środa, 28 lutego 2018

Ostatnia (1)


02.09.2013

Rozdział pierwszy „Mam pierwsze zdanie”

Trzasnęły drzwi.
- Kochanie, wydaje mi się, że mam pierwsze zdanie!
Filip natychmiast pojawił się pokoju.
- Naprawdę? – zapytał z uśmiechem. – To wspaniale, mówiłaś, że nic Ci nie przychodzi do głowy. Czy to znaczy, że już wszystko wiesz, kto będzie bohaterem, co się stanie, jak się skończy i w ogóle?
Gośka zaczęła się śmiać.
- Nic się nie zmieniasz. Pisze przy tobie już chyba dziesiątą książkę, a ty dalej jak na początku pytasz mnie, jak się skończy. Przecież wiesz, że nie wiem. Ale pierwsze zdanie jest najważniejsze. Jak mam pierwsze zdanie, to już dalej pójdzie jak z płatka.
- Tak, wiem, wiem. I przy każdej książce mówisz to samo „Wydaje mi się, że mam pierwsze zdanie”. Moja ty Virginio Wolf – uśmiechnął się i przytulił ją. – To znaczy, że mam ci teraz nie przeszkadzać.
- Uhm, gdybyś mógł. Zapisałam je i teraz myślę.
Filip poszedł do kuchni. Byli już małżeństwem prawie osiem lat, wiedział też na co się pisze, bo znał Gośkę dużo dłużej. Kiedy siadała do książki, lepiej było jej nie przeszkadzać, inaczej zmieniała się w drapieżną bestię. A pisała wspaniale, wszystkie książki sprzedawały się znakomicie, zdobywała nagrody, byli bogaci. W sumie wcale mu nie przeszkadzało, że tylko dorywczo wykonuje jakieś drobne tłumaczenia, a poza tym zajmuje się domem. Taki househusband. Ciekawe czy ktoś kiedyś w końcu wymyśli na to jakieś politycznie poprawne tłumaczenie. On się nie widział w tej roli, wolał dokumenty prawnicze.
Z gabinetu dobiegał klekot klawiszy. To znaczy, że Gośka nawet nie tylko myśli, ale również zapisuje swoje przemyślenia.
W kuchni wypakował zakupy i obierając włoszczyznę na zupę nadal myślał o ich życiu. Zawsze go to nachodziło, kiedy Gośka wpadała w trans pierwszego szkicu powieści. Potem, kiedy już pisała kolejne rozdziały, pracowała jak robotnik w fabryce, a raczej jak urzędnik za biurkiem, od 8 do 16. Zjadała śniadanie, siadała do komputera, w milczeniu przyjmowała od niego kawę, kanapkę, owoce, herbatę, sok. Kiedy kończyła pisać, wiedział, że ma jeszcze około godziny na podanie obiadu, Gośka musiała odreagować. Wychodziła na balkon w ich starym mieszkaniu, a do ogrodu odkąd się przeprowadzili, i po prostu oddychała, porządkując myśli, jak to nazywała. Potem mogli zjeść obiad, czy też kolację. Wieczory mogli spędzać tak jak chcieli, choć w najgorętszym czasie pisania Goska jak ognia unikała kina i książek, mówiła, że się boi, że nieświadomie wciśnie coś „nie swojego” do powieści.
Dzieci nie mieli. Nawet bardzo się nie starali, jakoś nie czuli powołania do rodzicielstwa. Filip wrzucił włoszczyznę do garnka i zastanowił się, czy nie brakuje mu potomka. To też był stały motyw jego przemyśleń. Zawsze jednak dochodził do tego samego wniosku – nie brakuje. Nie stresowała go też ewentualność, że kiedy zachce mu się zostać ojcem będzie już za późno. Było tyle dzieci w domach dziecka, że mogli by mieć nawet drużynę piłkarską. Choć może byłoby miło przekazać komuś swoje geny? Filip wiedział, że był przystojny: wysoki, szczupły, miał ciemnoniebieskie oczy o głębokim spojrzeniu, szerokie brwi i ciemne, kręcone włosy, które nosił dość długie, co podobno upodabniało go do Jima Morrisona. Szkoda, że nie miał talentu Jima, ale Gośka miała go za ich dwoje. Dziecko z mózgiem Gośki i jego wyglądem – ho ho. Uśmiechnął się do tej myśli, zmniejszył gaz pod patelnią z kotletami sojowymi i poszedł ukradkiem rzucić okiem na swoja żonę.
