Czy mieliście kiedyś takie wrażenie, że dookoła was jest cała
masa osób, ale nikogo tak naprawdę nie ma? Znajomi, przyjaciele, bliscy,
koledzy i koleżanki, panie i panowie, szanowni zgromadzeni! A gdzie w tym
wszystkim jest miejsce na osobę?
Zacznijmy od definicji. Nie interesuje mnie ta dotycząca,
kolegów, czy znajomych, interesuje mnie ta dotycząca przyjaciół. Kto to jest
przyjaciel. Najczęstsze skojarzenie to chyba „prawdziwych przyjaciół poznaje
się w biedzie”. Jest słuszne.... chyba. Łatwo jest mówić o sobie, że jest się
czyimś przyjacielem, kiedy życie kwitnie jak jabłonka wczesną wiosną i wszystko
jest słodkie i pachnące. Tragicznie jest, jeśli przy pierwszym problemie,
osobnik/osobniczka mieniąca się przyjacielem/przyjaciółką, zakłada kalosze i
zmyka jak przed mrówkami faraona. To zdecydowanie nie jest przyjaźń.
Ale czy tak samo ostro należy osądzić kogoś, kto dał sobie
radę w wielu sytuacjach, pomógł przy wielu problemach, ale w końcu już nie daje
rady? Innymi słowy: czy przyjaciel ma prawo się poddać? Wyobraźmy sobie siebie
w takiej sytuacji: latami przyjaźnimy się z kimś, kto wciąż wdeptuje w jakieś
problemy. Najczęściej niestety, jako że życie jest chorobą pełną nawrotów, wdeptuje
w takie same problemy. Nasze tłumaczenia nie pomagają. Jest płacz, zgrzytanie
zębów, ataki histerii, obiecywanie sobie, że już nigdy więcej, a za jakiś czas
ta sama polka – galopka. Szlag by świętego trafił. Mamy w tym momencie dwa
wyjścia: albo będziemy bardziej święci od świętego i po raz kolejny wyciągniemy
dłoń, albo się poddamy.
Decyzja taka nie należy do łatwych.
Wydaje mi się, że wiąże się ona z tym, jak ogólnie
postrzegamy siebie jako osobę i jak widzimy ta przyjaźń. Osoba w stylu „matki
Polki” , zawsze gotowa wziąć na siebie dowolny ciężar, będzie zapewne trwała do
końca, swojego, albo swojej przyjaciółki. Mocna osobowość, dla której
niemożność poradzenia sobie z jakimś problemem jest niezrozumiała, odwróci się
w końcu plecami mamrocząc pod nosem „masz co chciałeś/łaś”.
Na tym polu minowym widzę jednak ścieżkę, która wydaje się
prowadzić w dobrym kierunku. A kierunek ten to doprowadzić do tego, żeby osoba
z problemami zaczęła sobie zdawać sprawę z tego, że mimo że ktoś koło niej jest
i ją wspiera, to jednak musi sobie dać rade ze swoim problemem sama.
Najwyraźniej nie chodzi przecież o wkręcenie śrubki, tylko o nieumiejętność
nabywania doświadczenia i korzystania z niego w przyszłości. Będzie to w pewnym
sensie postawienie własnej granicy” jestem przy Tobie, widzę Twój problem, ale
już nie będę go za Ciebie rozwiązywać. Już nie”. W końcu w życiu jest cała masa
różnych drzwi, można pokazać tej osobie różne opcje, ale to ona musi wybrać i
przez nie przejść.
Piękna definicja, prawda? Ale co z tego, kiedy nadal marzy
nam się taki przyjaciel, który zawsze pogłaszcze po głowie, zaparzy kolejna
melisę i przenigdy nie skrytykuje, bo przecież kocha. Cóż, może niech to
pozostanie w sferze marzeń. Nie oszukujmy się : przyjaciel, który przenigdy nie
krytykuje albo nie zna nas w ogóle, albo mu w ogóle na nas nie zależy, albo
.... pomaga nam trwać w naszych błędach. Zostawiłabym głaskanie po głowie, ale
tylko w sensie dosłownym, z tej charakterystyki. No i oczywiście melisę.
