Postanowienia Noworoczne
1 stycznia 2012
1. schudnąć dalsze 4kg i 3cm
2. zadbać o jelita
3. zapanowac wreszcie nad wieczorną konsumpcją
4. wyrażać jasno swoje potrzeby
3. nadal utrzymywać na dotychczasowym poziomie wszystkie
zabiegi higieniczno-zdrowotno-estetyczne
4. i nie zapominać wieczorem o istnieniu butelki z antycelulitisowym
żelem pod prysznic
5. tudzież nie odpuszczać sobie z lenistwa smarowania twarzy
kremem poprzestając na ”podoczach”
6. nadal ćwiczyć
wieczorem stały zestaw ćwiczeń i raz w tygodniu uprawiać „większy” sport
7. chodzić regularnie na kontole lekarskie
8. nadal mieć codziennie czas dla siebie : na blogi,
czytanie i pisanie
9. nie przepracowywać się
10. a na zakończenie powtórzę za Brigdet Jones : „I will not
fall for any of the following: alcoholics, workaholics, commitment phobics,
people with girlfriends or wives, misogynists, megalomaniacs, chauvinists,
emotional fuckwits or freeloaders, perverts.”
Top
1 stycznia 2012
Ależ to był dzień!
Calusieńki spędziłam przy Trójce, słuchając Topu Wszech
Czasów. Ile wzruszeń i jakie emocje!
Pierwsza piątka 18tego Topu Wszech Czasów Programu
Trzeciego:
5. Archive „Again”
4. Deep Purple „Child in Time”
3. Pink Floyd „Wish You Were Here”
2. Dire Straits„Brothers-in-arms”
1. Led Zeppelin
„Stairway to heaven”
Opętana, spowolniona
2 stycznia 2012
Ciągle pamiętam zatrzymany czas, konwalie na poduszce.
:):):)
Ciągle wspominam wczorajszy dzień, poranne życzenia,
południowe uśmiechy, całodzienne pogaduchy, dom pełen muzyki, spokój, radość.
Opętana dniem wczorajszym.
W takim stanie udałam się do pracy. Albo ja jestem jakaś
spowolniona, albo świat nagle przyspieszył. Nie nadążam.
Co się dzieje, co się dzieje…
Świat zwariował. Żeby po jednym dniu w pracy już miec jakieś
zaległości?!?! No way.
Posmarowana, poćwiczona, wykąpana i co tam jeszcze. Ufff.
Może chwila przerwy?
O jutrze wolę nie myśleć.
O pojutrze tym bardziej.
Byle do czwartku.
Dzień pracy za mną. Nawet nie było tak źle, nie wróciłam aż
tak zmęczona jak się tego obawiałam.
Jutro prowadzę szkolenie. Mam nadzieję, że będzie ok.
Acha, no i zaległości w dużej mierze nadrobione. Częściowo
dzięki szybkiej ( i mam nadzieję słusznej – co się okaże jutro) decyzji.
Szkolenie – jestem zadowolona. Uczestnicy chyba też.
Zebranie było krótkie i treściwe.
Mimo to – powrót z pracy na 18.30 do domu – trochę masakra.
Nic już dziś nie robię.
5 stycznia 2012
Ja już mam weekend.
Po tych bardzo pracowitych trzech dniach, to dziś czułam
się, jakbym na wakacjach była, a nie w pracy.
W sklepach cyrk. Czy ludzie naprawdę muszą sie tak
zachowywać, jakby ten długi weekend miał trwać dwa tygodnie?! O 14 już
właściwie nie było chleba. Kupiłam ostatnia połówkę angielki.
Ale nic to, im mniej zjem tym lepiej.
Najważniejsze, że jest troszkę odpoczynku, choć na pewno nie
uda mi się nic nie robić przez trzy dni. Ale może będę miała odwiedziny –
cieszę się na samą myśl.
Dziś poćwiczyłam tai chi i oprócz tego jeszcze normalny
codzienny zestaw, żeby nadrobić za szaloną środę.
Pół kilo świąteczne juz zrzucone.
A poza tym – odpoczywam.
Wieczorem odwiedza mnie my best friend. Bedzie fajnie.
