sobota, 27 stycznia 2018

Listopad 2011



1 listopada 2011

Wczoraj udało się w 2/3. Mam mocne postanowienie, żeby dziś się wszystko udało.  

2 listopada 2011
No tak 3/4… 

 3 listopada 2011
Ponieważ wiecznie mi nie wychodzi wieczorna część smarowania, przeniosłam ją na poranek. Dziś było ok, zobaczymy, czy to się sprawdzi.

4 listopada 2011
Sprawdzi się 

 5 listopada 2011
No to już oficjalnie: smarowanie w całości zostaje przeniesione na rano – dużo lepiej wychodzi i jest dużo wieksza gwarancja, że zostanie zrealizowane. No chyba że zaśpię. 
Teraz trzeba przemysleć, co zrobic z ćwiczeniami…
I wypadałoby się trochę wziąc w garść z obiadem, bo drugie danie jakoś wciąż mi za duże wychodzi. 
Za to kolacja już chyba opanowana. 

 6 listopada 2011
Smarowanie jest w dobrym miejscu dnia. 
Może spróbuję usadowić ćwiczenia przed obiadem?

7 listopada 2011
Przed obiadem to w życiu nie wyjdzie…
Za bardzo głodna wracam z pracy. 

 8 listopada 2011
Po obiedzie zaraz to niezdrowo ćwiczyć…

9 listopada 2011
Spróbuję jak to będzie przed kolacją 

 10 listopada 2011
Ale chyba nie dziś… zmęczona jestem…

11 listopada 2011
Dziś posprzątałam cały dom, to chyba mi ruchu starczy.  

12 listopada 2011
Dziś poćwiczyłam 

 13 listopada 2011
Cały dzień na szkoleniu. Objadałam się ciastkami. ;P Czasem trzeba ;P

14 listopada 2011
Nie poćwiczę. Od jutra …

15 listopada 2011
No, mówię przecież, od jutra. 

 17 listopada 2011
Zajęta, zmęczona itd itp…

18 listopada 2011
Po raz kolejny dziś zaczęłam akcję „schudnę”.
Cały dzień na płynach. Trochę soczków, mleko, herbaty, na koniec jeszcze bedzie zupka typu „gorący kubek”.
Poćwiczyłam też trochę. Może nawet dokończę resztę, bo zimno jest.

 Etap choroba wie który dzień 2
19 listopada 2011
No. Bardzo dobrze idzie. 
Zjadłam lekkie sniadanie, takie jak pwinno być.
Nasmarowałam się, tak jak trzeba.
Poćwiczyłam prawie cały zestaw, oprócz jednego elementu.
Przez resztę dnia tylko piłam – herbatki, soczki, będzie też i zupka „gorący kubek” i może na koniec mleko.

Etap choroba wie który dzień 3
20 listopada 2011
Zjadłam przepisowe śniadanie.
Zjadłam przepisowe drugie śniadanie.
Wysmarowałam się czym trzeba.
Poćwiczyłam.
Przez resztę dnia różne płyny. Jeszcze będzie bulion i gorący kubek.
Nawet jakoś bardzo nie umieram z głodu. 

 Etap choroba wie który dzień 4
21 listopada 2011
Śniadanie, drugie śniadanie, zupa, smarowanie, ćwiczenia. 

 Etap choroba wie który dzień 5
22 listopada 2011
Śniadanie, drugie śniadanie, obiad, pocwiczyć, posmarować się.
Jestem coraz bardziej z siebie zadowolona. 

 24 listopada 2011
Wszystko zgodnie z planem 

 26 listopada 2011
Wczoraj jakis ten dzień był dziwny : zapomniałam poćwiczyć, w ogóle i totalnie, rano dziś sobie zdałam sprawę z tego. A poza tym bylam tak głodna, że zjadłam ze trzy razy taki podwieczorek jak powinnam była zjeść. Cóż, zdarza się. 
Dziś powinno być lepiej. 

 27 listopada 2011
Aaaa, odpuszczę sobie dziś… 

 28 listopada 2011
A dziś sobie nie odpuściłam 

 29 listopada 2011
A dziś dla odmiany sobie odpuszczę.  Oj przeszłam pieszo chyba z milion kilometrów, nie będę już cwiczyć. Bunt. 

 30 listopada 2011
Chyba należałoby odpocząć… ale jak? Trzeba jeszcze trzy tygodnie do świąt wytrzymać. Czuję, że jestem zmęczona i nie bardzo mi sie chce o cokolwiek dbać…


Zamek (12)


