14.11.2011
Mazury niestety nie zostały nowym cudem świata. Z
jednej strony – szkoda, z drugiej strony – zadeptaliby nam te Mazury. Ale akcja
ta wywołała u mnie chęć zastanowienia się nad moja własną listą „Siedmiu cudów
świata”. Nie miałam możliwości zwiedzić całego świata, wiele miejsc powszechnie uznawanych za najpiękniejsze
jeszcze przede mną, więc powiedzmy, ze będzie to raczej „Siedem dotąd
zobaczonych cudów świata”.
Uwielbiam Londyn jako całość, ale mam też swoje
ulubione w nim miejsce - Świątynia Templariuszy. Miejsce nie jest popularne
wśród turystów, na dodatek dość trudno jest tam trafić. Kościół ten został zbudowany w XII wieku przez zakon przybyły z Jeruzalem.
Składa się z dwóch części, pierwsza to rotunda (powstała najwcześniej) na
planie koła wokół której jest sześć filarów tworzących jakby wieniec, druga
część to prostokątne prezbiterium. Kościół jest bardzo skromny, ołtarz główny
przedstawia tablice z 10-cioma przykazaniami. Nie ma tu rzeźb ani obrazów ale
jest coś co czyni to miejsce wyjątkowym, a mianowicie grobowce templariuszy,
czy raczej płyty nagrobne jakie znamy z typowych katedr, kunsztownie ozdobione,
niektóre z 1144 roku. Kościół zachował się praktycznie w niezmienionej formie
do naszych czasów, ucierpiał w czasie II wojny światowej ale zmieniono tylko
stropy na betonowe. Niestety, nie zawsze można wejść do środka, ale jeśli ma
się to szczęście – człowiek jakby przenosił się w inny czas, miejsce jest pełne
magii. Nawet jeśli wejście jest zamknięte, i tak lubię tam przebywać. Przed
kościołem znajduje się mały park i kolumna z posągiem templariusza na koniu, są
ławki, na których można przysiąść i posłuchać panującej tu ciszy, albo dźwięków
organów dobiegających z wnętrza. Aż trudno uwierzyć, że to miejsce znajduje się
w samym centrum Londynu, między tak ruchliwymi ulicami jak arteria Embankment
nad Tamizą i słynna Fleet Street. Kiedy przekraczamy bramę (cały teren jest
otoczony płotem), wszystkie dźwięki znikają, słychać tylko stuk naszych
własnych butów…
Zapraszam na wirtualny spacer :
http://www.templechurch.com/VR%20Tour/default.html
http://www.templechurch.com/VR%20Tour/default.html
Na wycieczkę do Norwegii wybierałam się bez wielkich
nadziei na super przeżycia, tymczasem okazała się ona jedna z lepszych w moim
życiu. Jest to kraj z jednej strony monotonny krajobrazowo, z drugiej strony –
nie można przestać podziwiać tego, co za oknem. Ukoronowaniem wszystkich
widoków był Nordkapp., czyli Przylądek Północny. Jedzie się tam tunelem
podmorskim, ponieważ ten punkt (71°10′21″N, 25°47′40″E) lezy na wyspie.
Nordkapp jest tylko umownie najdalej na północ wysuniętym punktem Europy, ale
jest za to bardzo atrakcyjny ze względu na to jak wysoko nad morzem jest
położony. Nazwę nadał Przylądkowi Północnemu w roku 1553 angielski odkrywca Richard
Chancellor, który przepłynął obok niego podczas poszukiwań tzw. Przejścia
Północno-Wschodniego - morskiej drogi do Azji. Pierwszy "turysta" na
Przylądku Północnym pojawił się około 100 lat później, był to włoski ksiądz
Francesco Negri, któremu dotarcie do celu zajęło aż dwa lata. Od tamtego czasu
Przylądek Północny był odwiedzany przez dzielnych podróżników, którzy wówczas
dopływali statkami lub łodziami od strony zatoki Hornvika, skąd musieli się
wspinać po stromym zboczu. Teraz oczywiście dostęp jest dużo łatwiejszy i to
jest niestety wada – tłumy turystów nie pozwalają medytować w spokoju nad
ogromem oceanu, siłami przyrody, ziemią i wszechświatem. Na szczęście można
przejść się wzdłuż wybrzeża, gdzie ludzi jest już zdecydowanie mniej i napawać
się wspaniałym widokiem.
