wtorek, 17 kwietnia 2018

Luty 2014


1 lutego 2014
całą noc śnił mi się M  
najpierw on mnie odwiedzał u mnie w domu, ale mieszkałam w jakimś dziwnym miejscu, stary ogromny, drewniany dom, ze schodami, którymi „karawan mozna byłoby wnieść dyszlem do sciany”.
a potem jakbym ja odwiedzała jego w mieszkaniu, w bloku, widno, ciepło, wspaniały moment, kiedy przytuliliśmy się głowami, trochę jak Ruth i Arthur 
a w końcu to cos jakbyśmy mieszkali razem, bo była P, pomagałam mu porządkować jakieś zdjęcia i papiery, odwiedzała nas moja mama. cudnie  


1 lutego 2014

Top Gun  

1 lutego 2014

wysłałam zaproszenie….  

2 lutego 2014
odwiedziłam mamę
zagrałam w zdrapkę
zamiotłam
umyłam podłoge w kuchni
pomalowałam pazk=nokcie u nóg
naszykowałam spodnie na wyciągnięcie ręki
opiłowałam paznokcie u rąk
chyba teraz coś zjem

ale generalnie przy wszystkich tych czynnosciach po prostu czekam….

2 lutego 2014
zjadłam
wykąpałam się
posmarowałam się
ubrałam się
pomalowałam paznokcie
uczesałam się
zmieniłam kolczyki
umalowałam się
wyperfumowałam się
chce mi się ubrac i wyjśc „to meet you half way”
zachowuję się troche jak Harry kiedy czekał na Dumbledore’a….. Wish it would end the same…

 3 lutego 2014
nawet jestem w niezłym stanie, zważywszy na wczorajsze rozczarowanie…
praca, zakupy chemiczne, ogarnianie domu, hizpański, internet…
dieta!!!! chcę zejśc poniżej 70…

4 lutego 2014
miły dzień
yogę mi się fajnie ćwiczyło
pomysł z podziałem sprzątania okazał się bardzo trafiony
skończyłam ksiązkę
troche się dieta wieczorem załamała, ale nie bardzo, więc trudno

tęsknię  

5 lutego 2014
napisąłam do M w sprawie  mam nadzieję, ze to będzie win-win situation dla mnie
A odebrał swoje specyfiki.
popracowałam

mam zamiar odpuscic sobie dzisiejsze zadania i oglądac House’a 

 6 lutego 2014
ale dziś świetnie mi się udało w pracy  jestem z siebie bardzo zadowolona
zrobiłam zakupy. wydałam tyle kasy, że tego jedzenia powinno mi starczyc do jakiegos 17 lutego!
sytuacja chyba jednak nie jest win – win… kurcze…
próbuję nadrobic zaległości z wczoraj.

8 lutego 2014

konkurencje w Soczi  

8 lutego 2014

Lisa  

8 lutego 2014

nade(j)szła 

8 lutego 2014
ale się strułam…. miałam noc z czwartku na piątek z głowy… w piątek pojechałam taksówka do roboty i ledwo sie od taksówki do budynku doczołgałam… koszmar był przetrwać. jak wróciłam do domu to walnełam się w łózko prawie w butach. potem sie na kanapę przeniosłam. i potem z powrotem do łózka. dziś dochodze do siebie, ale teraz np zjadłam lekki obiad i czuję rewolucję w brzuchu… masakra…
ale cos tam się ruszam i staram się nadrabiac zaległości z od czwartku. nawet jakos tam mi idzie. 

9 lutego 2014
przypomniało mi się, ze mi się snił M w nocy z pt na sb.  ale nie pamiętam co…
i śniło mi się, ze A się żenił i że wszystkie kobiety na weselu były w sukniach slubnych i moja miała dekolt do tyłka ;p plus 12cm szpilki miałam ;p

11 lutego 2014
a miał byc wczoraj taki fajny dzień.
tymczasem wieczorem wylądowłam z P u weta.
akcja w sumie trwa nadal, ale na moje oko jest juz całkiem niexle. mogłaby sie połozyc pospać.
nic mi sie nie chce. chyba sobie kapuśniaczku ugotuję  

12 lutego 2014
wczoraj wieczorem ponownie wet. na dziś mam zastrzyk do domu.
jestem wykończona. 

