1 maja 2011
Spinam się w takim razie.
Wczoraj poćwiczyłam brzuch i udało mi sie uciąć drugie danie
obiadowe.
Zamierzam to dziś utrzymać.
Ćwiczę. Drugie danie ograniczone. Ledwo dociągam do kolacji.
Nie ma mowy o próbach ograniczenia. Może spróbuje w takim razie wieczorem
ćwiczyć ramiona?
3 maja 2011
Zapomniałam o ramionach.
Może dziś się uda.
Ale za to mniejszy problem z dociągnięciem do kolacji był.
Dziś chyba też nie będzie. I pocieszające jest to, że mimo gości na obiedzie,
ja i tak zjadłam tylko tyle ile mi „przysługiwało”.
Poćwiczyłam ramiona. Dziś dodałam też nowe ćwiczenie na uda
i nowe na brzuch.
Następnym nowym dodatkiem jest smarowanie kilku następnych
części ciała, co w sumie daje rezultat : smaruję wszystko. Mam nadzieję, że rezultaty będą zanim
zbankrutuję na żele i kremy.
Jedzenie ok, choć już o tej porze chce mi się mocno jeść,
więc ograniczanie kolacji chyba dzis też nie wyjdzie…
Ale nie jest źle
Jestem z siebie dumna – trzymam się.
Jestem z siebie jeszcze bardziej dumna, bo w tym tygodniu
udało mi się zmobilizować i wykonać zadanie pod tytułem „sport” oprócz tych
codziennych ćwiczeń, które wykonuję. Poćwiczyłam tai chi. Mam nadzieję, że w
przyszłym tygodniu też mi się tak uda. Raz w tygodniu sport – to byłoby chyba w
moim przypadku na razie wystarczająco i na pewno byłby to duży sukces.
Na razie wszystko planowo, oby tak dalej
To może ja podsumuję tydzień?
Początek był całkiem dobry, ale potem atak stresu związany z
pracą i trochę nie wyszło. jeden ogromny
obiad, jedna ogromna kolacja i dwie opuszczone serie ćwiczeń i smarowania. Ech…
Ale znów w tym tygodniu udało mi sie zrealizować plan
„Uprawiam sport”. To sukces.
Teraz od jutra przede mną kilka dni bardzo intensywnej
pracy, musze uważać, żeby jeść w miarę logicznie i może jednak uda sie wyciąć
choć kilka chwil na ćwiczenia.
Strasznie dużo pracyyyyyyyyyyyyy
Jak tu nawet myśleć o zdrowym trybie życia?
Ale już niedługo.
Dobra.
Oświadczam, że okres szaleństwa pracy powoli zbliża się do
końca. Przez najbliższe dwa – trzy tygodnie nie będzie może luzu, ale
przynajmniej sytuacja powinna wrócic do normy.
Niestety jestem chora, co jak wiadomo nie nastraja
pozytywnie do żadnych działań.
No i cholera przytyłam pół kilo…………… tragedioza…..
26 maja 2011
Zrzuciłam te pół kilo :):):)
29 maja 2011
Powoli wracam do wszystkich dobrych obyczajów, które znów
zatraciłam z powodu nawału pracy. Jak ogarnę resztki nawału i jak wrócę do
wszystkich to pogadamy.
A dziś udało mi się znaleźć czas na uprawianie sportu. Godzinka yogi. Jak na mój gust – super.
Jeszcze dwie rzeczy i będzie dobrze
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Możliwość komentowania została zablokowana ze wzglądu na zawieszenie działalności tego bloga. Zapraszam na mój drugi blog Karkonosze moja miłość - wystarczy kliknąć w obrazek z tym tytułem po lewej stronie.
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.