15.03.2010
Rozdział 6
Julia myślała gorączkowo,
jednocześnie walcząc z ogarniającą ją paniką. Drzwi nie mogły przecież tak
sobie zniknąć! I dlaczego jest tak ciemno? Postanowiła na razie myśleć, że
wysiadło światło i dlatego również drzwi się niekontrolowanie zamknęły.
Przekonała samą siebie, że w panice musiała macać nie tą ścianę i dlatego
wydało jej się, że drzwi zniknęły. Wyciągnęła ręce na boki i zrobiła najpierw
krok w lewo.
-
Jak
zrobię trzy, nie pięć, kroków w jedną stronę i nie napotkam drzwi ani rogu, to
idę w drugą stronę – postanowiła. Wizja posuwania się wzdłuż ściany w
nieodpowiednim kierunku przerażała ją, chociaż tak naprawdę nie wiedziała już
zupełnie, który kierunek jest właściwy.
-
Raz....
dwa..... trzy.....cztery......pięć.... Nic tu nie ma, zawracam- zaszeptała do
siebie Julia.
Zrobiła pięć kroków
powrotnych ..... a potem pięć następnych....ściana była jednolita, lekko
chropowata, żadnych drzwi, zakrętów, rogów korytarza.
-
Przecież
jak drzwi się zamknęły to prawie nie ruszyłam się z miejsca.... - pomyślała w coraz większej panice.
Postanowiła
powtórzyć doświadczenie, ale zwiększyć ilość kroków do dziesięciu. Odliczyła
dziesięć w jedną stronę..... dziesięć w drugą stronę..... nic. Łzy zaczęły
wzbierać pod powiekami. Zdała sobie sprawę, że coś jest nie tak. Bardzo nie
tak. A właściwie nie tyle zdała sobie sprawę, ile straciła wiarę w swoje
logiczne wyjaśnienia sprzed chwili. Jej umysł funkcjonował już tylko częściowo
logicznie, opanowała się jednak. Pomyślała, że skoro była tak głupia, że
najwyraźniej poszła lub pobiegła ileś kroków od drzwi, to jedynym wyjściem jest
teraz odliczać coraz więcej kroków od punktu wyjścia w obie strony aż wreszcie
dotrze do końca korytarza.
-
Piętnaście....
-
Piętnaście...
-
Dwadzieścia...
-
Dwadzieścia....
-
Czterdzieści....
-
Czterdzieści...
-
Sto...
-
Sto...
-
Sto
dwadzieścia...
-
Sto
jedenaście.
Dłoń
nie napotkała oporu. Przed Julią otworzyła się przestrzeń. Usiadła na podłodze.
-
To
przecież niemożliwe. Nie mogłam odejść aż tak daleko od drzwi. Chyba że....
Julia
nagle zdała sobie sprawę na czym polegał jej błąd. Od jakiegoś momentu, nie
wiedziała tylko od kiedy, nie odliczała kroków powrotnych, tylko w obie strony
tą samą liczbę. W ten sposób za każdym razem przesuwała się w jedną stronę .
Ale miało to też pozytywy. Jeśli przesunęła się tutaj i napotkała korytarz, to
znaczy że drzwi były dokładnie w przeciwną. Julia wstała, położyła rękę na
ścianie i zaczęła iść coraz szybciej. Za chwilę panika znów dała o sobie znać i
Julia zaczęła biec, już zupełnie niekontrolowanie i całkiem wbrew sobie. Zanim
zdołała opanować atak paniki, zabrakło jej tchu. Nie wiedziała jak daleko
odbiegła od miejsca gdzie była na początku. Nie wiedziała, gdzie jest, skąd
przyszła, ile czasu minęło. Zatrzymała się, usiadła, oparła o ścianę, żeby
pomyśleć.
Najpierw, że przecież w końcu
rodzice zorientują się wkrótce, jeśli już się to nie stało, że nie ma jej i
Marty. A może Marta wyszła bezpiecznie z tej dziwnej sali i już jej szukają?
Może wystarczy posiedzieć tutaj chwilę, zamiast biegać tak bezsensownie? A co,
jeśli biegnąc oddaliła się od ludzi, którzy jej szukają? Lepiej posiedzieć
tutaj i poczekać na rozwój wydarzeń.
Julia zasnęła nawet nie
wiedząc kiedy. Nie przeszkadzała jej ani półsiedząca pozycja, ani twarda
podłoga, ani chłód. Obudziła się tylko dlatego, że znów męczył ją koszmar. Znów
ten sam korytarz bez wyjścia, krata na końcu. Tym razem sen trwał trochę
dłużej. Wędrowała znów tymi korytarzami, zaglądając do pokoi i szukając kogoś.
