Nie pierwszy raz, na pewno nie ostatni, parafrazując
Ryśka Riedla.
To co się z nami dzieje po śmierci? Idziemy do nieba
albo piekła? A czy są też w niebie nasze zwierzęta?
A może nasza dusza przechodzi w kogoś innego i żyjemy
dalej nie pamiętając tego? Czy mogę w takim razie stać się moim zmarłym kotem czy zawsze zmieniamy się w
kogoś nowego? I co to znaczy nowego, jeśli to ta sama dusza?
A może gaszą światło i nie ma już nic, oprócz robaków
oczywiście, choć i to nie jest pewne, bo czy jakiś robak przy zdrowych zmysłach
chciałby się wgryzać w to napakowane chemikaliami ciało w zakonserwowanej
trumnie?
Proszę, jak umrę, zawińcie mnie w całun i zakopcie
bezpośrednio w ziemi w jakimś spokojnym, cichym miejscu pod drzewem, tylko
upewnijcie się, żeby nie postawili tam supermarketu zanim prochem się stanę.
Z prochu powstałam, w proch się obrócę. Bóg tchnął we
mnie energię do życia, ta energia do niego wróci, kiedy umrę. Moje ciało
rozłoży się na atomy, kiedyś powstanie z niego inne ciało. Moja energia wróci
do źródła, kiedyś trafi do kolejnych istnień. W przyrodzie nic nie ginie, trwa
ciągły obieg.
Kiedyś się spotkają nasze atomy, nasze cząstki
energii, nasze bozony, fotony, protony, glony, neutrony, grawitony, fermiony,
kawałki naszych ciał i dusz. Na pewno się spotkają, czas jest nieskończony.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Możliwość komentowania została zablokowana ze wzglądu na zawieszenie działalności tego bloga. Zapraszam na mój drugi blog Karkonosze moja miłość - wystarczy kliknąć w obrazek z tym tytułem po lewej stronie.
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.