-
Więc dlaczego nienawidzisz swojego ojca?
-
Bo się podkochuje w mojej szkolnej koleżance.
-
A ty wolałabyś, żeby kochał się w tobie..
-
Nie! Obrzydliwość. Ale byłoby fajnie, gdybym
choć w jakimś stopniu była dla niego tak ważna, jak ona jest.
„American
Beauty”
To cytat z filmu, nawiasem mówiąc jednego z moich
ulubionych. Może nie dokładny, ale kto oglądał, to wie, że wyraża to, o co
chodziło w tej scenie. Tęsknotę za zauważeniem przez bliską osobę. I coś
jeszcze: porównanie, że ktoś ma lepiej.
Całe swoje życie nie umiem się od tego uwolnić. Nie jestem
jakąś złośliwą jędzą, która cieszy się jak komuś jest gorzej albo zazdrości
innym każdego drobiazgu. Ale nie będę ukrywać, że mam duży głód uczuć i to
takich właśnie z dziecka. Oczywiście dotyczy to osób, które uważam za bliskie
sobie, może nie przyjaciół, bo chyba takich nie mam, ale bliskich osób.
Potrzebuję dużo ciepła, dużo troski, dużo zainteresowania, dużo kontaktu. Ktoś
mógłby powiedzieć „za dużo” - nie zgodzę się. Potrzebuję tyle, ile potrzebuję.
To ani moja wina ani zasługa, taka jestem.
Dopóki dostaję tyle, ile potrzebuję, wszystko jest właściwie
w porządku. Wtedy zupełnie nie przeszkadza mi, że dostaje to też ktoś inny od
tej samej osoby co ja. Spokojnie „pozwalam” bliskiej mi osobie spędzać wieczory
w towarzystwie kogoś innego, pisać smsy, dzielić się swoim życiem, przytulać.
Ale niech no tylko mi czegoś zabraknie, albo niech się dowiem, że ktoś inny
dostaje coś, czego nie dostaję ja...
Włącza mi się natychmiast pytanie „dlaczego?”. Jak można na
nie odpowiedzieć? Przecież jedyna odpowiedź jaką tutaj można byłoby uznać za
poprawną brzmi „bo nie jestem aż tak bliska tej osobie, żeby mi to dawała”. Czy
taka odpowiedź poprawi mi samopoczucie? Skądże. Jest jeszcze gorzej, bo
przecież to oznacza, że „nie jestem dla kogoś wystarczająco dobra”.
Nie znoszę jak ktoś tłumaczy się, że nie zaprasza mnie nigdy
nigdzie, bo nieśmiałość mu na to nie pozwala, a potem dowiaduję się, że ta
nieśmiałość działa tylko jeśli chodzi o mnie. Nie znoszę jak ktoś mówi mi, że
jest zamknięty w sobie i dlatego nie mówi mi o sobie, a potem wiadomości o jego
życiu docierają do mnie od innych osób, którym jakoś był w stanie opowiedzieć
wszystko. Nie znoszę jak ktoś tłumaczy się, że każdy dotyk to dla niego bariera
z betonu i dlatego odsuwa się ode mnie jak od trędowatej kiedy próbuję się
przytulić, a potem widzę jak sam wyciąga rękę, żeby dotknąć kogoś innego. Nie
znoszę jak ktoś jest cały czas niedostępny i nieuchwytny z powodu natłoku
zajęć, a potem dowiaduję się o kolacjach i imprezach w innym gronie. Nie znoszę
jak ktoś tłumaczy mi, że buziaki są nie
dla mnie, bo będzie dawał tylko swojej dziewczynie, a potem widzę jak
obcałowuje też zwykłe koleżanki.
Nie znoszę jak ktoś mówi mi, że uważa mnie za swoją
przyjaciółkę, bo zawsze można na mnie polegać, ale nie daje mi ze swej strony
tego poczucia bezpieczeństwa. Nie znoszę jak ktoś mówi mi, że lubi do mnie
pisać, bo ja zawsze odpisuję, a sam pozostawia mnie bez odpowiedzi. Nie znoszę
jak ktoś chce, żeby brać pod uwagę jego potrzeby, a nie bierze moich. Nie
znoszę jak ktoś na spotkaniu ze mną pisze smsy na dobranoc do kogoś innego, a
kiedy jest w innym towarzystwie nie mówi „dobranoc” mnie.
I nie znoszę jak ludzie się zmieniają. Chciałabym, żeby
każdy był odpowiedzialny za to, co oswoi, jak w „Małym Księciu” powiedział lis.
Nie jest łatwo mnie oswoić, w stosunku do większości osób jestem zamknięta w
sobie, nieufna. Nie na tym pierwszym poziomie, nie. Niektórzy nawet zazdroszczą
mi łatwości nawiązywania kontaktów. Ale poza powierzchownymi znajomościami,
bardzo ostrożnie pogłębiam kontakt z druga osobą. Boję się. Odrzucenia
najbardziej. Chciałabym poznać, upewnić się, że to jest osoba, która mnie nie
skrzywdzi, zanim obdarzę ja jakimiś uczuciami. (I nie mówcie mi, że trzeba
zaryzykować, raz zaryzykowałam – skończyło się dość tragicznie.) Ale to też nie
pomaga. Miałabym czasem ochotę krzyknąć „kto daje i odbiera ten się w piekle
poniewiera”. Dziecinne? Rymowanka na pewno. Co do uczucia już nie jestem taka
pewna. Wtedy znów włącza mi się „Dlaczego?” Przecież kiedyś było w porządku, że
ktoś mi opowiadał całe swoje życie, przecież kiedyś było ok, że wymienialiśmy
dziesiątki smsów dziennie, przecież kiedyś było ok, że spędzałam godziny na
czyimś leżaku, przecież kiedyś było dobrze, że zawsze mówimy sobie dobranoc,
przecież kiedyś....
Ciężko mi, ale staram się nad sobą pracować. Staram się
zaakceptować fakt, że ktoś może się zmienić, że ktoś może lubić mnie mniej niż
ja jego, że ktoś może lubić kogoś bardziej ode mnie, i że to wcale nie oznacza,
że ze mną jest coś nie tak i mam się zmienić, a także, że jeśli ktoś nie chce
się ze mną zaprzyjaźnić, to nie znaczy, że już nigdy w życiu nie będę miała
przyjaciela i świat się skończył. Wiem to. Ale co z tego? Czy myślicie, że
dzięki temu, że wiem, to mniej boli?
„Maybe it's just the time of year
or maybe it's the time of man,
I don't know who I am,
But you know life is for learning.”.
But you know life is for learning.”.
„ Może to tylko pora roku
a może to pora człowieka.
Nie wiem kim jestem,
ale wiesz, życie to nauka”
„Woodstock”
Joni Mitchel
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Możliwość komentowania została zablokowana ze wzglądu na zawieszenie działalności tego bloga. Zapraszam na mój drugi blog Karkonosze moja miłość - wystarczy kliknąć w obrazek z tym tytułem po lewej stronie.
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.