Ciężko jest zostać opuszczonym przez przyjaciela. Wiem z
własnego doświadczenia jak to boli. Teraz jednak często się zastanawiam, czy to
nie było jedyne wyjście. Należałam właśnie do tych osób, którym popełnianie
tych samych błędów przychodziło z naturalna łatwością. Pewnym usprawiedliwieniem były tutaj moje pokłady kompleksów, niskiej samooceny,
zaszłości z dzieciństwa, przekonań, wmówionych schematów i tego wszystkiego, co
składa się na dorosłego w momencie przekraczania progu dzieciństwa. Ale wiem to
dopiero teraz. Na pewno nie wybrali sobie dobrego momentu na postawienie tej
granicy, ale myślę, że właśnie ekstremalność sytuacji doprowadza w końcu do
zastanowienia się nad tym, dokąd to zmierza. Ja zmierzałam od dłuższego czasu w
stronę przepaści, budując sobie kolejny kawałek drogi na kolejnych
doświadczeniach. Myślę, że już wiem, czemu odmówili mi swojego towarzystwa.
Wyłania się z tego kolejny problem. Oto ja, odbijam się od
dna i wyskakuję jak korek na powierzchnię, żeby zaczerpnąć po raz pierwszy od
dłuższego czasu świeżego powietrza. Rozglądam się z nadzieję wokół, kto mnie
przywita. Nie wszyscy tu są. A więc płynę na poszukiwania tych, których
brakuje. Chyba to boli jeszcze bardziej: dopływam, a tu drzwi zamknięte na
kłódki, rygle i zasuwy. Pukam. Nic. Wracam ponownie. Wita mnie kartka:
„Akwizytorom dziękujemy, mamy dość własnych problemów”.
Oto ja – sprzedawca problemów. Błąd – jaki sprzedawca – daję
je za darmo, w pakiecie, z bonusami i gwarancją.
Dawałam.
Wierzę, że już nie daję.
Wiem, że nie.
Jednak tych dwoje drzwi pozostanie już zamknięte, chociażby z
tej przyczyny, że ja już ich nie będę otwierać. Nie, nie obraziłam się. Po
prostu : odpuszczam. Nasze drogi się rozeszły i widzę, że nie tylko z ich
inicjatywy, ale z mojej przyczyny też. Oddziaływanie jest zawsze obustronne.
Nadal marzę o przyjaźni. Ale teraz zdrowej. Już nie chcę
płakać, że przyjaciel nie ma dla mnie czasu danego dnia – już wiem, że mimo że
spotyka się z kimś innym, nie znaczy to, że przestałam być jego/jej najlepsza
przyjaciółką. Już wiem, że w przyjaźni trzeba czasem usłyszeć bolesną prawdę.
Uczę się jak taką bolesną prawdę powiedzieć. Wiem, że nawet najbliżsi
przyjaciele mogą mieć miejsca w duszy, do których się nawzajem nie wpuszczą. Że
mogą czegoś odmówić. Po prostu – że są oddzielną jednostką, osobą, a nie
syjamskim bratem lub siostrą.
Czy udało mi się stworzyć jakaś definicję? Chaos troszkę.
Może posprzątam z lekka.
Przyjaciel mówi prawdę. Wspiera, ale nie żyje za Ciebie. Jest
do Ciebie podobny, ale ma swoje odrębne cechy. Kocha Cię, ale nie bezwarunkowo –
nie jest przecież twoją matką.
A Ty mu w tym wszystkim nie przeszkadzaj.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Możliwość komentowania została zablokowana ze wzglądu na zawieszenie działalności tego bloga. Zapraszam na mój drugi blog Karkonosze moja miłość - wystarczy kliknąć w obrazek z tym tytułem po lewej stronie.
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.