Pokazywanie postów oznaczonych etykietą opowiem ci. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą opowiem ci. Pokaż wszystkie posty

sobota, 25 lipca 2020

Żadnych więcej zapisków



Za oknem rozlegał się jakiś dziwny hałas. Z trudem oderwała się od pamiętnika, w którym właśnie opisywała swój kolejny dzień z życia i podeszła do balkonu.
Ludzie na ulicy zatrzymywali się i patrzyli w górę.
Wyszła na balkon.
Wielki samolot pasażerski przeleciał, miała takie wrażenie, tuż nad jej głową.
Pomyślała, że będzie miała jeszcze jedną rzecz do opisania w pamiętniku, kiedy zauważyła, że ludzie na ulicy wcale nie patrzą na oddalający się samolot, tylko nadal w górę, gdzieś za jej blok, i że mają szeroko otwarte w krzyku usta.
Obróciła się i spojrzała prosto w oczy przerażonemu pilotowi drugiego samolotu, który właśnie spadał na jej blok.

czwartek, 21 maja 2020

BUM!!!


Debata:



Brawo Redaktorzy.


I jeszcze:


Jutro miało być 1999. notowanie Listy Przebojów Trójki. Dla mnie już go nie będzie. To nie jest dobry ani łatwy czas – ani dla Trójki, ani dla mnie.
Złożyłem dziś wezwanie przedprocesowe do władz Polskiego Radia i Telewizji Polskiej. Robię to nie tylko dla siebie, ale też dla Słuchaczy, bo stworzyliśmy wspólnie coś wyjątkowego. Oczekuję od wezwanych oficjalnych przeprosin oraz przekazania kwoty 10 tys. złotych na rzecz lekarzy walczących z pandemią.
Żegnam się z Trójką, ale nie z Ludźmi Trójki, bo wciąż jesteśmy RAZEM.


To tylko tango…
Marek Niedźwiecki








TUTAJ można podpisać petycję w sprawie dymisji nibyprezeski.

piątek, 20 marca 2020

Ubawiony na śmierć

16.03.2017


Roger Waters przyszedł na świat 6 września 1943 roku jako George Roger Waters w Great Bookham, w hrabstwie Surrey, i dorastał w Cambridge.
Jego ojciec, Eric Fletcher Waters, był komunistą i żarliwym pacyfistą, walczył w II wojnie światowej i w 1944 zginął podczas Operacji Shingle, znanej także jako bitwa pod Anzio, gdy Roger miał zaledwie pięć miesięcy. Było to wydarzenie, które wywarło znaczny wpływ na późniejszą twórczość Watersa.
W Cambridge Waters chodził do szkoły wraz z Sydem Barrettem, podczas gdy David Gilmour uczył się zaraz po drugiej stronie drogi. Nicka Masona oraz Ricka Wrighta poznał natomiast podczas swych studiów architektonicznych na londyńskiej politechnice. W 1965 roku założył wraz z kolegami zespół Pink Floyd. Gra na gitarze basowej (przede wszystkim) ale również solowej, śpiewa, pisze teksty i komponuje.
Pierwsza kompozycja autorstwa Watersa to "Take Up Thy Stethoscope and Walk" z albumu „The Piper at the Gates of Down”. W późniejszym czasie stał się głównym kompozytorem grupy, napisał wszystkie teksty i część muzyki dla tworzonych przez Pink Floyd albumów koncepcyjnych („The Dark Side of the Moon” i „Wish You Were Here”) oraz samodzielnie stworzył muzykę na płyty „Animals” i „The Wall”.
Ostatni efekt współpracy Watersa, Gilmoura i Masona – „The Final Cut” – został opublikowany w roku 1983. Tekst na okładce opisuje album jako dzieło "autorstwa Rogera Watersa w wykonaniu Pink Floyd", tak więc w opinii części fanów należy go rozpatrywać bardziej jako płytę solową Watersa, a nie grupy.
W 1985 roku Waters odszedł z Pink Floyd. Jego późniejsza walka z Gilmourem, który chciał nadal używać nazwy Pink Floyd, przekształciła się we wzajemne ciąganie się po sądach i publiczne obrzucanie się błotem w prasie.
Szczęśliwie animozje udało się ułagodzić i panowie nie raz spotykali się na scenie w różnych konfiguracjach. Chyba najbardziej znanym wystąpieniem był koncert Live 8, wszyscy członkowie klasycznego składu zespołu po raz pierwszy od 24 lat stanęli wspólnie na scenie. Występ trwał 23 minuty, zaprezentowano następujące utwory: "Speak to Me/Breathe", "Money", "Wish You Were Here" i "Comfortably Numb". Przed wykonaniem "Wish You Were Here" Waters powiedział: "To rzeczywiście bardzo wzruszające, stać tutaj z tymi trzema kolesiami, po tych wszystkich latach, stać tutaj by znowu być częścią całości. Tak czy inaczej, robimy to dla każdego, kogo nie ma tu z nami, a częściowo, oczywiście, dla Syda".

