piątek, 26 stycznia 2018

Październik 2011


1 października 2011

Chyba po prostu zacznę od nowego tygodnia  

2 października 2011
Zdecydowanie zaczynam od przyszłego tygodnia, czyli od jutra.
Trzeba wrócić do wszystkich dobrych obyczajów.
A potem pomyslę, co dalej. 

 3 października 2011
Bardzo dobrze mi dziś poszło. 
Jedna rzecz trochę nie wypaliła : podwieczorek, ale to się wytnie 
Oby tak dalej i na stałe!

4 października 2011
Mogło być lepiej…
Ale mogło być też dużo gorzej ;P

5 października 2011
Dziś całkiem dobrze 

 6 października 2011
Coraz lepiej 

 7 października 2011
Jest naprawdę bardzo dobrze 

 8 października 2011
Weekend nie sprzyja trzymaniu sie zasad ale mimo to jest całkiem dobrze 

 9 października 2011
Waga sprawdzona – bez zmian 

 10 października 2011
Zaczęty drugi tydzień działania według zasad – jest ok 

 11 października 2011
Na razie idzie dobrze. Mam nadzieję pod koniec tygodnia zrobić podsumowanie. 

 12 października 2011
Dziś nie mam siły…

14 października 2011
Trochę odpoczęłam i już jest w miarę normalnie

17 października 2011
Wszystkie „czynności” wykonuję, ale jem… jakbym zapasy na zimę gromadziła…

18 października 2011
Pierwszy raz w życiu boli mnie ząb… Proszę nie oczekiwać żadnego zaangażowania w związku z tym. Wizyta u dentysty w czwartek. 

 21 października 2011
Z zębem były ciężkie chwile. Szczerze powiedziawszy nadal boli, więc jakoś wielce się w nic nie wczuwam…
We wtorek zęba cd.

 24 października 2011
Zaczęłam kolejny etap diety. Lodówka pusta to może sie uda.  Dzis zjadłam sniadanie, a poza tym wypiłam dwie szklanki soku, dwie herbaty, jedną zupkę „gorący kubek”. Przede mna jeszcze bulion i szklanka mleka. Trochę mnie głowa boli i niestety ząb sie lekko odzywa.  Dentysta jutro.

25 października 2011
Zjadłam śniadanie i drugie śniadanie.
Dentysta to najlepsza dieta. Spędziłam 3h na fotelu i nawet mi się mysleć nie chce o jedzeniu…

 26 października 2011
Dziś (z trudem) zjadłam śniadanie, drugie sniadanie i zupę na obiad…

27 października 2011
No prawie już mogę normalnie jeść. Ograniczam się do rzeczy miękkich. 

 28 października 2011
Staram się nie nadrabiać zaległości „zębowych” w jedzeniu ;p

31 października 2011
Ostatnio troche zapuściłam się w ćwiczeniach i smarowaniach. Uznałam, że dziś jest dobry dzień, aby wrócic do tych dobrych obyczajów. 


Zamek (11)


