Ruszyło mnie. Musze cosś napisać. Temat stary jak świat, ale
jak widać – niezakańczalny. Transport publiczny. Kto jeździ własnym samochodem,
nie zna tego problemu, kto się porusza autobusami, tramwajami, trolejbusami
itp. – może nawet zna to wszystko, co powiem z własnego doświadczenia.
Po pierwsze – koordynacja.
Zastanawiam się, czy ci, którzy zajmują się układaniem
rozkładów jazdy mają chociaż pół mózgu, czy niekoniecznie. W moim mieście mamy
autobusy i tramwaje, przy czym te ostatnie służą właściwie w większości do
przemieszczania się między naszym miastem, a resztą aglomeracji. Skorelowanie
tramwajów i autobusów najwyraźniej przekracza możliwości zajmujących się tym
ludzi. Kiedy wysiadam z tramwaju, okazuje się, że wszystkie miejscowe autobusy,
które mogłyby mnie zawieźć gdzieś dalej już odjechały, minutę wcześniej. To
samo w drugą stronę. Musze jechać autobusem o 10, czasem 15 minut
wcześniejszym, bo inaczej nie mam szans załapać się na tramwaj, któremu widzę
odjeżdżający tyłek, kiedy zbliżam się do przystanku. Czy naprawdę ktoś nie
mógłby się zastanowić, że ta minuta różnicy dla pasażerów oznacza 15 minut
czasu z życia? A może to chęć pokazania „nie będziemy się dostosowywać do miasta
X”? No gratulacje! Zaręczam wszystkim, że miasto X w ogóle nie zajmuje się
nami, miastem 10 razy mniejszym i ani nie zwróci uwagi na takie manifestacje,
ani na pewno nie będzie się dopasowywać do nas.
Po drugie – rozkład jazdy.
Nie wiem, jak to jest w innych miastach, ale u nas autobusy
jeżdżą stadami. Mamy raptem sześć linii autobusowych, ale ustalenie sensownego
rozkładu jazdy też wydaje się niemożliwe. Mieszkam akurat przy tzw krańcówce.
Kiedy przychodzę na przystanek, obserwuję jak w ciągu kolejnych trzech,
czterech minut, odjeżdża cztery lub pięć autobusów, a potem następuje cisza. I
to nie jest przypadek, jest tak samo cały dzień, jakby ktoś się uparł, że
wszystkie autobusy muszą się pojawić na przystanku o tej samej porze. Po co?
Żeby innym pasażerom nie było przykro, że ktoś pojechał, a oni nie? Nie
przesadzajmy, nasze miasto jest na tyle małe, że ogromna część tras pokrywa się
i można jechać do celu dwoma, czasem trzema autobusami. Tylko że trzeba
najpierw w coś wsiąść, a tymczasem kiedy jeden odjedzie, można być pewnym, że
odjadą wszystkie i będzie się czekało na następną serię co najmniej 15 minut.
Po trzecie – akwarium.
Co ma akwarium wspólnego z transportem? Ano ma. Mieszkańcy
mojego miasta nazwali „akwariami” specyficzny rodzaj autobusów. Zostały
zakupione używane z zagranicy, żeby zastąpić te, które już groziły rozsypaniem
się w trakcie jazdy. Są to dość nowoczesne autobusy, przystosowane nie tylko do
ogrzewania, ale również chłodzenia pasażerów. Jednak w związku z tym, że mają
zainstalowaną klimatyzację, nie otwierają się w nich okna. Nawet to pojmuję –
Polak nie zrozumie, że jak jest włączona klimatyzacja, to okien się nie
otwiera. Tylko proszę najpierw tę klimatyzację włączyć! Niestety, czy to z
powodu braku pieniędzy, czy też z jakichś innych nie znanych mi, klimatyzacja
nie jest włączona. Klimy nie ma, okien się nie da otworzyć – już wiecie, czemu
mówimy na te autobusy „akwarium”?
