piątek, 9 marca 2018

Ostatnia (4)

02.05.2013


Rozdział czwarty „Ktoś tu zwariował”

Filip wstał powoli i podszedł do okna, na plecach czując spojrzenie Gośki. Wyjrzał dyskretnie przez okno. Dom stał.
- Gosiu… byłaś bardzo zajęta pisaniem, ale chyba nie chcesz mi powiedzieć, że nie zauważyłaś przez ponad pół roku, że ktoś już mieszka w tym domu, a przez poprzednie pół, że ktoś buduje dom.
Goska odstawiła filiżankę z herbatą, wstała i podeszła do okna. Wyjrzała przez nie, odsuwając powoli firankę. Plac był  wciąż pusty, porośnięty chwastami, w których buszowały ptaki, koty sąsiadów i dzieciaki bawiące się w chowanego mimo zmroku.
- Filip… czy ty się dobrze czujesz, kochanie?
- Chcesz powiedzieć, że nie widzisz domu na tym placu?
- A ty widzisz?
- Tak! Bo on tam jest!
- Ale nie denerwuj się tak. Spokojnie, usiądź, porozmawiamy…
- Tu nie ma o czym rozmawiać! Tu trzeba dzwonić po lekarza!
- Ale chyba nie do mnie. To ty widzisz coś, czego nie ma.
- Nie, to ty nie widzisz czegoś, co tam jest!
- Filipie, o ile wiem halucynacje polegają na tym, że ktoś widzi coś, czego nie ma, a nie na odwrót. Poza tym jesteś tak zdenerwowany, że to najlepiej świadczy o tym, że coś jest z Tobą nie tak i sam to podświadomie czujesz. Czy coś się ci ostatnio stało, o czym mi nie powiedziałeś? Uderzyłeś się, albo coś? Chodź, usiądź na kanapie, uspokój się, a potem zadz… zobaczymy co dalej.
Filip usiadł posłusznie na kanapie i uznał, że najrozsądniej będzie na razie się zamknąć. Z Gośką było coś nie tak, a jego zdenerwowanie w niczym nie pomagało. Musiał wszystko przemyśleć, a do tego potrzebował czasu. Nie mógł działać za szybko, sprawa była bardzo poważna. Na razie przytulił się do Goski, upewniając ją, że wszystko jest w porządku.
- A może to ja zwariowałem? I faktycznie widzę coś, czego nie ma? – przez głowę przelatywały mu kolejne myśli. – Ale przecież na pewno jeszcze ktoś ich widział! W razie czego potwierdzi. Zresztą tak naprawdę wystarczy wyjść na ulicę i kazać Gośce dotknąć płotu. Na placu go nie było. Albo poprosić pierwszą lepszą osobę, która się pojawi, żeby potwierdziła, że ten dom tam jest.
- Filip?
- Tak?
- Od dawna ci się tak dzieje?
Filip poczuł, jak krew wręcz uderza mu do głowy. Opanował się całym wysiłkiem woli.
- Spokój – nakazał sobie. Powoli wyplątał się z jej objęć, jednocześnie starając się wciągnąć ją na siebie i zaczął całować po szyi. Sposób okazał się skuteczny. Za chwilę Gośka nie pamiętała już o żadnym domu, sąsiadach i zwidach, tylko gorączkowo ściągała z niego spodnie.

