środa, 28 lutego 2018

Ostatnia (1)


02.09.2013

Rozdział pierwszy „Mam pierwsze zdanie”

Trzasnęły drzwi.
- Kochanie, wydaje mi się, że mam pierwsze zdanie!
Filip natychmiast pojawił się pokoju.
- Naprawdę? – zapytał z uśmiechem. – To wspaniale, mówiłaś, że nic Ci nie przychodzi do głowy. Czy to znaczy, że już wszystko wiesz, kto będzie bohaterem, co się stanie, jak się skończy i w ogóle?
Gośka zaczęła się śmiać.
- Nic się nie zmieniasz. Pisze przy tobie już chyba dziesiątą książkę, a ty dalej jak na początku pytasz mnie, jak się skończy. Przecież wiesz, że nie wiem. Ale pierwsze zdanie jest najważniejsze. Jak mam pierwsze zdanie, to już dalej pójdzie jak z płatka.
- Tak, wiem, wiem. I przy każdej książce mówisz to samo „Wydaje mi się, że mam pierwsze zdanie”. Moja ty Virginio Wolf – uśmiechnął się i przytulił ją. – To znaczy, że mam ci teraz nie przeszkadzać.
- Uhm, gdybyś mógł. Zapisałam je i teraz myślę.
Filip poszedł do kuchni. Byli już małżeństwem prawie osiem lat, wiedział też na co się pisze, bo znał Gośkę dużo dłużej. Kiedy siadała do książki, lepiej było jej nie przeszkadzać, inaczej zmieniała się w drapieżną bestię. A pisała wspaniale, wszystkie książki sprzedawały się znakomicie, zdobywała nagrody, byli bogaci. W sumie wcale mu nie przeszkadzało, że tylko dorywczo wykonuje jakieś drobne tłumaczenia, a poza tym zajmuje się domem. Taki househusband. Ciekawe czy ktoś kiedyś w końcu wymyśli na to jakieś politycznie poprawne tłumaczenie. On się nie widział w tej roli, wolał dokumenty prawnicze.
Z gabinetu dobiegał klekot klawiszy. To znaczy, że Gośka nawet nie tylko myśli, ale również zapisuje swoje przemyślenia.
W kuchni wypakował zakupy i obierając włoszczyznę na zupę nadal myślał o ich życiu. Zawsze go to nachodziło, kiedy Gośka wpadała w trans pierwszego szkicu powieści. Potem, kiedy już pisała kolejne rozdziały, pracowała jak robotnik w fabryce, a raczej jak urzędnik za biurkiem, od 8 do 16. Zjadała śniadanie, siadała do komputera, w milczeniu przyjmowała od niego kawę, kanapkę, owoce, herbatę, sok. Kiedy kończyła pisać, wiedział, że ma jeszcze około godziny na podanie obiadu, Gośka musiała odreagować. Wychodziła na balkon w ich starym mieszkaniu, a do ogrodu odkąd się przeprowadzili, i po prostu oddychała, porządkując myśli, jak to nazywała. Potem mogli zjeść obiad, czy też kolację. Wieczory mogli spędzać tak jak chcieli, choć w najgorętszym czasie pisania Goska jak ognia unikała kina i książek, mówiła, że się boi, że nieświadomie wciśnie coś „nie swojego” do powieści.
Dzieci nie mieli. Nawet bardzo się nie starali, jakoś nie czuli powołania do rodzicielstwa. Filip wrzucił włoszczyznę do garnka i zastanowił się, czy nie brakuje mu potomka. To też był stały motyw jego przemyśleń. Zawsze jednak dochodził do tego samego wniosku – nie brakuje. Nie stresowała go też ewentualność, że kiedy zachce mu się zostać ojcem będzie już za późno. Było tyle dzieci w domach dziecka, że mogli by mieć nawet drużynę piłkarską. Choć może byłoby miło przekazać komuś swoje geny? Filip wiedział, że był przystojny: wysoki, szczupły, miał ciemnoniebieskie oczy o głębokim spojrzeniu, szerokie brwi i ciemne, kręcone włosy, które nosił dość długie, co podobno upodabniało go do Jima Morrisona. Szkoda, że nie miał talentu Jima, ale Gośka miała go za ich dwoje. Dziecko z mózgiem Gośki i jego wyglądem – ho ho. Uśmiechnął się do tej myśli, zmniejszył gaz pod patelnią z kotletami sojowymi i poszedł ukradkiem rzucić okiem na swoja żonę.
Często tak robił, gdyż od początku wydawała mu się cudem natury. Była niska, okrągła i pulchna, miała bardzo gęste proste włosy, które nieodmiennie strzygła na jeża, kpiący uśmiech i piwne oczy jak dwie pięciozłotówki. A kiedy pracowała w skupieniu, była jeszcze piękniejsza, promieniowała wewnętrznym światłem, palce zręcznie skakały po klawiszach, na ekranie wyskakiwały kolejne słowa, zdania, wyrażenia, punkty, imiona, nazwy, z tej odległości wyglądające jak sznury mrówek wyskakujących z mrowiska i ustawiających się w narzuconym porządku. Pozwalała mu zaglądać w to, co tworzyła, ale wolała, żeby nie czytał zbyt dokładnie, tłumacząc się, że może jeszcze dokonywać różnych zmian. Zawsze jednak początek był tajemnicą, musiała mieć co najmniej dwa rozdziały, żeby mógł coś zobaczyć. 
W kuchni coś zasyczało, więc Filip biegiem, choć na palcach, wrócił do swojego królestwa. No oczywiście się tak zagapił, że jarzynowa znalazła sobie inne zajęcie niż spokojne gotowanie się w garnku – poszła na spacer. Obrócił kotlety na druga stronę, uporządkował piec i zaczął siekać pory na surówkę na szerokim blacie tuż pod oknem. Po rękach, nożu i desce do krojenia skakały mu śmieszne cienie wywołane przez rosnące tu krzewy. Gośka zawsze mówiła, że się za bardzo rozrosły, ale dla niego było to dobre – południowe okno w kuchni czasem nie było dobrym rozwiązaniem, a dzięki tym krzewom miał przynajmniej cień. Nie były jednak tak gęste, żeby nie zauważył, że na sąsiedniej posesji kręcą się jacyś ludzie.
Ten plac był pusty odkąd tu zamieszkali. Na początku specjalnie go to nie dziwiło, w końcu ulica się dopiero rozrastała, kiedy oni zaczęli budowę domu, stały tu tylko trzy inne domostwa, a razem z nimi do budowy przystąpiło czterech innych ludzi. W ciągu tych kilku lat kiedy tu mieszkali, ulica pokryła się w całości zabudowaniami, przeważnie dość dużymi, bo była to jednak dzielnica bogatych ludzi. Wytyczono też nowe uliczki odchodzące w bok i tam też powstawało coraz więcej domów. Zrobiło się małe osiedle, nawet sklep spożywczy ktoś w końcu otworzył.
Ten jeden plac był jednak wciąż pusty, porośnięty chwastami, w których buszowały ptaki, koty sąsiadów i dzieciaki bawiące się w chowanego. Był duży, nawet jak na tutejsze standardy, może dlatego nikt go nie kupił tak długo. Straszył trochę, jak dziura po wyrwanym przednim zębie, i trochę nieprzyjemnie było koło niego przechodzić, zwłaszcza wieczorem, bo nie był ogrodzony i biła z niego jakaś dzikość. Filip zawsze zastanawiał się jak dzieciaki nie boją się tam bawić, ale cóż, najwyraźniej pójście tam z kolegami i psem w pogodny dzień to nie to samo, co spacer w nocy.
Teraz jednak najwyraźniej ktoś się zainteresował tym miejscem. Poprzez migające w słońcu liście bzu widział stojących na ulicy ludzi: mężczyzna, kobieta na wózku inwalidzkim, córka i syn. Dookoła nich stało kilkunastu mężczyzn w roboczych strojach i jeden facet w garniturze z teczką. Ich gestykulacja pokazywała całkiem jasno, że tematem rozmowy jest ów plac.
- Miejmy nadzieje, że to będą nasi nowi sąsiedzi, a nie, że są to inwestorzy, którzy na tym placu postawią jakiś sklep, wypożyczalnię lawet, burdel albo przychodnię lekarską – pomyślał Filip. – Taka spokojna ulica, przykro byłoby to stracić. No i miejmy nadzieję, że okażą się mili.

Jak udać, że się rozmawia, a nie dopuścić przeciwnika do głosu - lekcja pierwsza

22.01.2011

Ling Woo: So Jackson Duper, you don't tell a woman your real name?
Jackson Duper: Hey, for all I knew...
Ling Woo: You knew me well enough to go to bed with me.
Jackson Duper: Look...
Ling Woo: Why the alias? You wanted?
Jackson Duper: No.
Ling Woo: Certainly not by me.
Jackson Duper: Excellent. Do I get to talk?
Ling Woo: Fine. Quick, think up something.
Jackson Duper: Look...
Ling Woo: We're back to look.
Jackson Duper: Hey...
Ling Woo: We're back to hey.
Jackson Duper: Ling...
Ling Woo: How do you know my real name? Oh that's right, I GAVE it to you. What an odd thing to do.