18.12.2010

Rozdział 12


Drzwi zaskrzypiały i Julia obejrzała się. Do pokoju weszła kobieta, niosąc jakieś ubrania.
-         Dzień dobry! Obudziłaś się nareszcie! - powiedziała z uśmiechem. - Przyniosłam Ci ubranie. Ubierz się, bo ktoś bardzo chce Cię zobaczyć!
-         Gdzie są moi rodzice? A moja siostra? Dlaczego jestem w zamku? Co się ze mną stało? Jak długo tu jestem? - Julia zarzuciła kobietę gradem pytań.
-         Spokojnie, nie denerwuj się tak. Wszystko będzie dobrze, ale ja nie mogę z Tobą rozmawiać. Zaraz przyjdą tu panowie, którzy Cię znaleźli i zaprowadzą Cię do... w pewne miejsce. To ważne, żebyś była spokojna, więc przyniosłam Ci coś na uspokojenie.
Bez ostrzeżenia kobieta wbiła Julii w ramię igłę i wcisnęła tłok strzykawki. Zabolało, ale Julia nie zdołała nic zrobić. Lekarstwo musiało być bardzo silne, usiadła ciężko, a właściwie upadła na łóżko. Nawet język miała sparaliżowany.
Do pokoju wszedł Henryk i Filip. Posadzili ją na wózku w pozycji półleżącej i wywieźli z pokoju.
Podróż korytarzami nie trwała długo. Julia znalazła się w niedużym pokoju bez okien, całkowicie pustym. Popatrzyła pytająco na mężczyzn, mówić na razie nie próbowała.
Mężczyźni popatrzyli na siebie, Henryk westchnął ciężko, a Filip odwrócił się i wyszedł z pokoju zamykając drzwi.
-         Posłuchaj – zaczął powoli. - To wszystko co Ci teraz powiem, a przede wszystkim to, co potem powie Ci ktoś, kto jest przyczyną wszystkich tych wydarzeń, będzie dla Ciebie na pewno bardzo dziwne, może nawet nie do uwierzenia. Niektóre elementy mogą nawet być przerażające, dlatego dostałaś dość silne środki uspokajające. Słuchaj spokojnie wszystkiego, koncentruj się na sobie, a wszystko będzie dobrze. Za chwilę powinnaś też być już w stanie mówić. Jeśli mnie słyszysz i rozumiesz, mrugnij, dobrze?
Julia mrugnęła posłusznie. Była oszołomiona, ale co dziwne, nie tym lekiem, tylko tym, co się działo, a jej umysł pracował normalnie.
-         Ja za chwilę wyjdę z tego pokoju, a wtedy porozmawia  z Tobą właściwa, najważniejsza osoba. Nie będziesz jej widzieć, ale nie bój się. Jeśli chcesz, możesz sobie wyobrażać, że ten ktoś jest w sąsiednim pokoju ale nie chce, żebyś go widziała...
-         Jeśli chcę? - wymamrotała Julia. - A jaka jest prawda?
Henryka najwyraźniej zamurowało.
-         A więc już możesz mówić.... dobrze, to ja wychodzę...
-         Najwyższy czas! - odezwał się nagle głos i Julia drgnęła. Dochodził nie wiadomo skąd, jakby ze ścian, wszędzie dookoła. - Nie mogę już słuchać, co oplatasz tej dziewczynie. Mówiłem Ci, że jest lepsza od Ciebie, a Ty ją traktujesz jak niedorozwiniętą. Wynoś się!
Ku zdziwieniu Julii, Henryk zniknął natychmiast i bez słowa, zamykając za sobą drzwi.
-         Kim jesteś? Gdzie jesteś?....- Julia wybuchnęła potokiem pytań, ale głos przerwał jej.
-         Poczekaj, dziewczyno. Spokojnie. Wszystkiego się dowiesz. Powiedz mi, jak Ci się podoba taka propozycja: ja najpierw Ci opowiem wszystko, a potem, jeśli uznasz, że jeszcze czegoś nie wiesz, będziesz zadawać pytania. Ok?
Julia pokiwała głową.


                                               *          *          *


                                   CZTERY        LATA PÓŹNIEJ

-         Robercie? Jesteś już w domu? Robercie?!
-         Tak, jestem w kuchni, Sylwio. A co się stało?
-         Zobacz, co przyszło w poczcie. Zaproszenie na darmową wycieczkę, mamy apartament w hotelu na dwie noce, wyżywienie oraz darmowy wstęp na imprezę na zamku.
-         Gdzie to jest? - Robert wziął z rąk żony zaproszenie.
Kiedy zobaczył nazwę miejscowości, usiadł powoli na fotelu. Jego żona, bardzo blada, przysiadła obok.
-         Co to może znaczyć? - zapytał.
-         Nie wiem. Może tylko to, co jest napisane, że zostaliśmy wylosowani wśród klientów z ostatnich pięciu lat, że to nowa tradycja na zamku..... i może też, że wszystko poszło dobrze.
-         Chcesz tam jechać?
-         Czemu nie?
-         Wiesz, ja czasem mam wciąż takie myśli....
-         Robercie, przestań. Rozważaliśmy to dokładnie cztery lata temu. Nie ma sensu do tego wracać. A wyjazd tam będzie najlepszym sposobem na zamknięcie całej sprawy.
-         Nie niepokoi Cię fakt, że postarali się, żeby nas znaleźć, mimo że przeprowadziliśmy się w inny koniec kraju?
-         Nie. Od czego mają menedżerów itp, co? Za to mają płacone!
-         No dobrze już. To za dwa tygodnie. Jutro poproszę szefa o dwa dni urlopu. Spokojnie się spakujemy, a drugi dzień wezmę po, to odpoczniemy po podróży.
-         Świetnie.


                                                           *          *          *


                                   DWA TYGODNIE PÓŹNIEJ

- Witam państwa w podziemiach naszego zamku. Po urokach sal na górze mogą się one wydać państwu mniej atrakcyjne, ale mimo wszystko zachęcam do zwiedzania,   zwłaszcza, że niektórzy z państwa tej części zamku nie widzieli nigdy. Te podziemia to właściwie ciąg korytarzy i lochów dla skazańców. Ze względu na małe rozmiary sal i korytarzy zabieramy ze sobą tylko małe grupy, ale i tak większość będą państwo zwiedzać sami. Wszędzie są strzałki pokazujące kierunek zwiedzania oraz tabliczki z opisem sal i z opowieściami z nimi związanymi. Miejsca nie przeznaczone do zwiedzania są zamknięte, więc nie powinni się państwo zgubić. Na wszelki wypadek jestem jeszcze tutaj ja, który mam za zadanie dopilnować, żeby każdy dotarł do końca drogi. Zapraszam do zwiedzania, chodźmy.
Przeszli długi korytarz i znaleźli się w sali pełnej naczyń poukładanych na stołach, podłodze i w niszach w ścianach. jak przeczytali na tabliczce, naczynia należały do więźniów, którzy tutaj zakończyli życie.
Jakoś nie mieli ochoty tego oglądać.
- Słuchaj, tu nie ma wyjścia korytarzem – zorientowała się Sylwia. – Czyżbyśmy mieli wyjść przez jedne z tych drzwi?
- Przewodnik mówił, że to, co nie służy do zwiedzania jest zamknięte – przypomniał Robert. – Musimy tylko sprawdzić, które drzwi są otwarte. Ja jedne, ty drugie.
Podeszli do drzwi i oboje jednocześnie nacisnęli klamki.
Drzwi otworzyły się.
Jedne.
I drugie.
- Co teraz?
- Zajrzyjmy do środka. Jeśli gdzieś są strzałki, to jest właściwa droga.
Sylwia popchnęła drzwi i dała dwa kroki do przodu. Korytarz był oświetlony, podobny do wszystkich innych. Nie było żadnych strzałek. Nie? Zaraz, a co to jest tam na ścianie?
Robert dał jeszcze dwa kroki do przodu.
Zdążył pomyśleć, że to nie jest strzałka, kiedy za sobą usłyszał huk zamykających się drzwi. Światło zgasło.
Sylwia podskoczyła i natychmiast wróciła do drzwi.
Popchnęła je.
Ani drgnęły.
Popchnął je jeszcze raz. Dalej nic.
Gorzej.
To już nie były drzwi. Wymacał tylko jednolity mur, ani śladu klamki czy zawiasów.
Był sam.
Sylwia zaczęła krzyczeć.


                                  



-         Zadowolona?
-         Zaczynam być. Ale to dopiero początek.