13 lutego 2014
dobrze, że już czwartek…
chciałaybym wygrac w lotto i oddac swoje miejsce pracy młodszym
i podzieliłabym sie wygraną w wieloma osobami….
żeby oni tez mogli ustąpic miejsca młodszym 
dziś wieczorem jeszcze wizyta u weta…

14 lutego 2014
tak się objadłam ciastem w pracy, że po drodze do domu kupiłam sobie słoik papryki marynowanej  jeszcze jej nie zjadłam, bo zrobiłam sobie spaghetti. do którego wsypałam łyżeczke kopiastą papryki.
spać mi się chce jak cholera :/

15 lutego 2014
czuję się dziś zignorowana…

16 lutego 2014
rozliczyłam się ze Skarbówką…
czyz to nie piękne?
mam nadzieję, ze wsyztsko dobrze wypełniłam ;p

17 lutego 2014
Popracowałam energicznie, zrobiłam zakupy, posprzątałam łazienkę, ogarnełam P, poczytałam, pouczyłam się hiszpańskiego, przejrzałam internet … i w tym momencie mi się energia skonczyła ;p
reszta jutro ;p
ojciec I nie zyje…  

18 lutego 2014
popraowałam, byłam w lesie na nordiku (po takiej przerwie wróciłam niezywa…), ogarnełam dom, powycierałam kurze, poczytała, ogarnęłam sie internetowo…. jeszcze cztery rzeczy mam do zrobiniea, a zaczyna mi się kończyc energia…
ale spróbuję – najpierw jeszcze jedna rzecz do pracy.

19 lutego 2014
zmęczona…

20 lutego 2014
w pracy dobrze wszystko się udało. jutro będe walczyc z filmem, byc może oprogramowanie trzeba będzie zmienić… no i jutro sie zapowiada dzień długi jak w sobótkę…
straciłam juz energię go wszystkiego
wydałam ostatnie pieniądze na zakupy, zostało mi 1,50… to co dzis nabyłam musi mi starczyć na tydzień jak dobrze pójdzie i na półtora jak pójdzie żle…
jasna cholera!!!!!
spac mi się chce
i w ogóle odczepcie się wszyscy

21 lutego 2014
padam dziś na tak zwany ryjek….

22 lutego 2014
zwolniłam znów tempo. nie wiem czy to wiosna, czy starość, ale energia siada mi najpóźniej w środę.
dziś odkryłam, ze w szafie mam pleśń…. ciekawe jak ja ja zlikwiduję. po okresie załamania wpadłam na pewien pomysł, zobaczymy, czy cos mi z tego wyjdzie.
dobrze choć, ze jest ciepło.
pograłam na gitarze, przygotowałam kawałek znów ksiązki, byłam na nordiku, zrobiłam sobie fajną kąpiel, poczytałam. nie mam na nic więcej energii.
zaraz zacznę oglądac od nowa House’a…
i tak dzien za dniem.
chyba znów zaczynam wpadać w dołek. 

 22 lutego 2014
a tak w ogóle to chciałabym znów poczuć ten stan… szkoda mi, że już go nie mam. co z tego, ze w ten sposób nic nie boli. kiedy tak naprawde nie czuję, ze żyję…

23 lutego 2014
pół nocy walki, bo P znów zaczeła podsikiwać. obyło się bez jazdy, tylko telefon, dziś mocz do badania.
mama w tragicznym stanie. całkiem wbrew swemu rozsądkowi zaproponowałam, zeby sie tu przeniosła na kilka tygodni odpocząc. ja potem chyba od razu do Tworek…. ale odmówiła.
energia spada
humor spada

nie jest dobrze

24 lutego 2014
staram sie powoli, bo inaczej padam
coś porobiłam troche odpoczełam
staram sie mniej jeść, ale diety robic nie będę
spać mi sie chce


25 lutego 2014
w pracy prawie ok, gdzyby nie rzucony na pożegnanie tekst naczelnej, który mnie tak wk….., że po prostu sie odwróciłam na piecie i poszłam sobie, bo jeszcze moment i zaczełabym rzucac mięsem.
nordik + opowieści o sąsiadach. monolog własciwie.
obiad, kąpiel, chyba troche za gorąca.
teoretycznie powinnam wyprasować, ale chyba nie mam siły.
zaczełam trochę tęsknić za M. i dobrze mi z tym, nie podobał mi się ten dziwny stan, w który ostatnio popadłam, niby dzięki temu nic nie bolało, ale jakas taka byłam martwa. więc troche sobie tak delikatnie tęsknię. śnił mi sie dziś. napisałam o tym do A, okazało się, że jemu się snił sen w temacie P. więc przez chwile sobie wspólnie potęsknilśmy, każde o „swoim facecie”.
jutro do weta na konsultacje i po zakup róznych rzeczy. na kredyt zakup, kasy brak.


26 lutego 2014
praca, praca, praca
poza tym prawie nic.
zmęczona jstem
ale trochę sobie tęsknię. chciałabym jakiegos momentu ożywienia, po którym mogłabym stały stan utrzymać

27 lutego 2014
ożywienia brak
kasy brak, w warzywniaku poleciałam na krechę
zmęczenie pełna parą

Always look on the bright side of life…

28 lutego 2014
padam
A pojechał do Warszawy
brak ożywienia
spać
żeby ten gość od wody już przyszedł, to bym mogła paść…


Nasza story (3)


