Taksówka nagle zaczęła jechać coraz szybciej. Postanowiła
zwrócić kierowcy uwagę, że to niebezpieczne, ale nie zdążyła.
Zjechali dość gwałtownie z asfaltu i wjechali na kupę żwiru,
który zaczął pryskać spod kół. Samochodem zarzuciło, poczuła, że odbili się od
czegoś i skręcili ponownie w druga stronę.
Przez szybę zobaczyła zbliżającą się do nich z dużą
prędkością blachę falistą jaka zazwyczaj stanowi tymczasowe ogrodzenia, a potem
blacha zniknęła jak zdmuchnięta. W oknie zostało już tylko niebo, a ona
poczuła, że spadają gdzieś w dół.
Chciała krzyknąć, ale nie mogła wydobyć z siebie głosu, całą
mocą umysłu skupiła się więc na myśli, której nie zdołała wykrzyczeć: „Kocham
cię” – posłała (a przynajmniej taką miała nadzieję) mu myślami.
Uderzenie było potężne, a po nim zapadła ciemność.
Obudziła się zlana potem i pomyślała, że oto właśnie umarła
na jakimś poziomie wieży. Ale na każdym poziomie kocha go tak samo mocno.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Możliwość komentowania została zablokowana ze wzglądu na zawieszenie działalności tego bloga. Zapraszam na mój drugi blog Karkonosze moja miłość - wystarczy kliknąć w obrazek z tym tytułem po lewej stronie.
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.