Rozdział 14
Drzwi otwierały się. Robert
podniósł głowę bez większego zainteresowania, przekonany, że pewnie znów ktoś
zajrzy i wyjdzie, albo może przyniosą kogoś nowego. Kobieta na łóżku już nie
istniała. Musiała umrzeć w nocy, bo nad ranem obudziło go skrzypienie drzwi i
widział jak ją wynoszą. A raczej to, co z niej zostało.
Jakoś w ogóle nie budziło to
w nim emocji. Nawet myśli o Sylwii nie były już tak uporczywe. Zaczął się za to
zastanawiać, ale tak mgliście i jakby jego mózg oblepiała wata, co się dzieje z
tymi ludźmi przyczepionymi do ścian. No i przy okazji z nim samym, też przecież
był jednym z nich. Wyglądało to tak.....jakby.... wtapiali się w ścianę.....aaa, to dlatego ci ludzie czasem
przychodzili i dociskali obręcze...... ale człowiek chyba nie może się wtopić w
ścianę.... a może może.....tak trudno jest myśleć o czymkolwiek.....
Drzwi otworzyły się całkiem.
Dwaj mężczyźni wnieśli kobietę, która wyglądała, jakby w wielu miejscach ktoś
zdjął z niej ubranie razem ze skórą. Położyli ją na łóżku i zaczęli podawać
jeden drugiemu rurki i druciki. Zasłaniali sobą widok, a poza tym Roberta to
wszystko niewiele obchodziło.....
* * *
NASTĘPNEGO DNIA RANO
Robert obudził się jakby z
głębokiego snu. Zadziwiająco trzeźwy w porównaniu z tym, co działo się z nim
ostatnio. Kiedy dotarło do niego gdzie jest, omal nie zaczął krzyczeć.
Pomyślał, że to chyba musi być zły sen. Niemożliwe wydało mu się to, że tkwił
przypięty do ściany łańcuchami i obręczami i poza głową nie mógł ruszać żadną
częścią ciała. Poza tym, kiedy przyjrzał się bliżej, zobaczył, że do połowy, na
całej długości swego ciała i na całej szerokości, jest WTOPIONY w ten przeklęty
mur! Jakby ..... wchłaniany! Jakby ktoś przeciął go dokładnie i przykleił taką
płaskorzeźbę na murze. „Robert – część przednia”, mógłby głosić podpis.
Rozejrzawszy się w panice dookoła zobaczył kilka innych mniej lub bardziej
wchłoniętych postaci, które patrzyły na niego tępo lub spały. Zero
zainteresowania. A na łóżku....
-
Sylwia!!!
- wrzasnął.
Tak, to była jego żona.
Leżała tam przywiązana, a z ciała wystawały jej różne rurki. Coś się przez nie
sączyło.
Popatrzyła na niego.
-
Robert...
- wyszeptała. - Gdzie my jesteśmy? Co to wszystko znaczy? I dlaczego nas to
spotkało?
Zanim zdążył cokolwiek
powiedzieć, drzwi otworzyły się i weszła jedna osoba, starannie je za sobą
zamykając. Była to szczupła, zgrabna, wysoka dziewczyna, a raczej młoda
kobieta, dobrze ubrana, z lekkim makijażem i pięknymi, bujnymi włosami.
Zatrzymała się na środku i
popatrzyła na nich. Na nich dwoje.
-
Dzień
dobry. Mamo. Dzień dobry. Tato. - powiedziała zimnym głosem.
-
Julia?....
- wyszeptał Robert i spojrzał na Sylwię. W oczach żony zobaczył przerażenie.
-
Ano
ja. Zdziwieni, co? - głos stał się jeszcze zimniejszy.
-
Julia,
kochanie.... - Sylwia próbowała coś powiedzieć.
-
Zamilcz.
- twardo powiedziała córka. - nie masz mi nic do powiedzenia. Ja wam zresztą też niewiele. Przyszłam tylko na
chwilę. Żeby powiedzieć wam, co o was myślę i wyjaśnić co się z wami stanie
teraz. Otóż stanie się z wami dokładnie to, na co skazaliście parę lat temu
swoje dwie córki, czyli mnie i Martę. Sprzedaliście nas, skazaliście na śmierć.