Zapraszam na film : http://www.youtube.com/watch?v=U8IrZhQbUNg
Ktokolwiek jedzie na wycieczkę do Hiszpanii,
ewentualnie wybiera pobyt wakacyjny nad morzem na Costa Brava, na pewno trafi
do Barcelony. Obok różnych wspaniałych zabytków, warto zajrzeć do Parque Güell , czasem nazywanego Parkiem
Gaudiego. Antonio Gaudi był katalońskim inżynierem secesyjnym i architektem,
słynącym ze śmiałych pomysłów, których Barcelona jest pełna. Parc Güell, bo tak nazwa wygląda po
katalońsku, to duży ogród z elementami architektonicznymi przy ulicy
Olot, bocznej alei Santuari de la Muntanya, w północno-centralnej części
miasta. Gaudi zaprojektował go na życzenie jego przyjaciela Eusebio Güella (stąd
nazwa), przemysłowca barcelońskiego, który - zauroczony angielskimi
"miastami-ogrodami"
przedsięwzięcie sfinansował. Projekt w założeniu był osiedlem dla
bogatej burżuazji mającym powstać na powierzchni 20 ha. Prace trwały w latach
1900-1914. Projektu tego Gaudí nigdy nie ukończył. W 1922 roku władze Barcelony
wykupiły teren i przekształciły go w park miejski. Wygląda on trochę jak
bajkowy ogród i nie wiem czemu kojarzy mi się z filmami Disneya. Zauroczona
byłam tarasem opartym na wspaniałych kolumnach, falistymi dachami , bramą i
cudowna ławką, a także doborem roślinności. W 1969 roku wpisano park na listę
narodowych dóbr kultury, a od 1984 roku park znajduje się na Liście światowego
dziedzictwa UNESCO.
Zapraszam na wycieczkę : http://www.youtube.com/watch?v=7J8Qa9psS38
Ostatnim z moich zagranicznych cudów świata będzie
Lazurowe Wybrzeże. Już widzę jak niektórzy się krzywią, ale nie można nie
docenić tego wspaniałego miejsca, chyba że ktoś będzie tylko w zatłoczonym
Cannes o brudnej plaży, przereklamowanym Saint-Tropez, skąd nawet żandarm już
uciekł albo napompowanym Monako ociekającym złotem. A prawdziwe Lazurowe
Wybrzeże to lazurowe niebo, czyściutka woda, cisza i spokój, wąskie uliczki,
małe porty z przycumowanymi łodziami, zapach lawendy. Nazwy Lazurowe Wybrzeże
użył po raz pierwszy francuski pisarz Stéphen Liégeard, który w 1887 wydał
książkę zatytułowaną La côte d'azur. Znane jest także jako Riwiera Francuska, która to nazwa pochodzi z
kolei z języka angielskiego - French Riviera. Geograficznie jest
to odcinek wybrzeża Morza Śródziemnego we francuskiej Prowansji (region
Prowansja-Alpy-Wybrzeże Lazurowe), rozciągający się od miejscowości Cassis na
zachodzie aż do granicy włoskiej. Początki turystyki w tym obszarze sięgają
początków XIX wieku, kiedy to zimą przyjeżdżali tu bogaci Francuzi i Anglicy.
Podczas okresu międzywojennego turyści pojawiali się także coraz częściej w
lecie. Po II wojnie światowej na całym wybrzeżu powstała intensywna zabudowa
dla celów wypoczynkowych: hotele, mariny, kąpieliska i kasyna; w tej chwili
jest to najważniejszy region turystyczny Francji, który odwiedza około 10
milionów turystów rocznie. Dlatego lepiej schronić się w mniejszych i mniej
znanych miejscowościach, takich jak Mentona, Grimaud, Frejus z Placem Lecha
Wałesy, Saint-Raphael, Antibes z muzeum Picasassa, Saint-Aygulf czy Grasse z
perfumerią Fragonard i pobliską fabryką owoców kandyzowanych. Z większych miast
dobre wrażenie zrobiła na mnie Nicea z pięknym ogrodem botanicznym i całkiem
sympatyczna plażą.
