobowiązały się dostarczyć Ukrainie pomoc finansową. Jest ona potrzebna do rozwiązywania problemów energetycznych z jakimi zmaga się Ukraina po zamknięciu elektrowni w Czernobylu, jak również do likwidacji samej elektrowni. W 2011 roku Komisja Europejska zaapelowała do państw członkowskich Unii Europejskiej o pomoc finansową dla Ukrainy na budowę nowego "sarkofagu", ze względu na kończący się termin ważności obecnego (2016 r.) wyznaczony przez konstruktorów. Wiadomo też, że sarkofag „przecieka” i wydostają się z niego szkodliwe wyziewy promieniotwórcze. W szpitalach nadal przebywają ofiary katastrofy. Wśród wysiedlonych mieszkańców Prypeci szerzy się alkoholizm i depresje.
Od katastrofy mija właśnie 25 lat. Moje imieniny… Pamiętam jeszcze wstrętny palący smak płynu Lugola i strach z jakim spoglądałyśmy w niebo, jakbyśmy spodziewały się zaraz zobaczyć spadające na nas radioaktywne cząstki. Dziękuję wszystkim ludziom, którzy zginęli lub ucierpieli walcząc ze skutkami wybuchu, za to, że nie dopuścili, żeby katastrofa nabrała jeszcze większych rozmiarów.