06.11.2010

Rozdział 11


Powrót korytarzem był dużo gorszy niż droga do kraty, dużo gorszy niż jej się wydawało, że będzie. Szła, a raczej wlokła się, korytarzem, najpierw na czworakach, potem zdecydowała się wstać, kiedy już to było możliwe. Wciąż oglądała się za siebie, wdychając coraz lżejsze powiewy wiatru i krzywiąc się od zaduchu, który był przed nią. Nic nie bolało, ale na myśl o tym, jak wygląda jej ciało, robiło jej się wciąż słabo. Z drugiej strony, miała w sobie jakąś energię, nie wiadomo skąd, chyba była to już desperacja. Nie miała już nic do jedzenia, o piciu nie wspominając, ubranie miała w strzępach, podobnie jak ciało w wielu miejscach, nie wiedziała, co się z nią dzieje i nie wiedziała, co się stało z Martą. To wszystko spowodowało, że postanowiła jak najszybciej dotrzeć do miejsca, gdzie słyszała rozmowę, spróbować skontaktować się z tymi ludźmi i wszystkiego dowiedzieć. Jakieś nieuzasadnione resztki nadziei mówiły jej, że może jest jakieś racjonalne wytłumaczenie tego wszystkiego i najbardziej zaszkodziła sobie sama chowając się przez nie wiadomo ile czasu gdzieś w najdalszych zakamarkach. Kto wie, czy to nie było przyczyną tego, co się stało z jej ciałem. W końcu nigdy nie była okazem zdrowia.
Na skrzyżowaniu korytarzy miała pewne wątpliwości gdzie ma iść, ale przypomniała sobie wszystko. Wkrótce usłyszała przytłumione głosy i przyspieszyła.
Skręcając w kolejne korytarze, dotarła do kratki wentylacyjnej, z której miała widok na jakieś słabo oświetlone pomieszczenie. Przy stole siedziało dwóch mężczyzn, rozmawiając półgłosem. Nie musiała się specjalnie wysilać, żeby usłyszeć o czym rozmawiają. Tematem były jakieś opłaty, podatki, rachunki. Słuchała pilnie, ale nic podejrzanego w tej rozmowie nie było. Zaczęła się zastanawiać, jak ma na siebie zwrócić ich uwagę, bo przyszło jej do głowy, że może miała jakąś serię urojeń, w zamku nic się nie dzieje i jak nagle krzyknie tym ludziom nad głową, gotowi dostać zawału.
-         Halo! - zawołała niezbyt głośno.
Mężczyźni przestali rozmawiać i podnieśli głowy patrząc na siebie.
-         Słyszałeś coś?- zapytał jeden.
-         Tak. Ktoś chyba coś powiedział, ale przecież tu nikogo nie ma.
-         Sprawdź korytarz.
-         Halo! Panowie! - krzyknęła już odważniej Julia. - Tu jestem, u góry! Nad wami, w korytarzu wentylacyjnym! Proszę, pomóżcie mi!
Mężczyźni wstali, podeszli do kratki. Julii zdawało się, że widzi jakiś dziwny błysk w ich oczach, ale to trwało tylko moment.
-         Dziewczyno! Wszyscy Cię szukają, a Ty jakby nigdy nic przychodzisz do nas! Czekaj, zaraz Cię wyciągniemy!
Jeden z mężczyzn pobiegł korytarzem.
-         Nie martw się, zaraz przyniesie drabinę, wyrwiemy kratę i Cię uwolnimy. - powiedział drugi. - Henryk, pospiesz się! - huknął wgłąb korytarza.
-         Idę! - brzmiała odpowiedź. - Wyciągnij narzędzia! - Nazwany Henrykiem wpadł do pokoju i podbiegł do kraty. - A Ty się odsuń, musimy wyrwać tą kratę!
Julia posłusznie odsunęła się o kilka kroków. Znalezienie ludzi i ich reakcja, taka normalna i ludzka, nagle jakby pozbawiła ją sił. Wypełniła ją nadzieja, że teraz już wszystko będzie dobrze, wezmą ja do szpitala, zajmą się jej nową chorobą i urojeniami, będą rodzice i Marta.
Krata nie chciała ustąpić, bo Julia słyszała postukiwania i stękania, kiedy mężczyźni mocowali się z wyjęciem jej. W końcu nastąpiło mocniejsze uderzenie, posypały się w jej kierunku okruchy betonu a z otworu wyjrzała w jej kierunku głowa Henryka.
-         Filip! Lepiej skocz po nosze, ona nie najlepiej wygląda! - usłyszała.
-         Nie, nie, wszystko ze mną w porządku. - powiedziała Julia. - W zasadzie w porządku.... Proszę, wyjmijcie mnie stąd, nie chcę tu już być ani chwili dłużej.
Henryk wyciągnął do niej rękę. Julia ujęła dłoń i znów otoczyła ją ciemność, leciała w dół, zapadała się w siebie, znów widziała swoje wnętrzności, serce, nerki...
-         Zwariowałam.... - pomyślała i zemdlała.
Kiedy się ocknęła, leżała na noszach, a dwaj mężczyźni nieśli ją szybko przyciemnionymi korytarzami. Pomyślała, że zdarzyło jej się to samo, co przed zamkiem, kiedy spojrzała w oczy ich przewodnikowi.
-         Co się ze mną dzieje?.... gdzie mnie niesiecie?.... - wyszeptała.
-         Leż spokojnie. Zaraz wszystko będzie dobrze. Niesiemy Cię w bezpieczne miejsce.
Julia pomyślała, że chwilowo nic i tak nie może zrobić i zamknęła oczy.
Kiedy się powtórnie ocknęła, leżała na łóżku na brzuchu, z głową zwróconą w stronę okna, przez które wpadało poranne światło słońca.
Pierwsza jej myśl dotyczyła więc tego, jaki to właściwie jest dzień, ale tak dokładnie straciła rachubę czasu, że nie miała najmniejszego pojęcia.
Druga myśl dotyczyła rodziny. Miejsce, w którym leżała, na pewno nie było pokojem hotelowym, raczej pokojem szpitalnym, ale nie mogła pojąć, dlaczego w takim razie nie ma przy niej rodziców i siostry. Jeszcze. Wczesna pora mogła być wyjaśnieniem, ale znała swoją mamę, nie opuściłaby jej w takim stanie, siadywała w szpitalu całymi dniami i nocami. Może dopiero ją tu przyniesiono i rodzice dopiero jadą.
-         Albo jestem chora na jakąś zakaźną chorobę i nikogo do mnie nie wpuszczają...- zaszeptała do siebie Julia.
Ta myśl wywołała u niej chęć działania. Podniosła się delikatnie i na tyle na ile mogła, zaczęła obmacywać sobie tylne części ciała. Ku jej najwyższemu zdziwieniu, nie miała na sobie ani bandaży, ani ubrania, a całe ciało w miejscach, gdzie miała rany było gładkie, aż śliskie. Julia podniosła się z łóżka i zaczęła się oglądać. Ciało wyglądało jak nowe.
To obudziło w niej kolejne wątpliwości. Była od dziecka zaznajomiona z medycyną i wiedziała, że gojenie się takich ran to nie jest kwestia godzin. To ile czasu już tu leży?! Co ponownie budzi pytanie o rodziców....
Julia podeszła i wyjrzała przez okno.
Była nadal w zamku.






