Rozdział trzeci „Cudze życie”
- Auć! – ledwie Filipowi wyrwał się ten okrzyk,
popatrzył z niepokojem w stronę gabinetu Goski. Chyba jednak była zajęta
pisaniem w takim stopniu, że żadne dźwięki
do niej nie docierały.
Palec trochę krwawił, nóż był jednak zbyt ostry, żeby
ot tak sobie nagle przejeżdżać nim po palcu zamiast po marchewce. Filip włożył
rękę pod zimną wodę i jeszcze raz wyjrzał przez okno, popatrzeć na przyczynę
swojej nieostrożności. Nowy sąsiad był najwyraźniej pijany. Aktualnie, po
przetoczeniu się od krawężnika do płotu przez chodnik, próbował otworzyć furtkę
wisząc na słupku. Południe, a ten już w takim stanie, nieźle.
Filip przypomniał sobie, że to nie pierwszy raz widzi
sąsiada pijanego. W ogóle ta rodzina była jakaś dziwna. Mieszkali tu już …
zaraz… tak, pół roku! Sprowadzili się z pierwszym śniegiem, a teraz po śniegu
nie było już nawet wspomnienia, wszystko już się nawet wiosennie zazieleniło.
Przez ten czas nie nawiązali żadnego kontaktu z żadnym z sąsiadów. Na ulicy
wszyscy się znali, rozmawiali ze sobą przy okazji, bywały też bliższe
znajomości, oni na przykład często odwiedzali tych spod ósmego, też bezdzietne
młode małżeństwo. Dobrze się dogadywali, robili a to grilla, a to seans
filmowy, raz nawet umówili się po prostu „na pijaństwo”, jak to określili obaj
panowie. Żony chichotały, nie włączyły się w ich akcję, ale wieczór był bardzo
udany.
- Poranek mniej – uśmiechnął się Filip pod nosem.
Pomagali też starszemu małżeństwu spod 23, cięższe
zakupy, przepchanie rynny, większe porządki. Starsi państwo w podziękowaniu
zapraszali ich a to na podwieczorek, a to na lampkę wina. Zupełnie inne
towarzystwo niż ci spod ósmego, ale Filip i Gośka lubili tam chodzić. Zawsze
twierdzili, że jak będą mieć dzieci, to chcą takich dziadków dla nich.
Pozostali sąsiedzi na ulicy też mieli różne kontakty z
innymi mieszkańcami. A ci nie. Nikt tam nie chodził, bo nikogo nie zapraszali.
Parę osób, w tym też Filip, próbowało nawiązać z nimi kontakt. Filip poszedł do
nich kiedyś zaprosić ich na ciasto. Odmówili dość niegrzecznie, mimo to spróbował
jeszcze raz, uznając, że każdy może mieć zły dzień. Ale zasady do trzech razy
sztuka nie uznawał, więc na tym poprzestał.
Ale nie odmawiał sobie obserwowania rodzinki, wychodząc
z założenia, że jak ktoś się tak chowa przed światem, to chyba ma coś do ukrycia.
I nie jest to zapewne tylko żona na wózku inwalidzkim. A propos żony, to
niektórzy sąsiedzi byli bardziej wścibscy i ktoś powiedział mu, że to była
alkoholiczka i spowodowała wypadek samochodowy – od tego czasu jest
sparaliżowana. Podsumował to, że nie ma byłych alkoholików, tak jak nie ma
byłych narkomanów, jednym i drugim jest się całe życie.
Jeśli żona nadal popijała – nie było tego widać. Za to
było widać, że pije mąż. Wprawdzie pierwszy raz się zataczał tak, jak teraz.
Filip wyjrzał przez okno. Sąsiad (miał na imię Grzegorz, jak już wiedział),
wtoczył się przez furtkę i właśnie przewrócił na trawnik przy ścieżce. Ale parę
już razy szedł chwiejnym krokiem, raz też Filip spotkał go w sklepie, kiedy już
mocno nieświeży kupował jakąś wódkę, a sprzedawczyni kłóciła się z nim
pokazując napis „Nietrzeźwym alkoholu nie sprzedajemy”. Filip wyszedł wtedy
czym prędzej, pijani mają dziwne pomysły, a on nie chciał zostać poproszony o
zakup alkoholu „dla drogiego sąsiada” na przykład. Najgorszy jednak moment,
kiedy Filip naprawdę nie wiedział co zrobić, był któregoś dnia pod koniec zimy,
kiedy to sąsiad próbował pojechać gdzieś autem po pijanemu. Żona krzyczała na
niego stojąc, czy raczej siedząc, w drzwiach na swoim wózku, a córka szarpała
się z nim przy samochodzie. W końcu jakoś udało się im odwieść głowę rodziny od
pomysłu jechania gdzieś, ale Filip trzymał już telefon w ręku, żeby zadzwonić
na policję, gdy tylko sąsiad uruchomi silnik. I tak prawie zadzwonił, kiedy
ojciec odepchnął córkę tak, że poleciała przez cały chodnik i zatrzymała się na
płocie. Ale że to jakoś ojca otrzeźwiło i wszyscy zamknęli za sobą drzwi, Filip
odłożył telefon.