Wczorajszy wieczór bardzo miły, choć jak dla mnie odwiedziny troche za krótkie
były. Są tacy ludzie, których towarzystwo jest zawsze mile widziane i nie ma
sie ich dosyć nawet po paru godzinach, prawda?
Posprzątałam sobie mieszkanko. Błysk!
Teraz trzeba sie zastanowić : słuchać Studniówki Trójki (nie
zapowiada sie jakos porywająco) czy iść na przegląd teatralny (tyłka z domu mi
sie nie chce ruszyć)?
Major dilema, jak mówiła Bridget Jones ogladając swoje
majtki…
8 stycznia 2012
Poszłam wczoraj jednak na przegląd teatralny. Obejrzałam
dwie sztuki, czyli połowę. Więcej nie chciałam, ja się nie nadaję na festiwale
i maratony, wolę pojedyncze fragmenty. Wtedy więcej przyswajam, więcej
wchałaniam, rozumiem, skupiam się, potem jeszcze w dodze do domu przesuwają mi
się sceny, słyszę fragmenty, docierają do mnie znaczenia. Tak lubię.
Poza tym w drugiej części miał być jakis kabaret, a dla mnie
kabaret skonczył sie na Pietrzaku. ;p
Dziś mnie odwiedza koleżanka. Mam nadzieję, że nie będzie
cały czas mówić o swoich problemach, bo szczerze czasem już nie mogę. Rozumiem,
że każdy (czy tez większość) ma potrzebę opowiadania o swoich kłopotach, ale
żebyż ona opowiadała… ale ona analizę psychologiczno-psychiatryczną robi.
Czasem mam ochote postąpić jak Jackie i powiedzieć „Shut the fuck up” i żebyśmy
wreszcie pogadały o czymś „bez znaczenia, jak ostatni odcinek „Idola” „.
Nooooo, ok.
Fju fju
Poszłam dziś na nordik. ;p;p;p
Elegancko pomiędzy deszczami się zmieściłam. Godzinę zasuwałam po lesie. ha! ha! ha!
Bardzo miło było. Nie było mi zimno, bo szłam bardzo szybko,
a poza tym założyłam na siebie nie używaną od lat „narciarską bieliznę”: getry,
skarpety, bluza. Na to kurtka, ale zrezygnowałam z szalika i teraz nie wiem,
czy to nie był błąd, bo coś jakaś chrypka mnie atakuje. Wróciłam uflagana po kolana, bo wielce sucho
nie było, choć obawiałam się, że będzie jeszcze gorzej. A jak pachniało! Cos
wspaniałego. No i prawie żywego ducha, gdzieś w oddali jakaś jedna osoba, nawet
nierozpoznawalna co do płci, zajęcia itd.
Potem gorący prysznic i obiadek. Rewelacja.
W ogóle moje nowe wtorki mi sie bardzo podobają. Zobaczymy
co powiem jutro po mojej nowej środzie. Mam pewne podejrzenie, że będzie to
słowo niecenzuralne…
Ufff….
12 stycznia 2012
Nie byłam wczoraj zbyt wymowna… I tak zostanie w środy. Nie
mozna być wymownym po takiej ilości pracy. To by było niezdrowe wręcz.
Dziś zdecydowanie mi lepiej, praca skończona o normalnej
porze, ogarnełam mieszkanie, teraz mam czas na odpoczynek.
Może być.
Jutro idę na wystawę.
Kupiłam buty.
Wernisaż bardzo udany.
Zmęczona jak cholera.
Przespałam 10h i jestem jak nowonarodzona.
Przez pół nocy śniło mi się, że jestem u Niego w
odwiedzinach. Ale czaaaad. Podobało mi
się, że takie ciepełko panowało w domu. W ogóle to niewiele niestety pamiętam,
tak to jest ze snami. Ale pamiętam, że jak miałam wyjeżdżać to sie popłakałam i
powiedziałam, że sobie zupełnie inaczej wyobrażałam tę wizytę, że zupełnie
inaczej było niż myślałam, ale było fantastycznie. Jak sie obudziłam, to
pomyślałam, ze to jest całkiem dobra myśl do zastanawiania się nad nią: coś
człowiek sobie wyobraża, a potem jest zupełnie inaczej, mimo to jest
fantastycznie…
Przez drugą połowę nocy śniło mi się, że w swoim domu
otworzyłam zakład kąpielowy. Basen, natryski, masaże wodne i choroba wie
co.