Wina


02.11.2010

„Don't blame me if you aren't living the life you want to live. It's nobody else's fault but your own.”


„Nie zwalaj na mnie winy za to, że nie żyjesz takim życiem, jakie byś sobie życzył. To nie jest niczyja wina, tylko twoja”


Cytat z serialu "Six feet under"

Phil Collins "Against all odds"


10.10.2010

How can I just let you walk away, just let you leave without a trace
When I stand here taking every breath with you
You´re the only one who really knew me at all

How can you just walk away from me, when all I can do is watch you leave
Cause we´ve shared the laughter and the pain, and even shared the tears
You´re the only one who really knew me at all

So take a look at me now, ´cause there´s just an empty space
And there's nothing left here to remind me, just the memory of your face
Take a look at me now, ´cause there´s an empty space
And you coming back to me is against all odds and that´s what I´ve got to face

I wish I could just make you turn around, turn around and see me cry
There´s so much I need to say to you, so many reasons why
You're the only one who really knew me at all

So take a look at me now, ´cause there´s an empty space
And there´s nothing left here to remind me, just the memory of your face
Take a look at me now, ´cause there´s just an empty space
But to wait for you, well that´s all I can do and that´s what I´ve got to face
Take a good look at me now, ´cause I´ll still be standing here
And you coming back to me is against all odds
That´s the chance I´ve got to take

Kierunek - serce słońca


26.09.2010

Po troszeczku noc się obraca
Licząc liście które drżą i wirują ( o świcie)
Nowicjusze (lotosy) opierają się oo siebie w pragnieniu
Ponad wzgórzami jaskółka spoczywa
Kierunek – serce słońca[1]

Ponad wzgórzem, obserwując obserwatora
Przełamując ciemności budząc plotkę
Poranek urodzin rodzi się w cień (wiedza o miłości to wiedza o cieniu)
Miłość jest cieniem, który sprawia, ze wino dojrzewa
Kierunek – serce słońca

Obserwuj człowieka, który rzuca cienie na murze (Kim jest człowiek, który przyjechał pod mur?)
Nadaje kształt swemu pytaniu do nieba (pytając)
Czy (myśląc, że) słońce spadnie wieczorem
Czy będzie pamiętać lekcję dawania?
Kierunek – serce słońca


(w nawiasach inna wersja tekstu)


Tytuł oryginału : „Set the controls for the heart of the sun”
Autor : Pink Floyd



[1]    „Set the controls for the heart of the sun” dokładnie znaczy „nastaw wszystkie urządzenia na jądro słońca”

Chwała


29.08.2010

Próbuję zaśpiewać tą piosenkę
Próbuję... próbuję wstać
Ale nie mogę odnaleźć swoich stóp
Próbuję, próbuję mówić głośno
Ale tylko w Tobie jestem spełniony

Chwała [1]
W Tobie Panie [2]
Chwała
Śpiewajcie radośnie [3]
Chwała
Chwała
O Panie, uwolnij me wargi

Próbuję zaśpiewać ta piosenkę
Próbuję... próbuję wejść
Ale nie mogę znaleźć drzwi
Drzwi są otwarte
Ty w nich stoisz
Ty mnie wpuściłeś

Chwała
W Tobie, Panie
Chwała
Śpiewajcie radośnie
O, Panie, gdybym miał cokolwiek
Po prostu cokolwiek
Dałbym to Tobie
Dałbym to Tobie

Chwała
Chwała


Tytuł oryginału "Gloria"
Autor : U2


Gloria in excelsis Deo
Gloria in excelsis Deo
Et in terra pax hominibus bonae voluntatis.
Laudamus Te,
benedicimus Te,
adoramus Te,
glorificamus Te.
Gratias agimus Tibi
propter magnam gloriam Tuam,
Domine Deus, Rex coelestis,
Deus Pater omnipotens.
Domine Fili Unigenite,
Iesu Christe,
Domine Deus, Agnus Dei,
Filius Patris:
Qui tollis peccata mundi
miserere nobis;
Qui tollis peccata mundi
suscipe deprecationem nostram,
Qui sedes ad dexteram Patris
miserere nobis.
Quoniam Tu solus Sanctus,
Tu solus Dominus,
Tu solus Altissimus,
Iesu Christe,
Cum Sancto Spiritu
in gloria Dei Patris.
Amen.
Chwała na wysokości Bogu
a na ziemi pokój ludziom dobrej woli.
Chwalimy Cię,
Błogosławimy Cię,
Wielbimy Cię,
Wysławiamy Cię.
Dzięki Ci składamy,
bo wielka jest chwała Twoja.
Panie Boże, Królu nieba,
Boże Ojcze wszechmogący.
Panie, Synu Jednorodzony,
Jezu Chryste.
Panie Boże, Baranku Boży,
Synu Ojca.
Który gładzisz grzechy świata,
zmiłuj się nad nami.
Który gładzisz grzechy świata,
przyjm błaganie nasze.
Który siedzisz po prawicy Ojca,
zmiłuj się nad nami.
Albowiem tylko Tyś jest święty,
Tylko Tyś jest Panem,
Tylko Tyś Najwyższy,
Jezu Chryste,
Z Duchem Świętym,
w chwale Boga Ojca.
Amen.    
In te Domine
In te Domine speravi non confundar in æternum: * in iustitia tua libera me.
Inclina ad me aurem tuam, * accelera ut eruas me.
Esto mihi in Deum protectorem: et in domum refugii, * ut salvum me facias.
Quoniam fortitudo mea, et refugium meum es tu: * et propter nomen tuum deduces me, et enutries me.
Educes me de laqueo hoc, quem absconderunt mihi: * quoniam tu es protector meus.
In manus tuas commendo spiritum meum: * redemisti me Domine Deus veritatis.
Odisti observantes vanitates, * supervacue.
Ego autem in Domino speravi: * exultabo, et lætabor in misericordia tua.
Quoniam respexisti humilitatem meam, * salvasti de necessitatibus animam meam.
Nec conclusisti me in manibus inimici: * statuisti in loco spatioso pedes meos.
Miserere mei Domine quoniam tribulor: † conturbatus est in ira oculus meus, * anima mea, et venter meus:

Quoniam defecit in dolore vita mea: * et anni mei in gemitibus.
Infirmata est in paupertate virtus mea: * et ossa mea conturbata sunt.
Super omnes inimicos meos factus sum opprobrium et vicinis meis valde: * et timor notis meis. Qui videbant me, foras fugerunt a me: * oblivioni datus sum, tamquam mortuus a corde.
Factus sum tamquam vas perditum: * quoniam audivi vituperationem multorum commorantium in circuitu.
In eo dum convenirent simul adversum me, * accipere animam meam consiliati sunt.
Ego autem in te speravi Domine: † dixi: Deus meus es tu: * in manibus tuis sortes meæ.
Eripe me de manu inimicorum meorum, * et a persequentibus me.
Illustra faciem tuam super servum tuum, † salvum me fac in misericordia tua: * Domine non confundar, quoniam invocavi te.
Erubescant impii, et deducantur in infernum: * muta fiant labia dolosa.
Quæ loquuntur adversus iustum iniquitatem, * in superbia, et in abusione.
Quam magna multitudo dulcedinis tuæ Domine, * quam abscondisti timentibus te!
Perfecisti eis, qui sperant in te, * in conspectu filiorum hominum.
Abscondes eos in abscondito faciei tuæ * a conturbatione hominum.
Proteges eos in tabernaculo tuo, * a contradictione linguarum.
Benedictus Dominus: * quoniam mirificavit misericordiam suam mihi in civitate munita.
Ego autem dixi in excessu mentis meæ: * Proiectus sum a facie oculorum tuorum.
Ideo exaudisti vocem orationis meæ, * dum clamarem ad te.
Diligite Dominum omnes sancti eius: † quoniam veritatem requiret Dominus, * et retribuet abundanter facientibus superbiam.
Viriliter agite, et confortetur cor vestrum, * omnes qui speratis in Domino.


W Tobie ufność swą kładę, Boże niezmierzony,
A ty nie daj, abych był kiedy zawstydzony!
Prze dobroć swoje racz mię z trudności wybawić,
Usłysz mój głos, a chciej mię na swobodzie stawić!
Weźmi mię w swą obronę, niezwalczony Panie,
A to za twardą skałę i zamek mi zstanie.
Tyś mój wał, Tyś mój zamek; a prze imię swoje
Prowadź mię i opatruj liche zdrowie moje!
Pomóż mi z sideł, które na mię zastawiła
Przeklęta zazdrość; Tyś jest wszytka moja siła.
W Twoje ręce poruczam żywot swój teskliwy;
Ty mię broń, jako zawżdy, Boże mój prawdziwy!
Przyjaciela ci ze mnie na wieki nie mają,
Którzy w rzeczach niepewnych pewności szukają.
Ja swą nadzieję kładę w Twej, Panie, litości,
A Ty mię zawżdy cieszyć raczysz w mej trudności.
Raczyłeś się użalić mego udręczenia,
Pomogłeś duszy mojej z ciężkiego trapienia.
Tyś mię z nieprzyjacielskich srogich rąk wybawił
I na miejscu przestronym nogi me postawił.
Raczże się mnie użalić i dziś, wieczny Panie,
Bo w tych frasunkach moich ledwie że mię zstanie.
Wzrok-em stracił od płaczu, serce mi struchlało,
Młodość przed czasem zbiegła, sił w kościach nie zstało.
Śmieje się nieprzyjaciel, sąsiedzi się śmieją,
Powinowaci do mnie przystąpić nie śmieją,
Który zajźrzy, ucieka; rowniem tak wypłynął
Z ich pamięci, jakobych już na wieki zginął.
Jaki na śmieciach leży z domu wyrzucony
Wiotchy czyn, takem ja jest od ludzi wzgardzony.
Ci mię jawnie sromocą, drudzy się zmawiają,
Którym kształtem o zdrowie przyprawić mię mają.
A ja w tej wzgardzie ludzkiej i w tym strachu srogiem
Tobie ufam, o Panie, Tyś jest moim Bogiem.
W Twoje ręce są lata i bieg mego wieka,
Ty mię racz wyswobodzić z rąk złego człowieka!
Rozświeć swą dobrotliwą twarz nad sługą swoim,
Okaż swe miłosierdzie w tym ucisku moim.
Niechaj za to, Boże mój, wstydu nie odnoszę,
Że Cię w swych doległościach o ratunek proszę.
Niechaj się niepobożni ludzie zapałają,
Niechaj swego upadku niedługo czekają!
Bodaj usechł i upadł zły język wszeteczny,
Cnoty skaźca i dobrych nieprzyjaciel wieczny!
Jako wiele dóbr, Panie, które Ty gotujesz
Wiernym swoim i które tu już okazujesz;
Kryjesz je przy swej twarzy przed ludźmi srogimi,
Bierzesz je przed języki w dom swój wszetecznymi.
Błogosławion bądź, Panie, któryś mię wybawił
Z mych trudności i w miejscu obronnym postawił.
Jaciem już był bez mała zwątpił w łasce Twojej.
Aleś Ty nie przebaczył przecie skargi mojej.
Wierni, Pana miłujcie; wierne Pan miłuje,
A z hardymi wedla ich pychy postępuje.
Bądźcie stali, którzyście w Panu położyli
Ufność swoje, a serca wasze On posili.



 Exultate
Exultate Deum fortitudinem nostram iubilate Deo Iacob
 adsumite carmen et date tympanum citharam decoram cum psalterio
 clangite in neomenia bucina et in medio mense die sollemnitatis nostrae
 quia legitimum Israhel est et iudicium Dei Iacob
 testimonium in Ioseph posuit cum egrederetur terra Aegypti labium quod nesciebam audivi
 amovi ab onere umerum eius manus eius a cofino recesserunt
 in tribulatione invocasti et erui te exaudivi te in abscondito tonitrui probavi te super aquam Contradictionis semper
 audi populus meus et contestor te Israhel si audieris me
 non sit in te deus alienus et non adores deum peregrinum
 ego sum Dominus Deus tuus qui eduxi te de terra Aegypti dilata os tuum et implebo illud
 et non audivit populus meus vocem meam et Israhel non credidit mihi
 et dimisi eum in pravitate cordis sui ambulabunt in consiliis suis
 utinam populus meus audisset me Israhel in viis meis ambulasset
 quasi nihilum inimicos eius humiliassem et super hostes eorum vertissem manum meam
 qui oderunt Dominum negabunt eum et erit tempus eorum in saeculo
 et cibavit eos de adipe frumenti et de petra mellis saturavit eos