Ling Woo: Więc, panie Jackson Duper, nie podajesz kobiecie prawdziwego imienia?
Jackson Duper: Hej, o ile wiedziałem…
Ling Woo: Wiedziałeś wystarczająco dużo, żeby iść ze mną do łóżka.
Jackson Duper: Słuchaj…
Ling Woo: Więc czemu fałszywe dane? Jesteś poszukiwany?
Jackson Duper: Nie.
Ling Woo: Na pewno nie przeze mnie.
Jackson Duper: Świetnie. Mogę coś powiedzieć?
Ling Woo: Jasne. Szybko, wymyśl coś.
Jackson Duper: Słuchaj..
Ling Woo: Wróciliśmy do „słuchaj”.
Jackson Duper: Hej…
Ling Woo: Wróciliśmy do „hej”.
Jackson Duper: Ling…
Ling Woo: Skąd znasz moje prawdziwe imię? A, tak, PODAŁAM ci je. Co za dziwaczne zachowanie.

Cytat z serialu „Ally McBeal”

Perfect "Całkiem inny kraj"

19.11.2011


W biały dzień, podszedł do mnie gość
Szara twarz, pospolita dość
W oczy zajrzał mi, beznamiętnie rzekł
Dałbyś coś, strasznie chce się jeść
Może toczy mnie HIV, ale jeść się chce

Nie mogę się jeszcze przyzwyczaić
Do obrazków które z kina znam
W głowie gdzieś nie mogę się przestawić
Że to jest już całkiem inny kraj

W biały dzień, słyszę kuli gwizd
Drugi strzał, w niebo leci krzyk
Chodnik barwi krew, lecą tafle szkła
Jak we śnie, z okna spada płaszcz
Nie wiem czy mogła mieć siedemnaście lat

Nie mogę się jeszcze przyzwyczaić
Do obrazków które z kina znam
W głowie gdzieś nie mogę się przestawić
Że to jest już całkiem inny kraj

Moja prawda o życiu

17.07.2011


Wyciągając rękę do świata możesz dostać uśmiech, radę, ciepło, zrozumienie, wsparcie i masę innych wspaniałych rzeczy. Ale czasem trafiasz na garnek z wrzątkiem i wtedy dobrze jest umieć odpowiednio szybko odskoczyć.
Postanowienie niekoniecznie noworoczne: nie stracę głowy dla żadnego z poniżej wymienionych:
  • Alkoholik
  • Pracoholik
  • Każdy inny – holik, z seksoholikiem na czele
  • Mizoginista
  • Szowinista
  •  Każdy inny – ista (poza homoseksualistami, którzy są najlepszym przyjacielem kobiety, więc można dla nich stracić nie tylko głowę i nie ponieść straty)
  • Facet z żoną
  • Facet z narzeczoną
  • Facet z byłą żoną
  • Facet z byłą narzeczoną
  • Facet, któremu się wydaje, że jest wolny
  • Facet, któremu się wydaje, że jest pępkiem świata
  • Facet, któremu w ogóle coś się wydaje
  • Megaloman
  • Erotoman
  • Każdy inny –oman, włączając Oman, bo kto do cholery wie, gdzie on w ogóle leży
  • Emocjonalny prawiczek
  • Emocjonalny popapraniec
  • Każdy inny emocjonalny gwałciciel i niedocof

Nawet Mike Tyson czasem niepotrzebnie opuszczał gardę i dostawał po ryju. Ja przynajmniej nie daję się już nokautować.

Brigdet Jones – dzięki za wskazówki

Grom z jasnego nieba

04.07.2011


Dom w bułgarskiej wsi Cryncza, miejscowości położonej w górach Rodopy, blisko granicy z Grecją, stoi pusty. Prawie pusty. Rodzina wyprowadziła się, a na posterunku został tylko ojciec bo tak dyktował honor głowy rodziny. Zamieszkał w opustoszałym domu, z którego wyniesiono wszystkie sprzęty, by uchronić je przed pożarem.. Mężczyzna czuwał z przygotowanym do użycia sprzętem pożarniczym, a w całym budynku stały beczki z wodą przygotowaną do gaszenia ognia. Skąd przekonanie, że w domu wybuchnie pożar? Otóż dom ten był regularnie ostrzeliwany ogniem z niebios. Pioruny wypłoszyły mieszkańców skutecznie, a nikt nie potrafił stwierdzić, dlaczego upodobały sobie właśnie to domostwo. Choć w domu przyciągającym pioruny zainstalowano aż 2 instalacje odgromowe, to budynek został trafiony gromami aż 10 razy. Błyskawice strzelały tam z nieba zawsze między godziną 15.30 a 16.30. Tajemniczą sprawą zajęli się nawet naukowcy z Bułgarskiej Akademii Nauk w Sofii, jednak i im nie udało się tej zagadki rozwiązać
Pioruny fascynują ludzi od dawien dawna. Piorun symbolizuje siłę, twórczość, moc tworzenia i niszczenia, obecność boga, gniew boga, potępienie, bóstwo wojny, broń boga, świt, początek, przemianę, szybkość, wiosnę, potęgę, fallus, natchnienie, płodność.
W greckiej mitologii piorun był atrybutem Zeusa; gdy bóg się gniewał, rzucał piorunami. Trzy pioruny Zeusa oznaczały los, przeznaczenie, opatrzność. Na prośbę swojej kochanki Semele Zeus okazał się jej w całej okazałości w błyskawicach i gromach, ale oczy śmiertelniczki nie mogły znieść tego widoku i Semele spłonęła. W japońskiej kulturze piorun jest jednym z pięciu żywiołów. Okalające go żywioły to ziemia i powietrze, a zależności między nimi: piorun wnika w ziemię oraz powietrze stanowi barierę dla pioruna.
W kręgach słowiańskich odkryto istnienie mitu o bogu piorunów, Perunie – Perkunasie, walczącym ze swoim przeciwnikiem, Żmijem.  Żmij  chował się przed Perunem pod istotami żywymi (człowiekiem, koniem, krową i in.), drzewem i kamieniem, został jednak pokonany i skrył się w wodę, oczyszczającą  ziemię. Atrybutami Peruna okazały się  między innymi góra, dąb, niebo,  koń, wóz, młot, strzała, grom i ogień. Po nadejściu chrześcijaństwa miejsce Peruna zajął Pan Bóg, Archanioł Michał i święty Eliasz, a jego przeciwnika Żmija - szatan, niegrzeczne dziecko, Turcy. Słowianie mawiali, że jeśli budynek trafiony piorunem się spali, to znaczy, że diabeł został trafiony, a jeśli nie to znaczy, że Eliasz chybił. Później w ludowych pieśniach można napotkać życzenia zabicia „piorunowym strzałem” kogoś, przez kogo autor pieśni doznał krzywd. Dzieciom zaczęto powtarzać, ze grzmi, kiedy Bóg się gniewa i żeby uważały, bo niegrzeczne dzieci Pan Bóg trafia „kulą z nieba”. Na pewno niektórzy z was słyszeli jeszcze takie lub podobne twierdzenia, ja na przykład pamiętam, że „Bozia się gniewa” i dlatego słychać grzmoty.
W wielu okolicach Polski burza, grzmoty i pioruny były też kojarzone z „kamieniem piorunowym”, a czasem tenże kamień piorunowy był po prostu z piorunem utożsamiany. Mówiono, że spada on na ziemię razem z błyskawicą, a także przypisywano mu właściwości pioruna. Częściej jednak kojarzono go z kamieniem, który można znaleźć po burzy i który przynosi szczęście. Wierzono też w jego lecznicze właściwości, zalecano pocieranie chorego miejsca, albo tarcie i podawanie choremu do wypicia z wodą, wódką lub mlekiem; bolące miejsca zasypywano czasem proszkiem z utartego kamienia. Zastosowanie strzałki piorunowej dotyczyło zwłaszcza bólu brzucha i głowy, poderwania, chorób oczu (u ludzi i zwierząt), ran i wrzodów, ciężkiego porodu, uroku, febry, przestrachu, plucia krwią i krwotoków, brodawek, bólu zębów i  tracenia mleka przez krowy. Nazwa kamień piorunowy miała też w polszczyźnie dziesiątki synonimów, z których większość to nawiązania do Boga, świętych, czasem diabła, np. strzałka Boża, czarci paznokieć, paluszek matki Boskiej.
W meteorologii piorun to bardzo silne wyładowanie elektryczne w atmosferze powstające naturalnie, zwykle towarzyszące burzom. Piorunowi często towarzyszy grom dźwiękowy oraz zjawisko świetlne zwane błyskawicą. Może ono przybierać rozmaite kształty i rozciągłości, tworzyć linie proste lub rozgałęziać się do góry lub w dół. Podczas uderzenia pioruna wyzwala się potężna energia. Główna jej część zostaje rozproszona w postaci ciepła w powietrzu,  niewielka jej część przekształca się na błysk i grzmot, który słychać na odległość 16-24 km. Część  energii elektrycznej zostaje rozładowana w punkcie uderzenia łuku elektrycznego w powierzchnię ziemi, co może być bardzo niebezpieczne dla znajdujących się w pobliżu ludzi oraz urządzeń.
Skutki uderzenia pioruna są dość różnorodne. Piorun może wywołać pożar. Uderzenia rozrywają pnie drzew i mury, potrafią oderwać płyty kamienne wykładzin dachowych, murów ważące do 100 kg i odrzucić je na kilka metrów, przepalają cienkie druty, wywołują uszkodzenia instalacji elektrycznych, telefonicznych i innych opartych o metalowe przewody, niszczą urządzenia elektryczne nie tylko poprzez bezpośrednie uderzenie w sieć, ale też poprzez wywołanie impulsu elektromagnetycznego.
 Od początku XX wieku przeprowadzono sporo eksperymentów z ujarzmianiem piorunów. Były próby z olbrzymimi miedzianymi kulami, połączonymi porcelanowymi łańcuchami i umieszczonymi na szczytach gór i eksperymenty ze “zmuszaniem” piorunów do uderzania w specjalnie wybudowane wysokie, metalowe . Dziś wiemy, że przyzwoitej wielkości błyskawica wyzwala energię ponad 1000 kWh. Przyjmując, że w czasie burzy, która średnio trwa ponad 2 godziny, co kilka sekund następuje wyładowanie atmosferyczne, ilość wyzwolonej energii w jest naprawdę olbrzymia. Problem polega na tym, że wyładowania, które trafiają w ziemię, niosą wg niektórych naukowców małą ilość energii. Najbardziej energodajne są wyładowania pojawiające się w samych chmurach. Jest to jednak tak kusząca perspektywa energetyczna, ze naukowcy się nie poddają.
Większość ludzi jest jednak zainteresowana raczej tym jak się chronić przed piorunami. W czasie burzy nie wolno się kąpać, chodzić na spacery, stawać pod samotnie rosnącymi drzewami, w pobliżu wysokich metalowych masztów ani w pobliżu linii elektroenergetycznych. Osoba przebywająca na otwartej przestrzeni powinna znaleźć pomieszczenie, budynek, ziemiankę i ukryć się w nim. Z braku innej możliwości schronić się w zagłębieniu terenu, nie kłaść się na ziemi. Najbezpieczniej jest ukucnąć ze złączonymi i podciągniętymi do siebie nogami. Należy odrzucić lub położyć na ziemi duże przedmioty metalowe przewodzące prąd. Trzeba również oddalić się od zbiorników i cieków wodnych. Osoby znajdujące się w górach powinny niezwłocznie zejść ze szczytów i grani, około 100 metrów niżej, najlepiej na stronę przeciwną do kierunku zbliżania się burzy. Mogą one usiąść na plecakach ale nie na metalowym stelażu, tak aby odizolować się od podłoża. Bardzo dobrymi miejscami na schrony są wnętrza klatek, kratownic (w tym i masztów), wagoników kolejki górskiej. Nie wolno jednak dotykać metalowych elementów konstrukcji. Także samochody chronią przed piorunem. Próbując kryć się w jaskiniach lub wnękach trzeba uważać by strop znajdował się co najmniej 3 metry nad nami, a ściany 1 metr od nas. Grupy osób pozostające na otwartej przestrzeni powinny się rozproszyć w odległości do kilkudziesięciu metrów, tak by na wypadek porażenia część grupy mogła udzielić pomocy porażonym.
Budynki i inne wysokie konstrukcje muszą być zabezpieczone piorunochronem, chroniącym je w czasie burzy. Instalacje elektryczne, w tym i sieci przesyłowe zabezpiecza się bezpiecznikami przeciwprzepięciowymi w celu ochrony przed skutkami przepięć wywołanych przez impuls elektromagnetyczny. W domu podczas burzy należy unikać korzystania z telefonów stacjonarnych przewodowych oraz urządzeń elektrycznych, przede wszystkim tych obsługiwanych ręcznie. Korzystanie z tych urządzeń grozi porażeniem impulsem rozchodzącym się w przewodach instalacji. Sprzęt domowy, zwłaszcza elektronikę – RTV, komputery itp. należy odłączyć od sieci elektrycznej i innych instalacji przewodowych (np. instalacji antenowych, telekomunikacyjnych, sieci internetowych, TV kablowej itp.), co zapewni ochronę tych urządzeń przed wyładowaniami atmosferycznymi.
Z piorunami żartów nie ma. Przykładem ostatnie tragedie w polskich Tatrach i rumuńskich Karpatach. A ja chciałabym na koniec wspomnieć zajście z sierpnia 1996 r. Wtedy to w miejscowości Berovo w Macedonii, przed kościołem na uroczystości religijnej zebrało się ok. 15 tys. wiernych. Nagle z jasnego nieba w tłum wiernych uderzył grom zabijając na miejscu 11 osób. Ponieważ piorun uderzył w wiernych, a nie w dzwonnicę, mieszkańcy Berova utrzymywali, że sprawił to gniew boży. W końcu już w Biblii mamy nawiązania do grzmotów jako objawienia się Boga. "A gdy lud ujrzał błyskawice, i górę dymiącą, usłyszał grzmoty i głos trąby, zląkł się" (Księga Wyjścia). Albo :  "Słuchajcie pilnie grzmotu, jego głosu i pomruku, który wychodzi z jego ust. Wypuszcza go pod całym niebem, a jego światło sięga do krańców ziemi. (...) Bóg przedziwnie grzmi swoim głosem, czyni wielkie rzeczy, których nie rozumiemy" (Księga Hioba).