12 czerwca 2014

 Czekoladowe marzenie 

Czekolada smakowała wyjątkowo dobrze. Wyjątkowo. Niesamowicie dobrze. Po prostu była to najlepsza czekolada jaką kiedykolwiek jadł w życiu. Całe szczęście, że kupił tą największą tabliczkę, a przez moment zastanawiał się czy taka ilość kalorii jest wskazana. Ale co tam, przecież ten dzień to największy sukces jego życia! Trzeba sobie dogadzać!
Pohamował się w kwestii myślenia o tym dniu jako o „sukcesie”. Jak zacznie stawiać sobie zadania i realizować je, a potem oceniać w kwestii sukces – porażka, to klęska gotowa. To jest związek, no dobrze: RELACJA, jakkolwiek ciężko określić na razie jakiego rodzaju. Ale nie zadanie do wykonania. Zwłaszcza, że połowa kwestii realizacji nie zależała od niego.
A więc – pohamował się. Który to już raz dziś się pohamował? Setny? Dwusetny? Hamował się cały dzień, choć chciał zachowywać się jak szaleniec.
Czekał tylko pięć minut. Przyszła, odnalazła go wzrokiem, kiedy już podnosił rękę, żeby do niej pomachać i podeszła do stolika. Przywitali się uściskiem ręki, który jak zwykle był dla niego zaskoczeniem. Jak to możliwe, że dotyk czyjejś ręki odczuwa tak, jakby to była jego własna dłoń? Jakby to były dwie części układanki idealnie do siebie pasujące? Na krótko jak zwykle stracił oddech, ale wziął się w garść i przypomniał sobie ostro, że ma się starać nie patrzyć na nią jak wół na malowane wrota.
Rozmowa z początku się nie kleiła. Nie chciał, żeby czuła się jak na przesłuchaniu, choć miał do niej miliony pytań. To chyba tak właśnie jest, że jak już się trochę kogoś zna i wydaje się ciekawą osobą, to chcę się jak najwięcej dowiedzieć o niej. Pytał więc i wplatał coś na swój temat. Nie był do końca przekonany, czy ją to w ogóle interesuje i cały czas musiał sobie powtarzać, że to jest jej naturalny wyraz twarzy, że widział go już miliony razy i nie jest on wywołany tym, co on mówi. Nie była ideałem – to stałe nadąsanie na twarzy było pewnym mankamentem. Nie, nie urody, ale było taką małą zadrą w czasie rozmowy. Dopóki się nie uśmiechnęła, cały czas miało się wrażenie, że słowa odbijają się od niej i w najlepszym wypadku wywołują politowanie.
Przełom nastąpił, gdy napomknął o swoim zbiorze książek, zaczęła wtedy zadawać pytania i uśmiechnęła się, słysząc jak rozwodzi się nad „Mroczną Wieżą” szukając co raz to nowych przymiotników. Niewiele, szczerze powiedziawszy, pamiętał z tej całej rozmowy, ale ten fragment akurat jakoś dotarł do jego przepełnionego endorfinami mózgu. Kojarzył też, że potem rozmawiali na wiele innych tematów i miał coraz większe przekonanie, że dobrze im się rozmawia.
A potem nadszedł ten piękny moment…. Rzuciła okiem na zegarek, ale zanim zdążył go opanować smutek, że pożegna się z nim i to będzie koniec, powiedziała „Fajnie się nam rozmawia”. Zdołał się tylko uśmiechnąć na to i pokiwać głową, choć na końcu języka miał „To może to powtórzymy?”. Przywołał kelnerkę, zamienili jeszcze kilka nic nie znaczących zdań w oczekiwaniu na rachunek, a potem zapytała, czy gdzieś go podwieźć. Tu było najtrudniej się powstrzymać, ale doszedł do wniosku, że byłoby to ponad jego siły i powiedział, że chętnie się przejdzie, a jeśli można odprowadzi ją do samochodu.
Który stał prawie na wprost kawiarni… To była strasznie krótka droga i nagle okazało się, że musi ją już pożegnać.
- Czy mogę jeszcze kiedyś zaproponować Ci spotkanie? – zapytał.
Nie odpowiadała długa chwilę, w zasadzie był już przekonany, że powie „nie”.
- Nie wiem. Nie potrafię ci odpowiedzieć. Spróbuj, zobacz. – powiedziała wreszcie.
- O nic więcej nie proszę. Tylko właśnie o to, żebym mógł jeszcze spróbować. – odpowiedział z ulgą.
Pokiwała głową i już za chwilę przeżywał znów te niesamowite wrażenia ściskając jej rękę na pożegnanie.
Odjechała, a on szedł przez miasto nie wiedząc właściwie gdzie idzie i usiłując uporządkować wspomnienia z tego wieczoru. Chciał kupić sobie butelkę szampana, ale doszedł do wniosku, że przecież nigdy nie lubił szampana. Potem pomyślał o czerwonym winie, ale to przecież jej smak, nie jego. Więc kupił sobie do świętowania czekoladę.
Jadł teraz tę czekoladę i starał się na razie nie wychodzić z marzeń o tym, że oto nie odmówiła mu po raz kolejny…