2 listopada 2013
wczoraj nawet sie wyspałam, P mnie obudziała tylko trzy
razy. własnie jadłam sniadanie, kiedy mama zadzwoniła i powiedziała, ze ona juz
wszystko zaniosła. w sumie to się tego spodziewałam, ale musiałam tak czy
inaczej sie dwa razy otrząsnąć zamin doszłam do wniosku, ze moge iść.
początek był trochę nieznośny, w ogóle nie mogłam chwycic
nastroju, bo mama gadała jak szalona, i oczywiście kradną, brudzą,
przeszkadzają, to tamto i siamto. wreszcie stwierdziłam, ze ja ide na inne
groby i namówiłam ja żeby poszła sie przebrac bo szczękała zębami.
i wtedy zaczełam łapac nastrój. kupowałam znicze i
obchodziłam kolejne groby, zapalałam znicze, modliłam się na swój sposób,
zamyslałam, stałam sobie i pozwalałam, żeby wszystko przeze mnie płyneło. jak
mi szkoda, ze nie ma juz własciwie takich zniczy jak kiedys, prawdziwych, z
otwartym ogniem, który mozna obserwować, wszystko poazmykane w szklanych
słojach…
wspominałam tez jak mi bardzo brak tego wspólnego sprzątania
z moja babcią…
poznałam nowego członka rodziny, z którym w tym samym czasie
zadalismy sobie pytanie „A pani/pan to kto?” i pogadałam z B. widziałam masę
znajomych. zrobiłam chyba z pięć okrążeń i wtedy wróciła mama, ale to ja już
byłam spokojna i w nastroju.
2 listopada 2013
Koło pierwszej wróciłam do domu, odpoczełam, zjadłam owoce
na drugie sniadanie, napisłam sie herbaty, ugrzałam, poczytałam.
jeszcze na cmentarzu zadzwoniła K, czy idziemy na spacer.
odpisałam, ze chętnie, 16 jak zwykle? nie, 18 bo jest u niej A. nie załapałam,
że napisąła „Przyjdziemy razem” w ogóle, inaczej bym odmówiła point blank.
napisałam, ze za póxno, to napisała że 17 i się zgodziłam.
postanowiłam w związku z tym jechac na drugi cmentarz do
wuja. i tak zrobiłam. fajnie było. tamten cmentarz jest nowszy, porządniejszy,
tez ma urok, choc nie taki jak stary. wróciłam spacerkiem.
spotkałam A, handlowali zniczami z druzyną. pogadaliśmy
trochę, udałam sie na miejsce zbiórki i wtedy K zadzwoniła, że się spóźnią, bo
jest korek. więc poszłam sama na spacer i to był swietny wybór, bo sie
odpręzyłam, wciągnełam w cudną atmosferę, było ciepło, pachniało dymem, lampki
migotały, ludzie jacyś cisi, bomba. zapaliłam znicz za wszystkich, do których
nie moge pojechac np za tatę M. postałam, pomyslałam.
jak one obie przyszły, to ja już byłam w innej rzeczywistości,
więc nie docierało do mnie nic.
aczkolwiek po namysle – jak ona sie nie chce widzieć bo ma
innych znajomych, to ok, jakos przeżyję, ale niech nie ściemnia. a tu najpierw
mnie zaprasza na spacer, kiedy jest z A, a potem zaprasza mnie do siebie, a jak
mówię, ze chętnie oprócz nastepnego tygodnia, to mówi, ze listopad jest ciężki,
ale zobaczy i da znać.
coś jest ze mną nie tak, wszystkich ajkos od siebie
odsunełam, czy sie odsuneli, czy coś….
2 listopada 2013
złapałam autobus i byłam idealnie na czas w domu. zmierzyłam
P cukier, naszykowałam sobie kadzidełko, świeczki, herbatę i zaczeło sie
słuchanie Muzyki Ciszy. fantastyczne trzy godziny, doskonałe. oczywiście będe
słuchac jeszcze nie raz i nie dwa, ale wydaje mi się, ze to była the best ever.
trzeba podziękować
w nocy tez mi się MC sniła
P tylko raz w nocy szalała, więc w miarę też się wyspałam.
zjadłam pyszne sniadanko, słucham Markomanii, a zaraz
wybieram się z mamą na obchód cmentarza jeszcze. mam nadzieję, ze nie będzie
nadawać na tematy wiadome.
waga dziś bardzo zadowalająca. dziś ostatni dzień z drugim
sniadaniem. jak wrócę to będzie brzoskwinia. od jutra zupka. a dziś mam nadzieje,
ze się uda na herbatkach plus gorący kubek, jakby było cięzko, to barszczyk, a
jakby było tragicznie to dwa kubki.
