niedziela, 13 maja 2018

Sześć wniosków na temat odchudzania

31.01.2013

Na diecie jestem permanentnie, zdaje się od urodzenia. ;)
Nie, od urodzenia na pewno nie. Babcia i dziadek nigdy nie uważali, ze jestem za gruba i napychali mnie czym się dało. Generalnie podobno byłam niejadkiem i trzeba było odwracać moja uwagę podstępami typ „o, zobacz, ptaszek leci”, żeby niezauważalnie wetknąć mi coś do ryjka. przy czym często to wetknięte coś pozostawało tam na dłużej. W rodzinie dalszej i bliższej znana jest historia truskawki włożonej mi do ust w okolicy drugiego śniadania i wyjętej w takim samym stanie przed obiadem. ;)
Potem nagle zaczęłam jeść jakby mnie podmienili. Nie oszukujmy się w podstawówce byłam gruba. Po prostu. Widać to zresztą na zdjęciach.
W liceum będąc jadłam dalej co tylko chciałam i kiedy chciałam. Pamiętam wielkie śniadania przygotowywane przez mamę, z porcją sałatki, serem, wędliną, mmmm. J Pamiętam pieczonego jej sposobem kurczaka, jej wspaniałe krupniki, mmmm x2. J I nie tyłam, a chudłam. W klasie maturalnej mogłam z powrotem ubrać się w swoje sztruksy, które nosiłam mocno opięte w szóstek klasie podstawówki.
Tak trwało mniej więcej do 23-4 roku życia. Nawet powrót na babcina rewelacyjnie smakowitą „dietę” pełna wspaniałych sosów, kluseczek i deserków nie przeszkodził. Wciąż ważyłam 57,5kg (wzrost 172cm) i nosiłam rozmiar 36-38.
Od tego czasu jestem już non stop prawie na diecie. Czyli już ładnych parę lat. ;)
Wypróbowałam : dietę kapuścianą, bananową,  owocową, 1000kcal, głodówki, oczyszczania, krople odchudzające, pływanie, herbatki odchudzające, ćwiczenia odchudzające, dietę jabłkową, płynną, warzywną, bieganie, aerobik, dietę garściową, pas odchudzający, masaże, preparaty odchudzające do smarowania. I pewnie milion innych rzeczy, których zapomniałam.
Skutki były zazwyczaj takie same – wszyscy znamy nazwę tej dziecięcej zabawki. ;)
Nadszedł w pewnej chwili taki moment, że powiedziałam sobie „F***k it”, nie odchudzam się więcej. Lubię jeść, jutro może mnie przejechać autobus, a ja sobie mam odmawiać? Ale kiedy waga pokazała 80kg, a ja nie mogłam się schylić, żeby sobie buty zawiązać, stwierdziłam, że to jest przesada. I zaczyna być niewygodne. I niezdrowe.
Hasło „dieta” wróciło jak bumerang…
Te wszystkie preparaty do smarowania oraz sport (jakikolwiek) na pewno są dobrym wspomagaczem, ale na pewno SAME nie zadziałają. To wniosek nr 1.
Jeśli chodzi o preparaty do smarowania, to wcale nieważne ile kosztują. Ważne, żeby ich używać zgodnie z zaleceniem, czyli jak pisze „dwa razy dziennie” – to smarować się dwa razy dziennie. Inaczej to nie ma sensu. Więc jeśli otwierając tubkę myślimy sobie „to kosztowało tyle kasy, wezmę tylko troszeczkę” – lepiej od razu sobie darować, postawić tubkę na półce na frontowej ścianie i zrobić mały ołtarzyk. A samemu w dyrdy do sklepu po coś o tym samym działaniu, ale siedmiokrotnie tańsze. To wniosek nr 2.
Sport musi być dopasowany do człowieka, jego charakteru i upodobań. To wniosek nr 3. Co z tego, że aerobik może i jest najszybszym sposobem na zrzucenie wagi, kiedy ja czepiałam się jak tonący brzytwy każdej wymówki, żeby tam nie iść? Od tego wagi nie ubędzie. Bieganie wykończało moje kolana, więc za długo nie pociągnęłam. Nie jestem osobą, która musi mieć grupę do ćwiczeń, wręcz odwrotnie, wkurzało mnie, że gdzieś mam się stawić na jakąś godzinę.
Teraz chodzę na basen, gdyż w wodzie czuję się jak ryba, ale pływam swój własny zestaw „okrążeń” i robię swój własny zestaw ćwiczeń. po czym idę na swój własny zestaw masaży wodnych. Trochę trwało, zanim zaczęłam mieć głęboko w tyle, że ktoś się na mnie gapi jak sobie masuję uda biczem szkockim, który ludzie „normalnie” używają na plecy. Albo jak ktoś daje mi do zrozumienia, że przeszkadzam mu, jak wiszę na drabince ćwicząc, jak on chce tu pływać. Niech mnie k….. ominie, ja też zapłaciłam za prawo korzystania z tego toru, a na tym dla szybko pływających przecież nie tkwię.
Chodzę na Nordic Walking. Jest genialne. Zwłaszcza zimą, kiedy w lesie nikogo nie ma. Latem jest gorzej, bo jakieś typy się kręcą, a to nie sprzyja psychice. Wtedy albo ruszam w trasę bardziej „miejską”, albo umawiam się z moja mamą, która jedzie na rowerze i o dziwo dobrze nam się współpracuje. ;)
Ćwiczę tai chi w domu sama i elementy jogi, nie wszystko, bo niektóre ćwiczenia czułam wyraźnie, że są nie dla mnie. I swój własny prywatny zestaw ćwiczeń modelująco – odchudzających.
To teraz dieta. Też po latach różnych prób dobrałam wreszcie cos dla siebie. Kombinację diety garściowej i 1000kcal, z elementami oczyszczania i głodówki. Jeśli ktoś zainteresowany – niech napisze, to mu wyjaśnię szczegóły. Uprzedzam – jest ciężka momentami, trwa długo, wymaga dyscypliny, oczywiście po zakończeniu nie ma mowy o powrocie do złych nawyków, bo to nie dieta cud (trochę mnie to spotkało po pierwszej próbie, ale i tak nie było efektu yo-yo, nawet nie wróciłam do swojej poprzedniej wagi sprzed początku diety). Ja za pierwszym razem zrzuciłam 13kg, potem niestety (patrz poprzedni nawias) wróciło mi 6kg, ale i tak uważam, że był to sukces. Poza tym zrzuciłam wiele centymetrów, np. w biodrach 15cm, które wróciły w ilości minimalnej – wspomniane biodra odzyskały 2cm. Teraz jestem na tej diecie po raz drugi, już zrzuciłam 3kg w ciągu miesiąca. Wniosek nr 4 – dietę tez trzeba dobrać do swoich upodobań i możliwości.
Bardzo ważne jest wybranie odpowiedniego momentu rozpoczęcia diety. To wniosek nr 5. Dla mnie jest to początek stycznia, poniedziałek po Nowym Roku. Wtedy na horyzoncie nie mam żadnych imprez „przy stole”, które od razu wszystko niszczą, bo kto zachowa dietę na imieninach ukochanej ciotki, która gotuje jak anioł i półmiski podaje z anielskim uśmiechem? Najbliższa „przystolna” impreza to Wielkanoc, która dla mnie nie stanowi zagrożenia – spotykam się z rodziną na uroczystym śniadaniu, które też nie jest tak obfite jak powiedzmy Wigilia. Poza tym śniadanie to w mojej diecie najmniej problematyczny posiłek. J Potem mam swoje imieniny, które generalnie już od lat zlewam, bo denerwowało mnie, że w swoje święto mam stać nad garami, więc przyjmuje życzenia, jak ktoś jeszcze o tym nie zapomniał, ale imprezy nie ma. Dzień Matki – obiad z rodzicielką – do przeżycia, nie robi małego wesela. I cisza do czerwca,  lipca, czasem września, zależy jak koleżanki podejdą do swoich uroczystości.
Dobrze jest mieć plan. Ja zapisuję wszystko – co danego dnia mogę zjeść, kiedy mam ćwiczyć i co, ile ważę i mierzę, co tylko przychodzi mi do głowy, przed rozpoczęciem – jako plan, i w trakcie, kiedy czuje potrzebę np. odnotowania swojego sukcesu. J No i skreślam sobie dni odbytej diety. Jak żołnierz dawno temu, kiedy wszystkich brali i większość tylko czekała, kiedy koniec. ;) Pomaga, kiedy widzi się drogę i cel. To wniosek nr 6.
Tak to wygląda. Jestem teraz w trakcie, jak już wspomniałam wcześniej. Mam nadzieję nie tylko zrzucić te następne 3kg, które mi zostały po popełnionych błędach przy poprzednim razie, ale jeszcze trochę ponadto. Nie stawiam sobie bardzo konkretnego celu typu „tyle i tyle kg/ cm”, realizuje plan, wiem, że waga i wymiary będą się zmniejszać, bo już to przećwiczyłam, ważniejsze jest dotarcie do końca (bo poprzednim razem, do czego się dopiero teraz przyznam, nie dotrwałam). Trzymajcie kciuki. J
Acha, jeszcze wniosek dodatkowy, bez numerka. Trzeba zebrać kasę na ciuchy w mniejszym rozmiarze. J J 