Zapraszam do obejrzenia zdjęć :
To teraz cuda polskie. Kraków jest wspaniałym miastem
i wiedzą o tym wszyscy, zwłaszcza turyści przeganiani od Bramy Floriańskiej do
Wawelu, z trudem łapiący oddech na Plantach, by za chwilę zostać wtłoczonymi do
podziemi Skałki. Ja za cud świata w Krakowie uważam mało odwiedzany zabytkowy
rzymskokatolicki Kościół św. Katarzyny
Aleksandryjskiej i św. Małgorzaty, położony w dzielnicy Kazimierz. Dla mnie
absolutne cudo gotyku, który ogólnie podziwiam i bardzo lubię, a zgadzają się też
ze mną specjaliści zaliczając tenże kościół do najlepszych przykładów
architektury gotyckiej w Polsce i znajdując też dla niego miejsce wśród
najlepszych egzemplarzy gotyku europejskiego. Doceniają w nim też renesansowe
freski, obrazy i barokowy ołtarz, który akurat dla mnie jest zgrzytem w tym
pięknym wnętrzu. Rok 1342 jest uznawany za oficjalny początek budowy kościoła,
a właściwie na razie przylegającego do niego zespołu klasztornego oo
Augustianów Eremitów. Budowa trwała wiele lat, plany zmieniały się w trakcie, a
kościół nawiedzały kolejne nieszczęścia, takie jak dwa trzęsienia ziemi, w
latach 1443 i 1786, które poważnie uszkodziły budowlę. Kościół nigdy nie został
ukończony – według pierwotnego planu nawa główna miała być dłuższa o jedno
przęsło, czyli o ok. 12 metrów (w kierunku zachodnim); do fasady miały
natomiast przylegać dwie wieże. Mimo to, kościół robi wrażenie. Jest smukły,
strzelisty, skromny w wyposażeniu, surowy w liniach architektonicznych,
majestatyczny, urzekający bijącym z niego spokojem. Nie bez znaczenia jest też
fakt, ze położony jest z dala od zgiełku wielkiego miasta.
Zapraszam na pokaz zdjęć :
W Tatrach byłam wiele razy i nigdy mnie nie zachwyciły,
no może poza jednym razem ale to były Tatry Słowackie i niestety zatarły się
wśród niekoniecznie pozytywnych wrażeń z innych wypraw po polskiej granicy.
Zastanawiałam się, co w nich widzi mój dobry kolega, który jeździ tam wciąż i
wciąż i otwarcie mówi, ze to jego największa miłość. Ale wciąż tam wracałam,
przyciągana jakąś dziwną siłą. I
wreszcie w tym roku do mnie przemówiły. Trasa, która podbiła moje serce to
Dolina Roztoki – Wielka Siklawa – Dolina Pięciu Stawów Polskich – Świstówka –
Morskie Oko, przy czym zdecydowanie stawiam na pierwszym miejscu Dolinę Pięciu
Stawów Polskich. Turyści odwiedzali tę dolinę od początku XIX w., był tutaj
m.in. Stanisław Staszic. Pod koniec XIX w. wytyczono sieć szlaków
turystycznych. Co zalicza się do „atrakcji” doliny? Granitowe szczyty Tatr Wysokich, rozległe
płaśnie, gruzowiska dużych głazów, piarżyska, migotliwe tafle jezior o łącznej
powierzchni 61 ha, murawy , połacie kosodrzewiny, świstaki, kozice, rysie
i najwyżej położone schronisko. Ja tez wiem, że to powinno zachwycać, ale mnie
zachwyciło coś nieco może jednak innego. Rześkie, przejrzyste powietrze, którym
można naprawdę oddychać pełna piersią. Ciemna, czysta, lodowata woda. Cisza, aż
dzwoniąca w uszach, w której słyszy się wszystkie swoje myśli, także te, które
ukryło się gdzieś głęboko przed sobą i przed całym światem. Błyski słońca jak
uśmiechy przyjaznych ludzi. Wiatr – esencja wolności. Gdzieś w górze śnieg,
przypominający, że tu czas płynie inaczej. Chciałabym spędzić tam kilka
tygodni, a nie kilka godzin…
Zapraszam na film :
Lubię też parę innych rzeczy. Bałtyckie dzikie plaże.
Grób Jima Morrisona. Lubelska starówka. Park Islington. Czarna Hańcza. Niebieskie lilie wodne. Śnieżka. Greckie
tawerny. Warszawski świt. I wiele
innych, bo świat jest naprawdę piękny.
Ale nic nie równa się z naszymi Karkonoszami! To jest moje miejsce na ziemi!
Zapraszam na https://nakarkonoskichszlakach.blogspot.com/
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Możliwość komentowania została zablokowana ze wzglądu na zawieszenie działalności tego bloga. Zapraszam na mój drugi blog Karkonosze moja miłość - wystarczy kliknąć w obrazek z tym tytułem po lewej stronie.
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.