18.12.2009
Czy nadal istnieje coś takiego jak świąteczne,
bożonarodzeniowe tradycje? W wielu domach na pewno tak, ale od pewnego czasu
można zaobserwować zanikanie tego, co kiedyś tak hołubiły nasze prababcie i
babcie. Poza tym te tradycje, mam wrażenie, niektórzy traktują jak dopust boży.
Kiedy jeszcze daleko do świąt...
Przed Bożym Narodzeniem następuje czas przygotowań. Ile
domów, tyle zapewne technik podejścia do tego zagadnienia. Można rzucić się na
sprzątanie w ostatnim tygodniu i szaleć do północy ze szmatką i ścierką. Ten
sposób ma niewątpliwą zaletę ograniczenia sprzątania do kilku dni, ale taką
wadę, że wycieńczony wielogodzinnym, a raczej wielodniowym non-stop sprzątaniem
osobnik (czy też częściej osobniczka), przy stole wigilijnym przytuli się do
karpia i uśnie nie doczekawszy pierwszej kolędy. Inni sprzątają po troszku
codziennie, albo po troszku w weekendy, bo jak wiadomo w obecnych czasach
niewielu szczęściarzy nie pracuje na dwa czy trzy etaty i ma po południu czas.
W ten sposób nie są oni tak zmęczeni, ale za to na ich nastrój wpływa
negatywnie fakt, że od miesiąca lub dłużej nie robią nic innego tylko
sprzątają, a poza tym te same miejsca musieli sprzątać po kilka razy, bo zdążyły
się zabrudzić „w przerwach”. Tak źle, i tak niedobrze, powiedzieliby ci, którzy
sprzątają wtedy kiedy mają akurat na to czas i ochotę, a nie dlatego, że są
święta.
„Napisz proszę...”
Tygodnie przedświąteczne to też wysyłanie kartek. Na
szczęście już za nami te czasy, kiedy trzeba było wysyłać kartki na miesiąc
wcześniej bez żadnej gwarancji, że dojdą na czas. Teraz poczta funkcjonuje na
tyle dobrze, że jeśli tylko wyślemy kartkę, to dojdzie. No właśnie. Nowoczesna
technika wkradła się i do świąt. Już nie tylko z wakacji, ale też na święta,
smsy zaczynają zastępować kartki. I co sobie taki ktoś myśli, że postawię
telefon na półce, żeby popatrzeć na życzenia?
Co z tą choinką?
Nie jestem jeszcze taka stara, ale pamiętam, że choinkę
ubierało się kiedyś w Wigilię, a babcia zawsze mówiła mi, że na Trzech Króli
trzeba już ją rozebrać. Jeśli chodzi o rozbieranie, to zapewne z braku chętnych
widzimy choinki jeszcze do Wielkiejnocy. Ale za to jeśli chodzi o ubieranie, to
tutaj idziemy wciąż do przodu. Ciekawe czy zwykłe gospodarstwa domowe dorównają
kiedyś w tej dziedzinie supermarketom, które zaczęły sprzedawać choinki i
ozdoby świąteczne zaraz po Wszystkich Świętych. Mam nadzieję, że nie. I mam
nadzieję, że w dekoracjach nigdy nie dorównamy Amerykanom, którzy obwieszają
całe domy i ogrody lampkami i świecidełkami. Mówi się wprawdzie o niektórych
paniach, że „obwiesiła się ozdobami jak choinka”, ale to nie jest pozytywne
określenie!
Pierwsza gwiazdka tuż tuż...
A pani domu nadal w kuchni. Tradycyjnie dwanaście potraw,
choć czytałam ostatnio, że w dawnych czasach na chłopskich, uboższych stołach,
bywało tylko pięć potraw, a na szlacheckich – tyle, ile się tylko dało, żeby
zapewnić dostatek na cały rok. Ale tu chyba naprawdę nie chodzi o ilość. Jeśli
przygotowane z sercem, chętnie i radośnie, to dobrobyt zapewi i trzy i
trzydzieści potraw, ale jeśli gospodyni już przy siódmej potrawie przeklina
swój los, który zmusił ją do takiego wysiłku, to niech lepiej usiądzie w fotelu
i zostawi tego karpia, bo się wszyscy domownicy udławią jej złością, to jest –
ością.
„Jeśli nie chcesz mojej zguby...”
Kupowanie prazentów jest tak samo miłe jak ich dostawanie. A
przynajmniej powinno być, oczywiście jeśli kupujemy z miłością. A to oznacza
dużo wysiłku z naszej strony. Przede wszystkim prezent ma sprawić radość
obdarowanemu. Kilka niewypałów z najbliższego otoczenia? Proszę bardzo. Wieża
stereo dla bardzo biednej rodziny, która ze swej strony mogła się zrewanżować
tylko pudełkiem słodyczy – niby w dobrej wierze, ale było im głupio otrzymać
taki kosztowny prezent. Dwie kule w pudełku – nie wiadomo do czego służące, a
co gorsza, widziane wcześniej w domu wręczającego – czyli tzw prezent
przechodni. Słodycze dla bardzo otyłej ciotki. Żyrandol. Dezodorant z przeceny,
z ceną. Krokodyl....
A może na ryby?
Na ryby oczywiście się nie da, ale na narty już tak. Albo na
Malediwy. Niektórzy w ogóle nie uznają świąt i wykorzystują wolny czas na
realizację swoich planów wyjazdowych, ruszając w jak najbardziej egzotyczne
miejsca i zostawiając za sobą cały zgiełk świąt.. Inni usiłują połączyć dwa w
jedno i wybieraja zorganizowane wyjazdy typu tydzień na nartach plus wieczerza
wigilijna w rodzinnej atmosferze. Jak obcy sobie ludzie mogą stworzyć rodzinną
atmosferę, pozostawię bez odpowiedzi.
Czas zaczynać!
Na stole biały obrus, pod obrusem sianko, na stole nakrycie
dla niespodziewanego gościa, dzielimy się opłatkiem i składamy sobie życzenia.
Rodzinna atmosfera pełna miłości. Czy to nie są czasem te najważniejsze
tradycje? Troska o innych, ciepłe słowa, spokój, miłość. A właściwie: dlaczego
tylko w święta? Może będzie chwila, aby zastanowić się nad tym w ten świąteczny
czas...
Wesołych Świąt!!!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Możliwość komentowania została zablokowana ze wzglądu na zawieszenie działalności tego bloga. Zapraszam na mój drugi blog Karkonosze moja miłość - wystarczy kliknąć w obrazek z tym tytułem po lewej stronie.
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.