-         Wszystko gotowe?
-         Tak, właśnie się obudziła. Daliśmy jej trochę czasu, ale właśnie zaczęła wyglądać przez okno, więc już wysyłamy do niej Annę, żeby z nią porozmawiała. Nie chcemy, żeby coś jej się stało.
-         Jej? Jej nic nie będzie, to twarda sztuka. Przyznajcie się lepiej, że boicie się sami do niej iść i dlatego wysyłacie Annę.
-         Nie, naprawdę. Posyłamy jej ubranie i pomyśleliśmy, że kobieta będzie odpowiedniejsza.
-         Nie tłumacz się. Nie pomagasz sobie. Kiedy z nią porozmawiam?
-         Już po nią wychodzimy.

Godziny pozostają


19.09.2010

-        Nie wiem, czy potrafię temu sprostać. Rozumiesz. Przyjęciu, ceremonii, a potem następnej godzinie i następnej.
-        Nie musisz iść na przyjecie, nie musisz iść na ceremonię. W ogóle nic nie musisz robić.
-        Ale i tak pozostają godziny, prawda? Jedna,  po niej druga, przechodzisz przez ta pierwszą, a zaraz, o Boże, jest następna.


Michael Cunningham „Godziny”

Queen "The show must go on"


21.09.2010


Empty spaces - what are we living for
Abandoned places - I guess we know the score
On and on,
does anybody know what we are looking for?

Another hero, another mindless crime
Behind the curtain, in the pantomime
Hold the line,
does anybody want to take it anymore?

The show must go on
The show must go on
Inside my heart is breaking
My make-up may be flaking
But my smile still stays on

Whatever happens, I'll leave it all to chance
Another heartache, another failed romance
On and on,
does anybody know what we are living for?