 Radośnie śpiewacie Bogu, naszej Mocy,
wykrzykujcie Bogu Jakuba!
Zacznijcie śpiew i w bęben uderzcie,
w harfę słodko dźwięczącą i lirę!
Dmijcie w róg w nowiu,
podczas pełni, w nasz dzień uroczysty!
Bo to jest ustawa w Izraelu,
przykazanie Boga Jakubowego.
To prawo ustanowił On dla Józefa,
gdy wyruszył on z ziemi egipskiej.
Słyszę język nieznany:
"Uwolniłem od brzemienia jego barki:
jego ręce porzuciły kosze.
W ucisku wołałeś, a Ja cię ratowałem,
odpowiedziałem ci z grzmiącej chmury,
doświadczałem cię przy wodach Meriba.
Słuchaj, mój ludu, chcę cię napomnieć:
obyś posłuchał Mnie, Izraelu!
Nie będzie u ciebie boga obcego,
cudzemu bogu nie będziesz oddawał pokłonu.
Ja jestem Pan, twój Bóg,
który cię wyprowadził z ziemi egipskiej;
otwórz szeroko usta, abym je napełnił.
Lecz mój lud nie posłuchał mego głosu:
Izrael nie był Mi posłuszny.
Pozostawiłem ich przeto twardości ich serca:
niech postępują według swych zamysłów!
Gdyby mój lud mnie posłuchał,
a Izrael kroczył moimi drogami:
natychmiast zgniótłbym ich wrogów
i obrócił rękę na ich przeciwników.
Nienawidzący Pana schlebialiby Jemu,
a czas ich [kary] trwałby na wieki.
Jego zaś bym karmił tłuszczem pszenicy
i sycił miodem z opoki".


[1]             Gloria in excelsis Deo (w skrócie Gloria) ( łac. Chwała na wysokości Bogu) to początek jednego ze śpiewów mszalnych, należących do części stałych (ordinarium) mszy.
[2]             In te Domine (łac. W Tobie, Panie) to początek Psalmu 31 z Księgi Psalmów (Psałterz Dawidowy) nazywanego „Modlitwą w próbie”.
[3]             Exultate (łac. Radośnie śpiewajcie) – początek psalmu 81 z Ksiegi Psalmów (Psałterz Dawidowy) znanego też jako „Na Święto Namiotów)

Żona, siostra czy kochanka


11.09.2010

Sem, Arpachszad, Szelach, Eber, Peleg, Reu, Serug, Nachor, Terach no i wreszcie Abram, ze swoimi braćmi Nachorem i Haranem. Haran niestety zmarł, zostawiając swego syna Lota i córkę Milkę na pastwę życia. Abram i Nachor pożenili się, przy czym Nachor ożenił się właśnie z Milką... może nie będę tego już komentować.... Abram za to wziął sobie za żonę Saraj, o której nie wiemy, skąd się wzięła, ale za to wiemy, że była niepłodna. Terach, ojciec i dziadek tego całego towarzystwa, wziął ze sobą Abrama, Saraj i Lota i poszedł szukać szczęścia w ziemi Kanaan, w Charanie. Może lepiej byłoby zabrać ze sobą Nachora?
Abram zajmuje swoimi dziejami całkiem dużo Księgi Rodzaju. Bóg najwyraźniej pokładał w nim duże nadzieje, przemówił bowiem do niego w Charanie i kazał mu iść do ziemi, którą mu wskaże , obiecał mu błogosławieństwa, a także, że uczyni z niego wielki naród. Ale dodał też „okaż się błogosławieństwem”, więc wymagał od niego spełnienia oczekiwań. Na początku było całkiem nieźle, Abram spokojnie przeszedł przez kawał Kanaanu aż do Szechem, otrzymał potwierdzenie od Jehowy, że tu ma się osiedlić, bo ziemia ta będzie własnością jego potomków. Nawiasem mówiąc, czemu nie jego? Mam na ten temat pewna teorię. Bóg już widział, że Abram nie do końca jest tym ideałem, za jakiego chciałby go uważać, więc ziemię tę obiecał dopiero jego potomkom – kara musi być. W każdym razie, po kolejnej przeprowadzce, tym razem do okolic Betel, Abram zbudował ołtarz dla Jehowy i „tam wzywał imienia jego”. Co Bóg mu powiedział, Biblia nie mówi, nie wspomina nawet, żeby mu odpowiedział. Coś mi się wydaje, że Abram wyszedł przed orkiestrę i zamiast czekać aż Bóg się do niego odezwie, zaczął sam go wołać. A jest powiedziane „nie będziesz wzywał imienia pana Boga twego nadaremno”. Głupi Abramie, cóżeś uczynił? Przez ciebie na tym terenie klęska głodu zapanowała i ciągnąłeś za sobą plagi, gdziekolwiek poszedłeś.
Bóg najwyraźniej po tym występku przestał się odzywać do Abrama. A ten, uciekając przed głodem, poszedł do Egiptu i tu dał kolejny popis swojej głupoty. Kazał swojej żonie mówić, że jest jego siostrą. Bał się, ze Egipcjanie jak ją zobaczą, taką piękną, to go zabiją. Dobrze by zrobili. Przez niego jego własna żona poszła do domu faraona jako jego kochanka. Jak w brazylijskim serialu. A Abram sobie korzystał, miał owce, bydło, osły, służących, opływał jak pączek w maśle. Jehowa był na niego tak wściekły, że już nawet nie chciał z nim gadać na tyle, żeby powiedzieć mu „co robisz, idioto?”. Postanowił się dogadać z nieco mądrzejszym osobnikiem, czyli z faraonem. Ale jak to zrobić, przecież nie będzie gadał z niewiernym? No dobrze, to poślemy plagi na Egipcjan, jak mają choć trochę oleju w głowie, to będą wiedzieć,  o co chodzi, a jak nie – mała strata, i tak się niemoralnie prowadzą.
Na swoje szczęście – domyślili się. Jak to ładnie napisano w Biblii „odprowadzili go wraz z żoną i wszystkim co miał”, czytaj : wywalili go na zbitą twarz. No to poszedł rozrabiać dalej, do Negebu. Taszczył ze sobą całe to złoto i srebro, które oszustwem zdobył na Egipcjanach i znów zaczął wzywać imienia Jehowy. Żadnej poprawy, żadnej skruchy, żadnego zadośćuczynienia. Nic dziwnego, że jak mówi Biblia „nie mogła ich znieść ona ziemia”, jakby Bóg był z nimi, to ziemia spokojnie utrzymałaby nawet tak dużą liczbę ludzi. A tak – nowa kłótnia. Wtedy o siostrę, znaczy żonę, znaczy kochankę, teraz pożarli się we własnym kółku o ziemię. No to Lot poszedł na wschód i zajął Okręg Jordanu, a Abram zajął ziemię Kanaan. Coś jednak musiało drgnąć w duszy i sercu Abrama, co Bóg dojrzał i powtórzył swoja obietnicę, że potomkowie Abrama dostaną tę właśnie ziemię, ale tym razem dodał też do tej obietnicy samego Abrama: „tobie i twemu potomstwu”. A słowo ciałem się stało i Abram, nabrawszy wreszcie rozumu, obszedł swoja ziemię jak Bóg mu kazał, a także zbudował Jehowie ołtarz między wielkimi drzewami Mamre gdzie mieszkał, ale już imienia Jehowy nie wzywał. Pogodził się też ze swoim bratem i uwolnił go z niewoli, w którą ten wpadł, biedna ofiara wielkiego konfliktu, którego nawet nie będę tu próbowała opisać. Jak zawsze w takich sytuacjach, gdzieś tam na górze u szczytów władzy wieje wiatr, a najbardziej miota maluczkimi. Wojna była słuszna, zły Kedorlaomer został pokonany, Lot uwolniony, majątek odzyskany, a Abram dostał błogosławieństwo od Melchizedeka, króla Salem, który najwyraźniej patrząc na to, co się dzieje, uwierzył w Boga Abrama i został jego kapłanem. Co tu może oznaczać słowo „kapłan”? Nie jest możliwe, żeby chodziło to znaczenie, w którym jest używane to słowo dziś, czyli „osoby, która spełnia w imieniu wspólnoty funkcje kultowe i rytualne i pełni rolę przynajmniej częściowego pośrednika między Bogiem a ludźmi”. Abram sam rozmawiał z Bogiem, pośredników nie potrzebował. Myślę, że chodzi po prostu o to, ze Melchizedek uwierzył w Boga Abrama i podziękował (pobłogosławił) za zwycięstwo i uwolnienie od ciemięzców. Abram zmądrzał nawet na tyle, że nie przyjął od króla Sodomy żadnych bogactw, które ten mu ofiarował. Najwyraźniej naprawdę wyciągnął wnioski ze swojego postępowania.
To się Bogu bardzo spodobało, powiedział do niego piękne słowa „Nie bój się , Abramie. Jestem dla Ciebie tarczą. Twoja nagroda będzie bardzo wielka.” Abram oczywiście zaczął znów marudzić, że żonę ma bezpłodną, że nie wie po czym ma poznać, kiedy posiądzie tą ziemię obiecaną przez Jehowę... Bóg się w końcu wkurzył, że znów musi tłumaczyć mu rzeczy oczywiste i postanowił zająć ten prosty umysł innymi sprawami. Kazał mu położyć trupy zwierzęce, niektóre rozcięte na pół, i ich pilnować. Oczywiście zleciała się masa padlinożernych ptaków i na tym zajmującym zajęciu odpędzania ich od zewłoków zszedł Abramowi cały dzień, a zmęczył się tak, że w końcu usnął. Wtedy wreszcie, kiedy Abram razem z ptakami odpędził też swoje myśli, Jehowa mógł przejść do sedna sprawy i zawrzeć z nim przymierze.
„Wiedz o tym dobrze, iż twoi potomkowie będą przebywać jako przybysze w kraju, który nie będzie ich krajem, i przez czterysta lat będą tam ciemiężeni jako niewolnicy; aż wreszcie ześlę zasłużoną karę na ten naród, którego będą niewolnikami, po czym oni wyjdą z wielkim dobytkiem. Ale ty odejdziesz do twych przodków w pokoju, w późnej starości zejdziesz do grobu. Twoi potomkowie powrócą tu dopiero w czwartym pokoleniu, gdy już dopełni się miara niegodziwości Amorytów. [...] Potomstwu twemu daję ten kraj, od Rzeki Egipskiej aż do rzeki wielkiej, rzeki Eufrat, wraz z Kenitami, Kenizytami, Kadmonitami,Chetytami, Peryzzytami, Refaitami, Amorytami, Kananejczykami, Girgaszytami i Jebusytami.”