3 listopada 2013
cięzko…. ledwo sie trzymam…
4 listopada 2013
no, wczoraj troche nie dałam rady… na wieczór usmażyłam
sobie warzywa z patelni z owocami morza. dziś waga była oczywiście mało
radosna, ale nie aż tak tragiczna, jakby sie to mogło zdawać. dziś idzie
zdecydowanie lepiej, zjadłam na razie śniadanie i drugie śniadanie i wcale nie
czuję, ze jest jakoś okropnie, więc chyba dzisiejszy dzień zaliczę za sobotę
kiedy to sie najadłam płatków sniadaniowych jak Bridget Jones. A od jutra na
zupce.
generalnie nie mam najlepszego humoru, mysli typu „przeciez
to nie ma najmniejszych szans powodzenia”, strach i w ogóle…
jutro strasznie długi dzien pracy i na dodatek ciezki plus
nudny… no idzie się pochlastać…
5 listopada 2013
cały dzień w robocie. zmęczona.
głaszczę płytę
6 listopada 2013
dziś musze zrobić odpust zupełny, bo inaczej nie
wytrzyyyyyyyyyyyymaaaaaaaaaaaaam!!!!!!!!!!!!!!
7 listopada 2013
dobrze jest sobie wolne zrobić.
dlatego dziś będzie cd
8 listopada 2013
jestem przygnębiona, nie potrafię wykrzesac z siebie
optymizmu i radości nawet w kontekście niedzieli…
10 listopada 2013
Seeing you again, was like meeting for the first time
In a foggy dream so many years ago
Strangers in an airport
Searching for the word to break the ice
Holding you again, even for the briefest moment
Made me realize how much I love you still
Wanting you to want me
Still not knowing if you ever will
Seeing you again, seeing you again
Was the sweetest torture I may ever know
Seeing you again, seeing you again
Made me wish I’d never let you go
Seeing you again, running free along the beaches
Where our shadows first began to intertwine
Listening to your laughter
Wishing that your love could still be mine
Seeing you again, seeing you again
Was the sweetest torture I may ever know
Seeing you again, oh seeing you again
Made me wish I’d never let you go
Did you only come to say you’re sorry
Or give it one more try
Or did you only need to see
There was nothing left for me
Inside worth saving
Running for your train
You smiled back through the doorway
Like you used to when our hearts still beat as one
And as I turned away, I knew the lonely days had just begun
Seeing you again, seeing you again
Was the sweetest torture I may ever know
Seeing you again, oh seeing you again
Made me wish I’d never let you go
11 listopada 2013
wczoraj nie byłam w stanie nic w zasadzie napisać…
widziałam się z M…. półtorej godziny czystego
szczęscia.
jak widać dziś też nie jestem w stanie nic napisac
ten cudny moment…. I re-play it in my head…
a dziś mail…
no jestem w górnych krańcach nieba …
11 listopada 2013
and I’m still surprised that I was able to pull a stunt like
that…
12 listopada 2013
pracę w większości dziś pozorowałam. nie bardzo mogę sie na
czymś konkretnym skupić. wszystkie mysli krążą mi wokół M i serce mi się
normalnie wyrywa.
wspominam cały czas….
chcę więcej…. czy to sie może udać?…
13 listopada 2013
Bardzo mi się dziś dobrze pracowało i uważam, ze była to
praca owocna.
Nadal unoszę sie na fali niedzieli
i nadal chcę więcej…
14 listopada 2013
strasznie tęsknię…
każdym nerwem, każdą myslą, każdym oddechem…
to normalne, wiem. ale takie trudne… z drugiej strony – nie
oddałabym ani sekundy z tych cudownych chwil w niedzielę, zeby teraz nie
cierpieć…
15 listopada 2013
powoli spadam….
wolno spadam ….
głową w dół…
16 listopada 2013
Piosenki z dzwoneczkami
17 listopada 2013
weekend mocno zajęty, ale fajnymi rzeczami.
humor, po chwilowym wieczornopiątkowym załamaniu – trzyma
się.