I guess I'm learning, I must be warmer now
I'll soon be turning, round the corner now
Outside the dawn is breaking
But inside in the dark I'm aching to be free

The show must go on
The show must go on
Inside my heart is breaking
My make-up may be flaking
But my smile still stays on

My soul is painted like the wings of butterflies
Fairytales of yesterday will grow but never die
I can fly - my friends

The show must go on
The show must go on
I'll face it with a grin
I'm never giving in
On - with the show -
I'll drop the bill,
I'll overkill
I have to find the will to carry on
On with the -
On with the show -
The show must go on

Bileciki do kontroli


28.08.2010

Scenka rodzajowa 1

Do autobusu wsiada młoda dziewczyna. Biała bluzka, ciemna spódniczka, torebka, w ręku jakieś papiery, na pierwszy rzut oka widać, że jedzie na egzamin, studentka zapewne. Autobus rusza, dziewczyna łapie z trudem równowagę w swoich butach na wysokim obcasie, chwyta poręcz, wreszcie wciska pod pachę plik kartek i wyciąga bilet. Podchodzi do kasownika i wkłada bilet. Nie działa najwyraźniej, ale dziewczyna chyba myśli o egzaminie, bo przytrzymuje bilet dość długo w środku zanim zauważa, że coś jest nie tak. Próbuje drugi raz, próbuje trzeci... za późno. Pan kontroler już zdążył się rzucić na swoją ofiarę.
-        Bilet do kontroli poproszę.
-        No kiedy właśnie nie wiem czemu nie mogę skasować.
-        Nie może pani skasować, bo kasownik został zablokowany, próbowała pani jechać bez biletu i skasować dopiero na mój widok.
Nie pomaga tłumaczenie, że autobus ruszył, że dziewczyna jest zamyślona, bo jedzie na egzamin, że przecież ma bilet, że nie przejechała nawet jednego przystanku. Pasażerowie patrzą z litością, ktoś nawet zaczyna mruczeć, żeby kontroler dał spokój. Kontroler wlepia jej karę i wysiada. Ciekawe czy ktoś w ogóle zauważył, że nie miał nawet wyjętego identyfikatora, więc tak naprawdę dziewczyna nie mogła wiedzieć, że to kontrola...


Scenka rodzajowa 2

Autobus zatrzymuje się na przystanku. Widać jak dobiegają do niego i wskakują ludzie. Jest wśród nich też kobieta w wieku bliżej nieokreślonym. Nieco obładowana, jak to matka Polka, siatki, torebki i paczki. Dopada jakiegoś wolniejszego miejsca w pobliżu kasownika, odstawia co się da na podłogę i zaczyna szukać czegoś w torebce.
-        Bilet do kontroli poproszę.
-        Już już, zaraz wyciągam i kasuję, widzi pan, biegłam i nie zdążyłam wyjąć.
Kobieta szuka i szuka, ale okazuje się, że ma bilety tylko na jedno miasto, a na drugie już nie. Próbuje wytłumaczyć kontrolerowi, że musiała zgubić, albo nie wzięła z kiosku, albo została oszukana i sprzedawczyni wzięła pieniądze za oba rodzaje, a dała jej tylko jeden. Kontroler jest nieubłagany.


Scenka rodzajowa 3

Do tramwaju ledwo wchodzi pan, opiera się na dwu kulach, ma wyraźne problemy z poruszaniem się. Z trudem zajmuje miejsce, zwolnione przez miłego młodziana, który nawet podtrzymuje pana przy siadaniu. A zaraz potem wyciąga identyfikator.
-        Bilet do kontroli poproszę.
-        A może mi pan skasować?
-        Przykro mi, bilet należy kasować zaraz po wejściu do autobusu.
Pasażerowie wrzeszczą na młodziana. Nic nie pomaga.


Scenka rodzajowa 4

Kontrola biletów w tramwaju. Pani kontroler podchodzi do starszej pani na przodzie wagonu w wieku lekko licząc 80 lat.
-        Bilet do kontroli poproszę.
-        Ja już nie muszę kasować biletów.
-        Poproszę dokument uprawniający.
-        Ja mam 87 lat, od 17 lat mogę jeździć za darmo. Przecież widać, ze mam więcej niż 70 lat.
Pojawia się jakaś znajoma, tłumaczy, że zna ta panią i że ta pani ma naprawdę tyle lat. Nie ma przebacz, dokument musi być. A że pani nie ma żadnego dokumentu, z którego można byłoby ja spisać, wysiadają na najbliższym przystanku, który przypadkiem znajduje się niedaleko komendy policji.