Z córką też było coś nie tak zdaniem Filipa. Była
przeraźliwie chuda, ważyła na oko ze 30 kilo. Na twarzy, aż szarej w kolorycie,
było widać tylko oczy. Myszowate włosy czesała zawsze w kitkę o grubości jego
małego palca. Dopóki trwała zima ubierała się w grubaśne puchowe kurtki, teraz
było już dość ciepło, ale ona nadal miała na sobie warstwy różnych, zazwyczaj
dość luźnych, ciuchów. Gdyby zapytano Filipa o zdanie, powiedziałby : do
szpitala natychmiast. Anoreksja, bulimia, gruźlica – coś na pewno.
Chłopak był niewidoczny, więc ciężko było o nim coś
powiedzieć. I to właśnie było zastanawiające. Dzieciaki i młodzież były jednak
wciąż widoczne na ulicy. Maluchy
uganiały się za piłka, jeździły na rowerach, zimą próbowali zjeżdżać po
ulicy na sankach, bo była dość mocno nachylona, walczyli na śnieżki. Starsi
często okupowali ławeczki, albo pobliski placyk, grali na gitarze, przynosili
magnetofon i odtwarzali jakieś straszliwe przekleństwa na tle łupanki,
wrzeszczeli, śmiali się. No i poza tym było ich widać po prostu na ulicy,
przechodzących, wracających ze szkoły, idących do sklepu, do kolegów, na
dodatkowe zajęcia. Tego dzieciaka ojciec zawoził do szkoły rano, potem czasem
Filip go widział wracającego, czasem przemykał się niezauważony i na tym
koniec. Znikał w domu jak w czarnej dziurze.
Najbardziej niepokojące było jednak to, co zaczęło być
widoczne wraz z nastaniem wiosny, kiedy okna w obu domach były często otwarte.
Niestety rodzinka ta miała często powody do awantury najwyraźniej. I nie były
to zwykłe małżeńskie sprzeczki. Były to regularne awantury, wrzaski, wyzwiska.
Więcej nie było „widać”, ale można się było domyśleć. Do tej pory nikt nie
wzywał jeszcze pomocy, gdyby tak było, Filip miał ciche a mocne postanowienie
wzywać policję. Że też taka patologia im się tu sprowadziła, no…
Oczywiście najbardziej kłócili się w nocy. Cud, że Gośka
się nie budziła. W ogóle jakoś nie zauważała nowych sąsiadów. Była całkiem
pochłonięta pisaniem. Strasznie był już ciekawy, co tam wymyśliła. Tym razem
nic mu nie chciała powiedzieć, kiedy upraszał, odpowiedziała, że ta książka
będzie jej największym osiągnięciem, arcydziełem, nagrodą Nobla, Pulitzera i
Orderem Uśmiechu w jednym i że nie pokaże mu niczego dopóki nie będzie miała
chociaż połowy, a najlepiej kiedy będzie się zbliżała do rozwiązania. Nie było
wyjścia – powiedział „tak”.
* * *
- Mam już tyle napisane, że mogę ci opowiedzieć, o
czym piszę – powiedziała Gośka, kiedy już skończyli kolację i popijali herbatę
na kanapie.
- Naprawdę? Fantastycznie! Kiedy będę mógł poczytać? –
chciał wiedzieć Filip.
- Poczytać chyba nie, kochanie. Jest już z kolei tak
dużo, że chyba nie chciałabym, żebyś czytał, kiedy nie ma zakończenia. Ale
jeśli chcesz, to opowiem ci ogólnie o czym jest.
- Pewnie, że chcę.
- No więc słuchaj, jest taka rodzina, która wprowadza
się na pewną cichą uliczkę w mieście, gdzie wszyscy się już znają. No i oni nie
chcą się z nikim zaznajomić, żeby nikt się nie dowiedział, że oni nie są
normalną rodziną. Ojciec pije, matka jest sparaliżowana po wypadku, który sama
spowodowała, córka ma anoreksję i bierze narkotyki, a syn… co ci jest?
- Mi? Dlaczego?
- Jesteś strasznie blady.
- Nic, nic. Więc co z tym synem?
- Syn jest molestowany przez ojca i przez to jest
właściwie trochę autystyczny. Filip, co się z Toba dzieje?!
- Gosiu…. Ja nie wiem jak ci to powiedzieć… ale… chyba
muszę… bo nigdy dotąd tego nie robiłaś… dlaczego opisujesz naszych sąsiadów?
- Co takiego?!
- Nasi sąsiedzi, ci najnowsi, którzy się wybudowali na
tym pustym placu. Opisujesz ich.
- O czym ty mówisz, przecież ten plac jest tak samo
pusty jak zawsze! Nie ma tam żadnych sąsiadów!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Możliwość komentowania została zablokowana ze wzglądu na zawieszenie działalności tego bloga. Zapraszam na mój drugi blog Karkonosze moja miłość - wystarczy kliknąć w obrazek z tym tytułem po lewej stronie.
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.