"Lecz te, co jutro rykną, czym są dzisiaj gromy?
Iskrą tylko".
Dziady cz. III A. Mickiewicz


wtorek, 27 lutego 2018

Poduszka wiatrów

Kołdra puchowa jak obłok
Otacza mnie
Tłumiąc każdy szmer
Senny czas i moje kłamstwo
Z ukochaną przy mnie
Cichy oddech jej
Świecy niknie blask
Nadchodzi noc
Przekręcasz klucz
Książka na podłogę spada
Gdy ciemno jest
I fale przewalają się tuż obok
I pory roku się zmieniają
I ten zimny wiatr
Budzi się sowa
Łabędź śpi
Zatrzymaj sen
Marzenie skończyło się
Łąki i zimny deszcz
Wciąż pada
Blisko złoty świt
A głęboko pod ziemią
Poranek rozbrzmiewa
Zapadam się
Senny czas i moje kłamstwo
Z ukochaną przy mnie
Cichy oddech jej
Wznoszę się
Jak ptak
We mgle kiedy pierwszy promień dotknął
Nieba
Nocny milknie wiatr


Tytuł oryginału : "A pillow of winds"
Autor : Pink Floyd

Jak pieśń

24.10.2011


Jak pieśń , którą mam śpiewać
Śpiewam ją dla ciebie
Jak słowa które mam przynieść
Przynoszę je dla ciebie
I w skórach, galonach i łańcuchach
Stawiamy nasze żądanie
Rewolucja jeszcze raz
Nie, nie będę
Nie będę tego nosił na moim rękawie
Widzę na wylot przez ten wyraz twarzy
I wiesz, że w to nie wierzę
Zbyt młody by powiedzieć
Kim dokładnie się jest
Tej nocy
Jutro
Za późno
I kochamy nosić odznaki, mundury
I kochamy machać flagą
Ale ja nie pozwolę... żyć innym w piekle
Jak powstajemy przeciw sobie
I walczymy sami ze sobą
Zbyt zaszufladkowani, by spróbować coś zmienić
Zbyt prawi by być w błędzie, w tej buntowniczej pieśni

Pozwólmy bić dzwonom
Pozwólmy bić dzwonom
Czy nic już nie pozostało
Czy, czy nic
Czy nic już nie pozostało
Czy szczerość jest tym czego chcecie ?

Generacja bez imienia, rozdarta i rozerwana
Nic do stracenia, nic do zyskania
Nic a nic
I jeśli nie możesz pomóc sobie
Cóż, spójrz wokół siebie
Kiedy inni potrzebują twojego czasu
Ty mówisz, że czas iść... to twój czas
Agresywne słowa nie powstrzymają walki
Dwa złe uczynki nie dadzą dobrego
Nowe serce jest tym czego potrzebuję
O, Boże spraw by krwawiło
Czy nic nie pozostało…