Twórczość solowa:
  • Music From "The Body" (1970)
  • The Pros and Cons of Hitch Hiking (1984)
  • When the Wind Blows (1986)
  • Radio K.A.O.S. (1987)
  • The Wall Live in Berlin (1990)
  • Amused to Death (1992)
  • In the Flesh Live (2000)
  • Flickering Flame: The Solo Years Vol. 1 (2002)
  • Ça Ira (2005)
  • Roger Waters The Wall (2015)

wtorek, 10 marca 2020

Trzymając przyszłość blisko serca*

01.02.2017


David Jon Gilmour urodził się 6 marca 1946 w Grantchester, w Cambridge. W wieku trzynastu lat, korzystając z podręcznika i płyty instruktażowej Pete'a Seegera, opanował podstawy gry na gitarze. Wkrótce potem zaczął występy w lokalnych pubach, początkowo z grupą The Newcomers, później z zespołem The Ramblers. W 1964 utworzył swój własny zespół – Joker's Wild.

David Gilmour i Roger "Syd" Barrett znali się od czasów szkolnych w Cambridge. Gilmour otrzymał propozycję dołączenia do Pink Floyd (jako wokalista i gitarzysta) na przełomie 1967 i 1968 roku. Była to reakcja zespołu na coraz większe problemy psychiczne dotychczasowego lidera – Syda Barretta. Początkowym zadaniem Gilmoura miało być głównie zastępowanie Barretta podczas koncertów. Po odejściu Barretta, Gilmour zajął jedną z dwu wiodących pozycji w zespole (drugą zajmował Roger Waters).

Po odejściu Watersa w drugiej połowie lat osiemdziesiątych, Pink Floyd wznowił działalność z Gilmourem jako główną postacią.

David Gilmour angażował się w różnorodną działalność, poza zespołem Pink Floyd. Wspierał takich artystów jak Grace Jones, Tom Jones, Elton John, B.B. King, Paul McCartney, John Lennon, Sam Brown, Jools Holland, Bob Dylan, Pete Townshend, zespoły The Who i Supertramp, Levon Helm, Robbie Robertson, Alan Parsons. Okrył i wypromował Kate Bush oraz Florence Welch.

Nagrał cztery solowe płyty:
  • David Gilmour (1978)
  • About Face (1984)
  • On an Island (2006)
  • Rattle That Lock (2015)

Gra na wielu rodzajach gitar ale wydaje się preferować Stratocastery i Fendery. Jego styl gry jest bardzo charakterystyczny i natychmiast rozpoznawany. Jest w pierwszej dwudziestce najlepszych gitarzystów świata.
W 1996 David Gilmour został wprowadzony do Rock and Roll Hall of Fame jako członek Pink Floyd. W 2003 r. został odznaczony Orderem Imperium Brytyjskiego.



* Nawiązanie do ostatniej linijki tekstu „Faces of stone” z ostatniej płyty Gilmoura

piątek, 7 lutego 2020

Świeć szalony diamencie

31.01.2017

Syd Barret (Roger Keith Barrett) urodził się 6 stycznia 1946 w Cambridge. Był członkiem zespołu Pink Floyd w latach 1964 – 1968. Był jednym z najwybitniejszych przedstawicieli psychodelicznego rocka, a oprócz tego malarzem. Cierpiał na schizofrenię i prawdopodobnie zespół Aspergera.

Po rozstaniu z zespołem wydał:
The Madcap Laughs (1970)
Barrett (1970)
Opel (1988)
Crazy Diamond (1993, trzy powyższe solowe albumy wydane w jednym pudełku z dodatkową książeczką)
Wouldn’t You Miss Me – The Best of Syd Barrett (2002)
The Radio One Sessions (EP) (2004)
The Syd Barrett Story (2004, DVD)
An Introduction to Syd Barrett (2010)

Przy płytach pomagali członkowie zespołu Pink Floyd. Spotkali się też z Sydem Barretem podczas nagrywania albumu „Wish you were here” – leganda głosi, że stało się to dokładnie w momencie pracy nad piosenką o Sydzie: „Shine on you crazy diamond”. Muzycy nie poznali go, przytył i był ogolony na łyso. Z tego powodu w filmie „The Wall” pojawia się scena, kiedy Pink goli sobie brwi.

Ostatnie lata życia spędził u matki w Cambridge, malując abstrakcyjne płótna.

