11.09.2010
Sem, Arpachszad, Szelach, Eber, Peleg, Reu, Serug, Nachor,
Terach no i wreszcie Abram, ze swoimi braćmi Nachorem i Haranem. Haran niestety
zmarł, zostawiając swego syna Lota i córkę Milkę na pastwę życia. Abram i
Nachor pożenili się, przy czym Nachor ożenił się właśnie z Milką... może nie
będę tego już komentować.... Abram za to wziął sobie za żonę Saraj, o której
nie wiemy, skąd się wzięła, ale za to wiemy, że była niepłodna. Terach, ojciec
i dziadek tego całego towarzystwa, wziął ze sobą Abrama, Saraj i Lota i poszedł
szukać szczęścia w ziemi Kanaan, w Charanie. Może lepiej byłoby zabrać ze sobą
Nachora?
Abram zajmuje swoimi dziejami całkiem dużo Księgi Rodzaju.
Bóg najwyraźniej pokładał w nim duże nadzieje, przemówił bowiem do niego w
Charanie i kazał mu iść do ziemi, którą mu wskaże , obiecał mu
błogosławieństwa, a także, że uczyni z niego wielki naród. Ale dodał też „okaż
się błogosławieństwem”, więc wymagał od niego spełnienia oczekiwań. Na początku
było całkiem nieźle, Abram spokojnie przeszedł przez kawał Kanaanu aż do
Szechem, otrzymał potwierdzenie od Jehowy, że tu ma się osiedlić, bo ziemia ta
będzie własnością jego potomków. Nawiasem mówiąc, czemu nie jego? Mam na ten
temat pewna teorię. Bóg już widział, że Abram nie do końca jest tym ideałem, za
jakiego chciałby go uważać, więc ziemię tę obiecał dopiero jego potomkom – kara
musi być. W każdym razie, po kolejnej przeprowadzce, tym razem do okolic Betel,
Abram zbudował ołtarz dla Jehowy i „tam wzywał imienia jego”. Co Bóg mu
powiedział, Biblia nie mówi, nie wspomina nawet, żeby mu odpowiedział. Coś mi
się wydaje, że Abram wyszedł przed orkiestrę i zamiast czekać aż Bóg się do
niego odezwie, zaczął sam go wołać. A jest powiedziane „nie będziesz wzywał
imienia pana Boga twego nadaremno”. Głupi Abramie, cóżeś uczynił? Przez ciebie
na tym terenie klęska głodu zapanowała i ciągnąłeś za sobą plagi, gdziekolwiek
poszedłeś.
Bóg najwyraźniej po tym występku przestał się odzywać do
Abrama. A ten, uciekając przed głodem, poszedł do Egiptu i tu dał kolejny popis
swojej głupoty. Kazał swojej żonie mówić, że jest jego siostrą. Bał się, ze
Egipcjanie jak ją zobaczą, taką piękną, to go zabiją. Dobrze by zrobili. Przez
niego jego własna żona poszła do domu faraona jako jego kochanka. Jak w
brazylijskim serialu. A Abram sobie korzystał, miał owce, bydło, osły,
służących, opływał jak pączek w maśle. Jehowa był na niego tak wściekły, że już
nawet nie chciał z nim gadać na tyle, żeby powiedzieć mu „co robisz, idioto?”.
Postanowił się dogadać z nieco mądrzejszym osobnikiem, czyli z faraonem. Ale
jak to zrobić, przecież nie będzie gadał z niewiernym? No dobrze, to poślemy
plagi na Egipcjan, jak mają choć trochę oleju w głowie, to będą wiedzieć, o co chodzi, a jak nie – mała strata, i tak
się niemoralnie prowadzą.