Owrócona kolejność


23.09.2010

zacumowała w mej głowie
myśl
myśl jak marzenie
myśl jak ciepły koc
myśl

puszczam do niej oczko
sprawdzam jak się ma
w tej ciasnej przestrzeni

stoję przed lustrem
zaglądam w gardło aż do mózgu
jaki piękny obrazek
aż się boję

bagaż przeszłości rzucony w kąt
przykryty folią
czeka na wywózkę śmieci

jest dobrze
tęcza

a tu nagle leje deszczem
myśl moja nie chce zardzewieć
podnosi kotwicę
odpływa na inne morze

zostaje po niej pusty fotel
niewypita herbata


płaczę w futro kota

Zamyśliłam się nad życiem i śmiercią…


29.07.2010

…. nad proporcją życia i śmierci w życiu i w śmierci.
Kiedy umieramy, czy wtedy jest 100% śmierci w śmierci? Niektórzy  mówią, że umarli nie są świadomi niczego, czy więc nie istnieje dla nich nic oprócz śmierci? A według niektórych mamy duszę, która odchodzi gdzieś w zaświaty, a czasem wraca do innego ciała. Czy dusza w zaświatach wie, że jest w zaświatach, wie, że ciało, które zasiedlała, umarło? Czy myśli o życiu, które zostawiła?
Kiedy żyjemy, dlaczego niektórzy z nas tak skupiają się na śmierci? Dlaczego stawiają zmarłym pomniki za tysiące złotych? Dlaczego codziennie idą na cmentarz? Dlaczego muszą pojawiać się na pogrzebach, nawet jeśli prawie kogoś nie znali? Dlaczego mówią tak dużo o śmierci, dlaczego szykują się do niej?
Czemu nie ma 100% życia w życiu i 100% śmierci w śmierci?
Chcę żyć życiem i umrzeć śmiercią.


