Rozdział ósmy „Kim ty jesteś?”
W przypływie desperacji zaczął wycierać krew ze swoich
rąk w jej ręce, w jej ubranie, włosy, twarz. Na początku się broniła, ale potem
jakby zaczęła się budzić z głębokiego snu.
- Filip? – zapytała szeptem. – Dlaczego ty jesteś
mokry? Co się dzieje?
- Gosiu – odpowiedział Filip błagalnym tonem, cała
siłą woli nakazując sobie spokój, bo nagle obudziła się w nim nadzieja, że uda
mu się dotrzeć do niej, do tego mózgu, w którym nastąpiło przegrzanie, zwarcie,
albo bógwieco. – Popatrz dobrze, kochana. Ja nie jestem tylko mokry, widzisz?
Popatrz dokładnie… zobacz, co to jest, proszę…
Prawie usłyszał kliknięcie w jej głowie. Kiedy
podniosła na niego oczy, były pełne przerażenia, ten strach prawie się z nich
wylewał. Popatrzyła dokładnie jeszcze raz na niego, od góry do dołu i z
powrotem, jakby rejestrując dokładnie wszystkie krwawe ślady. Łzy już ciekły
strumieniami po jej twarzy, kiedy znów spojrzała mu w oczy.
- Co ci się stało? – zapytała, jakby nie słyszała
przedtem jego słów.
- Gosiu, kochanie, mi się nic nie stało, możesz być
spokojna, jestem cały i zdrowy. To nie moja krew, to sąsiadki. Ona nie żyje,
została zabita przez męża, nożem. Myślę, że się pokłócili, ich syn popełnił
samobójstwo, przez ojca. A ten ojciec pije. Córkę zabrało pogotowie. – mówił
wolno, sprawdzając, czy słowa do niej docierają i czy nie widać znów jakiś
oznak popadania w to szaleństwo, które trwało miesiącami.
Gośka wchłaniała powoli jego słowa, ale wyglądało na
to, że tym razem coś naprawdę przeskoczyło jej w mózgu. Filip postanowił kuć
żelazo póki gorące i zaczął ją łagodnie prowadzić do okna, z którego widać było
dom sąsiadów. Nadal stało tam pogotowie i policja. Jeden z policjantów
rozmawiał ze Zbyszkiem, drugi z Czarkiem przed ich domami. Zaraz, a to co?....
-Matko Boska – szepnął Filip widząc, że ratownicy
robią sztuczne oddychanie i masaż serca Sarze, leżącej na noszach wprost na
chodniku.
- Ona nie umrze – usłyszał szept tuż obok siebie. –
Ale zaraz będzie wybuch. Zaraz przed kłótnią ona chciała się zabić i odkręciła
gaz…
Gośka stała przy nim blada jak prześcieradło.
Najwyraźniej widziała wreszcie dom, córkę sąsiadów i całą tą akcję na ulicy. Filip
nie wiedział co robić, z jednej strony chciał biec, ostrzegać wszystkich, że
zaraz wszystko wybuchnie, z drugiej strony już sobie wyobrażał kłopoty, które
może przez to mieć, z trzeciej strony – Gośka, która chyba wreszcie zaczyna coś
rozumieć. Kiedy poczuła, że na nią patrzy, odwróciła głowę w jego stronę.
- Nie wierzyłam ci…. Myślałam, że czytasz po kryjomu
moją książkę, że zmyślasz, że jesteś chory… a teraz widzę, że ten dom
rzeczywiście tu jest…. Jak zginał syn?
- Dokładnie tak jak opisałaś w swojej książce, Gosiu.
W jednym masz rację – czytałem ją po kryjomu, ale dopiero od momentu naszej
rozmowy o sprzedawczyni, kiedy mnie o to oskarżyłaś. Teraz już wiem dlaczego, opisałem ci naszą sprzedawczynię ze sklepu, a
ona jest identyczna z tą w twojej książce.
