Normalności wszystkim życzę.
Bo już chyba dosyć interesująco było...
Promyczku
Byłem zagubiony między północą i świtem
W miejscu bez konsekwencji i towarzystwa
3.33 kiedy godziny spadały z zegara
Szybkie wybieranie, brak sygnału
Idź, wykrzycz to z siebie, wstań
Ucieknij od siebie i grawitacji
Posłuchaj mnie, powstrzymaj słowa żebym ja mógł mówić
Bądź cicho
Wymuś zamknięcie i przenieś do kosza
Byłem na szczycie dołu
Na krawędzi znanego wszechświata
Gdzie chciałem być
Przyjechałem na miejsce wypadku,
Usiadłem tam czekając na siebie
Zrestartuj i uruchom ponownie sam siebie
Jesteś wolny możesz iść
Wołaj o szczęście jeśli masz na to szansę
Hasło, ty, wpisz tutaj, teraz
Znasz swoje imię więc je wstukaj
Posłuchaj mnie, powstrzymaj słowa żebym ja mógł mówić
Bądź cicho
Nie ruszaj się i nic nie mów
Tytuł oryginału : „Unknown caller”
Autor : U2
Pierzaste kłębki
Brązowe, szare, żółto czarne
Pstrokate
Czarne oczy patrzą nieufnie
Gdy próbuję je podglądać
Zarzucają na siebie krople wody
A potem suszą się w słońcu
I układają piórka w wymyślne fryzury
Ptasie radio
Przechodzi czasem w wojnę światów
To znów leniwie przymykają oczy
Zaplątałem się w druty
Żeby dzikie konie wypuścić na wolność
Igrałem z płomieniami
Póki nie zaczęły igrać ze mną
Kamień był półszlachetny
Byliśmy ledwie świadomi
Dwie dusze zbyt sprytne by
Mieć jakąkolwiek pewność
Nawet w dniu naszego ślubu
Trawiły nas płomienie
Boże, nie odmawiaj jej
Nie chodzi o to, czy wierzę w miłość
Ważne czy miłość wierzy we mnie
Uwierz we mnie
W momencie poddania
Padłem na kolana
Nie dostrzegłem przechodniów
A oni nie dostrzegli mnie
Byłem w każdej czarnej dziurze
Przy ołtarzu ciemnej gwiazdy
Me ciało jest misą żebraka
Co żebrze o powrót
Żebrze o powrót do mego serca
Do rytmu mej duszy
Do rytmu mej podświadomości
Rytmu który pragnie
Uwolnić się spod kontroli
Wstukiwałem cyfry na klawiaturze
Bankomatu
Widziałem odbicie twarzy
Odwzajemniała spojrzenie
W momencie poddania
Widzenie nad niewidzialnością
Nie dostrzegłem przechodniów
A oni nie dostrzegli mnie
Pędziłem metrem
Przez stacje drogi krzyżowej
Każde oko patrzyło w inną stronę
Odliczały, kiedy minie ból
W momencie poddania
Widzenie nad niewidzialnością
Nie dostrzegłem przechodniów
A oni nie dostrzegli mnie
Tytuł oryginału „Moment of surrender”
Autor : U2
Jim: O, Boże!
Czubek z Kalifornii: Sola nie ma oczu.