Scenka rodzajowa 5

Rozchachane nastoletnie towarzystwo zajmuje cały tył autobusu. Dziewczyny piszczą, chłopcy ryczą, z komórki słychać dudnienie udające muzykę.
-        Poprosimy bilety do kontroli.
-        Oj, ale my nie mamy bilecików.
-        Na gapę się jedzie?
-        Tak, bo wie pan, to dużo kosztuje, a my na imprezę idziemy i jeszcze musimy kupić coś po drodze, no wie pan jak to jest.
-        Rozumiem, rozumiem, też byłem młody... ale trzeba będzie was spisać wszystkich.
-        Ojejku, wszystkich, niech pan nie będzie taki, jedna panu nie wystarczy? Jolka, daj się panu spisać!
Towarzystwo pokłada się ze śmiechu. Jolka daje się spisać, to znaczy podaje z głowy imię, nazwisko i adres. Pan zostaje poczęstowany piwem od drugiej nastolatki, odmawia mówiąc, że grypa panuje i kontrolerzy wynoszą się z autobusu. Na przystanku pan kontroler dyskretnie wyrzuca do kosza wystawiony mandat za przejazd bez biletu.
-        Jolka, to jak ty się teraz nazywasz? Grochowiak? Nic mądrzejszego ci do głowy nie przyszło?
Śmiech prawie podnosi autobus do góry.


Scenka rodzajowa 6

Tramwaj. Wsiadają trzy osoby. Dziewczyna w wieku późnonastoletnim i dwóch panów po przedawkowaniu sterydów. Jeden z piwem, drugi z papierosem.
-        Bilety do kontroli proszę.
-        Nie mam żadnego biletu, odp..... się ty ch.....
-        Właśnie, chcesz k.... to ci zaraz bilet tak pokażę, że cię matka k.... nie pozna.
Kontrolerzy wysiadają na następnym przystanku najdalszymi drzwiami.


Scenka rodzajowa 7

Tramwaj zatrzymuje się między przystankami. Przednimi i tylnymi drzwiami wsiadają panowie w strojach ochroniarza, z pełnym wyposażeniem, łącznie z bronią. Za nimi pan i pani, którzy już w środku wyciągają identyfikatory.
-        Bilety do kontroli poproszę.





*wszystkie scenki są autentyczne

Pamiętaj dzień


25 sierpnia 2010

Pamiętaj dzień przed dniem dzisiejszym
Dzień, kiedy byłaś młoda
Swobodnie bawiłaś się czasem
Wieczór nigdy nie nadchodził
Śpiewaj pieśń, która nie może być zaśpiewana
Bez porannego pocałunku
Królowa – możesz nią być, jeśli sobie tego życzysz
Szukaj swojego króla

Dlaczego nie możemy się dziś pobawić
Dlaczego nie możemy zostać właśnie tacy

Wspinaj się na swoją ulubiona jabłoń
Próbuj złapać słońce
Schowaj się przed strzałami z pistoletu młodszego brata
Odpłyń w marzenia
Dlaczego nie możemy sięgnąć słońca
Dlaczego nie możemy odpędzić tych lat
Odpędzić
Odpędzić
Pamiętaj
Pamiętaj

                                   tytuł oryginału : „Remember a day”

                                                    autor : Pink Floyd

Cienie i wysokie drzewa


20.08.2010

Z powrotem na zimnych niespokojnych ulicach w nocy
Mówię sam do siebie na temat jutrzejszej nocy
Ściany białego protestu
Nagrobek ku czci
Kto to jest tym razem
Zawsze to samo

Kto to jest tym razem
Kto woła mnie do środka
Wszystkie liście na drzewach
Żyjące przebranie
Spaceruję słodki deszcz tragikomedia
Pójdę pieszo do domu jeszcze raz
W rytm melodii ulicy

Ale wiem, o nie
Ale wiem, o nie
Ale wiem

Cienie i wysokie drzewa
Cienie i wysokie drzewa
Cienie i wysokie drzewa
Cienie i wysokie drzewa

Życie przez okno
Odbarwiony ból
Pranie pani Brown jest zawsze takie samo
Spaceruję słodki deszcz tragikomedia
Pójdę pieszo do domu jeszcze raz
W rytm melodii ulicy

Ale wiem, o nie
Ale wiem, o nie
Ale wiem

(gdzieś tam)

Czy czujesz we mnie
Cokolwiek zbawczego
Jakieś wartościowe uczucie
Czy miłość jest jak chodzenie po linie
Podwieszonej pod sufitem

Ale wiem, o nie
Ale wiem, o nie
Ale wiem

Cienie i wysokie drzewa

                                                                         tytuł oryginału : „ Shadows and Tall Trees”
                                                                                                              autor : U2



Jest to ostatnia piosenka z płyty „Boy”, wydanej  w październiku 1980r. 