Syd Barrett zmarł 7 lipca 2006 w swoim domu w Cambridge w wieku 60 lat. Przyczyną śmierci były komplikacje związane z cukrzycą oraz rak trzustki.



niedziela, 8 grudnia 2019

O przyjaźni

15.12.2016


Mówi się często „Mam wielu przyjaciół”, „Mam fantastyczną przyjaciółkę”, „Nie mam żadnych przyjaciół”.
Dlaczego wciąż używamy słowa „mieć”?
Czy przyjaciół się posiada?
I dlaczego myślimy o tym tak jednostronnie, dlaczego nie mówi się „Jestem przyjacielem dla niego”?
Ja jestem przyjaciółką dla czterech osób. Zawsze mogą na mnie liczyć i oddałabym im nerkę i pół wątroby, gdyby potrzebowali.
A Ty? Dla ilu osób jesteś przyjacielem/przyjaciółką?

czwartek, 10 października 2019

To dziś


Dziś mija dziesięć lat odkąd zaczęłam prowadzić pierwszego bloga.
To był własnie ten - Poszukując Drogi.
Potem były kolejne.
Jeden się złączył z PD, jeden musiał zostać zamknięty.
Ale nadal mam trzy. ;)
Wciągnęło mnie i trwam. :)

środa, 10 października 2018

Nowość

02.05.2017


-        Czy jesteśmy już wszyscy?
-        Tak.
-        Zdążyliśmy.
-        Jeszcze nic nie mówcie, jeszcze tu jesteśmy.
-        Ale na szczęście jesteśmy już tu, a pomyślcie o tych wszystkich, którzy są tam...
-        Nie możemy o nich myśleć. Nie raz próbowaliśmy przekazać im, co wiemy, mówiliśmy, że zagrożenie nadchodzi, że jeśli chcą się przyłączyć muszą uwierzyć, że się uda. Nie dali sobie tej szansy.
-        Zaczynajmy, proszę. Czujecie przecież...
-        Tak!
Wszyscy połączyli się dotykiem, ręce, łapy, pazury, płetwy, głowy ramiona, sierść, włosy, łuski, pióra, wszystko zlało się w jedno, wsiąkło w ziemię i zniknęło.

*          *          *         

Po drugiej stronie kilka nieruchomych postaci obserwowało jak z niedużej kałuży zaczynają się wyłaniać kształty. Co to będzie? Kto to będzie? Co będą wiedzieli i umieli? Jak jeszcze wzbogacą ten ich piękny świat? To zawsze była loteria, ale do tej pory wszystko świetnie się układało.
Tylko że do tej pory nie mieli nigdy gości z Ziemi.


wtorek, 2 października 2018

Alchemia i nie tylko

02.05.2015


- A którym okresem w historii najbardziej się interesujesz?
- Średniowieczem. Alchemią.
- Naprawdę?
- To cię tak bardzo dziwi?
- Dziwi, ale z innego powodu niż myślisz. Ja też się interesuję alchemią.
- Mówisz tak tylko po to, żeby mnie poderwać.
Jego mina mówiła wyraźnie, że poczuł się urażony, ale nie zamierzała dać się nabrać na takie tanie chwyty, więc spokojnie patrzyła mu w oczy. Piękne oczy, nawiasem mówiąc.
- Słowo alchemia pochodzi z języka arabskiego. Muzułmańscy uczeni przejęli kulturową spuściznę antyku, w szczególności zaś pisma Arystotelesa. W oparciu o starożytną filozofię przyrody znacząco rozwinęli medycynę i nauki przyrodnicze. Największym alchemikiem arabskim był Dżabir Ibn Hajjan żyjący w latach 760–815 i znany na Zachodzie pod imieniem Geber. Zawdzięczamy mu opis własności chlorku amonu i sposoby otrzymywania bieli ołowianej…
- No dobrze, wierzę ci – przerwała mu i uśmiechnęła się.
- Chciałabyś zobaczyć ciekawy wykład na ten temat?
- Pewnie! Na naszym uniwersytecie?
- Tak, aczkolwiek w budynku, który rzadko jest wykorzystywany i trochę niełatwo tam trafić. Napiszę ci tu adres i parę wskazówek. To jutro wieczorem.
- A nie możemy tam po prostu iść razem? – zapytała.
- Niestety nie.
Zdziwiła ją trochę ta lakoniczna odpowiedź, ale pomyślała, że znają się za krótko, żeby wypytywać go o przyczyny. Jest też możliwe, że jednak trochę go uraziła swoimi wcześniejszymi podejrzeniami.

