Czterysta
trzydzieści lat siedział lud Izraela w Egipcie aż wreszcie z niego wyszedł.
Bóg
szedł przed nimi za dnia w słupie obłoku i w słupie ognia w nocy, żeby mogli
iść przez pustynię.
Bóg
zalał Egipcjan Morzem Czerwonym, kiedy próbowali ścigać lud Izraela. Naukowcy z National Center for Atmospheric Research
(NCAR) i z Uniwersytetu w Kolorado wykonali nawet komputerową
symulację tego zdarzenia
Z symulacji wynika, że porządny wiatr wiejący przez całą noc
jest w stanie wepchnąć masy wód z powrotem do koryt rzecznych lub
niecek jeziornych. Nie musiałby nawet mieć siły huraganu – siła wiatru niezbędna do zmiany położenia
wód została oszacowana na 63 mile na godzinę, czyli ok. 100
kilometrów na godzinę. I dopóki będzie wiał, dopóty wody będą
trzymane w ryzach. Jeśli kierunek wiatru się zmieni albo jego siła
osłabnie, wszyscy ci, którzy wybrali się wówczas na spacer po odsłoniętych
z wód terenach, mogą w najbardziej optymistycznej wersji liczyć się z
przemoczeniem odzieży. Pechowcy zostaliby pewnie zaliczeni do kategorii,
w której opisywane są straty w ludziach. Jeśli bowiem wiatr przestałby wiać,
ściany wód powędrowałyby w bardzo szybkim tempie na swoje pierwotne
miejsce.
Bóg
zesłał im również mannę z nieba, kiedy marudzili, ze nie maja co jeść. Współcześnie manną
nazywamy drobną kaszę z pszenicy (kasza manna), jednak w Biblii
prawdopodobnie chodzi o coś innego. Z opisu zamieszczonego w Księdze Wyjścia
wynika, że pewnego dnia o świcie cała ziemia pokryła się białymi kuleczkami,
wyglądającymi jak grad. Smakowały jak chleb z miodem, a Izraelici nazywali je "man".
Według badaczy, słowem tym Arabowie do dzisiaj określają słodką żywicę
tamaryszków, czyli krzewów i drzewek, występujących na terenach pustynnych i
nadmorskich w Europie, Azji i Afryce. Wiosną, na skutek ukłuć owadów, z roślin
tamaryszku wypływa żywica i szybko tężeje na słońcu. Tworzą się wtedy kulki,
których słodki smak przyciąga wielu amatorów, zbierających dziennie kilogramy
tego przysmaku.
Bóg dał im też wodę ze skały. Szukając wytłumaczenia tego cudu G. E. Wright (ceniony
specjalista w dziedzinie archeologii biblijnej) odnalazł relację majora C. S.
Jarvisa, byłego brytyjskiego gubernatora Synaju, który opowiadał, że przeżył
coś podobnego. Oddział jeńców na wielbłądach zatrzymał się na postój i w
poszukiwaniu wody począł kopać w skalistych zboczach wąwozu, gdzie po skale
wapiennej sączył się nikły strumyczek. Podczas kopania silne uderzenie przypadkowo
trafiło w skałę wapienną. Gładka twarda powierzchnia wapienia skruszyła się i z
miękkiej, porowatej skały wytrysnął ku wielkiemu zdumieniu całego oddziału
silny strumień czystej wody. Przed wyjściem Mojżesz żył przez dłuższy czas na
Synaju i jest bardzo możliwe, że znał właściwości formacji kamiennych w pewnych
częściach tego półwyspu.
Bóg dał im
pokonać Amalekitów.
Tyle dla
nich robił, a oni wciąż marudzili. Ja bym się wkurzyła ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Możliwość komentowania została zablokowana ze wzglądu na zawieszenie działalności tego bloga. Zapraszam na mój drugi blog Karkonosze moja miłość - wystarczy kliknąć w obrazek z tym tytułem po lewej stronie.
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.