                                   Tytuł oryginału : „Like a song”
                                    Autor : U2

Powiedzmy to jeszcze raz

04.01.2012


Księga Powtórzonego Prawa. Nazwa bardzo adekwatna, choć nie tylko prawo się w niej powtarza. W księdze przemawia Mojżesz, cała księga to jedna długa wypowiedź jego autorstwa. Nuda, można byłoby pomyśleć. Ale jak się przyjrzeć głębiej…
Duża część tej księgi zawiera wspominki Mojżesza. Przypomina on Izraelowi wszystkie wydarzenia związane z ich losami, pobytem w Egipcie, ucieczką, przymierzem z Bogiem, ziemia obiecaną. Czyni to cały czas w stylu ojca, przypominającemu swojemu dziecku jego przewinienia, żeby ich więcej nie popełniało. Pokazuje też „dziecku”, że mimo tych wszystkich złych postępków,  jest kochane i ojciec nadal się o nie troszczy. Oddam mu na chwilę głos: „Potem opuściliśmy Horeb i szliśmy przez całą tę pustynię wielką i straszną, którą widzieliście, w kierunku gór Amorytów, jak nam polecił Pan, nasz Bóg, i doszliśmy do Kadesz-Barnea. […] I wziąłem spośród was dwunastu mężów, po jednym z każdego pokolenia. Oni wyruszyli, poszli w góry i dotarli aż do doliny Eszkol, którą zbadali. Wzięli w ręce trochę owocu tej ziemi, przynieśli wam i takie złożyli sprawozdanie: Kraj, który nam daje Pan, nasz Bóg, jest dobry. Lecz nie chcieliście iść i wzgardziliście nakazem Pan, waszego Boga. Szemraliście w namiotach, mówiąc: Z nienawiści do nas wyprowadził nas Pan z ziemi egipskiej, by wydać nas w ręce Amorytów na zagładę. Gdzież pójdziemy?”. Przez cały czas przemawiania do narodu i przypominania mu jego losów, Mojżesz nawiązuje do tego, ze wszystko dobre czego doświadczyli pochodzi od Boga. Cała ta kronika dziejów ma jeden cel – przypomnieć Izraelitom, co zawdzięczają Bogu, jak wiele mu zawdzięczają, za jak wiele powinni go wychwalać i mu dziękować. Piękne.
Mojżesz jest też jednak ojcem dość surowym w stosunku do narodu Izraela. Nie dziwię mu się – tyle razy zawiedli, tyle razy mieli głupie pomysły, tyle razy zdenerwowali Boga, tyle razy pokazali, że trzeba im wciąż ukrócać smycz, na której muszą iść, dopóki nie zmądrzeją. Teraz jednak Mojżesz wie, że jego chwile w tej służbie dobiegają końca i będzie musiał puścić naród wolno. Ma nadzieję, że będą przestrzegać wszystkich przykazań, ale z doświadczenia wie, że jest to dla nich bardzo trudne. Postanawia więc pogrozić im też palcem. Posłuchajmy: „Nie zbaczaj od słów, które ja ci dzisiaj obwieszczam, ani na prawo, ani na lewo, po to, by iść za bogami obcymi i służyć im. Jeśli nie usłuchasz głosu Pana, Boga swego, i nie wykonasz pilnie wszystkich poleceń i praw, które ja dzisiaj tobie daję, spadną na ciebie wszystkie te przekleństwa i dotkną cię. […] Pan ześle na ciebie przekleństwo, zamieszanie i przeszkodę we wszystkim, do czego wyciągniesz rękę, co będziesz czynił. Zostaniesz zmiażdżony i zginiesz nagle wskutek przewrotnych swych czynów. […] Niebiosa, które masz nad głową, będą z brązu, a ziemia pod tobą – żelazna. Pan ześle na twą ziemię zamiast deszczu - pył i piasek; będzie na ciebie padał z nieba, aż cię wyniszczy. Pan sprawi, że poniesiesz klęskę od swych wrogów.  […] Zaręczysz się z kobietą, a kto inny ją posiądzie; zbudujesz dom, a nie będziesz w nim mieszkał; zasadzisz winnicę, a nie zbierzesz jej owoców. […] Zawsze będziesz gnębiony i uciskany. Dostaniesz obłędu na widok, jaki się przedstawi twym oczom.”
Najwięcej miejsca w przemowie Mojżesza zajmuje powtórzenie Izraelitom wszystkich praw, których mają przestrzegać. Chce, aby mocno wryły im się w pamięć, a przede wszystkim w serce. Znów rozwija je, próbuje podawać konkretne przykłady, uzasadniać. Nie ma jednak wątpliwości, że wszystko można zawrzeć w tych kilku podstawowych przykazaniach, od których zaczyna : „Nie będziesz miał bogów innych oprócz Mnie. Nie uczynisz sobie posągu ani żadnego obrazu tego, co jest na niebie wysoko albo na ziemi nisko, lub w wodzie poniżej ziemi. Nie będziesz oddawał im pokłonu ani służył. […]Nie będziesz brał imienia Pana, Boga twego, do czczych rzeczy, bo nie dozwoli Pan, by pozostał bezkarny ten, kto bierze Jego imię do czczych rzeczy. Będziesz zważał na szabat, aby go święcić, jak ci nakazał Pan, Bóg twój. Sześć dni będziesz pracował i wykonywał wszelką twą pracę, lecz w siódmym dniu jest szabat Pana, Boga twego. […] Czcij swego ojca i swoją matkę, jak ci nakazał Pan, Bóg twój, abyś długo żył i aby ci się dobrze powodziło na ziemi, którą ci daje Pan, Bóg twój. Nie będziesz zabijał. Nie będziesz cudzołożył. Nie będziesz kradł. Jako świadek nie będziesz mówił przeciw bliźniemu twemu kłamstwa. Nie będziesz pożądał żony swojego bliźniego. Nie będziesz pragnął domu swojego bliźniego ani jego pola, ani jego niewolnika, ani jego niewolnicy, ani jego wołu, ani jego osła, ani żadnej rzeczy, która należy do twojego bliźniego.” Prawa te Mojżesz powtarza księdze wielokrotnie, żadnemu jednak nie poświęca tyle uwagi i żadne z nich jednak nie powtarza się tak często jak pierwsze : żadnym innym bogom służyć nie można. W tym jest cała esencja wiary : można mieć tylko jednego Boga, tylko jednemu Bogu służyć, nie iść za tymi, którzy nagle wydaja się lepsi, przystępniejsi, nowocześniejsi, popularniejsi, więcej obiecują, głośniej krzyczą, bardziej grożą, lepiej kuszą.
Tu się skończyła historia Mojżesza. Miał 120 lat, zobaczył na koniec jeszcze ziemię, do której przyprowadził Izraelitów, ale nie mógł do niej przez nich wejść, a potem umarł na szczycie Pisga na równinie Moabu. Nie da się w stu procentach powiedzieć, kiedy mówił tylko słowami Boga, a kiedy jego wiedza o ówczesnym świecie przemawiała przez niego i tworzyła nowe przykazania i polecenia dla Izraela w oparciu o te dziesięć najważniejszych, wielokrotnie powtarzanych; kiedy wychodziło mu dobrze, a kiedy chciał dobrze, a wychodziło jak zwykle. Ze wszystkich postaci, jakie do tej pory pojawiły się w Biblii, ten według mnie zasługuje na największe uznanie. Kto natomiast nie czytał Księgi Powtórzonego Prawa – musi to koniecznie nadrobić.

Cudem

12.04.2012


Siedzę
Z głową wtuloną w dźwięki muzyki
Czekam
Na zmiłowania Twego linijki listu
Wierzę
W zdumionych oczu nagłą radość
Kiedy
Niemożliwe cudem się stanie

Zamyśliłam się nad swoim miejscem

14.09.2012

Zamyśliłam się nad swoim miejscem, a konkretnie nad swoim domem. Przez (a może dzięki) koleżankę, która ma dom, ale nie czuje się w nim na swoim miejscu. To mnie skłoniło do rozważań, jak to jest z tym swoim miejscem.
Przypomniał mi się mój pokój w domu rodzinnym. Ukryty w samym końcu mieszkania, jeśli o tak małym mieszkanku można w ogóle powiedzieć, że ma jakikolwiek koniec i że gdziekolwiek można się w nim ukryć. Miałam tam łóżko, regał, stół, później zamieniony na biurko. I teraz jak tak myślę, to ten kąt z biurkiem był mój własny, tam się tak właśnie czułam – u siebie. Na boku szafy przykleiłam różne ważne dla mnie rzeczy, w biurku trzymałam wszystko to, co potrzebne do życia. Tam też słuchałam po nocy muzyki przez słuchawki. Szkoda, że i radio się na nim nie mieściło, siedziałam przed nim na dywanie.
Potem przeprowadzałam się wielokrotnie, było lepiej lub gorzej. Mieszkanie, w którym zamieszkaliśmy z moim facetem nigdy nie było moje, zawsze się w nim czułam obco, w każdym miejscu. Kiedy potem się wyprowadzałam i szukałam dla siebie jakiegoś lokum trafiłam do maleńkiego mieszkanka na czwartym piętrze. Nic specjalnego, ale tam od razu poczułam się u siebie – poczułam, że tu mogę być szczęśliwa. I byłam. Całe cztery lata. Wyprowadzając się z niego płakałam. Płakałam już na kilka tygodni wcześniej. I nic nie zmieniał fakt, że miałam zamieszkać z mężem.
W nowym domu postanowiłam się zaaklimatyzować. Robiłam wszystko co mi przyszło do głowy. Niewiele pomogło, powiem szczerze. Dobrze czułam się tam tylko w jednym miejscu – w swoim gabinecie.
Teraz mieszkam sama w swoim mieszkaniu. Całkiem dużym, ale nie za dużym. Czułam dobre wibracje kiedy je oglądałam przed kupnem, choć nie było zachwytu tego maleństwa sprzed lat. Można powiedzieć, że nie była to miłość od pierwszego wejrzenia. Ale rozwinęła się i teraz uwielbiam każdy kąt, cieszę się, gdy wracam tu i najlepiej się czuję kiedy jestem tu właśnie.

To chyba niewytłumaczalne, co wpływa na to poczucie bycia u siebie. Ale może powinniśmy się zdać na instynkt? On jest chyba najlepszym doradcą w każdej sytuacji. 

poniedziałek, 26 lutego 2018

Grudzień 2012


1 grudnia 2012
och och och
nie burza, marzenia i cebula.
jestem w niebie  :):):)
poza tym pracuję, pracuję, pracuję. byłam też na cmentarzu, zrobic wreszcie Wszystkich Świętych. fajnie było.
na obiad rosołek.
zaraz zajrzy A. opowiedzieć o egzaminie.
jestem mało przytomna ze szczęścia  :):):):)


2 grudnia 2012
Praca, praca, praca….
Nadrabiam zaległości.
Wizyta mamy jako przerywnik.
Troche mnie głowa zaczyna boleć, nie wiem, czy nie zrobie juz końca. ale chciałabym choc jeszcze jedna rzecz zrobić. W każdym razie działam planowo, robiąc przerwy.

I unosze sie 30cm ponad … podłogą.   

3 grudnia 2012
Życie składa się z małych pieknych chwil
Fajnie, jak codziennie jest taka choc jedna
Lucky me
Happy me

A poza tym wydawało mi się,z ę przez weekend nadrobiłam zaległosci. Taaaaa….. no to przyniosłam nowa stertę roboty do chałupy. Niedobrze mi :/  

4 grudnia 2012
Pracuję ostro nadrabiając zaległości.
Dziś zrobiłam zakupy chemiczne, juz takie „na Nowy Rok”.