*                           *                      *

Mijała placyki, przechodziła wąskimi przejściami, dwukrotnie jakimś podwórzem, kiedy wreszcie zgodnie z tym co miała napisane na kartce znalazła się przed wielkimi dębowymi drzwiami. Nacisnęła olbrzymią żelazną klamkę i weszła w ciemny korytarz. Kiedy drzwi zamknęły się za nią przez chwilę stała w kompletnej ciemności, ale na końcu korytarza widziała błyskające światło, jakby ogień. Poszła w tamtą stronę.
Korytarz od pewnego momentu okazał się być oświetlony płonącymi łuczywami. Idąc nim, dotarła do drzwi, na których ozdobnym pismem na tabliczce było napisane „Abu Bakr Muhammad ibn Zakarijja ar-Razi”. Pomyślała, że ktoś tu jest obdarzony dużym poczuciem humoru. Ale kiedy weszła do środka, stwierdziła, że to coś więcej niż poczucie humoru.
Znajdowała się najwyraźniej faktycznie w pracowni wielkiego alchemika, w Bagdadzie, otoczona jego współpracownikami, nie rozumiejąca ani słowa z tego, co mówią, ale jednocześnie zafascynowana tym, co widzi. Jedna mała myśl przeleciała jej przez głowę: czy skoro przeniosła się w czasie – co najwyraźniej miało miejsce, to czy będzie mogła wrócić? Ale zaraz potem stwierdziła, że tak naprawdę nie ma do czego wracać, mogłaby tu zostać na zawsze i pomagać swojemu idolowi w pracy.
Idolowi, który spojrzał nagle na nią oczami chłopaka z uniwersyteckiej kawiarni.

piątek, 14 września 2018

Jak aksamit

18.04.2015


Wyciągnęła rękę i zdjęła mu okulary. Pozwolił.
Zazwyczaj kiedy ktoś nosi na stałe okulary, kiedy je zdejmie, twarz staje się brzydsza. Czegoś brakuje. Jakiegoś elementu kluczowego dla całości. A tymczasem w jego przypadku tak nie było, jego twarz była tak samo piękna w okularach jak i bez, na dodatek nabierała takiego rozczulającego wyrazu bezbronności.
Nie mogła dosłownie oderwać od niego wzroku. Nie mogła zrozumieć, jak to możliwe, że niektórzy, z nim włącznie, nie widzieli piękna tej twarzy. Dla niej wszystko w niej było zachwycające. I aksamitne. Aksamitne tasiemki ciemnych brwi. Kasztanowe oczy o aksamitnym spojrzeniu. Aksamitnie gładki policzek. Aksamitnie różowe usta, z nieco pełniejszą dolną wargą, którą chciałoby się posmakować. Mogła się założyć, że smakowałby aksamitnie, jak mus brzoskwiniowy. To wszystko w komplecie z aksamitnym głosem.
Tego ostatniego teraz nie mogła odczuwać, nie odzywał się, na dodatek spuścił oczy, pozbawiając ją też możliwości patrzenia mu w oczy.
Wyciągnęła rękę i przyłożyła mu ją do policzka, przesuwając też jednym palcem po brwi. Podniósł oczy i popatrzył na nią. Teraz do kompletu brakowało jej jeszcze dwu kawałków aksamitu. Miała pewne wyobrażenie co chciałaby usłyszeć, zanim poczułaby smak.

piątek, 24 sierpnia 2018

69 sekund

07.02.2015


Oczywiście długopis musiał spaść za biurko, tam gdzie tylko kurz i pająki.
- Hej, wyciągnij mi długopis zza biurka.
- Matko, jestem zajęty, weź sobie nowy!
- Kiedy ten jest mój ulubiony.
- To albo czekaj albo wyciągnij sama.
Wstała i zaczęła przesuwać biurko.  Nawet nie było takie ciężkie. Widziała już długopis, najpierw chciała wyciągnąć go przy użyciu linijki, ale zrezygnowała: zebrałaby wszystkie kurze i pajęczyny. Zdecydowała się: wyciągnęła rękę, złapała długopis w dwa palce i wydobyła z czeluści. Brrr.
Wynurzyła się zza biurka i obeszła je dookoła, żeby wsunąć na miejsce, do ściany. W tym momencie na monitorze komputera zobaczyła napis „Każdy kiedyś umrze”.
- Bardzo śmieszne – powiedziała dość zniesmaczona i nawet przestraszona.
Podniósł na nią nic nie rozumiejące oczy.
- Mówiłem, żebyś zaczekała to pomogę, chcę to skończyć jak najszybciej.
- Mówię o tym – pokazała na ekran. – Najwyraźniej nie jesteś aż tak zajęty, skoro robisz mi takie kawały.
Spojrzał na monitor.
- Ja tego nie zrobiłem. Cały czas siedziałem za biurkiem.
Podeszła do komputera i uderzyła „enter”.
„Zostało ci 69 sekund” – odpowiedział ekran.
Wstał zza swojego biurka, podszedł do niej i wpatrzył się w ekran. Potem spojrzał na nią i wzruszył ramionami.
- Ktoś ci robi głupie dowcipy. Nie przejąłbym się tym zbytnio. Chyba że zdarzyło się, albo zdarzy się coś jeszcze. To trochę wygląda na groźbę, więc gdyby się powtarzało, trzeba może zawiadomić policję. A na razie spróbuję przywrócić ci normalne działanie komputera. Hej, co ci jest, jesteś strasznie blada!
Upadła na podłogę nie mogąc złapać tchu.