*       *        *
Filip leżał wpatrzony w noc. Gośka usnęła zaraz po tym, kiedy wymruczała mu do ucha, że jest najwspanialszym kochankiem świata. Taki był jego plan. Było mu teraz trochę głupio, że potraktował seks jako tabletkę uspokajająco – nasenną, ale musiał to wszystko przemyśleć, musiał mieć spokój.
W końcu zaczął coś ustalać. Rano – jakby nigdy nic. Miało to szanse powodzenia, zważywszy na przyzwyczajenia Goski i jej codzienny tryb wstawania z łóżka i siadania do pracy. Na wszelki wypadek  - plan B – gdyby tylko zaczęła zdradzać objawy, że chce rozmawiać o dzisiejszym zdarzeniu, powie jej, że…. No co jej powie? „Porozmawiamy później, kochanie”? czyli kiedy? Kiedy sprawdzę, czy to ja zwariowałem, czy ty?
Filip skrzywił się i odwrócił na drugi bok. Do kitu z takim planem. Musi jakoś ten poranek rozpracować, to najsłabszy punkt. Potem już pójdzie z górki – wyjdzie po zakupy. Najpierw pomaca własnoręcznie ten płot u sąsiada. Choćby to nie wiem jak głupio miało wyglądać. Potem zapuka do Zbyszka z pytaniem czy wie, gdzie można kupić najlepsze grabie, szpadle i inne takie. Zbyszek się zna, będzie pretekst. Potem oględnie rozpocznie konwersację na temat sąsiadów. Cos w stylu „mogliby coś z tym zrobić, nie?” i będzie obserwował reakcję, czy sąsiad pójdzie w kierunku „tak, strasznie ten plac zaniedbany” czy „tak, ale patologia nam się trafiła pod bokiem”.
To właściwie by wystarczyło, ale postanowił jeszcze poplotkować ze sprzedawczynią z pobliskiego sklepu. Na temat alkoholizmu sąsiada.
A potem… trzeba będzie odświeżyć znajomość z Włodkiem. Chyba już zrobił tą specjalizację z psychiatrii.

*       *        *

Gośka leżała z zamkniętymi oczami, oddychając głęboko i udawała, że śpi. Udawała już dziś coś trzeci raz. Najpierw, że wcale nie myśli już o problemie i chce się kochać, potem, że ma najwspanialszy orgazm świata, a teraz, że śpi. Nie podobało jej się to, nigdy dotąd nie oszukiwała w ten sposób Filipa, właściwie, jak dobrze pomyśleć, to w żaden sposób go nie oszukiwała do tej pory. Jasne, jakieś tam drobne białe kłamstwa, ale nigdy w poważnych sprawach. Wyglądało na to, że ta sprawa ją przerosła. Gośka po prostu nie wiedziała jak zareagować, wybrała ucieczkę, żeby potem wszystko spokojnie przemyśleć.
Leżała tak już chyba ze dwie godziny i myślała. Filip od czasu do czasu wzdychał i wiercił się, najwyraźniej nie spał. Ale nie potrafiła z nim porozmawiać. Trochę się go bała, skoro miał objawy jakiejś choroby psychicznej, ale przecież kochała go tak samo bardzo. Wszystko będzie dobrze, musi tylko przemyśleć, co zrobić.
Oczywiście, o pisaniu nie ma jutro mowy. Ale ranek musi przebiegać tak samo jak zawsze. Potem Filip pójdzie do sklepu, a ona znajdzie telefon do kolegi Filipa. Jakże on miał na imię… robił specjalizację z psychiatrii kiedy się ostatnio widzieli. Dawno temu to było. Ale cóż, sytuacja tego wymaga. Pewnie może nawet zmienił numer, ale to się zadzwoni na informację. Tylko jak on się nazywał… Przemek? Krzysiek? Grzegorz? Nie, Grzegorz, to przecież główny bohater. Swoją drogą, też jej pomysł przyszedł do głowy. Takie ładne imię dla takiego sukinsyna, molestującego własne dziecko. Powinien się Adolf nazywać. Ale charakterek jest udany. Dobrze by go zagrał Jack Nicholson… Trzeba będzie teraz poświęcić więcej uwagi córce, bo zniknęła jakoś w cieniu, a jej narkomania to taki wdzięczny temat. Może by tak na przykład przedawkowała w następnym rozdziale? Nie, to takie prozaiczne. A może odwrotnie, niech spróbuje na przykład poszukać pomocy u kogoś? O, to jest dobre! Tak, tak… ma dosyć matki obarczającej wszystkich winą za to, co sama sobie zrobiła i ukrywającej postępowanie ojca. Ma dosyć ojca z wiadomych względów. Ma anoreksję, ćpa, ale nie jest patologia w tej rodzinie. Robi to z bólu, to jej wołanie o pomoc. Tak, to jest właściwa droga. Zwraca się o pomoc do sąsiadów i wtedy….