To jeszcze słowo o wczorajszym wernisażu. Mało prac, ale
dzięki temu szybko znalazłam swoją ulubioną. Artysta przemówił nawet, a bardzo
był zdenerowowany. Wziełam autograf na folderze wystawowym. A co! może kiedyś
będzie wart milion dolarów. Tylko że jak
znam siebie to bym go i tak nie sprzedała, hahaha!
Dobra, trzeba sie brać do roboty.
Acha, a buty są na szpilce!!! I to niezłej!!!
14 stycznia 2012
Jak to czasem jedno zdanie, jedno zdarzenie, jeden drobiazg
potrafi mi popsuć humor… A jak się nałożą dwa, trzy, cztery drobiazgi…
15 stycznia 2012
Humor jak najbardziej na swoim miejscu.
Ale jakaś rozlazła jestem, nie bardzo chce mi się coś robić,
a tu kupa rzeczy na moje ręce patrzy.
Dziś odkurzyłam mieszkanie. Trudno, że niedziela, mam
nadzieję, że bardzo sąsiadom nie przeszkadzałam. Właśnie się jeszcze robi
trzecie pranie. Suszarkę musiałam w pokoju postawić, bo po rozłożeniu mi się
nie mieści w łazience. Komuś przeszkadza? To niech nie patrzy.
Mam już ochotę zakończyć ten dzień. Chyba sobie zrobię cos
ciepłego na kolacje i obejrzę Pottera po raz kolejny.
Nie chce mi się… ;p
17 stycznia 2012
Jestem jakaś niedospana.
Jestem jakaś przemarznięta.
Jestem jakaś zmęczona.
Jestem jakaś marudna.
Mimo tego wszystkiego sporo dziś załatwiłam.
Jutro ciężki dzień.
Start!
18 stycznia 2012
Ja to lubię sobie dowalić! ;p
Cały dzień w pracy. Miało to jedną niewątpliwą zaletę – nie
myślałam o jedzeniu, nie miałam czasu.
Dziś nad ranem zaplanowałam sobie najbliższe pół roku, jeśli
chodzi o moją „Dietę”. Czy powinnam napisać tutaj, jakie te plany są? Może tak,
może łatwiej będzie się ich trzymać?
Od dziś zaczęłam kolejny etap chudnięcia, bo jednak mimo
wszystko jestem troche za pulchna tu i ówdzie. Oczywiście moje zrzucone cztery
kilogramy nadal bardzo mnie cieszą, ale to przecież nie miał być koniec. Dziś
rano poczułam, że to jest ten czas. Ten moment. Ta chwila. Mogę ruszyć do boju!
Dziś dzień bez jedzenia. Staram się nawet nie dopuszczać
myśli na ten temat do siebie. Lodówka w miarę pusta – to też pomoże. Napiłam
się rano mleka, potem szklanka soku z czerwonych grapefruitów i herbata w
pracy. Przed chwilą druga szklanka tego samego soku, a teraz zrobiłam herbatę.
Jesli nie będe bardzo cierpieć, to jeszcze szklanka czerwonego barszczyku.
Jeśli bardzo – to prócz barszczyku bedzie „gorący kubek”, a w ostateczności
druga szklanka mleka. W sumie nawet w wersji ekstremalnej nie przekroczę
500kcal.
Wydaje mi się, że wiem, gdzie ostatnio popełniłam błąd.
Kiedy jadłam już kolejne posiłki nadal dużo rzeczy piłam – kalorie sie
nazbierały. Muszę tego pilnować.
Najgorsze jest to, że akurat sie trochę chłodniej zrobiło, a
mnie wiecznie zimno jak nie jem. Już siedzę w grubej bluzce i polarze. Ale co
tam, od czego wanna z wrzątkiem i kaloryfer?!
Zaparłam się. Naprawdę. Czuję, że się uda.
19 stycznia 2012
Tak, prosze państwa, dobrze jest.
Wczoraj wytrzymałam spokojnie, nawet już tego mleka na
koniec dnia nie piłam. Dzis rano zjadłam śniadanie (mleko, kromka chleba z
plasterkiem sera i cukinią), a od tej pory – herbatki, ale też tak po prostu od
czasu do czasu, nie wlewam w siebie jakis strasznych ilości.