*               *                      *
- Mówi pan, że wszystko zaczęło się od tego, że zajrzała za biurko? – policjant popatrzył na niego z niedowierzaniem, odsunął biurko i zajrzał. – Coś tam leży – stwierdził. – Chyba skuwka od długopisu.
Wcisnął się za biurko płosząc pająka i wyciągnął kawałek plastiku.
Na ekranie pojawił się napis „Każdy kiedyś umrze”.
- Co do….. – wykrztusił policjant.
Przez moment wszyscy trwali nieruchomo jakby odebrało im zdolność działania. Do czasu, kiedy napis na ekranie zmienił się w „Zostało ci 69 sekund”.

wtorek, 17 lipca 2018

Powrót do miejsc ulubionych

08.01.2015


Słońce grzało przyjemnie. Wyciągnięty na kocu, słuchał jak tuż obok chłopaki żartują z przechodzących dziewczyn albo komentują możliwość nawiązania z nimi znajomości. Gdzieś w oddali dzieci grały hałaśliwie w piłkę. Od morza dobiegał szum fal i popiskiwanie ludzi, którzy właśnie odkrywali, że woda  nie jest tak ciepła jak im się wydawało.
Pomyślał, że trochę za długo leży tak smażąc się jak skwarka na patelni, trzeba włożyć męską dumę do kieszeni (nawet jeśli przy kąpielówkach takowej nie ma) i posmarować się olejkiem do opalania.
Nalał na rękę złocistego płynu, który przeciekł mu przez dłoń i wsiąknął w piasek. Wtedy przypomniał sobie, że to już dwa lata odkąd utopił się na tej właśnie plaży.

czwartek, 28 czerwca 2018

Odchodząc zabierz mnie

05.01.2015


Najpierw zauważyła, że zniknęła jego szczoteczka do zębów. Myślała, że może sama ja wyrzuciła, choć było to mało prawdopodobne. ale zawsze bardziej prawdopodobne niż to, że sama zniknęła.
Następne były płyty i koszule. Po jednej dziennie. To był etap kiedy wymieniła zamki, bo stwierdziła, że ktoś się włamuje i kradnie.
Nic się nie zmieniło, jego rzeczy znikały nadal. To wtedy właśnie przyszło jej do głowy, że on je po prostu zabiera tam do siebie, gdziekolwiek teraz jest.
- Zabierzesz też mnie? – zapytała pewnej bezsennej nocy, która spędzała płacząc i wpatrując się we wspólne zdjęcia.
Coś lekko dotknęło jej policzka, tak jak on to zwykł robić.
Kiedy następnego dnia z łazienki zniknęła jej szczoteczka do zębów, uśmiechnęła się pierwszy raz od pogrzebu.

wtorek, 19 czerwca 2018

Ciekawość to pierwszy stopień do piekła

30.12.2014


- Znalazłam film na komputerze.
- Tak? Jaki film? Chcesz go dziś obejrzeć?
(Żartuje sobie, nie wie o czym mówię? A może wie? Co powinnam zrobić?)
Zrozumienie w jego oczach.
- Znalazłaś mój film.
- Tak! Kim ty jesteś? Jak mogłeś robić takie rzeczy? Kto to nagrywał?
- Tyle pytań – powiedział zimno. – Naprawdę interesują cię odpowiedzi?
Zastanowiła się przez chwilę.
Rzuciła się do drzwi o ułamek chwili za późno. Zdążyła jeszcze pomyśleć, że była jakaś straszliwa logika w jego ostatnim pytaniu. Jeśli te odpowiedzi naprawdę ją interesowały to dlaczego teraz ucieka? A jeśli nie interesowały, to dlaczego nie zniknęła z jego życia minutę po tym, kiedy znalazła ten film?
(Będę miała czas się nad tym zastanowić. Nawet sporo czasu. Ale nie sądzę, żebym była wtedy w stanie myśleć o czymkolwiek. Raczej nie świadomie).
Sznur  zacisnął się na jej nadgarstkach i kostkach.


sobota, 9 czerwca 2018

Ekspres "Raj"

28.12.2014


Kiedy szła tędy wczoraj, ulica wyglądała zupełnie inaczej. Tu na przykład, zaraz za kioskiem stała okropna kamienica, koło której zawsze bała się przechodzić, bo a to ktoś wrzeszczał strasznie na pierwszym piętrze, a to cos spadało z drugiego, a to jacyś podejrzani faceci stali w bramie. przecież to niemożliwe, żeby kamienica zniknęła w ciągu nocy.
Park też wygląda inaczej. Nie ma śmieci na trawnikach. Nie ma folii zaplątanej w gałęziach drzew, nie ma przewróconych śmietników, nie ma puszek i butelek w stawie.
Autobusy są jakieś kolorowe i czyste. I przyjeżdżają o czasie! – dokładnie według tego co pisze na tabliczce na przystanku, która o dziwo nie jest pomazana.