Za niewiele pieniędzy. Ten zamek jest w stanie obejść się bez takich jak wy,
ale czasem na zachętę, oprócz możliwości pozbycia się kogoś niewygodnego, daje
też małe sumki. I co, nikt z sąsiadów ani rodziny nie wykazał zainteresowania
waszą przeprowadzką ani naszym zniknięciem? Co powiedzieliście? Ja na leczeniu
za granicą, a Marta pewnie w szkole z internatem, co? Brzydzę się wami! Skoro
nie dawaliście sobie z nami rady, trzeba było mnie oddać do zakładu opieki a
Martę zapisać na odwyk! Mało jest ośrodków leczenia narkomanii? Nie musieliście
nas zabijać! Tchórze! Kanalie! Mordercy! Nienawidzę was!
Julia złapała oddech i
nakazała sobie spokój.
-
Cóż,
wasz plan powiódł się tylko częściowo. Marta nie żyje. Umarła tak, jak Ty
umrzesz. - popatrzyła na matkę. - Zamek Cię po prostu wypije. Już widzę jak
sobie pociąga. - zaśmiała się zimno. - Nie jest głodomorem, a poza tym obiecał
mi zostawiać sobie ciebie na specjalne okazje, żebyś mu się za szybko nie
skończyła. No i żebyś nie umarła szybciej niż Marta. Ona się długo męczyła, bo
zanim mógł się nią zająć, musiały wyjść z niej wszystkie narkotyki.
Popatrzyła na ojca.
-
Ja
nie umarłam. Miałam zostać wchłonięta tak jak ty będziesz. Okazałam się jednak
silniejsza niż wam się wydawało. Udało mi się, a teraz w ogóle jestem okazem
zdrowia. Tutejszy klimat mi służy. - zaśmiała się ponownie. - Właściwie, to
czuję się tak dobrze, że zastanawiam się, czy oboje nie byliście w jakiś sposób
sprawcami moich chorób... ale to już nieważne.
Popatrzyła na nich jeszcze
raz. W jej oczach była nienawiść.
-
To
zostawiam was. Nie będziecie już tak znieczuleni jak dotąd, a więc cieszcie się
swoją przytomnością i pogadajcie sobie. Życzę miłych ostatnich chwil. Dni. No,
może tygodni, albo miesięcy. Na lata bym nie liczyła.
Julia wyszła, starannie
zamykając za sobą drzwi. Przez chwilę stała pod nimi, nasłuchując, ale wewnątrz
panowała cisza. Właściwie miała chęć dowiedzieć się, kto był pomysłodawcą
śmierci Marty i prawie jej samej. Stawiała na matkę. Ale w sumie było jej to obojętne.
Wzruszyła ramionami i
odeszła, postanawiając nawet o tym już nie myśleć.
-
Dzięki....
-
Proszę
bardzo. Ale czuję, że teraz, kiedy zemsta się dokonała, masz ochotę mnie
opuścić.
-
A
nie znudziłam Ci się jeszcze? Popatrz po tunelach, pewnie szwenda się tam
niejedna osóbka, która chciałaby zająć moje miejsce.
-
Ha
ha ha! Ale czy będzie w stanie mnie tak rozbawić?.... Nie odchodź. Wiem, że
dusisz się tu, wciąż w tych murach. Ale poza nimi.... co Cię tam czeka?
-
Zróbmy
tak. Zostanę tu, dokąd oni tu są. A potem odejdę. I mam nadzieję, że zawsze
będę mogła wrócić, jeśli mi się tam nie spodoba.
-
Wrócić
zawsze możesz. Ale jeszcze nie wiem, czy Cię puszczę.
-
O
to jestem spokojna. Przecież wiesz, że zawsze będziesz mógł mnie wezwać. Masz w
sobie część mnie...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Możliwość komentowania została zablokowana ze wzglądu na zawieszenie działalności tego bloga. Zapraszam na mój drugi blog Karkonosze moja miłość - wystarczy kliknąć w obrazek z tym tytułem po lewej stronie.
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.