*Historia prawdziwa, imię zmienione…

Moje ulubione seriale część czwarta


24 sierpnia 2012

Dziś kończę serialowe rozważania. Pozostaję na miejscu drugim listy przebojów, bo tam siedzą aż trzy seriale. Było już o „Ally McBeal”, było „Miasteczko Twin Peaks”, dziś ostatni serial z tej pozycji : „ER” czyli „Ostry dyżur”.
Jest to  amerykański serial telewizyjny autorstwa Michaela Crichtona. Michael Crichton, nieżyjący już (zmarł 4.11.2008)  amerykański pisarz, reżyser, scenarzysta i producent filmowy, jest autorem  znanych powieści określanych jako technothrillery, które popularność zyskały dzięki adaptacjom filmowym (np. Park Jurajski w reżyserii Stevena Spielberga). Był także autorem scenariuszy wielu filmów, m.in. Twister. Jeśli chodzi o ER, to był jego pomysłodawcą i producentem, a także jednym z reżyserów i oczywiście twórcą scenariusza.
Serial został wyprodukowany przez Constant C Productions i Amblin Television we współpracy z Warner Bros. Television Production, Inc. w latach  1994 – 2009. Był nadawany w wielu krajach na całym świecie, gdzie zyskał ogromną popularność. Składa się z 15 sezonów, przy czym każdy sezon ma około 22 odcinków ( pierwszy sezon ma ich 26, 13 sezon – 23, 14 sezon – 19, a 15 sezon ma 22 odcinki, z tym że ostatni jest „podwójny”, pozostałe sezony mają po 22 odcinki), co daje razem 332 odcinki – jest co oglądać! Wyszedł również na DVD, więc każdy może mieć swój własny prywatny „Emergency Room” w domu. Edycje DVD zaczęły ukazywać się w 2003 roku i wydawanie kolejnych sezonów trwało aż do lipca 2011.
Oprócz Michaela Crichtona  w tworzeniu serialu brali też udział tacy reżyserzy jak John Wells , Lydia Woodward, Carol Flint, Neal Bear, Jack Orman, Christopher Chulach, David Zabel. Ciekawostką jest udział Stevena Spielberga przy tworzeniu serialu. „Ostry Dyżur” według początkowych planów miał być filmem reżyserowanym przez Stevena Spielberga. Jednakże na wczesnych etapach produkcji Spielberg „zamienił się” z Michaelem Crichtonem pomysłami i w ten sposób Spielberg dostał Jurassic Park, a Crichton „Ostry dyżur”. Spielberg na początku służył radą oraz pomocą Crichtonowi i nawet reżyserował pierwszy odcinek, choć nie jest to uwzględnione w czołówce. Scenariusz oprócz Crichtona tworzyło jeszcze 18 innych osób.
Wymienienie wszystkich nagród, a zwłaszcza wszystkich nominacji, które otrzymał serial i jego aktorzy, zajęłoby mi co najmniej następne dwie strony. W skrócie, serial miał pięć nominacji do nagrody Amerykańskiej Gildii Aktorów Filmowych, dziewięć nominacji do Złotych Globów i siedemnaście nominacji do nagrody Emmy. Z nagród uzyskanych serial otrzymał trzy nagrody Amerykańskiej Gildii Aktorów Filmowych (najlepsza obsada, najlepsza rola kobieca i najlepsza rola męska), jedną nagrodę Złotego Globu (najlepsza rola męska serialu 1998) i cztery nagrody Emmy (najlepsza rola gościa w serialu 2005, najlepsza reżyseria 1995, najlepsza aktorka drugoplanowa 1995 oraz najcenniejsza – najlepszy serial telewizyjny 1996). Oprócz tego warto wspomnieć, że „ER” w 1995 roku zdobył  prestiżową nagrodę Gearge Foster Peabody Award, ponadto wygrywał nagrodę People’s Choice Awards dla najpopularniejszego serialu telewizyjnego w latach 1997-2002.
O czym jest? Wiadomo – izba przyjęć w szpitalu. Ale to byłoby zbyt duże uproszczenie. Oczywiście, izba przyjęć pełni tu kluczową rolę, ale tak naprawdę obserwujemy pracę całego szpitala. Jest to County General Hospital w Chicago, nie istniejący w rzeczywistości. Z powodu braku czasu i środków na zbudowanie planu odcinek pilotażowy był kręcony na terenie byłego szpitala Linda Vista Community Hospital w Los Angeles, plan County General Hospital został zbudowany nieco później. Ponadto obserwujemy też życie prywatne lekarzy, pielęgniarek, a czasem też pacjentów, akcja krąży więc praktycznie po całym Chicago. Czasem udajemy się też za granicę z naszymi bohaterami, na przykład do Afryki czy Paryża. 
Każdy odcinek pokazuje historię co najmniej kilku pacjentów ER, którzy zostają wyleczeni, wysłani na inny oddział lub niestety czasem umierają. Ich historie zręcznie przeplatają się z życiem personelu szpitala: ktoś się zakochał, ktoś się rozstał, ktoś ma raka, ktoś rodzi dziecko, ktoś ma problemy z matką, ojcem lub dzieckiem, ktoś ma romans, ktoś popełnia błąd, ktoś awansuje, ktoś jest wyrzucony, ktoś łamie przepisy, ktoś stwierdza, że jest innej orientacji seksualnej, ktoś pada ofiarą przestępstwa, ktoś ma kłopoty finansowe, ktoś nie wie, czy wybrał właściwe zajęcie. Nie ma czasu na nudę. Tempo życia przypomina bardzo tempo pracy na ostrym dyżurze.