Wsiadła. Oprócz niej w autobusie był jeszcze jeden mężczyzna we fraku i jedno dziecko w piżamie. Drzwi zamknęły się i miły głos z głośnika powiedział: „Witamy w Ekspresie „Raj”. Dowóz do rodzin odbędzie się w kolejności śmierci. Prosimy nie wstawać z siedzeń w czasie jazdy. Życzymy przyjemnej podróży i miłego spotkania z bliskimi.”

środa, 30 maja 2018

Jedno życie mniej

07.03.2015


Taksówka nagle zaczęła jechać coraz szybciej. Postanowiła zwrócić kierowcy uwagę, że to niebezpieczne, ale nie zdążyła.
Zjechali dość gwałtownie z asfaltu i wjechali na kupę żwiru, który zaczął pryskać spod kół. Samochodem zarzuciło, poczuła, że odbili się od czegoś i skręcili ponownie w druga stronę.
Przez szybę zobaczyła zbliżającą się do nich z dużą prędkością blachę falistą jaka zazwyczaj stanowi tymczasowe ogrodzenia, a potem blacha zniknęła jak zdmuchnięta. W oknie zostało już tylko niebo, a ona poczuła, że spadają gdzieś w dół.
Chciała krzyknąć, ale nie mogła wydobyć z siebie głosu, całą mocą umysłu skupiła się więc na myśli, której nie zdołała wykrzyczeć: „Kocham cię” – posłała (a przynajmniej taką miała nadzieję) mu myślami.
Uderzenie było potężne, a po nim zapadła ciemność.
Obudziła się zlana potem i pomyślała, że oto właśnie umarła na jakimś poziomie wieży. Ale na każdym poziomie kocha go tak samo mocno.

piątek, 25 maja 2018

O jednego człowieka za dużo

05.01.2015


- Jestem twoim lekarzem.
- To niczego nie wyjaśnia. Nie powinieneś wiedzieć o mnie takich rzeczy. Przecież nie mówiłam ci tego.
- Właśnie dlatego musisz mi zaufać. Skoro mi nie mówiłaś, a ja wiem, to powinnaś się domyśleć…
- Domyśleć czego?
- Jeśli się nie domyślasz, to może jednak nie jesteś tym, kogo szukam.
- Szukasz kogoś? Przecież to ja do ciebie przyszłam. żebyś mnie wyleczył z psychozy.
- Nie masz psychozy. Uspokój się, weź głęboki oddech i pomyśl. O tak… Jesteś teraz spokojna, prawda? Więc mów…
- Jesteś taki sam jak ja!
- Dokładnie. Dlatego cię szukałem.  
- A ja myślałam, że jestem taka jedna jedyna i przede wszystkim – nienormalna!
- W pewnym sensie jesteśmy nienormalni. Normalni ludzie nie czytają innym w myślach, nie zapalają przedmiotów patrząc na nie i potrafią zajrzeć do pokoju przez zamknięte drzwi.
- Nie umiem zajrzeć do pokoju przez zamknięte drzwi.
- Ja potrafię. Ale za to nie potrafię podpalać przedmiotów patrząc na nie, a ty tak.
- Nie jesteś lekarzem.
- Nie.
- A kim jesteś? Nie chcę ci zaglądać do głowy, to niegrzeczne.
- Jestem szukającym. Wśród wszystkich ludzi wyszukuję takich jak my… żeby…
- Denerwujesz się czymś, czuje to.
- Słuchaj, zaraz oni przyjdą i będą chcieli żebyś też dla nich pracowała, a ja przez cały ten czas, kiedy tu przychodzisz… ja… chyba się zakochałem… ja nie chcę, żebyś dla nich pracowała, ja też nie chcę dla nich pracować, to złe, ucieknijmy razem…

Zanim drzwi otworzyły się uderzając z hukiem w ścianę, oboje zdążyli pomyśleć „za późno”, choć może była to tylko myśl mężczyzny, którą wysłał do jej głowy. Zaraz potem w ich głowach pojawiła się obca myśl, myśl od „nich”, wizja, w której oboje zdradzili swoją rasę i wydali Ziemię na zagładę. Razem z nią pojawiła się świadomość, że tej przyszłości nie da się już zmienić.

niedziela, 20 maja 2018

Nasza story (10)


5 grudnia 2014

 Przeczucie końca (10)