Często tak robił, gdyż od początku wydawała mu się cudem natury. Była niska, okrągła i pulchna, miała bardzo gęste proste włosy, które nieodmiennie strzygła na jeża, kpiący uśmiech i piwne oczy jak dwie pięciozłotówki. A kiedy pracowała w skupieniu, była jeszcze piękniejsza, promieniowała wewnętrznym światłem, palce zręcznie skakały po klawiszach, na ekranie wyskakiwały kolejne słowa, zdania, wyrażenia, punkty, imiona, nazwy, z tej odległości wyglądające jak sznury mrówek wyskakujących z mrowiska i ustawiających się w narzuconym porządku. Pozwalała mu zaglądać w to, co tworzyła, ale wolała, żeby nie czytał zbyt dokładnie, tłumacząc się, że może jeszcze dokonywać różnych zmian. Zawsze jednak początek był tajemnicą, musiała mieć co najmniej dwa rozdziały, żeby mógł coś zobaczyć. 
W kuchni coś zasyczało, więc Filip biegiem, choć na palcach, wrócił do swojego królestwa. No oczywiście się tak zagapił, że jarzynowa znalazła sobie inne zajęcie niż spokojne gotowanie się w garnku – poszła na spacer. Obrócił kotlety na druga stronę, uporządkował piec i zaczął siekać pory na surówkę na szerokim blacie tuż pod oknem. Po rękach, nożu i desce do krojenia skakały mu śmieszne cienie wywołane przez rosnące tu krzewy. Gośka zawsze mówiła, że się za bardzo rozrosły, ale dla niego było to dobre – południowe okno w kuchni czasem nie było dobrym rozwiązaniem, a dzięki tym krzewom miał przynajmniej cień. Nie były jednak tak gęste, żeby nie zauważył, że na sąsiedniej posesji kręcą się jacyś ludzie.
Ten plac był pusty odkąd tu zamieszkali. Na początku specjalnie go to nie dziwiło, w końcu ulica się dopiero rozrastała, kiedy oni zaczęli budowę domu, stały tu tylko trzy inne domostwa, a razem z nimi do budowy przystąpiło czterech innych ludzi. W ciągu tych kilku lat kiedy tu mieszkali, ulica pokryła się w całości zabudowaniami, przeważnie dość dużymi, bo była to jednak dzielnica bogatych ludzi. Wytyczono też nowe uliczki odchodzące w bok i tam też powstawało coraz więcej domów. Zrobiło się małe osiedle, nawet sklep spożywczy ktoś w końcu otworzył.
Ten jeden plac był jednak wciąż pusty, porośnięty chwastami, w których buszowały ptaki, koty sąsiadów i dzieciaki bawiące się w chowanego. Był duży, nawet jak na tutejsze standardy, może dlatego nikt go nie kupił tak długo. Straszył trochę, jak dziura po wyrwanym przednim zębie, i trochę nieprzyjemnie było koło niego przechodzić, zwłaszcza wieczorem, bo nie był ogrodzony i biła z niego jakaś dzikość. Filip zawsze zastanawiał się jak dzieciaki nie boją się tam bawić, ale cóż, najwyraźniej pójście tam z kolegami i psem w pogodny dzień to nie to samo, co spacer w nocy.
Teraz jednak najwyraźniej ktoś się zainteresował tym miejscem. Poprzez migające w słońcu liście bzu widział stojących na ulicy ludzi: mężczyzna, kobieta na wózku inwalidzkim, córka i syn. Dookoła nich stało kilkunastu mężczyzn w roboczych strojach i jeden facet w garniturze z teczką. Ich gestykulacja pokazywała całkiem jasno, że tematem rozmowy jest ów plac.
- Miejmy nadzieje, że to będą nasi nowi sąsiedzi, a nie, że są to inwestorzy, którzy na tym placu postawią jakiś sklep, wypożyczalnię lawet, burdel albo przychodnię lekarską – pomyślał Filip. – Taka spokojna ulica, przykro byłoby to stracić. No i miejmy nadzieję, że okażą się mili.