To może być Jerozolima, może być Kair
Może być Berlin, może być Praga
Może być Moskwa, może być Nowy Jork
Może być Llanelli, może być Warrington
Może być Warszawa, może być Moose Jaw
To może być Rzym
Każdy ma jakieś miejsce, które nazywa domem
Kiedy sforsują szyki obronne
Pomniejsza inwazja wliczona w koszty
Czy udasz się do poczekalni na lotnisku
Czy zaakceptujesz swój status drugiej klasy
Naród kelnerek i kelnerów
Czy będziesz mieszać ich Martini
Czy pogodzisz się z tym
Czy też uciekniesz na wzgórza
To może być glina, może być piasek
Może być pustynia
Może być połać ziemi uprawnej
Może być dom, może być sklep na rogu
Może być chatka w zakolu rzeki
To może być coś, co twój staruszek przekazał ci w spadku
Lub coś, co sam zbudowałeś
Każdy ma coś, co nazywa domem
Gdy kowboje i Arabowie celują
Do siebie nawzajem w południe
W chłodnej zakurzonej atmosferze sali miejskiego zarządu
Czy będziesz stał z boku jako bierny widz
Dyktatorów rynku
Czy wycofasz się dyskretnie
I przyłożysz ucho do drzwi sali
Czy usłyszysz gdy zaryczy w tobie lew
Czy uciekniesz na wzgórza
Czy oprzesz się temu
Czy usłyszysz
Gdy zaryczy w tobie lew
To może być twój ojciec, może być twoja matka
Może być twoja siostra, może być twój brat
Może być obcokrajowiec, może być Turek
Może być rowerzysta szukający pracy, Norman
Może być król, może być Aga khan
Może być weteran z Wietnamu bez rąk i bez nóg
Może być święty, może być grzesznik
Może być przegrany albo też zwycięzca
Może być bankier, może być piekarz
Może być Lakers, może być Kareem Abdul Jabar
Może być chór męski
Może być kochanek, może być wojownik
Może być bokser wagi ciężkiej lub ktoś trochę lżejszy
Może być kaleka, może być dziwak
Może być makaroniarz, żółtek, kujon
Może być policjant, może być złodziej
Może być 10-osobowa rodzina mieszkająca w jednym pokoju na
zasiłku
To mogą być nasi przywódcy w cementowych grobowcach
Pałaszujący konserwy srebrnymi łyżeczkami*
Może być pilot, który ma Boga po swojej stronie
Może być dzieciak na celowniku bomby
Może być fanatyk, może być terrorysta
Może być dentysta, może być psychiatra
Może być skromny, może być dumny
To może być twarz w tłumie
Może być żołnierz w białym fularze
Który przekręca klucz pomimo że
To już koniec gry w kotka i myszkę
Które mieszkały w domu
Gdzie rozbrzmiewał śmiech i lały się łzy
W domu, który zbudował Jack
Gdzie rozbrzmiewał śmiech i lały się łzy
W domu, który zbudował Jack
Łup, łup, pif paf
Kciuk w białej rękawiczce, Panie niech się wola Twoja stanie
On był zawsze dobrym chłopcem, mówi matka
Będzie wypełniał swoje obowiązki gdy dorośnie, taak
Każdy ma kogoś, kogo nazywa domem.
*silver spoon (srebrna łyżeczka) - odziedziczone bogactwo
Tytuł oryginału : „Home”
Autor : Roger Waters
Uwielbiam pobyty u wujka Dave’a
I zabawy z jego dogiem
Ale ja tam nie pasuję
Czuję się obco i dziwnie. Jak nie z tej bajki
Lubię przejażdżki samochodem wujka
Na dół, ku plaży, gdzie piękne dziewczyny się przechadzają
A gwiazdy filmowe i paparazzi prowadzą swoją grę
Takie rzucanie piaskiem w twarz w stylu Charles’a Atlasa *
A ja siedzę w parowie, plecami do morza
Krwawy czerwony smok na zielonym polu **)
Wzywa mnie z powrotem
Wróć do Black Hills
Billy wróć do domu
Billy szuka swej ojczyzny
W myślach, za pomocą pokrętła, przeskakując kolejne stacje
radiowe
Zmienia zakres — — — — — — — i słyszy
Chór męskich głosów na falach krótkich
Billy wstukuje na telefonie numer do Jima
Siada drżący, czekając na odpowiedź w słuchawce
No dalej przyjacielu, odezwij się proszę
Ziemia moich przodków przyzywa mnie
A ja siedzę w parowie, plecami do morza
Krwawy czerwony smok na zielonym polu
Wzywa mnie, wzywa z powrotem do Black Hills
Billy wróć do domu
Wróć do domu
Siedzi w parowie, plecami do morza
Widząc krwawego czerwonego smoka na zielonym polu,
Słyszy chór męskich głosów śpiewający „Billy wróć do domu”
Billy, Billy, wróć do domu
Wróć do domu
Dziwak z Kalifornii: Nie lubię ryb, morskich ryb
Jim: Słuchacie Radia K.A.O.S. z Los Angeles
Dziwak z Kalifornii: Nie lubię ryb
Jim: Tak, to już ustaliliśmy. Och! Masz jakieś życzenie?
