13.02.2010
Rozdział 5
Schody stopniowo
zwężały się schodząc w dół. W małym rozwidleniu przewodnik zatrzymał swoją
grupę.
- Witam państwa w
podziemiach naszego zamku. Po urokach sal na górze mogą się one wydać państwu
mniej atrakcyjne, ale mimo wszystko zachęcam do zwiedzania. Te podziemia to właściwie
ciąg korytarzy i lochów dla skazańców. Ze względu na małe rozmiary sal i
korytarzy zabieramy ze sobą tylko małe grupy, ale i tak większość będą państwo
zwiedzać sami. Wszędzie są strzałki pokazujące kierunek zwiedzania oraz
tabliczki z opisem sal i z opowieściami z nimi związanymi. Miejsca nie
przeznaczone do zwiedzania są zamknięte, więc nie powinni się państwo zgubić.
Na wszelki wypadek jestem jeszcze tutaj ja, który mam za zadanie dopilnować,
żeby każdy dotarł do końca drogi. Zapraszam do zwiedzania, chodźmy.
Długi wąż ludzi rozciągnął
się za idącym przodem przewodnikiem. Julia i Marta były gdzieś w środku grupy.
Przed nimi szedł jakiś gruby chłopak i Julia przez cały czas zastanawiała się,
czy biedak gdzieś nie utknie, jeśli korytarzyki zrobią się jeszcze węższe. Za
nimi posapywała starsza pani, obwieszona porządnie złotem. Julia miała ochotę
powiedzieć jej, że gdyby zdjęła te kilogramy biżuterii, byłoby jej dużo łatwiej.
Podziemia same w sobie były
rzeczywiście nieco rozczarowujące, ale historie opisane w każdej sali były
naprawdę świetne. Większość z nich miała zresztą pod spodem dopiski, że są
oparte na autentycznych wydarzeniach lub po prostu, że są prawdziwe.
- Julka, chodź, wiesz, że ich
już nawet nie widać? – stwierdziła w pewnej chwili Marta.
- No to co? Podobno można to
zwiedzać samemu. – odparła Julia.
- Niby tak, ale jakoś tu
dziwnie. Chodź już, co?
- Jasne, idziemy.
Przeszły długi korytarz i
znalazły się w sali pełnej naczyń poukładanych na stołach, podłodze i w niszach
w ścianach. Jak przeczytały na tabliczce, naczynia należały do więźniów, którzy
tutaj zakończyli życie.
Jakoś nie miały ochoty tego
oglądać.
- Słuchaj, tu nie ma wyjścia
korytarzem – zorientowała się Marta. – Czyżbyśmy miały wyjść przez jedne z tych
drzwi?
- Przewodnik mówił, że to, co
nie służy do zwiedzania jest zamknięte – przypomniała Julia. – Musimy tylko
sprawdzić, które drzwi są otwarte. Ja jedne, ty drugie.
Podeszły do drzwi. Julia wyciągnęła
rękę.
- Mój sen... – pomyślała. –
Mój sen... jestem gdzieś, gdzie nie powinnam być.... jestem sama, a nie
powinnam być sama ... i zaraz otworzę drzwi, których nie powinnam otwierać i
stanie się coś złego....
- Co ci jest?
- Nic, wszystko w porządku. –
odpowiedziała. Nie była sama, więc jej sen nie mógł się sprawdzić.
Obie jednocześnie nacisnęły
klamkę.
Drzwi otworzyły się.
Jedne.
I drugie.
- Co teraz? – zapytała Julia.
- Zajrzyjmy do środka. Jeśli
gdzieś są strzałki, to jest właściwa droga.
Julia popchnęła drzwi i dała
dwa kroki do przodu. Korytarz był oświetlony, podobny do wszystkich innych. Nie
było żadnych strzałek. Nie? Zaraz, a co to jest tam na ścianie?
Julia dała jeszcze dwa kroki
do przodu.
Zdążyła pomyśleć, że to nie
jest strzałka, kiedy za sobą usłyszała huk zamykających się drzwi. Światło
zgasło.
Właściwie nie musiała się
wracać, ale resztki nadziei mówiły jej, że to tylko przeciąg zatrzasnął drzwi.
Popchnęła je.
Ani drgnęły.
Gorzej.
To już nie były drzwi.
Wymacała tylko jednolity mur, ani śladu klamki czy zawiasów.
Otworzyła drzwi, których nie
powinna była otwierać. Była tam, gdzie nie powinna była się znaleźć. I była
sama.
- Gdzie są teraz?
- Już z nami. Każda swoją
drogą.
- A reszta?
- Bez problemów.
- Czyli sprawa załatwiona.
- Myślę, że jak zwykle: od
tej chwili nic nam już nie przeszkodzi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Możliwość komentowania została zablokowana ze wzglądu na zawieszenie działalności tego bloga. Zapraszam na mój drugi blog Karkonosze moja miłość - wystarczy kliknąć w obrazek z tym tytułem po lewej stronie.
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.