„All I’ve ever wanted was to reach Eloise, just to reach her. And I did”.
No, piękny cytat. I pasował do niego jak ulał. On też chciał tylko tego jednego w życiu, tylko do niej dotrzeć.
Dotarł.
I co teraz?
Od jakiegoś czasu krążyła mu wokół głowy myśl, że na tym koniec. Chciał do niej dotrzeć – marzenie się spełniło. Prawdę mówią, że trzeba być ostrożnym, z tym, czego sobie człowiek życzy, bo może się spełnić.
Już nie raz przekonał się, że nieprecyzyjne sformułowanie swoich życzeń, pragnień, próśb, może przynieść opłakane skutki. Tym razem nie było aż tak źle, ale był zły na siebie. Dostał dokładnie to co chciał. Bo bał się prosić Wszechmocnego o więcej.
- Dostałem to, co chciałem i to jest za mało. To czego naprawdę bym chciał – czuję, że już nie dostanę, że to poza moim zasięgiem. A bez tego nie chcę żyć. Uczyniłem ją centrum swojego wszechświata, moja obsesją, moim życiem. Dobrze mi z tym było. A teraz czuję, że zostałem z tego wszechświata sam przez siebie wyrzucony i gniję gdzieś na poboczu.
Postanowił jeszcze trochę poczekać. Jeszcze spróbować. Ale gdzieś z tyłu głowy już zakorzeniła się myśl, że gnicie wśród robaków to nie jest koniec jakiego by sobie życzył. Woli wsiąść w samolot i rozbić się z pełną pompą.

wtorek, 15 maja 2018

Nasza story (9)


11 listopada 2014

Tyle rzeczy, na które nie zasługuję 

Po raz kolejny siedział w swoim fotelu, zatopiony tak samo w nim, jak w swoich myślach. Nie przypuszczał, że kiedykolwiek będzie w życiu tak szczęśliwy. Po tym wszystkim co przeszedł, przestał wierzyć, że coś dobrego może go spotkać. A jednak – mógłby w zasadzie zaśpiewać „I get so many things I don’t deserve”. A może się mylił, może właśnie zasługiwał na to wszystko? Może to jakaś nagroda, żeby się wyrównało? Albo po prostu nauczył się czegoś w czasie tych wszystkich złych lat, odrobił lekcje i teraz zaczął wreszcie układać wszystko tak, jak chciał?
Spodobała mu się ta myśl.
Dawno, o jak dawno temu, miał tę … wizję, sen, nie wiedział nawet co to było, kiedy  przeprowadził z nią filozoficzną dyskusję pod ogólnym tytułem „Czemu nie”. Prawdziwa dyskusja nie miała wciąż jeszcze miejsca, ale czuł, że nie jest tylko w sferze marzeń. Czuł, że jest w jakiś sposób w jej życiu. Kontakt trwał.
Były oczywiście momenty, kiedy trochę się urywał, słabł. To były najtrudniejsze chwile. Cała jego przeszłość budziła się wtedy i całą siłą woli walczył z myślami typu „to już koniec wszystkiego”. Powoli uczył się, że każdy człowiek ma swoje tempo, swój rytm, swoje potrzeby, zwłaszcza potrzebę odosobnienia, że chwilowy brak kontaktu nie oznacza, że już nigdy go nie będzie. Nie było to łatwe. W takich chwilach przypominał sobie wszystkie miłe przeszłe momenty, albo pozwalał sobie na planowanie najbliższej przyszłości, wymyślał, kiedy mógłby ją zobaczyć. Jak było mu szczególnie nieswojo, puszczał wodze fantazji i galopował przez życie na białym koniu wioząc ją przed sobą na siodle.
Zdawał sobie sprawę z tego, że jest to już trochę obsesja. Ale było mu z tym tak dobrze, że nawet przez myśl mu nie przyszło cokolwiek ograniczać. Uwielbiał budzić się i zasypiać myśląc o niej, czytać bez końca jej książki, oglądać ją, słuchać, wyszukiwać kolejne informacje i zdjęcia, pisać do niej. Miał tylko nadzieję, że ona nie czuje się przytłoczona, i ta obawa mu wciąż towarzyszyła. Ale skoro dostawał coraz to nowe sygnały świadczące o tym, że jest ok., to trzymał ten sam poziom. Najbardziej aktualnie lubił wspominać moment, kiedy pojechał do niej do pracy z prezentem. Te 10 minut dały mu napęd życiowy na wiele dni, nadal wywoływały szeroki uśmiech na twarzy i pomagały, kiedy napadały go wątpliwości czy jej nie prześladuje swoją miłością.
Tak, przyznał się ostatnio sam przed sobą do tego, że ją kocha. Choć na razie starał się jak najdokładniej ukryć to przed nią, żeby nie uciekła z krzykiem.
Ale  ostatnio coraz bardziej chciało mu się jakiegoś następnego kroku. A jeszcze bardziej chciało mu się większej regularności i częstotliwości tego kontaktu. Żeby tak codziennie mieć od niej maila… to by było piękne… No i żeby tak się z nią od czasu do czasu móc spotkać… Fajnie jest ją adorować tak z daleka, ale …
No właśnie. Nachodziła go myśl, żeby zaproponować znów spotkanie na herbatę. Nigdy mu się nie udało jej namówić, próbował tyle razy, tyle razy mu się śniło, że ona się zgodziła, ale wciąż nie udawało się to w rzeczywistości. Zdał sobie sprawę, że minął już ponad rok, odkąd ostatnio jej to proponował. Uparł się, że nie zaproponuje po ostatnim razie, kiedy zignorowała jego propozycję. Odmowę znosił, braku odpowiedzi nie mógł ścierpieć. Ponad rok… A czuł, że już jest na to gotowy, że mógł się normalnie zachowywać w jej towarzystwie. To też rezultat ich ostatniego spotkania.
No cóż… Rozważania jeszcze najwyraźniej muszą trochę potrwać. Na razie posłał jej w prezencie kolejny drobiazg, tym razem pocztą. Dowiedział się też, że będzie miała kolejne spotkanie z publicznością. Na poprzednie nie pojechał, nie bardzo mógł, a poza tym uważał, że jest to za szybko po ostatnim spotkaniu, dla niej za szybko oczywiście. Teraz już się zastanawiał, choć tym razem to też byłoby lekkie szaleństwo.
Jakie to bicie się z myślami jest wyczerpujące… – stwierdził i sięgnął po jej książkę.

