Rozdział 12
Drzwi zaskrzypiały i Julia
obejrzała się. Do pokoju weszła kobieta, niosąc jakieś ubrania.
-
Dzień
dobry! Obudziłaś się nareszcie! - powiedziała z uśmiechem. - Przyniosłam Ci
ubranie. Ubierz się, bo ktoś bardzo chce Cię zobaczyć!
-
Gdzie
są moi rodzice? A moja siostra? Dlaczego jestem w zamku? Co się ze mną stało?
Jak długo tu jestem? - Julia zarzuciła kobietę gradem pytań.
-
Spokojnie,
nie denerwuj się tak. Wszystko będzie dobrze, ale ja nie mogę z Tobą rozmawiać.
Zaraz przyjdą tu panowie, którzy Cię znaleźli i zaprowadzą Cię do... w pewne
miejsce. To ważne, żebyś była spokojna, więc przyniosłam Ci coś na uspokojenie.
Bez ostrzeżenia kobieta wbiła
Julii w ramię igłę i wcisnęła tłok strzykawki. Zabolało, ale Julia nie zdołała
nic zrobić. Lekarstwo musiało być bardzo silne, usiadła ciężko, a właściwie
upadła na łóżko. Nawet język miała sparaliżowany.
Do pokoju wszedł Henryk i
Filip. Posadzili ją na wózku w pozycji półleżącej i wywieźli z pokoju.
Podróż korytarzami nie trwała
długo. Julia znalazła się w niedużym pokoju bez okien, całkowicie pustym.
Popatrzyła pytająco na mężczyzn, mówić na razie nie próbowała.
Mężczyźni popatrzyli na
siebie, Henryk westchnął ciężko, a Filip odwrócił się i wyszedł z pokoju
zamykając drzwi.
-
Posłuchaj
– zaczął powoli. - To wszystko co Ci teraz powiem, a przede wszystkim to, co
potem powie Ci ktoś, kto jest przyczyną wszystkich tych wydarzeń, będzie dla
Ciebie na pewno bardzo dziwne, może nawet nie do uwierzenia. Niektóre elementy
mogą nawet być przerażające, dlatego dostałaś dość silne środki uspokajające.
Słuchaj spokojnie wszystkiego, koncentruj się na sobie, a wszystko będzie
dobrze. Za chwilę powinnaś też być już w stanie mówić. Jeśli mnie słyszysz i
rozumiesz, mrugnij, dobrze?
Julia mrugnęła posłusznie.
Była oszołomiona, ale co dziwne, nie tym lekiem, tylko tym, co się działo, a
jej umysł pracował normalnie.
-
Ja
za chwilę wyjdę z tego pokoju, a wtedy porozmawia z Tobą właściwa, najważniejsza osoba. Nie
będziesz jej widzieć, ale nie bój się. Jeśli chcesz, możesz sobie wyobrażać, że
ten ktoś jest w sąsiednim pokoju ale nie chce, żebyś go widziała...
-
Jeśli
chcę? - wymamrotała Julia. - A jaka jest prawda?
Henryka najwyraźniej
zamurowało.
-
A
więc już możesz mówić.... dobrze, to ja wychodzę...
-
Najwyższy
czas! - odezwał się nagle głos i Julia drgnęła. Dochodził nie wiadomo skąd,
jakby ze ścian, wszędzie dookoła. - Nie mogę już słuchać, co oplatasz tej
dziewczynie. Mówiłem Ci, że jest lepsza od Ciebie, a Ty ją traktujesz jak
niedorozwiniętą. Wynoś się!
Ku zdziwieniu Julii, Henryk
zniknął natychmiast i bez słowa, zamykając za sobą drzwi.
-
Kim
jesteś? Gdzie jesteś?....- Julia wybuchnęła potokiem pytań, ale głos przerwał
jej.
-
Poczekaj,
dziewczyno. Spokojnie. Wszystkiego się dowiesz. Powiedz mi, jak Ci się podoba
taka propozycja: ja najpierw Ci opowiem wszystko, a potem, jeśli uznasz, że
jeszcze czegoś nie wiesz, będziesz zadawać pytania. Ok?
Julia pokiwała głową.
* * *
CZTERY LATA PÓŹNIEJ
-
Robercie?
Jesteś już w domu? Robercie?!
-
Tak,
jestem w kuchni, Sylwio. A co się stało?
-
Zobacz,
co przyszło w poczcie. Zaproszenie na darmową wycieczkę, mamy apartament w
hotelu na dwie noce, wyżywienie oraz darmowy wstęp na imprezę na zamku.