Znów widziała tych ludzi za kratami, przywiązanych do łóżek, znów czuła ich
cierpienie. Jej krzyk odbił się echem od ścian i ucichł gdzieś w oddali.
Natychmiast zaczęła krzyczeć znowu, kiedy otrzeźwiła się i zdała sobie sprawę,
że rzeczywistość jest tak samo przerażająca.
Zatkała sobie usta dłonią i
zacisnęła zęby. Już nawet nie wiedziała, czy oczy ma otwarte czy zamknięte, i
tak było jednakowo ciemno.
- A więc nikt mnie nie
odnalazł. - pomyślała. To znaczyło, że Marta najprawdopodobniej też utknęła w
zamku, inaczej wskazałaby rodzicom dokładnie gdzie jest Julia i poszukiwania
zajęłyby chwilę. Co robić?
Przyszedł
jej do głowy jakiś artykuł, który dawno temu czytała, o tym jak szczury radzą
sobie z poszukiwaniem jedzenia w labiryncie. Ona nie musiała uczyć się trasy i
wracać potem do danego miejsca, wystarczyłoby jej znaleźć się w miejscu z
którego wyszła, postanowiła więc zastosować pierwszą część szczurzego pomysłu.
Wstała, położyła prawą rękę na ścianie i ruszyła do przodu szybkim krokiem,
przyrzekając sobie w duchu nie stracić kontaktu z tą ścianą. Choćby miała
obejść w ten sposób cały zamek, musi w końcu wrócić do drzwi, którymi tu
weszła.
Postanowiła
liczyć sobie do sześćdziesięciu, aby mieć jakąkolwiek orientację w upływającym
czasie. Kiedy przeliczyła tak już dwadzieścia razy, poczuła, że coś przesuwa
się po jej głowie. Zdusiła krzyk, skuliła się, ale nie oderwała ręki od ściany.
Po chwili powoli wyciągnęła lewą rękę w górę.
To
co otarło się o jej głowę, to był sufit. Korytarz zniżył się gwałtownie. Julia
powoli wyciągnęła rękę w lewo. Ściana była tuż koło jej ramienia. A więc
korytarz się również zwężył. To nie wróżyło niczego dobrego i raczej na pewno
nie był to właściwy kierunek, ale Julia postanowiła iść naprzód.
Zdążyła
znów kilkanaście razy odliczyć minutę, kiedy zauważyła, że podłoga nie jest już
tak równa jak przedtem. To samo wyczuwała pod dłonią, którą dotykała ściany, i
pod lewą dłonią, którą zdecydowała się
przesuwać po suficie, żeby wiedzieć, jak bardzo ma się zgarbić. Pod stopami
zaczęły się pojawiać kamienie, najpierw pojedyncze, o które się potykała, potem
coraz więcej, aż w końcu zaczęła stąpać po warstwie gruzu. Julia stwierdziła,
że ten korytarz chyba się stopniowo zawala i do innych lęków dołączył ten przed
zasypaniem.
Pochylała
się coraz niżej. Nagle z całej siły uderzyła w coś czołem. Osunęła się na
skalne rumowisko. Czoło bolało porządnie. Pod palcami poczuła coś mokrego i
wiedziała, że to krew. Pośliniła palce i próbowała przemyć ranę, której nie
widziała. Znalazła w kieszeni chusteczkę higieniczną i przyłożyła ją do czoła.
Pocieszający był fakt, że chusteczka nie robiła się mokra, więc ranka była
powierzchowna.
Julia
poczuła nagle powiew świeżego powietrza na twarzy. Zaczęła macać rękoma w górę
i w dół. Po chwili wszystko było jasne: korytarz właśnie w tym miejscu
zamieniał się w tunel. Julia zaczęła płakać. Koszmar powrócił. Najpierw te
drzwi, teraz tunel, będzie się nim czołgać, a na końcu będzie krata... co się
dzieje? Dlaczego to wszystko jest takie nieprawdopodobne i nierealne, a jednak
się dzieje? Dlaczego jeszcze jej nie szukają?
Postanowiła wejść do tunelu.
Sen snem, a jeśli nawet na końcu jest krata, to albo ją wyłamie, albo będzie
można wołać o pomoc, na pewno ktoś usłyszy.
Powoli i ostrożnie, Julia
zagłębiła się w tunel.
-
Co
z nią?
-
Weszła
do tunelu wentylacyjnego.
-
Acha.
Nie zgubcie jej.
-
To
niemożliwe. Ma tam siedzieć?
-
Tak,
potem się nią zajmę. A teraz weźcie się do roboty.
-
Oczywiście.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Możliwość komentowania została zablokowana ze wzglądu na zawieszenie działalności tego bloga. Zapraszam na mój drugi blog Karkonosze moja miłość - wystarczy kliknąć w obrazek z tym tytułem po lewej stronie.
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.