czwartek, 18 stycznia 2018

Rozwód z krzyżem


14.11.2009

Krzyże na ścianie w szkole to aktualnie temat tak gorący, że aż parzy. Niewiele jest już chyba osób, które nie słyszały lub nie czytały o decyzji Strasburga w sprawie wieszania, a raczej zdjęcia, krzyża ze ściany. Jak zwykle w takich momentach, mimo że decyzja została podjęta, dyskusja trwa nadal. Katolicy protestują, niekatolicy klaszczą w ręce.
W Europie akcja się powiodła. Ciekawe co stałoby się gdyby taka sytuacja zaistniała u nas? Chyba nie należymy do Europy pod tym względem... Śmiem twierdzić, że jesteśmy tak skatolicyzowanym krajem, że biedny wierzący inaczej nie zdołałaby nawet dotrzeć z tym problemem do Strasburga. Sprawie na pewno próbowano by ukręcić łeb na samym początku, czyli już w szkole, naciskając na delikwenta, aby zaprzestał bezsensownych działań, które mogą popsuć wizerunek szkoły. To gdyby delikwent był w miarę zaawansowany wiekiem, a więc w stanie wypowiedzieć się w tej kwestii. Jeśli za niego mówiłby rodzic, argumentacja może byłaby lekko inna, ale główne punkty i tak pozostałyby niezmienne.
Argumentem ostatecznym mogłoby być stwierdzenie, że jak się nie podoba szkoła to można zawsze ją zmienić. Tyle, że o ile wiem o istnieniu katolickich szkół w naszym pięknym kraju, tak nie słyszałam aby istniały szkoły ateistyczne. Albo świeckie, tak naprawdę, choć przecież cały czas się mówi, że szkoła nie jest instytucją religijną. Czyżby? Nauka religii plus religijne symbole (dodajmy tej samej i jedynej religii) w szkole świadczą o czymś zupełnie innym. Nasze ministerstwo edukacji mogłoby śmiało nazywać się Ministerstwem Edukacji Katolickiej. Nawet ładny skrót: MEK. Gorzej miałyby licea: KLO. Najgorzej podstawówki: KSP – nie bardzo daje się przeczytać, choć można zawsze czytać literkami: kaespe. I już.
Skoro jednak na razie nie ma tej dodatkowej litery, religię w szkole uważam za pomyłkę. Nauka o religii, a nauka religii to coś zupełnie innego. W polskiej szkole jest nauka religii, religii katolickiej, jest wkuwanie modlitw, przygotowywanie do sakramentów katolickich, sprawdzanie obecności na niedzielnych mszach. Indoktrynacja zaczyna się w przedszkolu i trwa do końca szkolnej edukacji. W liceum sytuacja bywa paradoksalna: uczniowie, zdarza się, mają dwie godziny religii w tygodniu, ale jedną godzinę historii. Do tego często łamane jest prawo uczniów do tego, aby religia odbywała się na pierwszych lub ostatnich godzinach lekcyjnych. Ale nie oszukujmy się: to prawo, nawet jeśli przestrzegane w danej placówce,  to tylko ochłap rzucony w stronę niekatolików, żeby zatkać im kanały artykulacji stwierdzeniem, ze mogą iść do domu albo przyjść później do szkoły, więc właściwie nic się nie dzieje.
W ten sam sposób wisi na ścianie krzyż. No bo komu to tak naprawdę przeszkadza? Jakiejś grupce antyklerykałów, niewierzącej ciemnoty, dziwaków, komunistów itp. Ale patrząc na to obiektywnie, jeśli w danej grupie jest choć jeden niekatolik, to dlaczego ma być skazany na obcowanie z symbolem obcej dla niego religii? Jeśli szkoła ma nie być miejscem dyskryminacji, to albo powinny w niej wisieć symbole wszystkich religii, ugrupowań politycznych, związków zawodowych, stowarzyszeń, klubów piłkarskich, zrzeszeń, fanklubów i organizacji, albo niech nie wisi w niej nic. Osobiście uważam, że to drugie rozwiązanie jest lepsze, szkoła bowiem to nie wystawa kulturoznawcza ani muzeum sztuki sakralnej.
A w ogóle to krzyż jako symbol chrześcijaństwa zaczął być używany dopiero w trzecim wieku, przedtem tym symbolem była ryba. Przejęto go z pogańskiego kultu słońca, w którym oznaczał bóstwo słońca i ognia, któremu powszechnie oddawano cześć, jako źródłu życia. Dorobiono do niego ideologię, jakoby pozioma belka miała być połączeniem wschodu i zachodu, a pionowa – ziemi z niebem, poprzez „ukrzyżowanie” Chrystusa. Który tak naprawdę skonał na palu a nie na krzyżu. W trzecim właśnie wieku chrześcijaństwo stało się w Rzymie religią państwową i żeby połączyć jakoś poprzednie wierzenia i zachęcić niechętnych ustanowiono krzyż symbolem. Nie jest więc on ani znakiem męki mesjasza, ani symbolem wiary w boga, tylko kolejnym narzędziem robienia obywatelom wody z mózgu poprzez upaństwowienie religii. Tak samo jak wstawienie w Saturnalia „daty” urodzin Jezusa i nazwanie tego Bożym Narodzeniem.
Tutaj zapewne odezwałyby się głosy, że pusta ściana pachnie ateizmem. Pusta ściana to pusta ściana, proszę państwa. Ona niczego nie pokazuje, oprócz tego, że jest pusta. To tak jak z rozwodem: jeśli rozwód jest bez orzekania o winie, to oznacza on, że sad nie orzekał w tej sprawie. Nie znaczy to że ktoś jest niewinny, znaczy to tylko to, co oznacza nazwa: nieorzekanie o winie. A pusta ściana nie oznacza braku krzyża. Oznacza tylko pustą ścianę.

A że kiedyś na niej wisiał krzyż? Cóż, trzeba było zastanowić się zanim się go tam powiesiło. Teraz Strasburg zdecydował po prostu o naprawieniu popełnionego wcześniej błędu w dekoracji.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Możliwość komentowania została zablokowana ze wzglądu na zawieszenie działalności tego bloga. Zapraszam na mój drugi blog Karkonosze moja miłość - wystarczy kliknąć w obrazek z tym tytułem po lewej stronie.

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.