Jutro pobudka o szóstej rano! przecież ja tego nie przezyję…  

5 grudnia 2012
Praca i nadrabianie zaczyna mi dawac w kość. wczoraj zrobiło mi sie słabo, dziś serce mnie bolało.

musze sie dzis wczesniej połozyć, wyspać. I byle do soboty…

6 grudnia 2012
Płyty pod łózkiem, Gwiazdor i Kubus Puchatek   

byle do soboty, odpoczac, odpocząc, odpocząc, byle do swiąt….

7 grudnia 2012
W pracy mi bardzo szybko minęło.
Potem pojechałam na zakupy po zdrową żywność.
Zjadłam.
i jestem tak zmęczona, ze szok.
Dobrze, ze nic nie muszę.

Zaraz Lista  

8 grudnia 2012
jeszcze trochę mam szaleństwa w oczach, ale staram sie hamować – jestem obrobiona, wszystko planowo, nie ma co gnać jak dureń.

odnowiłam swoją liste przebojów. może jeszcze poczytam, na pewno pooglądam i spać, odpoczywać.  

8 grudnia 2012

Prawie zapomniałam, ze dziś przez pół nocy śnił mi się M.  na jakiejś imprezie, gdzie byliśmy razem  lubię jak mi sie śni, że jestem tak blisko niego i moge go dotknąć, np pogłaskac po policzku, tak jak to było dziś.  

9 grudnia 2012
Odpoczynkowo.
Popracowałam z godzinkę.
Teraz będę czytać, czytać, czytać….
I chyba napisze do M.

K dzwoniła. Phi.

11 grudnia 2012
Powiedziałabym, że dni dośc zajęte. powoli ogarniam podsumowania roku, najprzerózniejsze.
wczoraj zakupiłam rzeczy na wymiane uszkodzonych w domu. dziś prezent gwizadkowy dla mamy.
jakoś brakuje mi czasu…

12 grudnia 2012
Myslę, że wkrótce padnę na twarz….
Ale coraz więcej rzeczy w pracy ogarniętych.
Dziś weterynarz. P sie zestresowała potwornie, coraz gorzej to znosi. Ale wyniki – perfekcyjne
Chyba zaraz pójde spać…

13 grudnia 2012
Fatalnie dzis spałam.
Zmęczenie, zmęczenie. Dobrze, ze dzis po południu już nie pracuję, ufff.
Jutro 14.12.  

14 grudnia 2012
A ja mam dziś urodziny     

15 grudnia 2012
Oczywiście dopadła mnie melancholia.
Można się było tego spodziewac, wcześniej czy później. Zwłaszcza, jak sie mimo wszystko czekało na … coś.
W nocy nie mogłam spać. O drugiej pobudka i koniec zabawy. Najpierw próbowałam usnąc. potem przyniosłam sobie papier i długopis, zapaliłam nocna lampke i napisałam list. potem znów próbowałam zasnąc. w końcu wstałam i weszłam na godzine do wanny.
Kupiłam choinkę. to mi troche poprawiło nastrój. jest maleńka i sliczna i na razie nie ubrana, bo się rozmraża.
Zaraz przyjdzie K. Chyba zapakuje jej prezent gwiazdkowy. Cholera wie, czy sie zobaczymy przed Wigilią. To samo zreszta jest z A. może w Wigilię.
Smętnie mi nieco nadal…

16 grudnia 2012
Dialog miesiąca:
- Ty nie masz jakos teraz urodzin?
- Wczoraj.
- Acha. No patrz jak mi sie co roku udaje w okolicy trafić i się zorientować, że to jakos teraz.
Dziękuję za uwagę. 

17 grudnia 2012
Pobudka o szóstej rano to tragedia… dobrze, ze jutro sie wyspię.
Kupiłam juz prawie wszystkie prezenty, dziś kosmetyki.
Kasa się skończyła :/
Lampa naprawiona.
Chyba sobie zabieg na ciało zrobię, bo nic innego mi sie nie chce.
O 20.00 wręczenie Mateuszy. Mam nadzieję, ze będzie ciekawie.
Ja już chcę święta….

18 grudnia 2012
Mateusze udane.
W pracy powoli zaczynam dostrzegać koniec.
Sprzątanie w toku, można powiedzieć, ze 3/4 zrobione.
Teraz już odpocząć, bo jutro znów pobudka o 6… ten tydzień pod tym względem jest zabójczy…

19 grudnia 2012
Ze sprzątania zostało mi juz tylko odkurzyć i umyć podłogi
Nabyłam galarete z karpia. Mama oczywiście zrobi na Nowy Rok, ale chciałabym miec też porcję na święta.
w pracy miły przedświąteczny dzień. Nagrody na przykład
I wpatrzone we mnie oczy G przy dźwiękach tych róznych piosenkek świątecznych typu „All I want for Christmas is you”. Speszyłam sie jak mała dziewczynka. I nie mogłam sie powstrzymac od zerkania czy nadal patrzy. I patrzył. Więc znów sie peszyłam i spuszczałam wzrok. Zresztą co miałam zrobić?  zakazane owoce są fajne, dopóki sie ich nie nadgryzie. ;p Ale było to miłe.
Podeszłam pierwsza z życzeniami do R. Usciskałam go. W końcu wybaczyłam mu jakies półtora tygodnia temu, nie?  Co nie znaczy, ze ma jakies szanse. ;p

20 grudnia 2012
Nie zrobiłam jeszcze trzech dokumentów w pracy. jutro.  dzis wyskoczyłam stamtąd jak oparzona, nie mogąc sie doczekac Tonacji. Ładnie gra
Mam posprzątane. :))) Skończyłam dziś przed pójściem do pracy. jeszcze prania sie robią i potem trzeba to wyprasować. ale ogólnie jest juz dobrze.
Brak śniegu     

21 grudnia 2012
Koniec pracy
Znaczy zabrałam do domu, ale na razie nie musze się tym przejmowac
Tęsknię…. oj, jak tęsknię.
Dzis miałam sporo miłych chwil.
K znów cos nie pasuje. Zobaczymy. Na jutro jestem umówiona z A.
A poza tym przecież i tak liczy sie tylko jedno.   

 21 grudnia 2012
J5    

22 grudnia 2012
Choinka ubrana 

22 grudnia 2012
Dekoracje gotowe  

22 grudnia 2012
Prezenty zapakowane.  

23 grudnia 2012
Ale miły, leniwy, a jednak wypełniony dzień
Wczorajszy wieczór – bardzo miły
Tylko sniegu nadal brak ;p

24 grudnia 2012
Snieg zaczał padac wczoraj wieczorem i padał do połowy nocy prawie.
Niestety dzis sie topi. „Nie moge wszystkiego”
A guzik
I to. I tamto. I jeszcze to.
FGTH  
Jestem w 33 niebie.    

25 grudnia 2012
Bardzo miła Wigilia wczoraj była.  I nie przejadłam się, choć zjadłam bardzo duzo.  Prezenty fajne  Choć nic nie przebije FGTH      oraz ksiązki o Camino  
Dzis odwiedziłam mamę i uruchomiłam jej internet. był mały problem na początku, ale ogólnie posżło dobrze. Byłysmy tez na cmentarzu. Momentami snieg jeszcze lezy
teraz juz chyba biorę sie za ogladanie róznych świątecznych rzeczy i jedzenie ;p

27 grudnia 2012
wczoraj w ogóle nie mogłam się zalogowac na bloga. znów jakies problemy :/
dzuen wczoraj miły i leniwy. Była K.
dziś wybrałam się do sauny. miód malina. choć troche jak zwykle mnie głowa boli teraz.
zaraz przyjdzie K z męzem.
a wczoraj były cukiery a dziś była ulubiona piosenka    

28 grudnia 2012
Mama twardo uczy się obsługiwac internet.  posłuchałam LP3. Koszmarne problemy z wrzuceniem posta na RM. :/ jestem wykończona nerwowo.  

29 grudnia 2012
2 maile a tyle radości  

29 grudnia 2012
berecik z antenką i goscie  

29 grudnia 2012
Byłam jednak z P u lekarza. I całe szczęście. Cukier wywalony w kosmos. no może troche przesadzam. ale dostała insulinę, jutro będę mieć naukę robienia zastrzyków.
Rozkleiłam sie cąłkiem. nie doszłam jeszcze do siebie po K, a tu masz ci los.
Zadzoniłam do A i wypłakałam mu sie w słuchawkę. troche pomogło. Cóż, trzeba sie trzymac, robić co lekarz każe i tyle. i nie denerwowac sie, bo ona to tez czuje. 

30 grudnia 2012
Nauki zastrzyków nie było, bo najpierw musimy ustalić dawkę, jako że po wczorajszym żadnej poprawy nie było, wręcz cukier jeszcze wyższy.
ale teraz juz spi sobie spokojnie od dłuzszego czasu i od 11 sikała tylko dwa razy i nie lata cały czas pic, może dzisiejsza dawka jest bardziej odpowiednia.
Jak ja bym chciała noc spokojnie przespać… ale jak sie nie da, to sie nie da, trudno. Najważniejsze, zeby jej było lepiej.

30 grudnia 2012

Mama zaczeła uzywać gg. Drżyjcie narody!!  