A może budka z piwem


03.01.2010

Wracając z pracy przechodzę koło tzw „budki z piwem”. Oczywiście jest to określenie z czasów zatwardziałego komunizmu, kiedy takie przybytki funkcjonowały. Teraz nie jest to żadna budka z piwem, tylko ultranowoczesny sklep z alkoholem. Można w nim kupić wszystko, począwszy od wspomnianego wcześniej piwa, a skończywszy na nalewce wytwarzanej przez Indian z dorzecza górnej Amazonki. Myślę, ze gdyby poprosić kobietę za ladą, na zapleczu, za odpowiednia cenę, znalazłaby nawet bimber, który pędzą w wolnych chwilach na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej. Niektóre funkcje tego sklepu pozostały jednak niezmienne, mimo upływu czasu, zmiany wystroju i poszerzenia asortymentu. Jest to mianowicie nadal schronienie dla „panów spod budki z piwem”.
Widok stojących tam osobników jest stały i niezmienny, bardziej stały niż pory roku, które ostatnio już tylko w kalendarzu przychodzą we właściwym terminie. Ci sami panowie, w tym samym stroju, z tymi samymi minami, w tej samej konfiguracji, z tym samym w rekach. Może tylko z tygodnia na tydzień robią się nieco bardziej fioletowi na twarzach. Stoją tam,  czy to mróz, czy upał, czy ulewa. Mijając ich zastanawiam się skąd właściwie mają pieniądze na to, co piją, bo można ich tam zobaczyć o każdej porze dnia, a nie podejrzewam, żeby czystym zbiegiem okoliczności wszyscy mieli etaty nocnego stróża.
Panowie nie przeszkadzają zbytnio przechodzącym ludziom, nie zaczepiają, nie nagabują o pieniądze, nawet nie stoją w drzwiach. Jedynym ich odstraszaczem jest zapach o sile siedmiu megacuchów, zdolny z odległości kilometra powalić konia. Ale zawsze można nabrać tchu i przejść szybkim krokiem, ewentualnie zastosować manewr wymijający, albo korzystać ze sprzyjającego wiatru. Czemu więc nagle przypomnieli mi się Ci panowie? Zwłaszcza w kontekście tego, ze trwały święta itd. i nie chodziłam ostatnio tamtą drogą? Moje skojarzenia bywają dość odległe, a tym razem panowie przyjechali na fali wspomnień sylwestrowych.
Zabawa była przednia, muzyka bardzo dobra, klub z miłą atmosferą. Ale wiecie jak to jest, nawet podczas najlepszej zabawy są momenty kiedy np. jest jakaś mniej lubiana piosenka i człowiek niby się buja w rytmie, ale rozgląda się jednocześnie dookoła. Wtedy czasem się coś dostrzeże. A czasem coś się nawet natrętnie rzuca w oczy. Jak się zapewne domyślacie, rzucił mi się w oczy alkohol, a raczej nie sam alkohol, który jak powszechnie wiadomo też jest dla ludzi, ale  niektórzy  przedstawiciele (podobno) gatunku homo sapiens.
Pierwsi z tych, nazwijmy ich homo alcoholicus, to była para mieszana. Mieszana i dobrze chyba dobrana, przynajmniej pod względem pojemności mózgu i żołądka, przy czym mieli te organy połączone linią bezpośrednią i nawet nie musieli zamawiać międzymiastowej, każdy kolejny  łyk zapełniający żołądek, dawał natychmiast rozkaz do mózgu „wyłączyć sekcję B” albo „wyłączyć sekcję Y”. Rzucili mi się w oczy, a właściwie w nogi, kiedy im wyłączyło ośrodek równowagi. Chcąc nie chcąc, musiałam się trochę na nich skupić, żeby nie zostać stratowaną. Na szczęście nie trwało to już długo, kiedy wynieśli się, przepraszam: wynieśli ich, z mojej okolicy. Zakończywszy, podejrzewam nie pierwszy, plastikowy kufel i rzuciwszy oba naczynia pod nogi, próbowali tańczyć bardziej energicznie. Nie sądzę jednak, żeby mieli w planach to salto, które wykonali wkrótce potem. Panienka znalazła się rozciągnięta jak długa na podłodze, na której o tej porze był już tzw „syf z gilem” czyli mazia złożona z kurzu, pyłu, skroplonych wyziewów i wolę naprawdę nie wiedzieć czego jeszcze. Absztyfikant miał wprawdzie miękkie lądowanie na niej, ale będąc wyższym przydzwonił głową w podest aż zadudniło. Dobrzy ludzie podnieśli ich i odtransportowali gdzieś. Może pod budkę z piwem.
Druga para to była para niemieszana. Ale wstrząśnięta czymś porządnie. Odkryłam ich zupełnie przypadkiem wracając do mojego towarzystwa, które troszkę wymiękło i spoczęło na kanapie, podczas gdy ja sobie tańczyłam „na stole”, czyli podeście dla DJa. Przypadek był dla mnie na szczęście łaskawy, toteż nie przewróciłam się przez dwie pary męskich nóg leżących na parkiecie. Po przyjrzeniu się uważniej temu zjawisku w mętnym świetle klubu doszłam do wniosku, ze nogi leża tu razem z właścicielami. Dwóch chłopców miało już resztę Sylwestra zorganizowaną, spali lepiej niż w łóżkach, oparci o ścianę, jak dwa barokowe aniołki zetknięte główkami, z rozmarzonym uśmiechem na ustach. Nie wiem, co im się śniło, ale może budka z piwem.
Trzecia para też była niemieszana, ale tym razem damska. Zauważyłam je, kiedy wpadły na moją koleżankę, wykonując jakieś dziwne obroty, przyklejone do siebie jak na super glue. Pomyślałam naiwnie,  ze dziewczyny się chyba bardzo kochają, ale teraz myślę, że po prostu wychodziły z założenia, że co cztery nogi to nie dwie, łatwiej utrzymać pion. Odpłynęły gdzieś w dal, ale powtórne z nimi spotkanie było bardziej interesujące. Wiadomo, ze na takich imprezach, odwiedziny przybytku, gdzie król chodzi piechotą, mogą dostarczyć niezapomnianych wrażeń. A przede wszystkim są dość czasochłonne, przynajmniej w sekcji damskiej. Udałyśmy się więc we trzy do kolejki, dokańczając ostatnie łyki naszych drinków, żeby potem oddać w przelocie szklanki i wrócić tańczyć. Skończywszy swojego, trochę nie bardzo miałam co zrobić ze szklanką, kiedy nadeszła moja kolej, postawiłam ją więc na półce, z myślą, ze wezmę po wyjściu. Po wyjściu czekał na mnie tragiczny obraz głupoty alkoholowej. Te same dwie panienki, ledwo już stojące na nogach,  nagle zainteresowały się moja szklanką. Byłam tak zdziwiona, że tylko patrzyłam, co się dzieje. Wzięły szklankę, NIE UMYŁY  jej nawet, po czym zaczęły sobie do niej coś wlewać i się tym  raczyć. Nie mam AIDS, syfilisu, gruźlicy ani koziej grypy, ale nie mam tego wypisanego na czole! Fuj! Fuj! Fuj! Panienki chyba stwierdziły, że alkohol zdezynfekuje wszystko. Patrzyłam na nie, zastanawiając się co powiedzieć, w końcu powiedziałam im, że to moja szklanka, bo pomyślałam, że w tym stanie zamroczenia laski myślą może, ze stoją przy barze, a nie w kibelku, i że wzięły sobie czystą szklankę. Popatrzyły na mnie szklanym wzrokiem więc, żeby jakoś zakończyć rozmowę powiedziałam „Odnieście ja potem”. „Do baru?” -  upewniła się jedna. W sumie mi wszystko jedno, może być pod budkę z piwem.