Na swoje szczęście – domyślili się. Jak to ładnie napisano w
Biblii „odprowadzili go wraz z żoną i wszystkim co miał”, czytaj : wywalili go
na zbitą twarz. No to poszedł rozrabiać dalej, do Negebu. Taszczył ze sobą całe
to złoto i srebro, które oszustwem zdobył na Egipcjanach i znów zaczął wzywać
imienia Jehowy. Żadnej poprawy, żadnej skruchy, żadnego zadośćuczynienia. Nic
dziwnego, że jak mówi Biblia „nie mogła ich znieść ona ziemia”, jakby Bóg był z
nimi, to ziemia spokojnie utrzymałaby nawet tak dużą liczbę ludzi. A tak – nowa
kłótnia. Wtedy o siostrę, znaczy żonę, znaczy kochankę, teraz pożarli się we
własnym kółku o ziemię. No to Lot poszedł na wschód i zajął Okręg Jordanu, a
Abram zajął ziemię Kanaan. Coś jednak musiało drgnąć w duszy i sercu Abrama, co
Bóg dojrzał i powtórzył swoja obietnicę, że potomkowie Abrama dostaną tę
właśnie ziemię, ale tym razem dodał też do tej obietnicy samego Abrama: „tobie
i twemu potomstwu”. A słowo ciałem się stało i Abram, nabrawszy wreszcie
rozumu, obszedł swoja ziemię jak Bóg mu kazał, a także zbudował Jehowie ołtarz
między wielkimi drzewami Mamre gdzie mieszkał, ale już imienia Jehowy nie
wzywał. Pogodził się też ze swoim bratem i uwolnił go z niewoli, w którą ten
wpadł, biedna ofiara wielkiego konfliktu, którego nawet nie będę tu próbowała
opisać. Jak zawsze w takich sytuacjach, gdzieś tam na górze u szczytów władzy
wieje wiatr, a najbardziej miota maluczkimi. Wojna była słuszna, zły
Kedorlaomer został pokonany, Lot uwolniony, majątek odzyskany, a Abram dostał
błogosławieństwo od Melchizedeka, króla Salem, który najwyraźniej patrząc na
to, co się dzieje, uwierzył w Boga Abrama i został jego kapłanem. Co tu może
oznaczać słowo „kapłan”? Nie jest możliwe, żeby chodziło to znaczenie, w którym
jest używane to słowo dziś, czyli „osoby, która spełnia w imieniu wspólnoty
funkcje kultowe i rytualne i pełni rolę przynajmniej częściowego pośrednika
między Bogiem a ludźmi”. Abram sam rozmawiał z Bogiem, pośredników nie
potrzebował. Myślę, że chodzi po prostu o to, ze Melchizedek uwierzył w Boga
Abrama i podziękował (pobłogosławił) za zwycięstwo i uwolnienie od ciemięzców.
Abram zmądrzał nawet na tyle, że nie przyjął od króla Sodomy żadnych bogactw,
które ten mu ofiarował. Najwyraźniej naprawdę wyciągnął wnioski ze swojego
postępowania.
To się Bogu bardzo spodobało, powiedział do niego piękne
słowa „Nie bój się , Abramie. Jestem dla Ciebie tarczą. Twoja nagroda będzie
bardzo wielka.” Abram oczywiście zaczął znów marudzić, że żonę ma bezpłodną, że
nie wie po czym ma poznać, kiedy posiądzie tą ziemię obiecaną przez Jehowę...
Bóg się w końcu wkurzył, że znów musi tłumaczyć mu rzeczy oczywiste i
postanowił zająć ten prosty umysł innymi sprawami. Kazał mu położyć trupy
zwierzęce, niektóre rozcięte na pół, i ich pilnować. Oczywiście zleciała się
masa padlinożernych ptaków i na tym zajmującym zajęciu odpędzania ich od
zewłoków zszedł Abramowi cały dzień, a zmęczył się tak, że w końcu usnął. Wtedy
wreszcie, kiedy Abram razem z ptakami odpędził też swoje myśli, Jehowa mógł
przejść do sedna sprawy i zawrzeć z nim przymierze.
„Wiedz o tym dobrze, iż twoi potomkowie będą przebywać jako
przybysze w kraju, który nie będzie ich krajem, i przez czterysta lat będą tam
ciemiężeni jako niewolnicy; aż wreszcie ześlę zasłużoną karę na ten naród,
którego będą niewolnikami, po czym oni wyjdą z wielkim dobytkiem. Ale ty
odejdziesz do twych przodków w pokoju, w późnej starości zejdziesz do grobu.
Twoi potomkowie powrócą tu dopiero w czwartym pokoleniu, gdy już dopełni się
miara niegodziwości Amorytów. [...] Potomstwu twemu daję ten kraj, od Rzeki
Egipskiej aż do rzeki wielkiej, rzeki Eufrat, wraz z Kenitami, Kenizytami,
Kadmonitami,Chetytami, Peryzzytami, Refaitami, Amorytami, Kananejczykami,
Girgaszytami i Jebusytami.”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Możliwość komentowania została zablokowana ze wzglądu na zawieszenie działalności tego bloga. Zapraszam na mój drugi blog Karkonosze moja miłość - wystarczy kliknąć w obrazek z tym tytułem po lewej stronie.
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.