30 grudnia 2012
Jak słychać lepiej, dziękuję    
Jestem w niebie, jestem w niebie… :):):):)

 31 grudnia 2012
Dosia i Kasia     

 31 grudnia 2012
z rękawa.   
i FGTH   
jestem w niebie    


niedziela, 25 lutego 2018

Eliksir życia (10)

13.08.2012


Rozdział 10

Przedostatnia książka okazała się trochę bardziej zniszczona niż to wyglądało na pierwszy rzut oka i zajęła Oli cały dzień i większą część nocy. Kiedy podeszła z nią do półek i wyciągnęła rękę, poczuła jakby ktoś pociągnął za książkę, żeby weszła na właściwe miejsce. Uznała, że to dobrze, że książki jej pomogły, bo była naprawdę zmęczona. Zasnęła kamiennym snem natychmiast po położeniu się do łóżka.
Ranek następnego dnia był jeszcze bardziej mglisty i ponury niż poprzednie dwa. Ola stwierdziła, że na całe szczęście nie ma potrzeby wychodzić z domu. Właściwie nie miała chęci na nic innego oprócz dokończenia tej ostatniej książki i sprawdzenia jak będzie wyglądała ta jej wspaniała kolekcja. Usiadła do pracy.


                                               ***

Była szósta rano kiedy skończyła. Książki cały czas opowiadały jej różne historie, więc nawet nie była senna. Trochę zmęczona, ale książki powiedziały, że na to też znajdzie się rada jak skończy. Przypomniały jej też o tym, co mówił Strażnik, że potrafią dać nieśmiertelność. Ola nawet nie pytała, czy to będzie dar dla niej, czuła to po atmosferze jaka panowała w bibliotece, po miłych głosach i sile, która płynęła z książek. Wstała od stołu i wsunęła książkę na przedostatnie wolne miejsce. Za oknem nagle rozbłysło słońce, aż musiała zmrużyć oczy. Książki kazały jej odpocząć, więc położyła się na kanapie i drzemała chwilę.



                                               ***

                                              
Kiedy się obudziła, na dworze nadal panowała piękna pogoda, choć słonce już było popołudniowe. Wyjrzała na ulicę.
Coś tu się zmieniło.
Zupełnie jakby patrzyła na ulicę z wyższego niż zwykle piętra.
Albo jakby w domu naprzeciwko obudowano piętro w ciągu tych kilku dni.
Ola obejrzała dokładnie dom naprzeciwko. Tak, zdecydowanie, mogła teraz zajrzeć w okna mieszkania piętro wyżej niż zwykle. Było dość puste, tylko półki z książkami, ale z okna wyglądała jakaś kobieta. Ola podeszła do drugiego okna. Kobieta chyba też była zainteresowana mieszkaniem naprzeciwko, bo przemieściła się do drugiego okna razem z Olą. Nic ciekawego, znów półki z książkami.
Ola aż uśmiechnęła się pod nosem na tą myśl, przecież to było coś najciekawszego na świecie – książki. Ona sama miała pełen pokój półek z książkami, jak mogła pomyśleć w ten sposób.
Zaraz…
Kiedy w trzecim oknie Ola zobaczyła znów półki z książkami i kobietę wyglądającą przez okno, zaczęła krzyczeć. Gdyby już nie domyśliła się, że widzi tylko swoje odbicie, przekonałyby ją szeroko otwarte usta kobiety.

                                      ***

Kiedy Ola ocknęła się, leżała na podłodze pod  oknem.
Powoli podniosła się, sprawdzając, czy nie rozbiła sobie głowy lub nie złamała czegoś. Wyglądało na to, że tylko osunęła się na podłogę.
Ostrożnie wyjrzała przez okno.
Niestety.
To nie był sen, ani wytwór jej wyobraźni.
Ktoś ustawił lustra naprzeciwko okien jej mieszkania na budynku.
No dobrze, załatwimy to jakoś. Zaraz zadzwoni się na policję, a tymczasem tu się zasunie żaluzje, bo bardzo możliwe, że jest to lustro weneckie i ktoś ją obserwuje, żeby ją okraść. Świat będziemy oglądać z okien południowych i zachodnich.
Ola opuściła żaluzje i podeszła do południowej ściany.
Za oknem był dokładnie taki sam widok.


                                      ***

Na zachodzie bez zmian.
Czy to był film?
Piosenka?
Śni mi się, na pewno mi się śni taki koszmarny sen.
Niech mnie ktoś obudzi.
Proszę.


                                      ***

Drzwi do biblioteki zniknęły.
Jest ściana, a w niej okna.
Okna na północ, ale co to za różnica.
Gdziekolwiek pójdę, za oknem jest ten sam widok.


                                      ***

Ola stanęła przed regałem.
- To wasza wina.
- Wina? Nasza? Przecież chciałaś się nami zajmować. A Strażnik powiedział ci jakie masz możliwości. Dokonałaś wyboru.
- Okłamał mnie. Pytałam, czy będę musiała umrzeć.
- No i przecież nie umarłaś.
- To jest gorsze od śmierci.
- To jest nieśmiertelność.
- I co mi po takiej nieśmiertelności? Krążenie po tym … pomieszczeniu od okna do okna, żeby oglądać wciąż to samo?
- Nie. Możesz spędzić wieczność poznając wszystkie mądrości zawarte w książkach, choć wieczność wydaje się być za krótka. Popatrz. Pomyśl. Poczuj.
Ola uspokoiła się trochę. Więc jeszcze były jakieś opcje.
Przyjrzała się uważnie swemu ulubionemu regałowi z książkami. Tak, nadal mimo wszystko myślała o nim „mój ulubiony regał”.
Cofnęła się o krok.
Drugi.
Trzeci.
Grzbiety książek tworzyły napis ELIXIR VITAE. Jedno słowo po prawej stronie, drugie po lewej, litery jedna pod drugą. Dlatego może go wcześniej nie zauważyła, zazwyczaj jednak czytamy w poziomie. No i nie spodziewała się napisu ułożonego z grzbietów książek.
 Kiedy dokładniej się przyjrzała zauważyła też, że wszystkie litery, i wszystkie książki również,  są połączone jakby cieniutkimi liniami, jak delikatne gałązki na drzewie, do każdej dwie. To wrażenie potęgował środek, wyglądający jak pień, choć mógł być też po prostu prostokątnym pojemnikiem. Naczyniem. Miał nawet u góry cos w rodzaju lejka, jakby miało się do niego coś nalewać. Obraz był dziwnie trójwymiarowy, jakby to nie był tylko malunek na grzbietach książek, ale rzeczywiste gałązki.
Ola podeszła bliżej do regału.
Na półce po prawo, tuż obok naczynia, tuz obok lejka, brakowało jednej książki, która uzupełniłaby obrazek.
- To ja jestem brakującym elementem… - pomyślała.


                                               ***

W mieszkaniu nie było nikogo, kto by zobaczył jak rysunek ożywa, jak płyn zaczyna krążyć pomiędzy wszystkimi książkami. Nie było też nikogo, kto posłuchałby mądrości całego świata opowiadanych przez nieskończoność.
Choć właściwie byli tam przecież wszyscy.

Spojrzeć na Boga

19.12.2011


-When you see something like that it’s like God is looking right at you for a second and if you are careful you can look right back.
- And what do you see?
- Beauty.

- Kiedy widzisz coś takiego to jakby Bóg popatrzył na ciebie przez chwilę i jeśli jesteś uważny możesz oddać spojrzenie.
- I co wtedy zobaczysz?
- Piękno.

                                                 Cytat z filmu „American Beauty”

Bjork "All is full of love"

17.10.2011


you'll be given love
you'll be taken care of
you'll be given love
you have to trust it

maybe not from the sources
you have poured yours
maybe not from the directions
you are staring at

trust your head around
it's all around you
all is full of love
all around you

all is full of love
you just aint receiving
all is full of love
your phone is off the hook
all is full of love
your doors are all shut
all is full of love!

all is full of love
all is full of love
all is full of love
all is full of love
all is full of love