Uszkodzenie mózgu

21.01.2014


Szaleniec jest na trawniku
Szaleniec jest na trawniku
Przypomina sobie dziecinne gry i wianki z koniczyny i śmiech
Nie mogę pozwolić by świry rozeszły się poza ścieżkę

Szaleniec jest w holu
Szaleńcy są w moim holu
Gazeta trzyma ich złożone na pół twarze na podłodze
A gazeciarz co dzień przynosi nowe

Jeśli tama runie o parę lat za wcześnie
Jeśli nie będzie miejsca na wzgórzu
Jeśli twoja głowa eksploduje ciemnymi wizjami przyszłości
Spotkamy się po ciemnej stronie księżyca

Szaleniec jest w mojej głowie
Szaleniec jest w mojej głowie
Podnosisz ostrze, robisz jakieś zmiany
Ustawiasz mnie dopóki nie będę normalny

Zamykasz drzwi
I wyrzucasz klucz
Ktoś jest w mojej głowie, ale to nie jestem ja

Jeśli wybuchnie chmura, zagrzmi w twych uszach
Krzyczysz i nikt cię nie słyszy
Jeśli zespół, w którym grasz nagle gra zupełnie inne melodie
Spotkamy się po ciemnej stronie księżyca


Tytuł oryginału : „Brain damage”
Autor : Pink Floyd”