Kogo wybrać

02.05.2012


„My theory is that we should just pick up people who are just a little bit less crazy than we are.”
Billy Chenowith,
Six Feet Under

„Ja mam taką teorię, że powinniśmy po prostu zadawać się z ludźmi, którzy są chociaż odrobinę mniej szaleni niż my sami.”
Billy Chenowith,
cytat z serialu „Sześć stóp pod ziemią”

Kayah "Bursztynowa wieża"

12.03.2012


W bursztynowej wieży jak księżniczka siedzi
piękny widok z okna ma
za miłość dawał wszystko
wszystko jest tak blisko
z okna widać cały świat
to co, że zza krat

Gdy on w srebrzystej zbroi
swoje demony goni
ona czeka chociaż wie
tak jak grzywy koni
w słodkiej lecz niewoli
ona też ozdobą jest

Lecz nocą gdy on zapada w sen
otwarte okno śni się jej
przez które wolna lecieć chce jak ptak

Gdy głos podniesie na nią
przeprasza swoją panią
karatem wielkim jak jej lęk
gdy podniesie rękę
to kupi jej sukienkę
i pereł tyle da
co łez

Lecz nocą gdy on zapada w sen
otwarte okno śni się jej
przez które wolna lecieć chce jak ptak
rozkłada swoje skrzydła, więc
i w czarną otchłań rzuca się
po to by w objęć jego siatkę spaść

Myśli kilka w temacie śliskim

05.10.2011

Rzadko wypowiadam się na tematy mniej lub bardziej polityczne (poprawne i nie), bo jestem jedną z tych osób, które od polityki raczej trzymają się z daleka. Ale czasem i mnie coś napadnie.
Trwa kampania, jak większość z nas wie. Mieliśmy już na początku akcję ze spotami niby-wyborczymi. Nic nie wiadomo, ale wszyscy wiedzą o co chodzi, nikt się nie „kampaniuje”, mówią przecież tylko o wnukach, no ewentualnie pokazują swoje dawno zdobyte okopy, wszystko politycznie poprawne. Na dodatek niestety zapadł potwierdzający to niby-wyrok.
Potem ruszyły spoty wyborcze. Takie para-spoty w naszej para-rzeczywistości na temat para-polityków. Niektóre pokazują, że Polska to kraj głupków, którzy sami nie potrafią znaleźć sobie pracy ani miejsca w świecie, chyba że im je pokarze Anioł Litości Nad Własnym Narodem. Inne pokazują, że Polska to jeden wielki plac budowy, trasa W-Z i Stadion Dziesięciolecia w jednym, podobieństwo zamierzone. Inne posługują się starą dobrą zasadą „obiecuj to, czego chcą ludzie”. Obiecywać należy oczywiście w odpowiedni sposób manewrując słowami, tak aby potem można było powiedzieć „chcieliśmy, ale to i tamto”.  Przykład : hasło wyborcze – benzyna za dwa złote, dzięki obniżce akcyzy. Potem powiedzą, że oni obniżyli akcyzę, ale sprzedawcy nie obniżyli cen. I dupa, jak zwykle i jak zwykle nie z ich winy. Podobają mi się te, które bezczelnie mówią „oni już byli” – przynajmniej szczerze, wiadomo, że ich jedynym celem jest dorwanie się do koryta.