O prasowaniu, żelazku i skórce pomarańczowej

06.08.2011

Nie mam wielkiej awersji do różnych domowych czynności typu sprzątanie czy pranie, a niektóre z nich wręcz lubię. Jedną z takich czynności jest prasowanie.
Prasowanie według definicji to „rodzaj obróbki mechanicznej polegający na wywieraniu nacisku na element obrabiany”. Brzmi bardzo… mechanicznie. ;) Chyba bardziej odpowiadającą nam definicją byłoby „wygładzanie tkaniny za pomocą wysokiej temperatury i nacisku”. Prasowanie działa, gdyż pod wpływem temperatury rozluźniają się więzy w cząsteczkach polimerów tworzących włókna tkaniny. Kiedy włókna są gorące, rozprostowują się pod naciskiem żelazka i zachowują kształt po ochłodzeniu. Niektóre tkaniny jak np. bawełna wymagają też zastosowania wody. Nie ulega wątpliwości, że prasowanie to sztuka nie lada, a według niektórych nigdy nie dorównamy naszym babciom w tej umiejętności, mimo że mamy do dyspozycji dużo lepszy sprzęt. A więc zacznijmy od żelazka.
Żelazko to urządzenie służące do prasowania oczywiście. ;)  W przeszłości już w VIII w. Chińczycy stosowali rondle z rozpalonymi węglami w środku do prasowania jedwabiu. W XVIII w. żelazko stanowił jednostronnie wygładzony blok żelaza - stąd nazwa, z uchwytem. Po nagrzaniu, np. na płycie pieca kuchennego, bezwładność cieplna tego bloku pozwalała na utrzymanie przez kilka minut temperatury dostatecznie wysokiej, aby prasowanie było skuteczne. Po ostygnięciu żelazko trzeba było ponownie podgrzać przez postawienie na piecu. Kształt żelazka przypominał stopę, z trójkątnie zakończonym czubem z jednej strony i z płaską krawędzią od drugiej strony. Kształt ten upowszechnił się także w następnych, nowocześniejszych konstrukcjach ze względu na wygodę prasowania.
Udoskonaleniem żelazka była konstrukcja, w której nad stopą umieszczano małe palenisko na węgiel drzewny, co umożliwiało umieszczenie w nim kawałków żaru, podtrzymujących wysoką temperaturę żelazka, bez konieczności odstawiania go co chwilę na płytę kuchenną. Później węgiel drzewny zastąpiono żelazną sztabką (tzw. duszą) rozgrzewaną w palenisku. Z takiego żelazka korzystała niejedna nasza prababcia a może nawet jeszcze i babcia. Żelazko elektryczne wynalazł w 1882 roku Henry Seeley, który umieścił wewnątrz elektrycznie podgrzewaną spiralę grzejną. Żelazko włączało się normalnie do domowej sieci elektrycznej, a miało ono moc kilkuset watów. Później dodano do żelazka termoregulator, pozwalający na utrzymanie żądanej temperatury z dokładnością do kilku stopni Celsjusza, a także urządzenia nawilżające – do wytwarzania pary i spryskiwania, co pozwalało coraz łatwiej prasować różne rodzaje tkanin.
Mamy do wyboru kilka typów żelazek : żelazka bezprzewodowe, żelazka parowe, żelazka systemowe, żelazka turystyczne. Najpopularniejsze jest oczywiście żelazko parowe. Ma ono  możliwość wytwarzania pary. Ułatwia ona prasowanie nawet bardzo zgniecionych tkanin. W żelazkach parowych para wytwarzana jest z wody, którą wlewamy do zbiornika znajdującego się w korpusie żelazka. Wydobywana jest z otworów znajdujących się w stopie żelazka. Zwilżone włókna tkaniny pod wpływem gorącej pary rozszerzają się, co umożliwia wyprasowanie tkaniny bez użycia większej siły. Pojemność zbiornika na wodę w większości żelazek jest nieduża (ok. 300ml), dlatego należy pamiętać o dolewaniu wody podczas prasowania. Większość żelazek parowych posiada funkcję samooczyszczania, a jeśli jej nie ma, należy pamiętać o okresowym odkamienianiu go -  osad z twardej wody  może zatkać kanaliki stopy żelazka. Jeśli komuś przeszkadza kabel żelazka podczas prasowania można kupić żelazko bezprzewodowe. Posiada ono wszystkie zalety żelazka parowego i dodatkowo funkcję odłączenia kabla zasilającego. Prasując takim żelazkiem należy pamiętać o konieczności regularnego odkładania żelazka na stojak w celu nagrzania jego stopy - powinniśmy odkładać je nie rzadziej niż co kilkadziesiąt sekund, co nie jest dużym utrudnieniem, bo i tak zazwyczaj co chwila trzeba odstawić żelazko, aby przesunąć prasowaną rzecz. Żelazka systemowe są stosunkowo drogie, ale najefektywniejsze, ponieważ mają możliwość stałego wytwarzania pary na wysokim poziomie dzięki zewnętrznej wytwornicy pary. Wytworzona w zbiorniku para przekazywana jest przewodem do żelazka. Zbiornik na wodę jest bardzo pojemny (ok.1 litra), co jest bardzo wygodne, szczególnie gdy mamy do uprasowania bardzo dużo rzeczy. Żelazka te są też dość lekkie. Jeśli ktoś dużo podróżuje i chce ze sobą zabierać żelazko, najlepiej zainwestować w żelazko turystyczne. Łatwo jest je zapakować do walizki, ponieważ jest ono małe i zwykle ma składaną rączkę. Niestety takie żelazko ma także swoje minusy. Ma niewielką moc, dlatego długo się nagrzewa. Dłużej się też nim prasuje, a to spowodowane jest jego niewielkim rozmiarem.
Kupując żelazko musimy zwrócić uwagę przede wszystkim na parametry techniczne: rodzaj stopy, moc, zakres temperatur. Najlepsze stopy, to te, które lekko przesuwają się po wszystkich rodzajach tkanin. Stopa żelazka powinna być trwała, odporna na zarysowania i nie powodować wyświecenia materiału. Ważny jest również jej kształt i rozmieszczenie otworów. Najlepsze są żelazka, w których otwory ułożone są wzdłuż boków w dwóch grupach. Jeżeli chodzi o kształt stopy, to powinna być ona mocno zwężona z przodu. Pozwala to na dokładniejsze wyprasowanie naszych ubrań, szczególnie plis i miejsc przy mankietach rękawów, czy też ubranek dziecięcych. Bazą każdej stopy jest zawsze aluminiowa płyta – szybko się nagrzewa i dobrze przewodzi ciepło. Jednak nagrzane aluminium łatwo przywiera do tkanin i jest zupełnie nieodporne na zarysowania. Dlatego aluminiową płytę pokrywa się powłoką wykonaną z innego materiału : ceramiczną, stalową, teflonową, szafirową, granitową. Dwie ostatnie są najbardziej odporne na zarysowania. Stopy stalowe i teflonowe mają dobry poślizg, niestety po długim użytkowaniu mogą się zetrzeć, ponieważ mają niższą odporność na zarysowania.
Bardzo ważnym parametrem żelazka jest jego moc. Im wyższa, tym żelazko nagrzewa się szybciej. Najlepsze są żelazka osiągające moc od 2200 W do 2400W. Nagrzewają się w kilka sekund, szybko reagują na zmniejszenie temperatury oraz skuteczniej wytwarzają parę. Żelazko o mocy ok. 1400 W będzie się nagrzewało nawet kilka minut. Najsłabsze są żelazka turystyczne. Im wyższa moc, tym krótszy też czas prasowania.
Obecnie wszystkie żelazka mają regulator temperatury, czyli termostat. O temperaturze informuje nas liczba kropek - im więcej kropek tym wyższa jest temperatura prasowania. Czasem dla ułatwienia przy kropkach jest tez podany rodzaj tkaniny jaki można prasować w tej temperaturze.  W najwyższych temperaturach prasujemy bawełnę i len, niższej - wełnę i jedwab, a najniższej – tkaniny syntetyczne. Należy pamiętać, że zmniejszenie temperatury na termostacie nie spowoduje jej automatycznego spadku na żelazku, trzeba więc zaczekać chwilę kiedy chce się prasować tkaniny w niższej niż przed chwilą temperaturze. . Temperaturę regulujemy najczęściej za pomocą pokrętła lub suwaka. Niektóre żelazka posiadają termostat elektroniczny – zamiast pokrętła znajduje się wyświetlacz LCD. Kiedy żelazko się nagrzewa świeci się lampka termostatu, gaśnie, kiedy żelazko nagrzeje się do odpowiedniej temperatury.
Bardzo istotne w żelazku jest wytwarzanie pary wodnej, ponieważ to ona zdecydowanie ułatwia nam prasowanie, szczególnie silnie zagniecionych tkanin. Funkcja wytwarzania pary mówi nam o ilości pary, mierzonej w gramach, uzyskiwanej stale w ciągu minuty w trakcie prasowania. Podawana jest w gramach na minutę (g/min). Żelazka parowe i bezprzewodowe mają zakres wytwarzania pary w przedziale 20-50 gr/min. Natomiast ten sam przedział w żelazkach systemowych jest znacznie wyższy, kształtuje się w granicach od 70-80 gr/min. Jeżeli wybieramy żelazko wytwarzające parę wodną ok. 35 gr/min, wtedy bez trudu wyprasujemy bawełniane rzeczy i trudne do wyprasowania tkaniny, ale trzeba będzie prasować rzeczy po obydwu stronach. Dwie warstwy tkaniny powinno bez problemu wyprasować żelazko wytwarzające parę wodną na poziomie 50 gr/min. Z wytwarzaniem pary łącza się jeszcze dodatkowe funkcje : regulacja strumienia pary (pozwalająca dobierać strumień pary do rodzaju prasowanego materiału), uderzenia pary (jednorazowe silne uderzenie pary powodujące szybkie, punktowe zwilżenie materiału) pionowy wyrzut pary (funkcja ta umożliwi prasowanie w pozycji pionowej).
Inne ciekawe funkcje, w które są wyposażane żelazka to funkcja zimnej stopy (minimalne nagrzanie stopy, prasujemy delikatne materiały praktycznie samą parą, np. rajstopy), system antywapienny (eliminuje brudzenie ubrań białym,  wapiennym płynem, którego powstawanie  związane jest z wytwarzaniem pary i osadzaniem się kamienia z wody w zbiorniku i otworach parowych), blokada kapania, funkcja samooczyszczania, spryskiwacz, funkcja automatycznego wyłączenia żelazka (np. po 30 sekundach w pozycji leżącej lub 8 minutach w pozycji stojącej żelazko wyłączy się samo).
A teraz kilka rad dotyczących prasowania, żeby nasze rzeczy choć trochę przypominały te uprasowane przez nasze babcie :
1. Męską koszulę prasuje się lekko zwilżoną, zawsze zaczynając od kołnierzyka. Kołnierz prasuje się najpierw po lewej, potem prawej stronie i w stronę od brzegów do środka, żeby uniknąć zagnieceń na jego widocznej części.
2. Prasowanie rękawów zaczyna się od mankietów. Potem rękaw.  Tutaj szczególną uwagę trzeba zwrócić na główkę, czyli miejsce, gdzie jest wszyty do reszty koszuli. Zdarza się, że powstają tam niepotrzebne fałdy, które potem wyglądają bardzo nieładnie i niechlujnie.
3. Prasowanie spodni zaczyna się od paska, zakładek i kieszeni. W pierwszej kolejności trzeba zająć się pasem, potem na chwilę przewrócić spodnie na lewą stronę i uprasować kieszenie. Przednią, górną część eleganckich spodni koniecznie trzeba prasować na prawej stronie, przez płócienną szmatkę. W przeciwnym razie mogą pojawić się na nich błyszczące smugi. Na koniec prasuje się nogawki.
4. Jeżeli prasujemy obrus z haftem, prasujemy go po lewej stronie haftem do spodu. Jeśli obrus do prasowania położymy na ręczniku albo kawałku materiału frotte ,to hafty nie spłaszczą się przy prasowaniu.
5. Wełniane swetry prasuje się przez mokrą, ale mocno wyciśniętą lnianą szmatkę. Pierwsza zasada, to prasować przekładając, nie ciągnąc, żelazko wzdłuż swetra. Trzeba uważać też, żeby nie wysuszyć zbytnio tkaniny, bo zacznie się świecić.
6. Koszulki z naturalnego jedwabiu prasuje się na sucho po lewej stronie. Trudne do usunięcia zgniecenia lub wybłyszczenia można usunąć zwilżając, trzymając przez pewien czas jedwab nad parą, a potem prasując.
7. Dokładne prasowanie rękawów, karczków, zakładek i zmarszczek znacznie ułatwi mała, specjalnie przeznaczona do tego, deska tzw. rękawnik.
Formą dużego przemysłowego żelazka jest magiel, teraz chyba rzadziej wykorzystywany, jednak kiedyś noszenie bielizny do magla było normalna systematyczna czynnością. Maglowaniu poddawane są po praniu na ogół większe sztuki bielizny – pościel, obrusy, ręczniki, zasłony, tzn. takie, których prasowanie żelazkiem byłoby uciążliwe i nieefektywne. Magiel występuje w dwu wariantach: pościel nawijana jest na wałek i zgniatana podczas przetaczania pomiędzy dwiema płaszczyznami lub płat maglowanej tkaniny wsuwa się pomiędzy dwa walce, z których jeden jest napędzany (ręcznie lub silnikiem elektrycznym) i sprężyście dociskany do drugiego. W punktach usługowych, oferujących maglowanie bielizny, instalowane są zazwyczaj duże maglownice z napędem elektrycznym i podgrzewanymi cylindrami (np. przy pomocy gazu – tzw. "magiel elektryczno-gazowy"), co zapewnia szybkie i efektywne maglowanie nawet największych sztuk bielizny w podwyższonej temperaturze.
A na koniec jeszcze jedno żelazko. Do prasowania cellulitu. ;) Jest ono nowatorskim sposobem walki ze znienawidzoną „skórką pomarańczową” poprzez zastosowanie trzech metod : masaż vacum - czyli masaż próżniowy (przynosi rewelacyjne efekty w rozbijaniu tkanki tłuszczowej i drenażu złogów tłuszczu, a tym samym wyszczupla oraz wyraźnie poprawia wygląd skóry), elektrostymulacja TENS – działanie prądem (metoda liftingu, poprawienia elastyczności i wygładzenia skóry) oraz chromoterapia - terapia kolorami (stymuluje syntezę kolagenu i rewitalizuje skórę).
Miłego prasowania!


