14.07.2010
Ludzkość jest już podzielona na wiele sposobów, ale latem
zawsze przychodzi mi na myśl, że powinni być podzieleni na robiących przetwory
i nie robiących przetworów. Te dwie grupy nie toczą ze sobą może tak
regularnych bitew jak kibice niektórych drużyn piłkarskich (nie będziemy
pokazywać palcami których), ale za to jedni drugich regularnie wyśmiewają.
Przetworowcy ruszają do ataku wraz z truskawkami. Konfitury,
dżemy, powidła, syropy, soki, w zalewie, w cukrze, w całosci, w kawałkach....
Przeciętny śmiertelnik nie ma pojęcia jaka jest różnica między konfiturą a powidłami, kojarzy najwyżej, że
konfitura to do herbaty, jak mawiała babcia.Według przetworowców różnica jest
oczywista: konfitura to owoce w syropie, a dziem to owoce gotowane w cukrze,
wyjaśnią, robiąc wielkie oczy. A propos, czy wiecie, że marchewka to owoc?
Przynajmniej dla Portugalczyków, którzy robią z niej dżem. Dżem w ogóle jest
dość kłopotliwy dla Unii, bo przez niego musiała uznać, że ogórki i słodkie
ziemniaki to owoce. Ale czego sie nie robi dla jedności.
Bezprzetworowcy nie rozumieją zupełnie tego pędu do
zapełnionej własnoręcznie spiżarni. Owszem, pojeść można, ale babrać się w
soku, obierać, pestkować? Brrrr....Są i tacy, którzy chętnie zapełniają
spiżarnię cudzymi przetworami. Moja koleżanka Anka chodzi latem chętnie w
gości, z zaskoczenia oczywiście, i jeśli napotka panią domu nad garnkiem z
powidłami rozpoczyna marudzenie, a robi to tak zręcznie, że zostaje obdarowana
kolejnymi słoiczkami. Czasem zastanawiam się, dlaczego pracowite gospodynie nie
wyrzucają jej po prostu z hukiem za drzwi za przejadanie owoców ich pracy. Ale
ostatnio przyszło mi do głowy pewne przypuszczenie, po tym jak na forum przetworowców
przeczytałam, że mają problem kto pozjada przetwory, które zostały im z
zeszłego roku. Może Anka służy im po prostu za rynek zbytu? Towar z lekka już
przeterminowany, a nowa partia w produkcji, więc pozbywają się go ze śpiewem na
ustach.
Najbardziej zatwardziali bezprzetworowcy mają w
przetworowcach doskonały temat do żartów. Padają pytania typu „ile ton
marchewki już przetworzyłaś?”, albo „czy jeszcze pamietasz, że twoja córka nie
ma na imię gruszka?”. Stwierdzenia „pojechałabyś zamiast tego na urlop” to
najłagodniejsze z całego repertuaru. Nie da się ukryć, że wśród przetworowców
są i tacy, którzy wstają bladym świtem i do późnej nocy szorują słoiki,
marynuja, zalewają, kiszą, miksują itd,
a nawet wstają wielokrotnie w nocy, żeby zamieszać gotujące się powidła.
Przypomina się starodawny przepis „wbić do dzieży kope jaj i postawić dziewkę,
niech uciera z cukrem”. Tylko gdzie te wielopokoleniowe rodziny, które to potem
konsumowały? Przesada w ilości czasu spędzonego nad słoikiem nie jest zdrowa,
jak każda inna zresztą.
Są jeszcze tacy przerworowcy, którzy nie dość, że WSZYSTKO na
zimę robią sami, to jeszcze z własnych zbiorów. Tacy żyją tak w zgodzie z
natura, że dyktuje im ona, co mają jeść. Urodzaj na ogórki? Cały rok jemy
ogórki: pikle, korniszony, kiszone, kwaszone, sałatka, przecier na ogórkową,
konserwowe. Obrodziła dynia? Jemy marynowaną, duszoną w pomidorach,
przecieraną, z goździkami, z miodem, w zalewie. Taka Bożena na przykład. Wraca
z pracy, a potem taczka i do pola! Zwozi te wszystkie dary natury, aż się za
nią kurzy, a potem do nocy: halo, tu przetwórnia owocowo-warzywna „Twój słoik”,
po marchewkę wciśnij jedynkę, po śliwki wciśnij dwójkę, po cukinię... Jak w tym
odcinku kreskówki „Sąsiedzi”, kiedy zajęli się uprawą i przeróbką dyni.
Czy może pomysleliscie już, że macie przed sobą
bezprzetworowca? Otóż jesteście w błędzie. Ja też co roku dostaję mrowienia w
dłoniach, kiedy zbliża się pora na działanie. Kompoty, dżemy, kiszone ogórki,
musy do ciasta, soki, duszone warzywa, marynaty, sałatki. Nie szaleję może aż
tak bardzo jak inni, ale każda wizyta na targu potrafi natchnąć mnie pomysłem
na kolejne warzywo, którego smak można byłoby przechować na zime. A przepisów
nie brakuje, jak nie spodoba Wam się nic na rozlicznych stronach internetowych,
to zawsze można poprosic o sprawdzony przepis kogoś na forum. A jakie tam są
pomysły! Buraczki z kapusta, wiśnie w syropie, pomidory całe w oliwie...Wizyta
na forum ma dla mnie jeszcze jedną zaletę: widzę, że inni mają wiekszego fioła
ode mnie. Jak czytam, że ktoś sam robi na zimę musztardę...
Obecnie jesteśmy na etapie grzybów. Tylko że jest ich
niestety niewiele, przynajmniej na razie. A może na szczęscie. Mam wuja. który
twierdzi, że wszystkie grzyby są jadalne i zbiera olszówki, surojadki, kozie
brody i inne paskudztwa, a potem utrwala to w marynacie. Powinien je nazywać
„grzypki w marynacie”, jak w opowiadaniu Olgi Tokarczuk „Przetwory na życie”.
Dlatego należy być ostrożnym przy spożywaniu ze słoika czegokolwiek, czego nie
włozylismy tam uprzednio sami. I nie chodzi mi tylko o podarunki od innych
ludzi, nadgryzione zębem czasu, z datą przygotowania starannie „przypadkowo”
rozmazaną. Wśród znajomych krążą opowieści o dżemie zbieranym z podłogi w
przetwórni łopatą przez pana w brudnych gumiakach i nieważne, że są to opowieści z czasów głębokiej komuny, uraz
zostaje. A mój były znalazł kiedyś w internecie ogłoszenie o sprzedaży używanej
kaszy....
Zarówno ci, którzy przetwory robią, jak i ci, którzy się tym
nigdy nie pokalali, mają swoje argumenty. Jedna strona mówi, że strata czasu, a
wszystkie prawie warzywa można teraz kupić przez cały rok. Druga strona
podkreśla, że własne przetwory są tańsze i zdrowsze. Argumenty argumentami, a z
przetworami jak z każdą inną rzeczą: mogą być po prostu hobby.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Możliwość komentowania została zablokowana ze wzglądu na zawieszenie działalności tego bloga. Zapraszam na mój drugi blog Karkonosze moja miłość - wystarczy kliknąć w obrazek z tym tytułem po lewej stronie.
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.