Jak udać, że się rozmawia, a nie dopuścić przeciwnika do głosu - lekcja pierwsza

22.01.2011

Ling Woo: So Jackson Duper, you don't tell a woman your real name?
Jackson Duper: Hey, for all I knew...
Ling Woo: You knew me well enough to go to bed with me.
Jackson Duper: Look...
Ling Woo: Why the alias? You wanted?
Jackson Duper: No.
Ling Woo: Certainly not by me.
Jackson Duper: Excellent. Do I get to talk?
Ling Woo: Fine. Quick, think up something.
Jackson Duper: Look...
Ling Woo: We're back to look.
Jackson Duper: Hey...
Ling Woo: We're back to hey.
Jackson Duper: Ling...
Ling Woo: How do you know my real name? Oh that's right, I GAVE it to you. What an odd thing to do.

Ling Woo: Więc, panie Jackson Duper, nie podajesz kobiecie prawdziwego imienia?
Jackson Duper: Hej, o ile wiedziałem…
Ling Woo: Wiedziałeś wystarczająco dużo, żeby iść ze mną do łóżka.
Jackson Duper: Słuchaj…
Ling Woo: Więc czemu fałszywe dane? Jesteś poszukiwany?
Jackson Duper: Nie.
Ling Woo: Na pewno nie przeze mnie.
Jackson Duper: Świetnie. Mogę coś powiedzieć?
Ling Woo: Jasne. Szybko, wymyśl coś.
Jackson Duper: Słuchaj..
Ling Woo: Wróciliśmy do „słuchaj”.
Jackson Duper: Hej…
Ling Woo: Wróciliśmy do „hej”.
Jackson Duper: Ling…
Ling Woo: Skąd znasz moje prawdziwe imię? A, tak, PODAŁAM ci je. Co za dziwaczne zachowanie.

Cytat z serialu „Ally McBeal”

Perfect "Całkiem inny kraj"

19.11.2011


W biały dzień, podszedł do mnie gość
Szara twarz, pospolita dość
W oczy zajrzał mi, beznamiętnie rzekł
Dałbyś coś, strasznie chce się jeść
Może toczy mnie HIV, ale jeść się chce

Nie mogę się jeszcze przyzwyczaić
Do obrazków które z kina znam
W głowie gdzieś nie mogę się przestawić
Że to jest już całkiem inny kraj

W biały dzień, słyszę kuli gwizd
Drugi strzał, w niebo leci krzyk
Chodnik barwi krew, lecą tafle szkła
Jak we śnie, z okna spada płaszcz
Nie wiem czy mogła mieć siedemnaście lat

Nie mogę się jeszcze przyzwyczaić
Do obrazków które z kina znam
W głowie gdzieś nie mogę się przestawić
Że to jest już całkiem inny kraj

Moja prawda o życiu

17.07.2011


Wyciągając rękę do świata możesz dostać uśmiech, radę, ciepło, zrozumienie, wsparcie i masę innych wspaniałych rzeczy. Ale czasem trafiasz na garnek z wrzątkiem i wtedy dobrze jest umieć odpowiednio szybko odskoczyć.
Postanowienie niekoniecznie noworoczne: nie stracę głowy dla żadnego z poniżej wymienionych:
  • Alkoholik
  • Pracoholik
  • Każdy inny – holik, z seksoholikiem na czele
  • Mizoginista
  • Szowinista
  •  Każdy inny – ista (poza homoseksualistami, którzy są najlepszym przyjacielem kobiety, więc można dla nich stracić nie tylko głowę i nie ponieść straty)
  • Facet z żoną
  • Facet z narzeczoną
  • Facet z byłą żoną
  • Facet z byłą narzeczoną
  • Facet, któremu się wydaje, że jest wolny
  • Facet, któremu się wydaje, że jest pępkiem świata
  • Facet, któremu w ogóle coś się wydaje
  • Megaloman
  • Erotoman
  • Każdy inny –oman, włączając Oman, bo kto do cholery wie, gdzie on w ogóle leży
  • Emocjonalny prawiczek
  • Emocjonalny popapraniec
  • Każdy inny emocjonalny gwałciciel i niedocof