czwartek, 10 maja 2018

Nasza story (8)


21 października 2014

Tak daleko, tak blisko 

Dwa pełne miesiące. Jak to możliwe, że tak szybko minęły? Jak to możliwe, że były takie niekłopotliwe, radosne i piękne, kiedy miały być pełne smutku i tęsknoty? No dobrze, tęsknota była, ale takiej normalnej odmiany, nie ta porażająca, hamująca wszelkie działanie, depresyjna.
Kiedy otwierał pocztę tuż po jej wyjeździe, nadzieja stopniowo malała, bo nic w niej nie znajdował. Coraz bardziej godził się z myślą, że jednak będzie skazany tylko na to, co pojawi się na jej blogu. I wtedy właśnie przyszedł mail od niej. Oczywiście w odpowiedzi na jego pisaninę, bo nie ustawał w dawaniu jej sygnałów „z ojczyzny”, choć bardziej prawdziwie byłoby napisać „ze swojego serca”.
A potem przyszedł drugi, trzeci, kolejny, w końcu uznał, że nawiązała się po prostu korespondencja. Napisała do niego nawet podczas pobytu u jakiejś rodziny, kiedy najpierw ostrzegała, że teraz nie będzie miała czasu niczego pisać, bo rodzina zajmie jej pewnie 24 godziny na dobę. A jednak chwyciła pewnego dnia za laptopa i napisała do niego.
Każdego maila witał praktycznie ze łzami w oczach, więc zanim otworzył pocztę, sprawdzał trzy razy dookoła, czy ktoś zaraz nie podejdzie do niego w jakiejś sprawie, bo nie było nawet takiej opcji, żeby sprawdzał korespondencję dopiero w domu. Zostało mu jeszcze parę dni urlopu, wykorzystał je jadąc w góry i tam też zaglądał ciągle do Internetu, pisał do niej, czytał jej bloga i czekał na maile.
Był wniebowzięty, kiedy podała mu szczegóły lotu powrotnego. Natychmiast znalazł ten lot w Internecie i potem przez wiele godzin popatrywał na zegarek z myślami typu „teraz ma międzylądowanie”, „teraz jest nad oceanem”. Najbardziej rozśmieszył go fakt, że obudził się w środku nocy dokładnie o tej godzinie, o której wiedział, że będzie się przesiadać na kolejny samolot.
Zahaczyła jeszcze o Wielką Brytanię odwiedzić znajomych. Kiedy się o tym dowiedział trochę się zasmucił, ale napisała do niego praktycznie zaraz po wylądowaniu, z takim fantastycznym, ciepłym, osobistym tekstem, jaki można byłoby napisać do kogoś bliskiego, że już jest na miejscu, że jest pięknie i co ma w planach. Łzy były coraz trudniejsze do opanowania.
Tym razem też zawiadomiła go o locie powrotnym. Był zachwycony. Aż w końcu łzy się przelały, kiedy napisała do niego w nocy, zameldować się, że jest już w domu. Po prostu płakał z radości i nie mógł się opanować.
Pomyślał sobie, że nigdy nie przypuszczał, że rozstanie z kimś, czyjś wyjazd, może być tak przyjemny. To chyba o nich Metallika śpiewa „So close, no matter how far”. Teraz tylko pozostaje się modlić, żeby tak zostało, żeby ten kontakt się utrzymał…