- Nawet to?... Myślałam, że chodzi tylko o tą rodzinę…
- Nie, całe nasze sąsiedztwo opisałaś dokładnie. No
może nie dokładnie, bo na przykład Zbyszka nigdy w niej nie widziałem. –
pokazał jej palcem sąsiada wciąż rozmawiającego z policjantem.
- Już tam jest. Powiedz, czy w zimie nosi pomarańczowe
nauszniki?
- Tak…. – odpowiedział Filip. Jak było mu jej szkoda…Pewnie
myślała sobie teraz, że to miało być arcydzieło, a tymczasem będzie mogła to
najwyżej sprzedać jako relację z wydarzeń …
Gośka pokiwała głową, a potem pokazała mu palcem córkę.
Ratownicy przestali nad nią pracować, zdejmowali właśnie rękawiczki i chowali
sprzęt, dwu innych wstawiało nosze z dziewczyną do karetki. .
Filip obserwował medyków i jednocześnie czuł, jak
zalewa go zimny pot. Gośka najwyraźniej jeszcze nie chwyciła najważniejszej
części całej tej sytuacji. Tego jednego drobnego elementu. Maleńkiego
szczegółu.
Czas, czas, czas…
- Ja chyba też tego jeszcze nie chwyciłem – pomyślał
nagle. – Jak to możliwe, że ona coś pisze, a to się pojawia w realnym świecie ?
I teraz na dodatek nagle ona to zaczyna widzieć, a przedtem nie widziała? O co
tu chodzi?
Gośka powoli podeszła do okna, zostawiając go tam, gdzie
stał. Filip poczuł, że chyba mu się kręci w głowie. Jego żona zmyśliła świat.
Jego żona stworzyła świat. A co jeśli stworzyła CAŁY świat? Łącznie z nim samym
na przykład? Co się stanie, jeśli nagle pewnego dnia uzna, że ten bohater jest
zbędny i usunie go z powierzchni ziemi? Czyli z ekranu laptopa? Czy to nastąpi
za chwilę, w tym wybuchu, o którym mówiła?
- Co teraz będzie? – usłyszał swoje własne słowa.
Wcale nie miał zamiaru zadawać tego pytania głośno.
- Och, to już w sumie koniec ich historii. Postanowiłam
na tym zakończyć pierwszy tom i potem napisać następny o kolejnej rodzinie,
która po latach kupuje to miejsce i buduje sobie dom, a potem zaczyna im się
bardzo nie układać, bo to miejsce jest, wiesz, skażone. Poprzednimi
wydarzeniami. I może potem odkrywają, że tak naprawdę wcale nie są drugą
rodziną w tym miejscu, tylko kolejną. Tylko jeszcze nie wiem dlaczego.
- Nie pisz o tym, proszę cię – tego też nie miał
zamiaru powiedzieć głośno.
Gośka odwróciła się do niego. Wyglądała jakoś inaczej.
- Czemu? – spytała dość chłodno. – Uważasz, że to nie
jest dobra koncepcja? To będzie moje arcydzieło. Cała seria książek. Cała seria
światów.
Filipowi słowa utknęły w gardle. Czy znów pogrążała
się w swojej paranoi?
- Czemu tak na mnie patrzysz? Więc stworzyłam świat,
no i co? Nie bój się tak, wybuch zmiecie tylko ten dom. U nas wyleci tylko
szyba w kuchni. Gorzej będzie ze Zbyszkiem, ale może jednak pozwolę mu żyć.
Jeszcze nie zdecydowałam. – uśmiechnęła się dość złośliwie. – Ale już
napisałam, co się stanie z Tobą. Tę książkę już skończyłam. Założę się, że jej
nigdy nie czytałeś, co? Szkoda, wiedziałbyś, co za chwilę będzie.
Coś dziwnego było w jej twarzy. Starając się nie
stracić resztek przytomności przyjrzał jej się uważnie. Jej piwne zawsze oczy
teraz świeciły intensywną zielenią.
- Kim ty jesteś? – zdążył zapytać, zanim osunął się na
podłogę.