Plan zakładajeszcze szklankę soku, zupkę, ewentualnie bulion
i barszczyk. Powinno starczyć.
I wanna. Zimno, cholerka.
20 stycznia 2012
Dziś na śniadanie mleko i kromka chleba z twarogiem i
plasterkami ogórka surowego.
Herbata.
Gorący kubek.
Zaraz wychodzę na spotkanie. Mam nadzieję, ze uda mi się
przesiedzieć przy soczku, wodzie mineralnej, ewentualnie zupce.
Zrobiłam zakupy, nie wiem po jaką cholerę, jak nie jem. ;p
Jest zapas. ;p
Dobrze, że już piątek. Jaka ja jednak jestem zmęczona… i to
nie ma związku z tym, że od środy prawie nie jem, po prostu zmęczona…
:)
21 stycznia 2012
Wczorajsza impreza bardzo udana. Nie spodziewałam się, że sie
tak fajnie rozwinie i się nawet potańczy. Nie ma to jak dobre, znane, lubiane
towarzystwo do zabawy. A najlepiej się oczywiście tańczy z własnym najlepszym
przyjacielem.
Ha! Wypiłam dwa soki pomarańczowe i 1/3 coca-coli od kolegi.
Udało się wytrzymać i nic nie jeść!!!!!!!!!
A nie mówiłam, że tym razem się naprawdę zaparłam i się uda?
Dziejsze śniadanie: jajko na miękko, kromka bułki z masłem
(cieniutko) i pomidorem, mleko.
Popijam herbatkę.
Dziś będzie jeszcze drugie sniadanie. Owoc.
Bateria w wadze padła. Nie mam najmniejszej ochoty zasuwać w
ten śnieg do kiosku.
21 stycznia 2012
Banan, znaczy pół banana zjedzone.
Piję drugą herbatę.
Sąsiedzi!!! Miejcie litość!!! Musicie rozsiewać jakieś takie
kuszące zapachy akurat jak ja jestem na diecie??!!
Ciężko zaczyna być. Chyba już się zbędne nadmiary „spaliły”
i organizm zaczyna mówić, że mu sie jeść chce.
Ale się nie poddam. Najwyżej wyekspediuję sąsiadów na
Madagaskar. ;p
21 stycznia 2012
Bedzie dobrze. Wypiłam soczek. Jeszcze dzis planuję bulion,
barszczyk czerwony i goracy kubek. Plus herbata. Ale juz mi atak minął.
22 stycznia 2012
Dzień Babci, Dzień Dziadka.
Moi już nie żyją.
Ze strony ojca, z babcią mam tylko jedno wspomnienie, z
dziadkiem może trzy.
Ze strony mamy były to ważne osoby w moim zyciu. Żałuję, że
nie poświęciłam im więcej czasu. Dziadek zmarł, kiedy byłam jeszcze młoda,
głupia i potrafiłam tylko sie wymądrzać. Żadne usprawiedliwienie, ale dobra,
byłam młoda i głupia. Nadal mnie ściska w gardle jak sobie przypomnę moją
ostatnią z nim rozmowę. Mieszkałam wtedy w innym miescie, tylko przyjechałam go
odwiedzić, już był w szpitalu. Zmarł krótko potem.
Babcia zmarła parę lat temu. Dożyła naprawdę ładnego wieku,
88 lat. Mieszkałam z nią przez sporą część mojego życia, najpierw jako małe
dziecko, potem jako studentka. Zmarła na raka. Dzieki ci, Boże, że szybko.
Jestem na siebie wściekła, że wdepnełam w taki beznadziejny
związek, że nie mogłam spędzić z nią w tych ostatnich paru miesiącach tyle
czasu, ile chciałam. Nigdy tego nie wybaczę. Nie potrafię. Nie chcę nawet
próbować. Zresztą, nie wiem komu miałabym to wybaczyć, czy temu kto mi spaprał
półtora roku życia totalnie, czy sobie, że wlazłam w to, że dałam sie wciągnąć,
że tyle czasu w tym siedziałam. Wydawało mi się, że sobie już wybaczyłam. Może
nie wybaczyłam tego, że nie siedziałam przy niej godzinami tak jak chciałam
mimo przewidywalnych skutków? Że nie byłam odważna choć w tej sprawie? Chyba
tak.