Uwielbiam ten serial za jego sferę medyczną. Przypadki, jakie się tam pojawiają nie są jakieś bardzo wyszukane, myślę, że takie jak naprawdę najczęściej pojawiają się w szpitalu wielkiego miasta: wypadki, pobicia, zatrucia, poparzenia, pogorszenie w przewlekłych chorobach, grypy, ataki serca, wylewy, biegunki i temu podobne. Od czasu do czasu zdarza się jakiś bardziej skomplikowany przypadek chorobowy, katastrofa, albo też obserwujemy zmagania z chorobami, których teoretycznie już nie ma, kiedy przenosimy się do Afryki. Po obejrzeniu 15 sezonów mogłabym już na widok pacjenta spokojnie zadysponować jakie badania ma mieć zrobione, a z intubacją też nie byłoby wielkich problemów. Gdybym się mocno spięła, to nawet mogłabym asystować przy operacji. Na dodatek po angielsku, bo oczywiście oglądam serial w oryginale. 
Oryginalna obsada składała się ze stosunkowo mało znanych aktorów, którzy jednak odgrywali swoje role perfekcyjnie. Byli to : Anthony Edwards (dr Mark Greene), Eric La Salle (dr Peter Benton), Julianna Marqulies (siostra Carol Heatheway), Sherry Stringfield (dr Susan Lewis), wtedy jeszcze całkiem nieznany George Clooney (dr Doug Ross) i przede wszystkim wspaniały Noah Wyle (najpierw student medycyny, potem doktor John Carter). Noah Wyle jest rekordzistą serialu: wystąpił w 12 sezonach jako bohater główny i w jednym jako drugoplanowa postać. Prawie dorównuje mu Laura Ines (dr Kerry Weaver), która wystąpiła w 11 sezonach jako postać główna i dwu jako drugoplanowa. Ważnymi postaciami serialu są również Goran Visnjic (dr Luka Kovac), Maura Tierney (najpierw pielęgniarka, później doktor Abby Lockheart), Ming-Na (dr Jing-Mei), Alex Kingston (dr Elizabeth Cordey) oraz lubiana przez bardzo wielu fanów serialu Gloria Reuben (Jeanie Boulet).
Bohaterowie serialu dość często znikają i pojawiają się nowe osoby, co nie jest dziwne zważywszy na to, że jest to szpital „uczący”, czyli pojawiają się wciąż nowi studenci. Poza tym również prywatne losy personelu czasem wymagają zmian w życiu zawodowym. Każde odejście to smutek widza, ale nowe osoby są zazwyczaj tak sympatyczne, że szybko się do nich przywiązujemy. Pierwszym członkiem ekipy, który odszedł, była Susan Lewis, która przeniosła swój staż do Phoenix z powodów rodzinnych. Wróciła w sezonie 8, ale w sezonie 12 znów odeszła, tym razem z powodów zawodowych. Jako gość pojawia się w ostatnim odcinku serialu. Susan Lewis była zarówno pierwszą jak i ostatnią postacią z oryginalnej obsady, która opuściła szpital. W sezonie 5 odszedł Doug Ross, który zwolnił się z pracy po śmierci pacjenta, a za nim w sezonie 6 odeszła siostra Carol Hathaway – zdecydowała się na wyjazd do niego do Seattle, do swojej prawdziwej miłości i ojca swych córek-bliźniaczek. Doktor Mark Greene zmarł na guza mózgu w sezonie 8, a jego żona Elizabeth Cordey została zwolniona za przeprowadzenie nielegalnego przeszczepu. Szpital pozwolił jej zostać, ale pod warunkiem degradacji do stażysty. Dr Corday nie zgodziła się i wróciła do rodzinnej Anglii. Doktor Carter znika na dwa sezony, kiedy to pracuje w Afryce. Doktor Kerry Weaver jest zwolniona z powodu cięć budżetowych. Luka i Abby ruszają pracować do Bostonu. Ostatnią osobą, która opuściła serial jest Dr Neela Rasgotra (grana przez Parminder Nagra), która żegna się ze szpitalem i przeprowadza się do Baton Rouge, by żyć z doktorem Rayem Barnettem (granym przez Shane West), który dwa sezony wcześniej po amputacji nóg w wyniku zderzenia z ciężarówką, postanawia wrócić do rodzinnego miasta, gdzie zaczyna pracę z osobami niepełnosprawnymi.
W serialu wystąpiło gościnnie wiele gwiazd, na przykład: Kirsten Dunst, Ewan McGregor, Danny Glover, Serena Williams, Susan Sarandon, Dakota Fanning, James Belushi, Peter Fonda. Oprócz nich pojawili się też aktorzy i aktorki znane z innych seriali : James Cromwell, Frances Conroy i Mena Suvari („Sześć stóp pod ziemią”), Lucy Liu, Lisa Nicole Carson („Ally McBeal”), Madchen Amick i Piper Laurie („Twin Peaks”) oraz Omar Epps i Lisa Edelstein (Doktor House).
Muzyka nie pełni w serialu tak ważnej roli jak w innych moich ulubionych serialach, ale warto wspomnieć, że pojawiają się tam piosenki takich wykonawców jak Gloria Estefan, Ella Fitzgerald, Smash Mouth, Tori Amos, Santana, Pocol Harum, Don Henley, Red Hot Chili Peppers, Coldplay, AC/DC, The Chemical Brothers, Punjabi MC, Norah Jones, Tracy Chapman, Snow Patrol, James Blunt czy Barry Manilow.
Cytat na koniec?
„Powiedz, że wszystko będzie dobrze”
„Wszystko będzie dobrze”.
Na tym kończę moją serię o ulubionych serialach. Wspomnę jeszcze tylko o miejscu trzecim, na którym „Doktor House” – obejrzałam z przyjemnością i czasem wracam; ósmym: „Murphy Brown”  -  obejrzałam z przyjemnością, ale raz wystarczył; dwudziestym: „South Park”- czasem lepiej, czasem gorzej . Pozostałych miejsc nie przyznano. 

