poniedziałek, 11 czerwca 2018

Zamyśliłam się nad potrzebą snu


14 marca 2013

Nie pamiętam oczywiście jak byłam małym dzieckiem, ile potrzebowałam snu.
Ale pamiętam siebie z podstawówki, wtedy moment pójścia spać to była najgorsza pora dnia. Nienawidziłam spać. Miałam koszmary. Nie mogłam zasnąć. Zasypiałam, miałam koszmary, budziłam się i nie mogłam zasnąć. I tak w kółko. Najgorsze, gorsze chyba nawet od powtarzających się koszmarów, było leżenie w łóżku godzinami i czekanie kiedy przyjdzie sen. A ten nie bardzo chciał nadejść…
Podejrzewam, że mama wysyłała mnie spać  za wcześnie, może kierując się jakimiś ogólnymi zaleceniami, a może chciała mieć chwile dla siebie, choć chyba nie byłam bardzo uciążliwym dzieckiem.
Kiedy wreszcie mogłam położyć się spać o takiej porze, o jakiej chciałam, okazało się, ze potrzebuję bardzo mało snu. Uwielbiałam piątki i soboty, kiedy do drugiej, trzeciej nad ranem siedziałam w słuchawkach słuchając muzyki , pisząc, czytając, malując, uzupełniając swoje zeszyty z Listą Trójki. Coś pięknego. J
Mój rekord niespania w ogóle? Skromny chyba: 36 godzin.
Pamiętam też taki czas, kiedy ze zmęczenia nie mogłam zasnąć… Okropny czas w moim życiu. Potwornie zabiegana, zmartwiona, zmęczona do granic możliwości – kładę się późno w nocy i nic. Nie mogę spać. Podobno to normalne w takim skrajnym stanie zmęczenia.
Potem zaczęłam lubić spać, ale nigdy nie byłam takim śpiochem, co to może przespać 15 godzin jednym tchem. Najlepiej śpi mi się między północą a ósmą rano.
Ale mój sen znów zaczynają dotykać zaburzenia. A to nie mogę zasnąć, a to budzę się o czwartej rano i koniec, a to budzę się tak zmęczona jakbym wcale nie spała.
Ale jak już śpię, to sny miewam fajne…  Najbardziej podobały mi się te sny, w których spełniały się moje marzenia z rzeczywistości.  To tak bez zdradzania szczegółów.  Oraz te, w których latałam… Oj, dawno nie śniło mi się, że latam, mógłby mi się znów ten sen przytrafić. Wspaniałe uczucie.