Nawet Mike Tyson czasem niepotrzebnie opuszczał gardę i dostawał po ryju. Ja przynajmniej nie daję się już nokautować.

Brigdet Jones – dzięki za wskazówki

Grom z jasnego nieba

04.07.2011


Dom w bułgarskiej wsi Cryncza, miejscowości położonej w górach Rodopy, blisko granicy z Grecją, stoi pusty. Prawie pusty. Rodzina wyprowadziła się, a na posterunku został tylko ojciec bo tak dyktował honor głowy rodziny. Zamieszkał w opustoszałym domu, z którego wyniesiono wszystkie sprzęty, by uchronić je przed pożarem.. Mężczyzna czuwał z przygotowanym do użycia sprzętem pożarniczym, a w całym budynku stały beczki z wodą przygotowaną do gaszenia ognia. Skąd przekonanie, że w domu wybuchnie pożar? Otóż dom ten był regularnie ostrzeliwany ogniem z niebios. Pioruny wypłoszyły mieszkańców skutecznie, a nikt nie potrafił stwierdzić, dlaczego upodobały sobie właśnie to domostwo. Choć w domu przyciągającym pioruny zainstalowano aż 2 instalacje odgromowe, to budynek został trafiony gromami aż 10 razy. Błyskawice strzelały tam z nieba zawsze między godziną 15.30 a 16.30. Tajemniczą sprawą zajęli się nawet naukowcy z Bułgarskiej Akademii Nauk w Sofii, jednak i im nie udało się tej zagadki rozwiązać
Pioruny fascynują ludzi od dawien dawna. Piorun symbolizuje siłę, twórczość, moc tworzenia i niszczenia, obecność boga, gniew boga, potępienie, bóstwo wojny, broń boga, świt, początek, przemianę, szybkość, wiosnę, potęgę, fallus, natchnienie, płodność.
W greckiej mitologii piorun był atrybutem Zeusa; gdy bóg się gniewał, rzucał piorunami. Trzy pioruny Zeusa oznaczały los, przeznaczenie, opatrzność. Na prośbę swojej kochanki Semele Zeus okazał się jej w całej okazałości w błyskawicach i gromach, ale oczy śmiertelniczki nie mogły znieść tego widoku i Semele spłonęła. W japońskiej kulturze piorun jest jednym z pięciu żywiołów. Okalające go żywioły to ziemia i powietrze, a zależności między nimi: piorun wnika w ziemię oraz powietrze stanowi barierę dla pioruna.
W kręgach słowiańskich odkryto istnienie mitu o bogu piorunów, Perunie – Perkunasie, walczącym ze swoim przeciwnikiem, Żmijem.  Żmij  chował się przed Perunem pod istotami żywymi (człowiekiem, koniem, krową i in.), drzewem i kamieniem, został jednak pokonany i skrył się w wodę, oczyszczającą  ziemię. Atrybutami Peruna okazały się  między innymi góra, dąb, niebo,  koń, wóz, młot, strzała, grom i ogień. Po nadejściu chrześcijaństwa miejsce Peruna zajął Pan Bóg, Archanioł Michał i święty Eliasz, a jego przeciwnika Żmija - szatan, niegrzeczne dziecko, Turcy. Słowianie mawiali, że jeśli budynek trafiony piorunem się spali, to znaczy, że diabeł został trafiony, a jeśli nie to znaczy, że Eliasz chybił. Później w ludowych pieśniach można napotkać życzenia zabicia „piorunowym strzałem” kogoś, przez kogo autor pieśni doznał krzywd. Dzieciom zaczęto powtarzać, ze grzmi, kiedy Bóg się gniewa i żeby uważały, bo niegrzeczne dzieci Pan Bóg trafia „kulą z nieba”. Na pewno niektórzy z was słyszeli jeszcze takie lub podobne twierdzenia, ja na przykład pamiętam, że „Bozia się gniewa” i dlatego słychać grzmoty.