Dziwak z Kalifornii: skorupiaki, gupiki, łososie, krewetki,
kraby i homary, flądry. Nienawidzę ryb, ale chyba najbardziej nienawidzę
słodkowodnych ryb, takich jak pstrąg. Nienawidzę świeżych pstrągów. Najmniej
znienawidzona przeze mnie ryba to chyba sola. A to dlatego, że nie musisz
patrzeć w jej oczy. Sola nie ma oczu.
Jim: Och, nie!
Dziwak z Kalifornii: Chciałbym być w domu z moją małpką i
psem
Jim: Dziękuję
Dziwak z Kalifornii: Chciałbym być w domu z moją małpką i
psem.
Chciałbym być w domu z moją małpką i psem.
Chciałbym być w domu z moją małpką…
Jim: Kogo to obchodzi. Zamknij się już. Dajcie jakieś
nagranie.
-------------
*) Charles Atlas (1892 – 1972) - twórca jednego z programów
ćwiczeń kulturystycznych; jego kampania reklamowa uznawana jest za najdłuższą i
najbardziej rozpoznawalną
**) czerwony smok na zielonym polu – flaga Walii
Tytuł oryginału :”Sunset Strip”
(Sunset Strip to część Sunset Boulevard w Los Angeles)
Autor : Roger Waters
Krocz spokojnie wśród zgiełku i pośpiechu - pamiętaj jaki pokój może być w ciszy. Tak dalece jak to możliwe nie wyrzekając się siebie, bądź w dobrych stosunkach z innymi ludźmi. Prawdę swą głoś spokojnie i jasno, słuchaj też tego co mówią inni, nawet głupcy i ignoranci, oni też mają swoją opowieść. Jeśli porównujesz się z innymi możesz stać się próżny lub zgorzkniały, albowiem zawsze będą lepsi i gorsi od ciebie.
Ciesz się
zarówno swymi osiągnięciami jak i planami. Wykonuj z sercem swą pracę, jakakolwiek
by była skromna. Jest ona trwałą wartością w zmiennych kolejach losu. Zachowaj
ostrożność w swych przedsięwzięciach - świat bowiem pełen jest oszustwa. Lecz
niech ci to nie przesłania prawdziwej cnoty, wielu ludzi dąży do wzniosłych
ideałów i wszędzie życie pełne jest heroizmu.
Bądź sobą,
a zwłaszcza nie zwalczaj uczuć: nie bądź cyniczny wobec miłości, albowiem w
obliczu wszelkiej oschłości i rozczarowań jest ona wieczna jak trawa. Przyjmuj
pogodnie to co lata niosą, bez goryczy wyrzekając się przymiotów młodości.
Rozwijaj siłę ducha by w nagłym nieszczęściu mogła być tarczą dla ciebie. Lecz
nie dręcz się tworami wyobraźni. Wiele obaw rodzi się ze znużenia i samotności.
Jesteś
dzieckiem wszechświata, nie mniej niż gwiazdy i drzewa, masz prawo być tutaj i
czy jest to dla ciebie jasne czy nie, nie wątp, że wszechświat jest taki jaki
być powinien.
Tak więc
bądź w pokoju z Bogiem, jakkolwiek go postrzegasz, czymkolwiek się zajmujesz i
jakiekolwiek są twe pragnienia: w zgiełku ulicznym, zamęcie życia, zachowaj
pokój ze swą duszą. Z całym swym zakłamaniem, znojem i rozwianymi marzeniami
ciągle jeszcze ten świat jest piękny. Bądź uważny, staraj się być szczęśliwy.
