21 października 2014
Tak daleko, tak blisko
Dwa pełne miesiące. Jak to możliwe, że tak szybko minęły?
Jak to możliwe, że były takie niekłopotliwe, radosne i piękne, kiedy miały być
pełne smutku i tęsknoty? No dobrze, tęsknota była, ale takiej normalnej
odmiany, nie ta porażająca, hamująca wszelkie działanie, depresyjna.
Kiedy otwierał pocztę tuż po jej wyjeździe, nadzieja
stopniowo malała, bo nic w niej nie znajdował. Coraz bardziej godził się z
myślą, że jednak będzie skazany tylko na to, co pojawi się na jej blogu. I
wtedy właśnie przyszedł mail od niej. Oczywiście w odpowiedzi na jego pisaninę,
bo nie ustawał w dawaniu jej sygnałów „z ojczyzny”, choć bardziej prawdziwie
byłoby napisać „ze swojego serca”.
A potem przyszedł drugi, trzeci, kolejny, w końcu uznał, że
nawiązała się po prostu korespondencja. Napisała do niego nawet podczas pobytu
u jakiejś rodziny, kiedy najpierw ostrzegała, że teraz nie będzie miała czasu
niczego pisać, bo rodzina zajmie jej pewnie 24 godziny na dobę. A jednak
chwyciła pewnego dnia za laptopa i napisała do niego.
Każdego maila witał praktycznie ze łzami w oczach, więc
zanim otworzył pocztę, sprawdzał trzy razy dookoła, czy ktoś zaraz nie
podejdzie do niego w jakiejś sprawie, bo nie było nawet takiej opcji, żeby
sprawdzał korespondencję dopiero w domu. Zostało mu jeszcze parę dni urlopu,
wykorzystał je jadąc w góry i tam też zaglądał ciągle do Internetu, pisał do
niej, czytał jej bloga i czekał na maile.
Był wniebowzięty, kiedy podała mu szczegóły lotu powrotnego.
Natychmiast znalazł ten lot w Internecie i potem przez wiele godzin popatrywał
na zegarek z myślami typu „teraz ma międzylądowanie”, „teraz jest nad oceanem”.
Najbardziej rozśmieszył go fakt, że obudził się w środku nocy dokładnie o tej
godzinie, o której wiedział, że będzie się przesiadać na kolejny samolot.
Zahaczyła jeszcze o Wielką Brytanię odwiedzić znajomych.
Kiedy się o tym dowiedział trochę się zasmucił, ale napisała do niego
praktycznie zaraz po wylądowaniu, z takim fantastycznym, ciepłym, osobistym
tekstem, jaki można byłoby napisać do kogoś bliskiego, że już jest na miejscu,
że jest pięknie i co ma w planach. Łzy były coraz trudniejsze do opanowania.
Tym razem też zawiadomiła go o locie powrotnym. Był
zachwycony. Aż w końcu łzy się przelały, kiedy napisała do niego w nocy,
zameldować się, że jest już w domu. Po prostu płakał z radości i nie mógł się
opanować.
Pomyślał sobie, że nigdy nie przypuszczał, że rozstanie z
kimś, czyjś wyjazd, może być tak przyjemny. To chyba o nich Metallika śpiewa
„So close, no matter how far”. Teraz tylko pozostaje się modlić, żeby tak
zostało, żeby ten kontakt się utrzymał…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Możliwość komentowania została zablokowana ze wzglądu na zawieszenie działalności tego bloga. Zapraszam na mój drugi blog Karkonosze moja miłość - wystarczy kliknąć w obrazek z tym tytułem po lewej stronie.
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.