Wąska droga

11.08.2011


Idziesz ścieżką
Która prowadzi w Ciemność na Północy
Znużone twarze obcych okazują współczucie
Już widzieli taką nadzieję
I jeśli chcesz zostać trochę dłużej
Pozwolić bolącym kościom odpocząć przez moment
Zanim noc pokiwa na ciebie
I wiesz, że nie możesz tego odkładać
Słyszysz, jak wołają cię nocne ptaki
Ale nie możesz dotknąć niespokojnego nieba
Zamknij swe bolące oczy obejmując swe imię

Mgła gęstnieje, czołgają się jakieś stworzenia
Usłysz coraz głośniejszy w twoich uszach ryk
Wiesz, że ty sam popełniłeś głupstwo
Ale ta siła, co stoi za tobą, nie pokona wszystkich twoich lęków
Ale jeśli chcesz…

Cofnij się myślami o wiele lat wstecz
Do czasów, kiedy każdy poranek tętnił życiem
Może nadejdzie taki dzień
Kiedy noce będą takie jak tamten poranek
I jeśli chcesz…

                                               Tytuł oryginału : „The narrow way”
                                               Autor : Pink Floyd

Jest to ostatni tekst z płyty „Ummagumma” („Seks”).  Album składa się z dwu płyt, na pierwszej koncertowej miedzy innymi znane już „Astronomy domine”, „Set the controls for the heart of the sun” i „Saucerful of secrets” , a także „Careful with that axe, Eugine”  - utwór prawie instrumentalny , jeśli nie liczyć krzyku Rogera Watersa  i szeptu słów tytułu. Druga płyta zawiera oprócz dwu utworów już przeze mnie przetłumaczonych utwory instrumentalne: „Sysuphus”, „Several species of small furry animals gathered together in a cave and grooving with a pict” i „The Grand Vizier’s Garden Party”.

Sekundy

10.01.2012

Sekundę zabiera pożegnanie
Pożegnanie , och, och, och
Sekundę zabiera pożegnanie
Pożegnanie, och och och, pożegnaj się
Gdzie teraz idziesz

Błyskawica przecina błyskiem niebo
Ze wschodu na zachód, działaj lub umieraj
Jak złodziej w nocy
Widzisz świat w płomieniu świecy

Upadasz, wstajesz i … upadasz, wstajesz i …

W apartamencie na Time Square
Możesz zebrać je gdziekolwiek
Zatrzymać dla okupu, masa do zapłacenia
Rewolucja każdego dnia
ZSRR, NRD, Londyn, Nowy Jork, Pekin
To kukiełki, to kukiełki
Kto ciągnie za sznurki

Upadasz, wstajesz i … upadasz, wstajesz i …

Pożegnaj się, pożegnaj się
Pożegnaj się, pożegnaj się
Pożegnaj się

Sekundę zabiera pożegnanie
Pożegnanie , och, och, och
Naciśnij guzik, wyciągnij zatyczkę
Sekundę zabiera pożegnanie
Pożegnaj się, och och och

Upadasz, wstajesz i … upadasz, wstajesz i …

A oni budują bombę atomową
Czy wiedzą skąd się bierze taniec
Tak, oni budują bombę atomową
Chcą, żebyś zaśpiewał razem z nimi
Pożegnaj się, pożegnaj się
Pożegnaj się
Pożegnaj się



