Rozdział 5
Ola obudziła się zlana potem.
Kolejny koszmar. Coraz częściej ja takie dręczyły. Na dodatek wszystkie były do
siebie bardzo podobne: bez szczegółów, z jakimś nieokreślonym poczuciem grozy,
nieszczęścia, które, co czuła coraz wyraźniej, zagrażało właśnie jej.
Dzisiejszy sen miał jednak
jakieś szczegóły, które utkwiły jej w pamięci. Byli w nim rodzice i jakiś stary
dom. Szła za nimi klatką schodową po szerokich skrzypiących schodach, a oni
ciągle się na nią oglądali, sprawdzając, czy idzie za nimi.
Ola wstała z łóżka i jak
zwykle w takich okolicznościach poszła do biblioteki. Przebywanie wśród książek
uspokajało ja.
Wstukała szyfr i powoli
otworzyła drzwi. Weszła do środka, usiadła sobie na kanapce i zaczęła podziwiać
księgozbiór. Rodzice ostatnimi czasy zdobywali coraz więcej fantastycznych
pozycji, aż dziw, że im się to udawało. Mieli niesamowite szczęście w
znajdowaniu tych dzieł, ale przede wszystkim w tym, że ludzie Ci decydowali się
im sprzedać te okazy. Ola już nie mogła się doczekać, kiedy wreszcie zacznie
brać te cuda do ręki i zajmować się nimi jak troskliwa mamusia. Uśmiechnęła się
do siebie na tę myśl. Od jakiegoś czasu taki właśnie obraz ja nawiedzał: ona
jako opiekunka książek....
* * *
-
Szczęśliwa?
-
Też pytanie!
Oczywiście tato!
-
A z czego się
cieszysz najbardziej? Z wyróżnienia?
-
Nie, przecież
wiesz. Z tego, że już wreszcie będę mogła się zająć książkami.
-
Wiem, córcia.
Sama sobie narzuciłaś to ograniczenie, że nic nie będziesz robić, dopóki nie
skończysz.
-
Wiem. Całe
szczęście, że jednak udało mi się te studia skończyć szybciej niż w te sześć
lat, na które to wyglądało. Chyba bym nie wytrzymała!
-
Wiesz, że my nie
mielibyśmy nic przeciwko.
-
Wiem. Ale cieszę
się, że okazało się, że jednak mam silna wolę i wytrwałam. To w końcu bardzo
ważna cecha konserwatora zabytków.
-
Czy teraz już
rzucasz tę robotę u księgarzy?
-
To nie są
księgarze, tato. Ale tak, rzucam. Już im zresztą o tym mówiłam. Od jutra
pracuję u was.
-
U nas, ty moja
dorosła mądra córko. A nie korci cię zacząć już dziś?
-
Właśnie się tam
wybieram, ale na pewno nie będę nic przestawiać, porządkować, ani nic z tych
rzeczy. Może coś obejrzę, może coś poczytam, pomyślę nad różnymi sprawami....
-
To miłego
wieczoru z twoimi przyjaciółmi. My z mamą wychodzimy. Być może uda nam się
zdobyć ten herbarz, o którym Ci mówiliśmy do naszej kolekcji.
-
Powodzenia –
zakończyła rozmowę Ola, myśląc już zupełnie o czymś innym i patrząc w stronę
biblioteki.
Prawie nie oddychając weszła
do środka. Jak zwykle ogarnęła ją natychmiast chęć dotknięcia każdej książki z
osobna i wszystkich naraz. Dziś już mogła to zrobić. Ale przeciągała ten
moment. Tak długo na niego czekała, że w jej wyobraźni urósł on już do rangi
symbolu równego złożeniu ślubów zakonnych albo jakiegoś rytuału przejścia,
teraz nie chciała niczego przyspieszyć.
Posiedziała chwilę na
kanapie, jak to robiła każdego wieczoru przez ostatnie kilka lat. Właściwie
znała już wszystkie te książki, mogłaby teraz po prostu zacząć je przestawiać i
porządkować według swojego zamierzenia. Katalog miała już prawie w głowie. Ale
tą pracę postanowiła zacząć jutro. Dziś chciała tylko porozmawiać z książkami,
dotknąć, pogłaskać, może wziąć do ręki którąś z nich, która opowiedziałaby jej
szczególnie ciekawa historię.....
Ola wstała i powoli podeszła
do pierwszej półki. Wyciągnęła rękę i samymi końcami palców zaczęła przesuwać
po książkach, od góry do dołu, od prawej do lewej, grzbiet za grzbietem, półka
za półką, wklęsłości i wypukłości, tektura, skóra, papier, materiał, tłoczenia,
litery, zimno pozłoceń, ciepło rąk poprzedniego właściciela, głuche uderzenia
prasy drukarskiej, zapach farby, wilgoci..... krwi.....
Ola odskoczyła jak oparzona
od półki. Dotarła właśnie do regałów zawierających najcenniejsze dzieła,
zgromadzone zarówno przez babcię Joannę, jak i przez jej rodziców, wraz z
dodaną ostatnio piękną XV wieczną Biblią. Miała zamiar dołożyć do tej półki
wiele książek w ciągu swojego życia. A teraz coś ją odepchnęło. Jakby się
oparzyła, no i ten zapach krwi... dziwne....
Popatrzyła na swoje palce,
które jeszcze przed chwilą dotykały grzbietów. Na opuszkach palców widać było
wyraźnie nieduże bąble wypełnione płynem, zaczerwienienie rozchodzące się
dookoła.
-
Oparzyłam się –
pomyślała Ola. Nie znała się za bardzo na medycynie, ale wyglądało na to, że
bąble są świeże, a jest to drugi stopień. - Kiedy mi się to stało? Nie
pamiętam.... Musiałam się oparzyć wcześniej i nawet tego nie zauważyłam, a
teraz kiedy dotykałam książek, coś musiało mnie urazić.... i poczułam. Ale to
dziwne, tak czy inaczej. Przecież musiałam dotknąć czegoś gorącego, musiałabym
to pamiętać.....
Ola zdecydowała się iść do
łazienki i nałożyć coś na palce. Kiedy się oparzyła nie było w końcu aż tak
ważne w porównaniu z tym, żeby nie zanieczyściła książek. Należało jak
najszybciej wygoić ranki.
Wyszła, zamykając za sobą
drzwi.
W ciszy, która nastała w
bibliotece, wyraźnie słychać było powolne kapanie. Czerwone krople spadały z
półki i z lekkim klaśnięciem upadały na posadzkę u stóp regału, ale w
pomieszczeniu nie było już nikogo, kto przyglądałby się temu. Ani też nikogo,
kto skojarzyłby sobie ten widok ze swoim snem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Możliwość komentowania została zablokowana ze wzglądu na zawieszenie działalności tego bloga. Zapraszam na mój drugi blog Karkonosze moja miłość - wystarczy kliknąć w obrazek z tym tytułem po lewej stronie.
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.