Autor: Max Ehrmann
To wspaniałe
To wspaniałe
Urodziłem się
Urodziłem się, by być z Tobą
W tej przestrzeni i w tym czasie
Po tym na zawsze potem nie mam zielonego pojęcia
Tylko wyłamuję się z rymu
Ta głupota może zostawić serce posiniaczone
Tylko miłość, tylko miłość potrafi pozostawić po sobie taki
ślad,
Ale tylko miłość, tylko miłość może uleczyć tak wielką
bliznę
Urodziłem się
Urodziłem się, by śpiewać dla Ciebie
Nie miałem innego sposobu, aby cię pocieszyć
I śpiewać każdą piosenkę, którą zechcesz
Oddaję Ci swój głos
Pierwszy płacz po wyjściu z łona był głosem pełnym radości.
Tylko miłość, tylko miłość potrafi pozostawić po sobie taki
ślad,
Ale tylko miłość, tylko miłość może uleczyć tak wielką
bliznę
Usprawiedliwieni aż po śmierć, Ty i ja będziemy powiększać
Wspaniałość
Tylko miłość, tylko miłość potrafi pozostawić po sobie taki
ślad
Ale tylko miłość, tylko miłość zjednoczy nasze serca
Usprawiedliwieni aż po śmierć, Ty i ja będziemy powiększać
Wspaniałość
To wspaniałe
Tytuł oryginału : „Magnificent”
Autor : U2
Wstajesz nad ranem, wrzucasz coś do garnka,
Zastanawiasz się dlaczego słońce nagrzewa skały,
Rysujesz po ścianach, jesz, pieprzysz się,
Z powrotem w starych, dobrych czasach
I wtedy jakiś cholerny głupek wynajduje koło
Posłuchaj pisku opon*
Spędzasz cały dzień na szukaniu miejsca do parkowania
Żadnej rozrywki, nic do jedzenia
Benny pokręcił gałką w swoim krótkofalowym radiu
Jakże on chciał porozmawiać z ludźmi
Pragnął mieć swoją własną audycję
Nastawcie radio w Moskwie, nastawcie w Nowym Jorku
Posłuchajcie gadki tego walijskiego dzieciaka
Rozmawia jak za starych, dobrych czasów
Wybacz mi ojcze, bo zgrzeszyłem
Miałem wybór albo on albo ja
I głos powiedział: Benny,
Spieprzyłeś równo całą sprawę
Benny, Twój czas się skończył
Twój czas się skończył
Benny pokręcił gałką w swoim krótkofalowym radiu
Chciał porozmawiać z ludźmi
Pragnął mieć swoją własną audycję
Nastawcie radio w Moskwie, nastawcie w Nowym Jorku
Posłuchajcie tego walijskiego dzieciaka
Rozmawia jak za starych, dobrych czasów
Wybacz mi ojcze,
Walijski Policjant: Wóz jeden dwa do Centrali
Bo zgrzeszyłem
Walijski Policjant: Mamy karambol na A465
pomiędzy Cwmbran a Cylgoch.
Ojcze to było albo on albo ja.
Ojcze czy możemy cofnąć czas?
Walijski Policjant: Ambulans, odbiór.
Nigdy nie chciałem zrzucić tego betonowego bloku.
Walijski Policjant: Zrozumiałem, Centrala, bez odbioru.
Benny pokręcił gałką w swoim krótkofalowym radiu
Chciał porozmawiać z ludźmi
Pragnął mieć swoją własną audycję
Nastawcie radio w Moskwie, nastawcie w Nowym Jorku
Posłuchajcie tego walijskiego dzieciaka
Rozmawia jak za starych, dobrych czasów
Spiker radiowy: Czy naprawdę sądzicie, że Irańscy terroryści
wzięliby Amerykanów za zakładników gdyby Ronald Reagan był prezydentem? Czy
naprawdę sądzicie, że Rosjanie najechaliby Afganistan gdyby Ronald Reagan był
prezydentem? Czy naprawdę sądzicie, że trzeciorzędni dyktatorzy wojskowi
śmialiby się z Ameryki i palili nasze flagi w pogardzie gdyby Ronald Reagan był
prezydentem?
Zaniepokojony obywatel: Cóż, to mogłoby zadziałać.