Tytuł oryginału : "Seconds"
Autor : U2

Podboje z małymi dodatkami

31.08.2011


Ciężko czyta się księgę Jozuego. W dużej mierze zawiera ona dokładny opis ziem, które dostały się poszczególnym plemionom izraelskim, jak przebiegały granice, jakie były w nich miasta i jak się te ziemie nazywały. „Rodom potomków Kehata, lewitom, czyli pozostałym potomkom Kehata, przyznano losem miasta z pokolenia Efraima. Dano im miasto ucieczki dla zabójców: Sychem z jego pastwiskami na górze Efraima oraz Gezer z jego pastwiskami, Kibsaim z jego pastwiskami, Bet-Choron z jego pastwiskami: cztery miasta.” Poza tym składają się na nią opisy podbojów kolejnych ziem, wraz z wyrzynaniem ludności, rujnowaniem, paleniem i innymi okropnościami wojny. „A potem Jozue wymierzył im cios śmiertelny i kazał powiesić ich na pięciu drzewach, na których wisieli aż do wieczora. A o zachodzie słońca na rozkaz Jozuego zdjęto ich z drzew i wrzucono do jaskini, w której się ukrywali. Wejście do jaskini zasypano wielkimi kamieniami, które leżą tam aż do dnia dzisiejszego.”
Samo to już mnie odstręcza od tej księgi - chyba jednak z własnych ówczesnych obyczajów wzięli Izraelici modę na mordowanie wszystkich dookoła. Sporo, tak uważam, nie pochodzi w tej księdze od Boga, tylko od ludzi, którzy zbyt dosłownie wzięli sobie do serca przykazanie, że maja się nie mieszać z ludem, którego ziemię biorą w posiadanie. Wskazuje na to kilka rzeczy. Po pierwsze niekonsekwencja w postępowaniu . Libna, Lakisz, Egdon – zostały zdobyte tylko mieczami Izraelitów. Pod Gibeonem  Bóg rzekomo zesłał kamienny deszcz. Jerycho było zaś zdobyte przy pomocy trąbienia, czyli jakby przy współudziale Boga. Gdyby Bóg chciał, żeby plemię Izraela było uważane za silne – wspierałby ich tylko słowami przed walką. Gdyby chciał, żeby podbijane narody zwracały większą uwagę na niego samego – zawsze dokonywałby jakiegoś cudu. A trudno sobie wyobrazić, żeby Bóg zastanawiał się co mu się bardziej opłaca przy którym narodzie, skoro i tak wszyscy szli na rzeź.
Wszyscy za wyjątkiem jednego narodu. Mieszkańcy Gibeonu przyszli zawrzeć przymierze z Izraelem. Powiedzieli im , że mieszkają bardzo daleko, więc nie stanowią dla Izraela żadnego zagrożenia. Okłamali ich, co wyszło na jaw, dopiero po tym jak Jozue już zawarł z nimi przymierze. „Za karę” skazał ich na bycie wiecznymi niewolnikami, ale celowo wzięłam „za karę” w cudzysłów, bo co to właściwie była za kara? Ich kłamstwo zapewniło im życie, podczas gdy inne narody ginęły. Niby dlaczego mam wierzyć, że kłamstwo spodobało się Bogu i nic nie powiedział Jozuemu na taką decyzję? To zupełnie inny przypadek niż nierządnica Rachab, która faktycznie uwierzyła w Boga i dlatego ocaliła życie swoje i rodziny.
Następny problem to kwestia ołtarza. A było to tak : „Gdy przybyli w okolicę nad Jordanem, położoną jeszcze w kraju Kanaan, potomkowie Rubena, potomkowie Gada i połowa pokolenia Manassesa zbudowali tam ołtarz nad brzegiem Jordanu, ołtarz wyglądający okazale. I usłyszeli Izraelici wiadomość: Oto potomkowie Rubena, potomkowie Gada i połowa pokolenia Manassesa zbudowali ołtarz naprzeciw ziemi Kanaan w okolicy Jordanu, na brzegu Izraelitów. Usłyszeli tę wiadomość Izraelici i cała społeczność Izraelitów zebrała się w Szilo, aby wyruszyć przeciw nim na wojnę.” Kiedy doszli na miejsce, wyjaśniono im, że ołtarz został postawiony, żeby po wsze czasy przypominać o Bogu kolejnym pokoleniom, jako „świadectwo” jak go nazwali. Bóg się na ten temat zupełnie nie wypowiedział! Jedyna opinia jaka została wydana pochodziła od ludzi: „Gdy kapłan Pinchas, książęta społeczności i naczelnicy plemion izraelskich, którzy mu towarzyszyli, usłyszeli słowa wypowiedziane przez potomków Rubena, potomków Gada i potomków Manassesa - wydały się one dobre w ich oczach.”. Bóg wypowiadał się do tej pory nawet w dużo bardziej błahych kwestiach, dlaczego pominął to milczeniem? Jego własny naród idzie walczyć między sobą, o on milczy?
Wygląda to tak, jakby w tym czasie, w tym momencie swoich dziejów, naród Izraelski zaczął tracić kontakt z Bogiem. Owszem, jest w tej księdze też opis cudów, którymi Bóg pomógł Izraelowi, np. przy przejściu przez Jordan. Pojawia się tez anioł, Jozue słyszy tez czasem polecenia wydawane przez Boga. Jednak najczęściej Jozue powtarza swemu ludowi słowa Mojżesza dotyczące przykazań bożych, napomina ich, żeby kochali tylko jednego Boga i nie służyli innymi, których napotkają na swej drodze. Przyzwyczajeni do bycia prowadzonymi za rękę Izraelici nie zauważyli chyba, że Bóg naprawdę zmęczył się już ich wybrykami . Jeszcze się nimi zajmuje, jeszcze czasem pokazuje im, że źle zrobili, ale ogarnia go coraz większa obojętność…