Po czwarte – drzwi
Niektóre z autobusów, a może nawet większość, ma tylko drzwi
z przodu i po środku. Z tyłu już nie. To nie jest dobry pomysł na komunikację
miejską, raczej na autobus wycieczkowy, w którym wszyscy wsiadają na początku i
siedzą do końca podróży. Natomiast zastosowanie takiego pojazdu w komunikacji
publicznej to pomyłka. Wsiadanie trwa dużo dłużej. Jak chcesz wysiąść, to
musisz zacząć się przeciskać do drzwi ze dwa przystanki wcześniej, żeby zdążyć.
Skutek jest taki, że znaczna część ludzi w ogóle nie chce wchodzić w te
przepaściste i niedostępne wnętrzności autobusowe, tylko stoi przy drzwiach powiększając
tłok i uniemożliwiając zmieszczenie się większej ilości ludzi.
Po piąte – bilet
Złośliwością przedsiębiorstwa komunikacji nazwę fakt, że
bilety czasowe jakie obowiązują w aglomeracji kończą się zawsze w niewłaściwych
miejscach. Mówię oczywiście o tych tramwajach i autobusach, które łącza ją z
moim miastem. Bilet półgodzinny tramwajowy kończy się dwa przystanki przed
centrum, bilet godzinny autobusowy - trzy. Zgadnijcie, na którym przystanku
najczęściej wsiadają kontrolerzy? W naszym mieście nie ma biletów czasowych, za
to niektóre dalsze dzielnice maja strefy. W związku z tym niektórzy musza
kasować trzy bilety w jednym tramwaju, w określonych miejscach na trasie
zrywając się ze swojego miejsca i biegnąc do kasownika. Dla przyjezdnych jest
to czysty koszmar.
Po szóste – różności.
W autobusach i tramwajach jest brudno i, przepraszam za
wyrażenie, śmierdzi. Autobusy wydzielają z siebie kłęby dymów, a niektóre są
tak zdezelowane, że nawet na przystanku końcowym nie wyłączają silnika, zapewne
w strachu, że już go potem nie włączą, więc zanieczyszczają środowisko nawet
stojąc. Niektóre tramwaje są tak stare i głośne, że mając słuchawki w uszach,
nie słychać muzyki, tylko huk pojazdu. Kierowcy i motorniczy palą papierosy w
pojazdach, jakby zakaz palenia był tylko dla pasażerów. Na przystanku końcowym
jest toi-toi, ale kierowcy masowo sikają obok niego. Niektóre linie autobusowe
w ogóle nie działają w niedzielę, pozostawiając część miasta odciętą od świata.
Nawet w sobotę nie sposób powrócić do naszego miasta z pobliskiej aglomeracji
po ostatnim seansie w kinie, bo komunikacja kończy się około 22, a w samym
mieście około 23. Kasowniki są dwa na cały autobus. I tak dalej.
Takich uwag, gdybym pomyślała, znalazłoby się jeszcze
więcej, a inni mieszkańcy miasta dodaliby na pewno swoje. Jedno z ugrupowań
politycznych obiecywało się zająć kwestią transportu publicznego, ale wybory
prezydenckie przegrali. Rządząca frakcja najwyraźniej porusza się tylko
własnymi autami. Choć drogi w naszym mieście raczej też na to nie wskazują.
Przesiadłabym się na rower, ale ścieżka urywa się gwałtownie w pewnym momencie,
a miejscami jest tak wąska, że trzeba składać kierownicę, bo wystaje poza.
Chyba pozostaje mi chodzić pieszo. Dobrze, że dostałam niedawno w prezencie
kije do Nordic Walking….
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Możliwość komentowania została zablokowana ze wzglądu na zawieszenie działalności tego bloga. Zapraszam na mój drugi blog Karkonosze moja miłość - wystarczy kliknąć w obrazek z tym tytułem po lewej stronie.
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.