Zastanawiałam się przez wiele tygodni, a potem miesięcy, jak długo polska polityka może jechać na jednej katastrofie. Okazało się, że spokojnie prawie pół roku. Karmiono opinię publiczną coraz to nowymi kwestiami, począwszy od teorii mniej lub bardziej spiskowych; poprzez krzyż, dzięki któremu parę osób miało szanse pojawić się na ekranach telewizorów; aż do rodzin smoleńskich na listach wyborczych. Och, pominęłam raport, chyba mam nadal na mózgu smoleńska mgłę. Wszak to najważniejszy dokument tego roku, co ja mówię, dekady. Już biję się w piersi, wołając głośno „RAPORT”!
Teorie spiskowe zaczynają powoli stawać się stałym elementem naszej rzeczywistości. Niektórzy potrafili z samobójstwa też takowe ukuć. Nie mówiąc o tym, że następnego dnia po tym nieszczęśliwym wydarzeniu miałam deja vu czytając, że ktoś już postawił przed siedzibą krzyż… a jak ostatnio sprawdzałam w Biblii, to tam nadal samobójstwo nie było pochwalane.
Po raz kolejny przekonuję się też, że historia jest najbardziej dynamiczną dziedziną nauki. Kiedyś o Powstaniu Warszawskim albo nie mówiono, albo ewentualnie wieszano psy na jego bohaterach, włączając ich do grona zaplutych karłów reakcji. Potem okazało się, że był to wspaniały zryw narodu walczącego o wolność naszą, a psy wieszano już tylko na siedzących na progu Rosjanach. Teraz, zgodnie z nową mentalnością narodową, była to narodowa katastrofa. Drugi Smoleńsk. W tym jesteśmy wszak dobrzy. Ciekawe czy jakaś partia polityczna weźmie się za rozliczanie powstania listopadowego albo styczniowego, za powstanie w gettcie lepiej się nie brać, Żydzi nie pozwolą pluć na swoich bohaterów .
Dochodzę też do wniosku, że właściwie specjaliści, sądy i dziennikarze to w naszym społeczeństwie zawody na wymarciu. Wszystko będą robić politycy, bo każdy problem można rozwiązać w komisji do spraw. Sprawa zostanie dogłębnie zbadana, wyrok zostanie wydany, a po drodze zostanie popełnionych kilkaset artykułów, pamfletów, wypowiedzi ustnych i scenek rodzajowych. Eksperci będą potrzebni do złożenia podpisu, sędziowie do walnięcia młotkiem, dziennikarze do włączenia mikrofonu.
Ekonomia okazuje się nie przestała być podległa polityce wraz z zakończeniem planu sześcioletniego. Teraz politycy głaskali po głowach wszystkich ufrankowionych obywateli naszej RP, zapewne w nadziei na dodatkowy papierek w urnie. Ciekawe, że nikt się nie litował nad tymi uzłotówkowanymi, jak podnoszono stopy procentowe. No tak, nie było wyborów na horyzoncie. W sama porę zaszalał frank dając politykom pole do popisu, jak ulżyć biednym obywatelom.
Rzeczywistość nieco alternatywna wspierana jest przez tony ulotek, które codziennie wyciągam ze skrzynki. Czy ktoś ją jeszcze rozumie, czy już tylko wszystkich ogarnia pusty śmiech?

