środa, 24 kwietnia 2019

Ryby, krzaki i robaki

26.10.2015


Któż nie zna historii o Jonaszu w brzuchu wieloryba… J To chyba jedna z najbardziej popularnych biblijnych opowieści. Ale zacznijmy od początku.

Jonasz był synem Amittaja z Gat-Chefer w Galilei, na terytorium Zebulona. Prorokował około roku 844 p.n.e., kiedy to władzę w Izraelu objął Jeroboam II. Jego imię, pochodzenia hebrajskiego, wywodzi się od rdzenia ינה oznaczającego gołębia. W mowie potocznej oznacza człowieka, który przynosi kłopoty innym, sam wychodząc z nich bez szwanku. To ostatnie może do końca mu się udało…

Przypomnijmy więc tę historię. Jonasz zostaje wysłany przez Boga do Niniwy, której mieszkańcom ma ogłosić wyrok Boży (całkowita zagłada miasta), za zło którego się dopuszczają jeśli nie okażą skruchy. Jonasz postanawia zrezygnować z tego zadania i ucieka. Wsiada na statek, który płynie do Tarszisz. Na pełnym morzu statkiem zaczyna miotać sztorm. Marynarze przestraszeni, próbują ustalić kto/co jest przyczyną ich nieszczęść. Dopiero wtedy Jonasz przyznaje, że jest on Hebrajczykiem, czcicielem Jahwe, i że ucieka od zadania, które mu wyznaczył Bóg. Mówi, by wyrzucili go do morza, co oni po nieskutecznych próbach ratowania statku czynią, wtedy morze się uspokaja.

Bóg posyła wielką rybę, aby połknęła Jonasza, i prorok przebywa w jej brzuchu trzy doby. Przez cały ten czas Jonasz modli się do Boga, wołając o pomoc i oświadcza, iż teraz spełni to, co ślubował. Na rozkaz Boga, ryba wypluwa Jonasza na suchy ląd. Bóg powtarza Jonaszowi swój nakaz. Tym razem prorok posłusznie wypełnia swoje zadanie, udając się do Niniwy i głosząc jej mieszkańcom przez czterdzieści dni. Mieszkańcy dają posłuch Jonaszowi i zaczynają wierzyć Bogu, okazują skruchę i Bóg miłosiernie oszczędza miasto.

Ten kawałek znamy. Ale co się dzieje potem? Moim zdaniem jest to dużo ciekawsze, niż pływanie w rybie. ;) Otóż Jonasz nie może się pogodzić z tym, że Bóg zlitował się nad mieszkańcami Niniwy i dał im jeszcze jedną szansę. Trochę go rozumiem… Ale potem zaczął za bardzo kombinować. Stwierdził, że od samego początku wiedział, że Bóg ocali miasto i dlatego uciekał do Tarszisz. Niezadowolony i rozgoryczony, zrobił szałas niedaleko miasta i czekał, pragnąc zobaczyć co się teraz stanie. Bóg sprawił, że obok wyrósł krzew rycynusowy, dając Jonaszowi cień. Jonasz bardzo się ucieszył tym krzewem, ale następnego ranka Bóg zesłał robaczka, który uszkodził krzew, a potem Bóg zesłał gorący wschodni wiatr, który razem z prażącym słońcem osłabił Jonasza. Jonasz życzył sobie śmierci i mówił „Lepiej dla mnie umrzeć aniżeli żyć". Na to rzekł Bóg do Jonasza „Czy słusznie się oburzasz z powodu tego krzewu?" Odpowiedział „Słusznie gniewam się śmiertelnie". Rzekł Bóg: „Tobie żal krzewu, którego nie uprawiałeś i nie wyhodowałeś, który w nocy wyrósł i w nocy zginął. A czyż Ja nie powinienem mieć litości nad Niniwą, wielkim miastem, gdzie znajduje się więcej niż sto dwadzieścia tysięcy ludzi, którzy nie odróżniają swej prawej ręki od lewej, a nadto mnóstwo zwierząt?"

Biblia nie mówi, co na to dalej Jonasz. Pozostaje mieć nadzieję, że Bóg ulitował się też nad nim.

Taka refleksja mnie naszła – Bóg wie, czy ktoś autentycznie żałuje tego co zrobił czy nie, czy tylko udaje. My mamy gorzej, nie jesteśmy w stanie zajrzeć komuś do duszy. Dawać jeszcze szansę? Mówi się, że do trzech razy sztuka, ja uważam, że drugi raz powinien być decydujący. Bo ludzie się nie zmieniają…