W wielu okolicach Polski burza, grzmoty i pioruny były też kojarzone z „kamieniem piorunowym”, a czasem tenże kamień piorunowy był po prostu z piorunem utożsamiany. Mówiono, że spada on na ziemię razem z błyskawicą, a także przypisywano mu właściwości pioruna. Częściej jednak kojarzono go z kamieniem, który można znaleźć po burzy i który przynosi szczęście. Wierzono też w jego lecznicze właściwości, zalecano pocieranie chorego miejsca, albo tarcie i podawanie choremu do wypicia z wodą, wódką lub mlekiem; bolące miejsca zasypywano czasem proszkiem z utartego kamienia. Zastosowanie strzałki piorunowej dotyczyło zwłaszcza bólu brzucha i głowy, poderwania, chorób oczu (u ludzi i zwierząt), ran i wrzodów, ciężkiego porodu, uroku, febry, przestrachu, plucia krwią i krwotoków, brodawek, bólu zębów i  tracenia mleka przez krowy. Nazwa kamień piorunowy miała też w polszczyźnie dziesiątki synonimów, z których większość to nawiązania do Boga, świętych, czasem diabła, np. strzałka Boża, czarci paznokieć, paluszek matki Boskiej.
W meteorologii piorun to bardzo silne wyładowanie elektryczne w atmosferze powstające naturalnie, zwykle towarzyszące burzom. Piorunowi często towarzyszy grom dźwiękowy oraz zjawisko świetlne zwane błyskawicą. Może ono przybierać rozmaite kształty i rozciągłości, tworzyć linie proste lub rozgałęziać się do góry lub w dół. Podczas uderzenia pioruna wyzwala się potężna energia. Główna jej część zostaje rozproszona w postaci ciepła w powietrzu,  niewielka jej część przekształca się na błysk i grzmot, który słychać na odległość 16-24 km. Część  energii elektrycznej zostaje rozładowana w punkcie uderzenia łuku elektrycznego w powierzchnię ziemi, co może być bardzo niebezpieczne dla znajdujących się w pobliżu ludzi oraz urządzeń.
Skutki uderzenia pioruna są dość różnorodne. Piorun może wywołać pożar. Uderzenia rozrywają pnie drzew i mury, potrafią oderwać płyty kamienne wykładzin dachowych, murów ważące do 100 kg i odrzucić je na kilka metrów, przepalają cienkie druty, wywołują uszkodzenia instalacji elektrycznych, telefonicznych i innych opartych o metalowe przewody, niszczą urządzenia elektryczne nie tylko poprzez bezpośrednie uderzenie w sieć, ale też poprzez wywołanie impulsu elektromagnetycznego.
 Od początku XX wieku przeprowadzono sporo eksperymentów z ujarzmianiem piorunów. Były próby z olbrzymimi miedzianymi kulami, połączonymi porcelanowymi łańcuchami i umieszczonymi na szczytach gór i eksperymenty ze “zmuszaniem” piorunów do uderzania w specjalnie wybudowane wysokie, metalowe . Dziś wiemy, że przyzwoitej wielkości błyskawica wyzwala energię ponad 1000 kWh. Przyjmując, że w czasie burzy, która średnio trwa ponad 2 godziny, co kilka sekund następuje wyładowanie atmosferyczne, ilość wyzwolonej energii w jest naprawdę olbrzymia. Problem polega na tym, że wyładowania, które trafiają w ziemię, niosą wg niektórych naukowców małą ilość energii. Najbardziej energodajne są wyładowania pojawiające się w samych chmurach. Jest to jednak tak kusząca perspektywa energetyczna, ze naukowcy się nie poddają.