Nie znoszę

03.03.2011


-        Więc dlaczego nienawidzisz swojego ojca?
-        Bo się podkochuje w mojej szkolnej koleżance.
-        A ty wolałabyś, żeby kochał się w tobie..
-        Nie! Obrzydliwość. Ale byłoby fajnie, gdybym choć w jakimś stopniu była dla niego tak ważna, jak ona jest.
                 „American Beauty”

To cytat z filmu, nawiasem mówiąc jednego z moich ulubionych. Może nie dokładny, ale kto oglądał, to wie, że wyraża to, o co chodziło w tej scenie. Tęsknotę za zauważeniem przez bliską osobę. I coś jeszcze: porównanie, że ktoś ma lepiej.
Całe swoje życie nie umiem się od tego uwolnić. Nie jestem jakąś złośliwą jędzą, która cieszy się jak komuś jest gorzej albo zazdrości innym każdego drobiazgu. Ale nie będę ukrywać, że mam duży głód uczuć i to takich właśnie z dziecka. Oczywiście dotyczy to osób, które uważam za bliskie sobie, może nie przyjaciół, bo chyba takich nie mam, ale bliskich osób. Potrzebuję dużo ciepła, dużo troski, dużo zainteresowania, dużo kontaktu. Ktoś mógłby powiedzieć „za dużo” - nie zgodzę się. Potrzebuję tyle, ile potrzebuję. To ani moja wina ani zasługa, taka jestem.
Dopóki dostaję tyle, ile potrzebuję, wszystko jest właściwie w porządku. Wtedy zupełnie nie przeszkadza mi, że dostaje to też ktoś inny od tej samej osoby co ja. Spokojnie „pozwalam” bliskiej mi osobie spędzać wieczory w towarzystwie kogoś innego, pisać smsy, dzielić się swoim życiem, przytulać. Ale niech no tylko mi czegoś zabraknie, albo niech się dowiem, że ktoś inny dostaje coś, czego nie dostaję ja...
Włącza mi się natychmiast pytanie „dlaczego?”. Jak można na nie odpowiedzieć? Przecież jedyna odpowiedź jaką tutaj można byłoby uznać za poprawną brzmi „bo nie jestem aż tak bliska tej osobie, żeby mi to dawała”. Czy taka odpowiedź poprawi mi samopoczucie? Skądże. Jest jeszcze gorzej, bo przecież to oznacza, że „nie jestem dla kogoś wystarczająco dobra”.
Nie znoszę jak ktoś tłumaczy się, że nie zaprasza mnie nigdy nigdzie, bo nieśmiałość mu na to nie pozwala, a potem dowiaduję się, że ta nieśmiałość działa tylko jeśli chodzi o mnie. Nie znoszę jak ktoś mówi mi, że jest zamknięty w sobie i dlatego nie mówi mi o sobie, a potem wiadomości o jego życiu docierają do mnie od innych osób, którym jakoś był w stanie opowiedzieć wszystko. Nie znoszę jak ktoś tłumaczy się, że każdy dotyk to dla niego bariera z betonu i dlatego odsuwa się ode mnie jak od trędowatej kiedy próbuję się przytulić, a potem widzę jak sam wyciąga rękę, żeby dotknąć kogoś innego. Nie znoszę jak ktoś jest cały czas niedostępny i nieuchwytny z powodu natłoku zajęć, a potem dowiaduję się o kolacjach i imprezach w innym gronie. Nie znoszę jak ktoś  tłumaczy mi, że buziaki są nie dla mnie, bo będzie dawał tylko swojej dziewczynie, a potem widzę jak obcałowuje też zwykłe koleżanki.
Nie znoszę jak ktoś mówi mi, że uważa mnie za swoją przyjaciółkę, bo zawsze można na mnie polegać, ale nie daje mi ze swej strony tego poczucia bezpieczeństwa. Nie znoszę jak ktoś mówi mi, że lubi do mnie pisać, bo ja zawsze odpisuję, a sam pozostawia mnie bez odpowiedzi. Nie znoszę jak ktoś chce, żeby brać pod uwagę jego potrzeby, a nie bierze moich. Nie znoszę jak ktoś na spotkaniu ze mną pisze smsy na dobranoc do kogoś innego, a kiedy jest w innym towarzystwie nie mówi „dobranoc” mnie. 
I nie znoszę jak ludzie się zmieniają. Chciałabym, żeby każdy był odpowiedzialny za to, co oswoi, jak w „Małym Księciu” powiedział lis. Nie jest łatwo mnie oswoić, w stosunku do większości osób jestem zamknięta w sobie, nieufna. Nie na tym pierwszym poziomie, nie. Niektórzy nawet zazdroszczą mi łatwości nawiązywania kontaktów. Ale poza powierzchownymi znajomościami, bardzo ostrożnie pogłębiam kontakt z druga osobą. Boję się. Odrzucenia najbardziej. Chciałabym poznać, upewnić się, że to jest osoba, która mnie nie skrzywdzi, zanim obdarzę ja jakimiś uczuciami. (I nie mówcie mi, że trzeba zaryzykować, raz zaryzykowałam – skończyło się dość tragicznie.) Ale to też nie pomaga. Miałabym czasem ochotę krzyknąć „kto daje i odbiera ten się w piekle poniewiera”. Dziecinne? Rymowanka na pewno. Co do uczucia już nie jestem taka pewna. Wtedy znów włącza mi się „Dlaczego?” Przecież kiedyś było w porządku, że ktoś mi opowiadał całe swoje życie, przecież kiedyś było ok, że wymienialiśmy dziesiątki smsów dziennie, przecież kiedyś było ok, że spędzałam godziny na czyimś leżaku, przecież kiedyś było dobrze, że zawsze mówimy sobie dobranoc, przecież kiedyś....
Ciężko mi, ale staram się nad sobą pracować. Staram się zaakceptować fakt, że ktoś może się zmienić, że ktoś może lubić mnie mniej niż ja jego, że ktoś może lubić kogoś bardziej ode mnie, i że to wcale nie oznacza, że ze mną jest coś nie tak i mam się zmienić, a także, że jeśli ktoś nie chce się ze mną zaprzyjaźnić, to nie znaczy, że już nigdy w życiu nie będę miała przyjaciela i świat się skończył. Wiem to. Ale co z tego? Czy myślicie, że dzięki temu, że wiem, to mniej boli?
„Maybe it's just the time of year
or maybe it's the time of man,
I don't know who I am,
But you know life is for learning.”.
                         „ Może to tylko pora roku
                            a może to pora człowieka.
                            Nie wiem kim jestem,
                            ale wiesz, życie to nauka”
                                                                                  „Woodstock” Joni Mitchel