Może jeszcze kiedyś sobie to wybaczę.
Mój przyjaciel powiedział mi dziś na pocieszenie, że
dziadkowie na pewno to rozumieją, bo dziadkowie zawsze rozumieją. Mam nadzieję,
że ma rację.
22 stycznia 2012
W kwestii jedzenia wszystko ok. Jeszcze mogę dziś bulion,
barszczyk i gorący kubek. Nawet bardzo nie cierpię z głodu, właściwie prawie
wcale.
Zaraz troszkę poćwiczę, robię zmniejszony zestaw, bo
przecież jem tylko 600kcal dziennie.
Potem do wanny, wykąpię się w czymś fajnym, olejku, płatkach
itp. W nagrodę, że jestem taka dzielna.
Dużo pracy.
Niedobre wieści w temacie pracy też.
Mała różnica poglądów.
Zła cisza.
Ostatni dzień na śniadaniu i drugim sniadaniu. Od jutra
zupa.
Jeszcze gorący kubek. Jest ciężko. Ale wytrzymam.
Dziś była zupka. Ale fajnie.
Teraz już mi sie jeść chce. Ale byłam zajęta sprzątaniem,
teraz sie napiję soczku, potem jeszcze barszczyk i gorący kubek.
Będzie dobrze.
Trzymam się
Jest dobrze. Trzymam się jedzeniowo nawet mimo ciągłych
pokus z różnych stron. Choć naprawdę momentami juz mi się bardzo jeść chce.
Najgorsza jest chyba taka pora popołudniowo – wieczorna, potem wieczorem to już
nawet jest łatwiej.
Zmęczona. Dziś konferencja i zebranie. Ufff.
Zimno!!! Jak ja nie lubię zimna!!! OK, juz sie popisało, że potrafi, czy już
może odpuścić??!! Przecież za chwilę już
jest luty, wiosna idzie!!!
Dziś był oststni dzień układu 2,5 posiłku. Od jutra
przysługuje mi pełny obiad. Którego nie zjem.
Bo chcę cos zjeść wieczorem na imprezie.
Zamiast Gorących kubków ugotowałam sobie gar wywaru z
włoszczyzny, która potem zmieliłam i dodałam do niego. Własnie popijam – dobre.
I na pewno zdrowsze niz te chemiczne kubki.
Jedzenie w normie.
Szykuję się do imprezy.
29 stycznia 2012
Ufff.
Pozwoliłam sobie troche wczoraj na imprezie zjeść. Ale nie
za dużo. Za to bardzo dużo tańczyłam. Waga dzis rano bz, co mnie cieszy.
Na razie zjadłam jajecznicę, troche większą, bo z dwu jajek.
Ale już 14, a mi sie w ogóle jeść nie chce na razie. Piję herbatkę. Może potem
coś zjem i sie napiję.
Od jutra śniadanie, drugie śniadanie i obiad. Przez pięć
dni.
Noga mnie boli jak cholera. Że też ci ludzie nie patrzą po
czym depczą. Drugi raz w to samo miejsce oberwałam. Trzeba bedzie okład zrobić,
bo spuchnięte wszystko.
Już opowiedziałam wszystko MBF. Dobrze, że on jest.
Dobrze jest móc zjeść obiad.
Ale mi sie dziś jeść chce, będzie ciężko. Przed drugim
śniadaniem już popatrywałam na zegarek, a do obiadu ledwo dotrwałam. Aż strach,
bo już teraz żadnego dalej jedzenia nie będzie: barszczyk, zupka do picia i
herbaty. A tu dopiero 16…
Gdzieś w Polsce było dziś minus dwadzieścia siedem stopni.
Piszę to literami, bo liczba mogłaby mnie zwalić z krzesła. Brrrrr…. niech już
przestanie… Pleeeaaaseeee….
31 stycznia 2012
Ech, nie dałam rady wczoraj… zjadłam kolację… wszystko przez
ten mróz…
Poćwiczyłam tai chi
Zimno jest. W radio mówili, żeby sie dobrze odżywiać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Możliwość komentowania została zablokowana ze wzglądu na zawieszenie działalności tego bloga. Zapraszam na mój drugi blog Karkonosze moja miłość - wystarczy kliknąć w obrazek z tym tytułem po lewej stronie.
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.