Nie rób Kalemu

29.05.2011


Kali miał bardzo prostą filozofię życiową, robił tak, żeby jemu było dobrze. Jak on kradł, było w porządku, jak jemu kradli – to już nie. W sumie jesteśmy chyba na nieco wyższym poziomie rozwoju i wiemy, że kradzież jest zła, obojętnie w którą stronę się odbywa. Przynajmniej większość z nas to wie, bo większość z nas nie ma w rubryce „zawód” wpisane „złodziej”. Ale czy nie posługujemy się tą samą „zasadą Kalego” w życiu emocjonalnym?

Jakże często boli nas coś, co ktoś robi nam, a sami nie widzimy, jak ranimy kogoś, kiedy robimy mu to samo. Ktoś wkurza się, jak znajomy/a odwołuje umówione wcześniej spotkanie na chwilę przed, a już nie pamięta jak sam odwoływał/a, często podając identyczny powód. Ktoś chce, żeby brać pod uwagę jej/jego zdanie, a nie bierze czyjegoś. Ranią nas wysyłane przez kogoś sprzeczne sygnały, a sami nie widzimy, że też wysyłamy takowe. Kiedy my chcemy od kogoś odpocząć jest ok, kiedy ktoś odpoczywa od nas jest nam przykro. Ktoś chce zostać zauważonym, ale nie zauważa kogoś innego. Ustawiamy ludzi w swoim życiu jak pionki na szachownicy, ale jeśli ktoś inny próbuje ustawić w swoim życiu nas, co najmniej się oburzamy. Czekamy, żeby ktoś nas przytulił, ale sami nie przytulamy kogoś, kto tego potrzebuje. Zarzucamy swoje towarzystwo opowiadaniem o sobie, a  nie pozwalamy opowiedzieć im swoich historii. Chcielibyśmy, żeby ktoś nam pomógł, ale pytamy „dlaczego ja?”, kiedy ktoś prosi o pomoc nas. Chcemy, żeby ktoś powierzał nam swoje tajemnice, a boimy się powierzyć mu/jej swoje. Oczekujemy zaufania, nie ufamy sami. Chcemy troski, nie troszczymy się sami.
Ktoś kiedyś powiedział, że to co nas najbardziej denerwuje w innych ludziach, to nasze własne wady. Oj, miał gość rację...
Na dodatek często, a nawet jak się dokładniej przyjrzałam najczęściej, jest tak, że te dwie osoby nie postępują tak ze sobą nawzajem, tylko z innymi osobami. Czyli, powiedzmy, Frania nie znosi jak Hania odwołuje wizytę na pół godziny przed, ale ta sama Frania dzwoni do Mani o 15.30 jak miały się spotkać o 16 i mówi „Słuchaj, stara, ja nie dotrę, bo mi się paznokieć złamał, spotkamy się za tydzień”. Mania ryczy, bo Frania jest podła, Frania ryczy, bo Hania jest podła. Nie ryczy tylko Hania, chociaż kto wie, Hani już na tyle nie znam, może i ona ma swoją Anię, która tak z nią postępuje.
Najgorsze w tym wszystkim jest właśnie to, przynajmniej dla mnie, że akcja toczy się między tyloma osobami, a nigdy właściwie między dwiema nawzajem. A przynajmniej ja tego nie zauważyłam. Gdyby Hania i Frania odstawiały sobie nawzajem takie numery, to albo doszłyby do porozumienia, że tak sobie nie będą robić, albo byłoby to może dla nich naturalne, w sumie wszystko przecież zależy od ustaleń między zainteresowanymi stronami. Ktoś może nie zniósłby smsów o północy, ale jeśli dwie koleżanki nie mogą żyć bez wysłania sobie buziaków na dobranoc – to dlaczego nie.
Tylko że tu się robi jakiś łańcuch pokarmowy, a on działa w jedna stronę.
Jak to ja, próbowałam oczywiście przeprowadzić dogłębną analizę i wyciągnąć jakieś wnioski. Ten, do którego doszłam, mnie nie pocieszył i tak naprawdę to chyba wolałabym, żeby nie był słuszny. Ale podobno, to czego słuszności się obawiamy, to właśnie jest słuszne, a inne wyjaśnienia to już tylko nasze pobożne życzenia. Mój wniosek? „Wszystko zależy od mocy uczuć, którymi kogoś obdarzamy”. Jeśli Frankowi zależy na Mańku, to będzie mu przykro, jak ten dwa dni nie odpisze na smsa, Maniek za to nawet tego nie zauważy, bo on większymi uczuciami obdarza Heńka, któremu z kolei nawet przez myśl nie przejdzie, żeby Mańkowi od razu odpisać, bo właśnie się zastanawia, dlaczego Janek już trzy dni nie pisze.
Czemu ten wniosek mi się nie podoba? Bo jeśli wiem, że Hani jest przykro jak Mania nie widzi jej smutku i nie potrafi jej pocieszyć, a jednocześnie wcale nie widzi potrzeby pocieszenia Frani, kiedy tej jest smutno, to co ja Frania mogę pomyśleć? Że Hania nie za bardzo mnie lubi. A jeśli Janek jest w depresji, bo Heniek nigdy nie ma dla niego czasu, a jednocześnie nigdy nie ma czasu spotkać się z Mańkiem, to co ja Maniek mogę pomyśleć? Że Jankowi nie zależy na moim towarzystwie. Powraca jak jesienne chłody pytanie: odwrócić się na pięcie i zająć tymi, którzy chcą mojego zainteresowania, troski, czasu, towarzystwa i chcą mnie tym samym obdarzać? Jak nie wpaść w pułapkę robienia tego na złość Mańkom, Frankom i Haniom „zobacz jaki/a jesteś dla mnie niedobry/a, dam sobie rade bez ciebie”? Jak zrozumieć, że ilość uczuć jakimi się obdarzamy może się różnic i jak dać sobie rade z tym, że może akurat ci, których obdarzamy duża ilością, mają dla nas ich mniej? Jak nie zacząć sobie głupio tłumaczyć czyichś zachowań „bo może jest introwertykiem/ nieśmiała/ zajęty/ kosmitką”, tylko zobaczyć to, co naprawdę jest?
Jesus, Jesus help me
I'm alone in this world
And a fucked up world it is, too
Pozwolę sobie zacytować jednego z moich ulubionych blogerów: „Dwójmyślenie, czy raczej dwójodczuwanie, jest pogrążającą w lodowej otchłani domeną ludzkiego żywota”.
Pora z tym skończyć.