życie się toczy swoim tempem….
za szybko dla mnie, dlatego postanowiłam podzielic dni na
połowki….
poczytałam sobie, jak miło.
słucham „Tucson, Arizona”, wspominam….
coś mnie boli, nerki, jelita, wątroba, cholera wie… i doktor
House może
19 listopada 2013
ale wyśrubowane wymagania…. nic dziwnego, ze się nie
udało… trudno. na szczęście mojego
wkładu było w tym niewiele, ale inni bardzo zawiedzeni, zwłaszcza E.
nie chce mi sie nic. tzn inaczej – chce mi się, ale bardzo
szybko opadam z sił…
chyba chcę juz swięta
20 listopada 2013
rozmawiałam dzis z S w pracy. zaskakująco zgodnie
stwierdziłysmy co nas tak naprawdę wykańcza….
dzis w pracy bylo bardzo satysfakcjonująco… dopóki nie
zaczeło byc wkurzająco :/ burdel mnie kiedys wykonczy. albo wmawianie mi czegoś
jak wiem, ze tak nie było.
postanowiłam zrobic sobie całkiem wolne w tym tygodniu bo
już bardzo nie wyrabiam. tylko najważniejsze rzeczy, jak np podlewanie kwiatów.
przyszły tydzień bedzie szalony, ale zobaczymy, czy nie uda się zrobic fazy
dwutygodniowej. no i przede wszystkim – oby do pierwszego, bo jest cienko jak
cholera.
czytam sobie. ale będe jeszcze musiała ze dwie godziny, dwie
i pół popracować.
a w ogóle to w nocy snił mi się M ….
21 listopada 2013
Broken wings
22 listopada 2013
te piątki mnie kiedyś zabiją….
dobrze, ze już jutro weekend…
ale jak sobie pomyslę o przyszłym tygodniu to mi sie słabo
robi…
23 listopada 2013
czytam, słucham, oglądam.
odpoczywam i zbieram siły.
24 listopada 2013
jw
25 listopada 2013
w pracy burdel nieziemski. zreszta to było do przewidzenia.
ciekawe jak się to wszystko potoczy. w sumie na jutro i
pojutrze to nawet już wiem, ze powinno byc ok. mam nadzieję duuuuzo zrobić, a
mam co, oj mam…
sprzątam trochę w ksiązkach. pouczyłam się hiszpańskiego,
poczytałam, takie tam. mam zamiar jeszcze poćwiczyc dziś.
coś mnie kręgosłup boli, pewnie od dźwigania.
tak jak przewidywałam – dzień w pracy był w porządku. nawet
bardzo w porządku. i jutro mam nadzieję na powtórkę.
posprzątałam dom. lśni! niestety już się zaczynaja problemy
– podłoga nie chciała schnąc a okna zaparowały. przewietrzylam oczywiście, ale
od razu się lodówka w domu zrobiła. a musze dbac o temperaturę ze wzgledu na P.
choć i ja wolałabym się nie przeziębić. nie lubię zimna…
zaraz sobie zrobię fajna kąpiel z pachnącym olejkiem….
27 listopada 2013
no i dziś w pracy też było bardzo satysfakcjonująco, udało
mi się bardzo duzo zrobić.
i zobaczyć jak bardzo dużo tez nie wiem…. ale to jest ok –
dobrze jest się czegoś nowego uczyć.
a ta nowa kwestia – oj jaka fajna i jak będzie z nia fajnie,
jak juz ją zaczne stosować!
poczytałam sobie, pograłam na gitarze. zaraz będę ćwiczyc tai
chi.
jutro pełna dniówka :/
28 listopada 2013
dziś też pracowicie, ale nieco za długo… a jutro jeszcze mój
tradycyjny piątek… pffff….. żeby juz święta były…
brak wieści od M. troche się niepokoję….
dieta dziś dość ciężko mi idzie. chce mi się jeść. wlewam w
siebie herbatę, ale mało pomaga. i zimno mi. chyba zaraz wezmę się za
prasowanie, a potem do wanny.
dziś niespodziewanie całkiem wyszłam z pracy dwie godziny
wcześniej zrobiłam zakupy a potem
poszłam puścić Lotto i kupiłam sobie dwie zdrapki. wygrałam. kupiłam nastepne.
wygrałam. kupiłam jeszcze jedne . wygrałam. a potem przegrałam jestem 9 zł do przodu a potem miałam sprawdzanie wody i mam
nadpłatę 42zł.
to tyle pozytywnych wieści…. mam tyle pracy na weekend, że
chyba zdechnę… :/
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Możliwość komentowania została zablokowana ze wzglądu na zawieszenie działalności tego bloga. Zapraszam na mój drugi blog Karkonosze moja miłość - wystarczy kliknąć w obrazek z tym tytułem po lewej stronie.
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.