18 października 2009
Pierwszy listopada zazwyczaj nastraja nas do myślenia o
naszych zmarłych bliskich, o przemijaniu, krótkości życia, jego sensie. Mnie w
tym roku na pewno też zmusi do kolejnych przemyśleń na temat mojej wiary. To
święto samo w sobie ma taką atmosferę. Kiedy siedzimy, czy też stoimy na
cmentarzu, przy grobach, trudno o tym nie myśleć. Ale okazuje się, że czasem
sytuacja po prostu zmusza nas do myślenia też o czymś innym.
Przed Świętem Zmarłych nastąpiła zbiorowa psychoza
czyszczenia. Wiadomo, że każdy chce zadbać o grób, odczyścić pomnik, żeby potem
na świeżym ułożyć kwiaty i znicze. Ale to, co dzieje się w tym roku, przechodzi
ludzkie pojęcie. Na cmentarz najlepiej byłoby przyjść z maską Pegaz, bowiem w
szale porządkowania ludzie wylewają na groby całe butelki płynów ogólnie
uważanych za odkażacze WC. Smród dezynfekcji dusi, wywołuje kaszel i łzawienie
oczu. Na dodatek każdy przychodzi na sprzątanie innego dnia i o innej porze,
wiadomo przecież, że każdy ma czas w innym terminie. Ale należałoby się wykazać
i w tym względzie pewną kulturą, tymczasem gorliwi opiekunowie grobów chlustają
wiadrami wody, zupełnie nie zwracając uwagi na to, że ochlapują błockiem świeżo
umyte sąsiednie grobowce. Dochodzi do scen dantejskich, kiedy właściciele
sąsiadujących ze sobą pomników obrzucają się nawzajem mięsem.
Jest też grupa osób, która na kilka dni przed Wszyskich
Świętych zdecydowała się na dogłębne zmiany i zamówiła u kamieniarzy nowy
pomnik. Czyżby ich groby były tak brudne, że stwierdzili, że nie da się ich
odczyścić? To chyba jedyne sensowne wyjaśnienie tego faktu. Tak czy inaczej,
ekipa przyszła, wykopała stary pomnik i w jego miejsce stanął nowy. Wszystko
ładnie, za wyjątkiem tego, że okoliczne groby po tym zabiegu wyglądają tak,
jakby je właśnie odkopano w Pompejach. Widząc to, przestajemy się dziwić, czemu
niektóre groby są dokładnie przykryte folią. Jak ktoś sobie zorganizował
sprzątanie wcześniej i cały tydzień pracuje, to nie chciałby przyjśc pierwszego
listopada i zastać swój grób w stanie wskazujacym na przejście lawiny błotnej.
Dekoracje na grobach to kolejny problematyczny kulturowo
temat. Niestety, jak w wielu momentach naszego życia mających cokolwiek
wspólnego z religią, tak i tu nastepuje przerost formy nad treścią. Oczywiście
de gustibus non desputandum est i nie zamierzam tutaj krytykować ani tych,
którzy obstawiają cały grób zniczami, ani tych którzy kładą jeden kwiat; ani
tych, którzy dekorują kolorowo, ani tych, którzy wolą stonowane barwy. Jest to
własny wybór każdego z nas. Należałoby może przemyśleć inne kwestie. Czy na
pewno trzeba kupować wieniec dla kogoś, kto zmarł prawie sto lat temu i w tym
samym grobowcu jest pochowane kilka osób z innej gałęzi drzewa genealogicznego,
których najbliżsi maja pewną koncepcję dekoracji? Czy na pewno trzeba upychać
swój ogromny znicz tuż pod tablicą, kiedy bliższa rodzina tam właśnie ustawiła
swoje w określonym porządku? A z drugiej strony: czy nie należałoby pomyśleć o
tym, że inni też chcą zapalić znicz dla tego zmarłego i przygotować dla nich
miejsce, żeby mogli ustawić go w spokoju i bez wyrzutów sumienia, że psują
dekorację swoim doborem kształtu lub koloru?
Tematy poruszane przez ludzi spotykających się przy grobach
też czasem wołaja o pomstę do nieba. Jeśli już widzimy się z kimś raz do roku
we Wszystkich Świętych, to postarajmy się zrozumieć, że to naprawdę nie jest
odpowiednia pora na wymianę najświeższych rodzinnych plotek albo pytania typu
„kiedy wyjdziesz za mąż?” Nawiasem mówiąc, takie pytania nigdy nie są na
miejscu. Niektórzy mają też tendencje do wyliczania jak to się napracowali przy
sprzątaniu, albo ile co kosztowało.
Lubię Wszystkich Świętych, mimo że nie wierzę, że stawianie
zniczy w jakikolwiek sposób pomaga zmarłym. Zapewne dlatego, że siedzi gdzieś
głeboko we mnie wspomnienie ciepła świec, zapachu palonych po porządkach liści,
szmeru modlitwy odmawianej nad grobami i smaku gorącego rosołu na obiedzie u
cioci, gdzie spotykała sie cała rodzina. Niestety, ciocia sie postarzała, a
nikt nie przejął jej zwyczaju zapraszania całej rodziny na poczęstunek.
Modlitwa jest wypierana przez rozmowy o wątpliwej jakościowo treści. Świec już
nie ma, tylko znicze, ciepło zamkniete w szklanym słoiku. A liści na cmentarzu
już nie wolno palić. Żeby tak ktoś zakazał tego wszystkiego co złe…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Możliwość komentowania została zablokowana ze wzglądu na zawieszenie działalności tego bloga. Zapraszam na mój drugi blog Karkonosze moja miłość - wystarczy kliknąć w obrazek z tym tytułem po lewej stronie.
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.