Życie to nie jest

09.02.2012


Życie to nie jest
umiejętność wrodzona
ani
odruch bezwarunkowy
Szkoła życia
to wielkie telewizyjne kłamstwo
Nie ma też
tabletki na życie
syropu od życia
ani odtrutki
Czasem to co w genach
lepiej byłoby usunąć operacyjnie
a to co nabyte
poddać chemioterapii
Niektórym udaje się przeżyć życie
ani razu nie żyjąc
Życie przepływa przeze mnie
czerwoną rzeką
zwalniając w zwężeniu tętnicy
Życie bije we mnie
z małym błędem co piąte stuknięcie
Jak w życiu
nic nie jest idealne
za to wszystko śmiertelne

(Wisławie Szymborskiej)


Zamyśliłam się nad komputerowym pokoleniem

14.01.2013


Nie jestem komputerowym ignorantem.
Zresztą, niepotrzebnie to mówię, gdybym była – nie pisałabym tego bloga. I dwóch innych. ;)
Napisałam to tylko dlatego, żeby nakreślić charakter głównej bohaterki. A więc powtórzę – nie jestem komputerowym ignorantem. Każdy jednak jest czasem blondynką, ewentualnie gapą, gumbą, ciamajdą itp. Moja blondynkowatość objawiła się, kiedy usuwając zbędne programy z komputera usunęłam przez przypadek to coś, co powoduje, że w komputerze jest dźwięk. No i dźwięk „przestał być”. ;) L
Próbowałam ratować sytuacje sama, ściągnęłam co trzeba z Internetu, zainstalowałam według instrukcji, którą jakaś dobra dusza udostępniła na forum. Problem polegał na tym, ze to i tak nie pomogło. L
Oddałam więc  laptopa w ręce osób bardziej w tym kierunku rozwiniętych i dwa razy ode mnie młodszych.
Było ich dwóch… Jak tych dwóch, co ukradli księżyc. ;) Szczerze mówiąc, to mogliby ukraść nawet mnie, sprzedać, odkupić z zyskiem, sprzedać ponownie i nawet bym się nie zorientowała, gdyby to robili przy użyciu komputera, nawet gdybym siedziała obok i patrzyła im na ręce.
Co zresztą prawie cały czas robiłam. Ja ledwo zdążyłam ODCZYTAĆ co się pojawia na ekranie (nie żebym rozumiała, ale odczytać ;) ), a oni już wiedzieli, czy się to przyda czy nie, otwierali następne, zamykali, cos ściągali, coś aktualizowali, coś pikało, coś migało, nie zdziwiłabym się, jakby zaczęło na przykład parować. ;)
Czułam się trochę jak Han Solo na Gwieździe Śmierci, kiedy patrzył na migający ekran pokazujący drogę do centrali promienia przyciągającego, a obok Obi Wan Kenobi wszystko zapamiętał. ;)
Poza tym mówili do siebie półsłówkami i dźwiękami, które absolutnie nic mi nie mówiły.
Inne pokolenie… Pokolenie komputerowe. Ja jestem przy nich noworodkiem fikającym nóżkami i mającym radochę jak trafi palcem od stopy do buzi. ;)