Większość ludzi jest jednak zainteresowana raczej tym jak się chronić przed piorunami. W czasie burzy nie wolno się kąpać, chodzić na spacery, stawać pod samotnie rosnącymi drzewami, w pobliżu wysokich metalowych masztów ani w pobliżu linii elektroenergetycznych. Osoba przebywająca na otwartej przestrzeni powinna znaleźć pomieszczenie, budynek, ziemiankę i ukryć się w nim. Z braku innej możliwości schronić się w zagłębieniu terenu, nie kłaść się na ziemi. Najbezpieczniej jest ukucnąć ze złączonymi i podciągniętymi do siebie nogami. Należy odrzucić lub położyć na ziemi duże przedmioty metalowe przewodzące prąd. Trzeba również oddalić się od zbiorników i cieków wodnych. Osoby znajdujące się w górach powinny niezwłocznie zejść ze szczytów i grani, około 100 metrów niżej, najlepiej na stronę przeciwną do kierunku zbliżania się burzy. Mogą one usiąść na plecakach ale nie na metalowym stelażu, tak aby odizolować się od podłoża. Bardzo dobrymi miejscami na schrony są wnętrza klatek, kratownic (w tym i masztów), wagoników kolejki górskiej. Nie wolno jednak dotykać metalowych elementów konstrukcji. Także samochody chronią przed piorunem. Próbując kryć się w jaskiniach lub wnękach trzeba uważać by strop znajdował się co najmniej 3 metry nad nami, a ściany 1 metr od nas. Grupy osób pozostające na otwartej przestrzeni powinny się rozproszyć w odległości do kilkudziesięciu metrów, tak by na wypadek porażenia część grupy mogła udzielić pomocy porażonym.
Budynki i inne wysokie konstrukcje muszą być zabezpieczone piorunochronem, chroniącym je w czasie burzy. Instalacje elektryczne, w tym i sieci przesyłowe zabezpiecza się bezpiecznikami przeciwprzepięciowymi w celu ochrony przed skutkami przepięć wywołanych przez impuls elektromagnetyczny. W domu podczas burzy należy unikać korzystania z telefonów stacjonarnych przewodowych oraz urządzeń elektrycznych, przede wszystkim tych obsługiwanych ręcznie. Korzystanie z tych urządzeń grozi porażeniem impulsem rozchodzącym się w przewodach instalacji. Sprzęt domowy, zwłaszcza elektronikę – RTV, komputery itp. należy odłączyć od sieci elektrycznej i innych instalacji przewodowych (np. instalacji antenowych, telekomunikacyjnych, sieci internetowych, TV kablowej itp.), co zapewni ochronę tych urządzeń przed wyładowaniami atmosferycznymi.
Z piorunami żartów nie ma. Przykładem ostatnie tragedie w polskich Tatrach i rumuńskich Karpatach. A ja chciałabym na koniec wspomnieć zajście z sierpnia 1996 r. Wtedy to w miejscowości Berovo w Macedonii, przed kościołem na uroczystości religijnej zebrało się ok. 15 tys. wiernych. Nagle z jasnego nieba w tłum wiernych uderzył grom zabijając na miejscu 11 osób. Ponieważ piorun uderzył w wiernych, a nie w dzwonnicę, mieszkańcy Berova utrzymywali, że sprawił to gniew boży. W końcu już w Biblii mamy nawiązania do grzmotów jako objawienia się Boga. "A gdy lud ujrzał błyskawice, i górę dymiącą, usłyszał grzmoty i głos trąby, zląkł się" (Księga Wyjścia). Albo :  "Słuchajcie pilnie grzmotu, jego głosu i pomruku, który wychodzi z jego ust. Wypuszcza go pod całym niebem, a jego światło sięga do krańców ziemi. (...) Bóg przedziwnie grzmi swoim głosem, czyni wielkie rzeczy, których nie rozumiemy" (Księga Hioba).

"Lecz te, co jutro rykną, czym są dzisiaj gromy?
Iskrą tylko".
Dziady cz. III A. Mickiewicz