Zakładnik: My, jako grupa, chcemy przede wszystkim błagać
Prezydenta Reagana i naszych współobywateli Amerykanów by powstrzymali się od
użycia jakiejkolwiek siły militarnej lub
przemocy w celu, nie ważne jak odważnym czy szlachetnym, przywrócenia
nam wolności.
Zaniepokojony Obywatel: Pewnie! Tylko, że to będzie bardzo
niebezpieczne
dla Ciebie, Cassidy
Wierny pomocnik Hoppy'ego: Chyba nie zna pan Hopalong
Cassidy**, drogi panie. Przygoda to dla niego chleb powszedni, emocje to masło
na tym chlebie, a niebezpieczeństwo, cóż, niebezpieczeństwo to dla niego jak
dżem truskawkowy do tego wszystkiego.
Jim: Odrobina rock and rolla na żywo w radiu KAOS, gdzie
rock and roll wychodzi z chaosu, a piosenka nazywa się: "The Powers That
Be".
*w oryginale: Whitewalls –są to opony z białym paskiem
**Hopalong Cassidy/Hoppy - fikcyjna postać kowboja z
opowiadań Mulforda z początku XX wieku.
Tytuł oryginału „Me or him”
Autor : Roger Waters
Szła bardzo powoli, bo wiedziała, że jest stanowczo za wcześnie. Na swoje usprawiedliwienie miała, że zawsze lubiła być wcześniej. I że się bardzo ekscytowała tym spotkaniem.
Facet wydawał się naprawdę ideałem. Długo poznawali się
wirtualnie, była ostrożna, a on nie naciskał na przedwczesne spotkanie. Z każdą
rozmową okazywało się jednak, że pasują do siebie, zgadzają się w
najważniejszych rzeczach i potrafią dyskutować, jeśli się nie zgadzają.
Nie wymienili się zdjęciami, ale z grubsza opisali sobie
nawzajem swój wygląd. Nie była nawet specjalnie zaskoczona, kiedy wymienił
wszystkie cechy, które chciałaby, żeby miał jej idealny facet. Mieli duży ubaw
planując jak rozpoznają się na tym pierwszym spotkaniu. W końcu ustalili, że
ona będzie miała czerwoną apaszkę, a on czerwoną różę.
Dotarła do kawiarni. A może on pokaże kolejną swoją
wymarzoną cechę i już tam na nią czeka? Uśmiechnęła się lekko i postanowiła
przespacerować wzdłuż okna i może coś zobaczy. Znaczy kogoś. Z różą.
Niestety, przez okno kawiarni nie było za dużo widać. Zdjęła
apaszkę, żeby na razie nie rzucać się nikomu w oczy i weszła do środka.
Zrobiła kilka kroków i zobaczyła Jego. Aż ją zakuło serce.
Minęły dwa lata, a ona wciąż pamiętała ten okropny moment, kiedy ją odrzucił.
Bo uznał, że nie jest dla niego odpowiednią osobą. Za wysokie progi. A ona nie
dorasta mu do pięt. Bardzo długo zajęło jej poradzenie sobie z poczuciem
niższości, które jej wtedy wbił do głowy. I jak widać choć umysł się oczyścił,
to serce jeszcze pamięta.
I wtedy zauważyła na jego stoliku piękną czerwoną różę.
Podniósł głowę i ją zauważył.
Popatrzył obojętnie, a potem przeniósł wzrok na drzwi.
A ona poczuła, jak rośnie w swoich oczach, jak teraz już
naprawdę pozbywa się wszelkich kompleksów, jak to przykre wspomnienie odchodzi
w niebyt. Jeszcze przez moment przepłynęło jej przez myśl, że traci idealnego
faceta, ale zaraz potem uświadomiła sobie, że teraz już naprawdę wie, że
zasługuje na taki ideał. Nie ten, ale taki. Bo ten nie jest ideałem. Jej ideał
nie będzie nikogo traktował jak gorszego rodzaju.
Pod jego zniecierpliwionym już spojrzeniem podeszła do
stolika. Wyjęła z kieszeni czerwona apaszkę i położyła na róży.
A potem wyszła.