-
Gdzie
to jest? - Robert wziął z rąk żony zaproszenie.
Kiedy zobaczył nazwę
miejscowości, usiadł powoli na fotelu. Jego żona, bardzo blada, przysiadła
obok.
-
Co
to może znaczyć? - zapytał.
-
Nie
wiem. Może tylko to, co jest napisane, że zostaliśmy wylosowani wśród klientów
z ostatnich pięciu lat, że to nowa tradycja na zamku..... i może też, że
wszystko poszło dobrze.
-
Chcesz
tam jechać?
-
Czemu
nie?
-
Wiesz,
ja czasem mam wciąż takie myśli....
-
Robercie,
przestań. Rozważaliśmy to dokładnie cztery lata temu. Nie ma sensu do tego
wracać. A wyjazd tam będzie najlepszym sposobem na zamknięcie całej sprawy.
-
Nie
niepokoi Cię fakt, że postarali się, żeby nas znaleźć, mimo że
przeprowadziliśmy się w inny koniec kraju?
-
Nie.
Od czego mają menedżerów itp, co? Za to mają płacone!
-
No
dobrze już. To za dwa tygodnie. Jutro poproszę szefa o dwa dni urlopu.
Spokojnie się spakujemy, a drugi dzień wezmę po, to odpoczniemy po podróży.
-
Świetnie.
* * *
DWA TYGODNIE PÓŹNIEJ
- Witam państwa w podziemiach
naszego zamku. Po urokach sal na górze mogą się one wydać państwu mniej
atrakcyjne, ale mimo wszystko zachęcam do zwiedzania, zwłaszcza, że niektórzy z państwa tej części
zamku nie widzieli nigdy. Te podziemia to właściwie ciąg korytarzy i lochów dla
skazańców. Ze względu na małe rozmiary sal i korytarzy zabieramy ze sobą tylko
małe grupy, ale i tak większość będą państwo zwiedzać sami. Wszędzie są
strzałki pokazujące kierunek zwiedzania oraz tabliczki z opisem sal i z
opowieściami z nimi związanymi. Miejsca nie przeznaczone do zwiedzania są
zamknięte, więc nie powinni się państwo zgubić. Na wszelki wypadek jestem
jeszcze tutaj ja, który mam za zadanie dopilnować, żeby każdy dotarł do końca
drogi. Zapraszam do zwiedzania, chodźmy.
Przeszli długi korytarz i
znaleźli się w sali pełnej naczyń poukładanych na stołach, podłodze i w niszach
w ścianach. jak przeczytali na tabliczce, naczynia należały do więźniów, którzy
tutaj zakończyli życie.
Jakoś nie mieli ochoty tego
oglądać.
- Słuchaj, tu nie ma wyjścia
korytarzem – zorientowała się Sylwia. – Czyżbyśmy mieli wyjść przez jedne z
tych drzwi?
- Przewodnik mówił, że to, co
nie służy do zwiedzania jest zamknięte – przypomniał Robert. – Musimy tylko
sprawdzić, które drzwi są otwarte. Ja jedne, ty drugie.
Podeszli do drzwi i oboje
jednocześnie nacisnęli klamki.
Drzwi otworzyły się.
Jedne.
I drugie.
- Co teraz?
- Zajrzyjmy do środka. Jeśli
gdzieś są strzałki, to jest właściwa droga.
Sylwia popchnęła drzwi i dała
dwa kroki do przodu. Korytarz był oświetlony, podobny do wszystkich innych. Nie
było żadnych strzałek. Nie? Zaraz, a co to jest tam na ścianie?
Robert dał jeszcze dwa kroki
do przodu.
Zdążył pomyśleć, że to nie
jest strzałka, kiedy za sobą usłyszał huk zamykających się drzwi. Światło
zgasło.
Sylwia podskoczyła i
natychmiast wróciła do drzwi.
Popchnęła je.
Ani drgnęły.
Popchnął je jeszcze raz.
Dalej nic.
Gorzej.
To już nie były drzwi.
Wymacał tylko jednolity mur, ani śladu klamki czy zawiasów.
Był sam.
Sylwia zaczęła krzyczeć.
-
Zadowolona?
-
Zaczynam
być. Ale to dopiero początek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Możliwość komentowania została zablokowana ze wzglądu na zawieszenie działalności tego bloga. Zapraszam na mój drugi blog Karkonosze moja miłość - wystarczy kliknąć w obrazek z tym tytułem po lewej stronie.
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.