Nie zrozumcie mnie źle, klub był pełen ludzi, którzy świetnie się bawili, korzystając również z alkoholu. Jednak to co mi się nasuwa jako puenta, to myśl, że żeby być „panem spod budki z piwem” wcale nie trzeba stać pod budką, ani nie trzeba być panem.

Elektryczny świat


29.04.2010

Trzasło, błysło i zgasło, jak to się mówi. No, może trochę przesadziłam. Efekty nie były aż tak spektakularne, szczerze mówiąc wręcz przeciwnie. Wyglądało to trochę tak, jakby świat powoli zwalniał, a potem zamykał poszczególne drzwi, tak że w końcu zostałam w jednym małym pokoju. Pokój nazywał się Interia i była to jedyna rzecz, która pojawiała się na ekranie komputera. Co nie znaczy, że można było coś z nią zrobić. Absolutnie nie.
Tak czy inaczej, pomijając szczegóły akcji, okazało się, że komputer nie nadaje się chwilowo do użytku. W pierwszej chwili wiadomość ile będzie trwała naprawa oraz ile potrwa, nie robiła wrażenia. Ale z biegiem czasu.....
Przekonywałam się, że komputer tak naprawdę nie jest mi potrzebny; że ochronię trochę oczy, odpoczną mi palce i nadgarstki, wyprostuje się kręgosłup. Przecież mogę iść do kina zamiast filmu z dvd, spotkać się z koleżanką w kawiarni, zamiast spędzać godziny na gg i skypie, zagrać w realne scrabble, przeczytać gazetę zrobioną z papieru i popatrzeć w niebo wreszcie przy użyciu mojego teleskopu zamiast śledzić na ekranie przelot kolejnego satelity. Moje chęci były naprawdę szczere, ale to wszystko nie jest takie proste.
Najpierw okazało się, że koleżanki chętnie gadają na gg, bo mogą wtedy robić jeszcze tysiąc spraw dodatkowo, a na spotkanie „na mieście” to już za bardzo czasu nie mają. W kinie grali akurat nie takie filmy, jakie miałam ochotę obejrzeć. Gazetę XXXX wykupili mi zanim dogalopowałam do kiosku, a z kupnem magazynu YYYYY wystartowałam kilka dni za późno na stary numer i kila dni za wcześnie na nowy numer. Teleskopu nie umiałam uruchomić i cały czas chodziło mi po głowie, że w internecie na pewno znalazłabym nie tylko instrukcję obsługi (zrozumiałą, a nie to co było w pudle od tego inspirującego urządzenia), ale setki porad i tysiące ludzi chcących o tym porozmawiać. A więc wieczór spędziłam patrząc tępo w miejsce gdzie stał komputer i zgrzytając zębami.
I pomyśleć, że jeszcze sto lat temu, a może nawet i siedemdziesiąt (nigdy nie lubiłam historii), ludzie nie wiedzieli, co to jest komputer.....
Cała ta historia przyniosła mi na myśl inny problem. Prąd! Bez niego nawet komputer nie zadziała. To żart oczywiście, niemniej jednak mamy teraz w domach tyle urządzeń, które nie potrafią żyć bez prądu, że aż dziwne, że sami się jeszcze do niego nie podłączamy. Moja koleżanka ma na przykład elektryczny nóż do mięsa. Zawsze jak widzę, jak kroi pieczeń, zastanawiam się, czy gdyby właśnie wysiadł prąd, umiałaby podać to danie swoim gościom, czy też wtedy wszyscy rzuciliby się na te zwierzęce zwłoki i po prostu rozszarpali je na kawałki pazurami.
Najgorzej mają chyba ci, którzy mieszkają w takim miejscu, że po prostu nie mają innej możliwości, jak napędzać wszystko prądem, bo nie da się na przykład doprowadzić gazu. Wtedy przy każdej awarii to już klęska, nawet nic ugotować nie można.
Ale i my w miastach mielibyśmy czasem z tym problem. Piekarnik to już teraz jednak urządzenie w większości działające na prąd, a nie na gaz. Podobno łatwiej kontrolować temperaturę i lepiej się wszystko dopieka. Oczywiście pod warunkiem, że termostat się nie zepsuje. Moja babcia miała stary dobry piekarnik na gaz, temperaturę sprawdzała „na rękę”, bo nie wierzyła zamontowanemu w drzwiach termometrowi, a wszystkie dania wychodziły pyszne. Czajniki elektryczne też powoli wypierają te tradycyjne, do tego stopnia, że nie mamy już w domach tych normalnych i w panice gotujemy wodę na herbatę w garnku, jeśli w elektrowni jest jakiś problem.
W czasach mojego dzieciństwa wyłączenia prądu były nagminne. Spiker w radio ogłaszał też co rano tzw stopień zasilania. Zapałki i świeczka były zawsze w pogotowiu, a gdy tylko wyłączyli prąd, wszyscy biegli do kuchni i łazienek „łapać wodę”, bo jednej awarii towarzyszyły najczęściej kolejne niedogodności. Teraz zdarza się to dużo rzadziej i może dlatego mamy duże zaufanie do naszych elektrycznych urządzeń. Co się dzieje, kiedy to zaufanie zostanie zdradzone widzieliśmy „na żywo” podczas wielkiej awarii w USA, 4 sierpnia 2003, największa w Ameryce, trwająca 30 godzin awaria elektryczności dotknęła 50 milionów ludzi, a w kilku stanach wprowadzono stan wyjątkowy. Wstrzymano wtedy pracę siedmiu elektrowni atomowych.

Cóż, na prąd jesteśmy jednak skazani. Nikt nie ma zamiaru wracać do epoki kamienia łupanego. Możemy najwyżej spróbować trochę się uniezależnić od tego, co nie jest nam niezbędne. W związku z tym idę sobie opiłować paznokcie moim nowym pilnikiem elektrycznym.