Uwierzyć w wieżę


20.08.2010

„I Bóg błogosławił Noego...”, powiedział mu wiele ciekawych, dziwnych i niejasnych rzeczy, a potem zawarł z nim przymierze. Popatrzmy.

Najpierw Bóg kazał im być płodnym , licznym i napełnić ziemię. To już drugi raz, ale cóż, skoro inni nie żyją – obowiązek spada na Noego. Potem Bóg mówi, że trwoga i bojaźń będzie przed  Noem i jego potomkami we wszystkich żyjących istotach. Jak dla mnie, miał na myśli taką samą bojaźń, jaką my, ludzie, żywimy w stosunku do niego, czyli szacunek, miłość, chęć bycia posłusznym. Cóż innego mógłby mieć na myśli? Na pewno nie to, że zwierzęta miałyby się bać ludzi, a ludzie być dla nich tyranami. Bóg nie zna takiego pojęcia bojaźni, bo jest po prostu dobry.

Potem Bóg ustala kwestie pokarmowe. „Wszelkie poruszające się zwierzę, które żyje może wam służyć za pokarm [...] tylko mięsa z jego duszą, z jego krwią, nie wolno wam jeść”. Jest to werset, który budzi skojarzenia przede wszystkim chyba z interpretacją Świadków Jehowy, którzy na jego podstawie odrzucają transfuzję krwi, a niektórzy nawet leczenie preparatami krwiopochodnymi. Zacytowany przeze mnie fragment pochodzi właśnie z Biblii w przekładzie Nowego Świata. Inne tłumaczenia  to na przykład: „Ale nie wolno wam jeść mięsa w którym wciąż jeszcze jest jego ożywcza krew” (New International Version),  „Ale nigdy nie zjesz zwierząt jeżeli ich krew życia nie zostanie wylana” (The Living Bible), „Ale nie będziecie jedli mięsa z jego życiem, to jest z jego krwią” (New King James), „Tylko nie wolno wam jeść mięsa z krwią życia” (Biblia Tysiąclecia), „Nie wolno wam tylko spożywać mięsa z jego życiem, to jest z jego krwią” (Biblia Poznańska),
„Pamiętajcie jednak, że nie wolno wam spożywać mięsa razem z krwią, która je ożywia” (Romaniuk). Pierwsze i drugie tłumaczenie można byłoby chyba najbardziej zinterpretować jako „wylej najpierw krew, a potem jedz”. Przepraszam, jeśli komuś jest niedobrze. Większość jednak nie ma takiego wydźwięku i raczej można ten fragment interpretować jako zakaz spożywania żywego zwierzęcia. Czy większej ilości z was już jest niedobrze? Cóż, na starożytnym Bliskim Wschodzie jedzenie wciąż żyjących zwierząt było powszechną praktyką, a w Afryce wśród niektórych plemion praktykuje się to w dalszym ciągu. Dla mnie znaczy to, że zwierzę, które żyje może służyć nam za pokarm pod warunkiem, że nie będzie się jadło jego mięsa,  czyli nie zostanie ono zabite. Połączenie życia i krwi jest w tym fragmencie niezaprzeczalne, czasem nawet mówi się, że krew to życie, wiemy też, że bez krwi tego życia nie ma. Należy więc jeść tylko to, co nie wymaga zabicia zwierzęcia, na przykład miód, mleko itd.

Następne zdanie dotyczy w mojej opinii właśnie takich przypadków jak transfuzje i leczenie krwią. Bóg mówi, ze będzie żądał od nas z powrotem krwi naszych dusz. Logiczne – jak nas stworzył, tak mamy do niego wrócić, tchnął w nas życie, więc nasze życie/krew/dusza/moc/energia/składniki, jakkolwiek by to nie nazwać, wraca do Boga. Obieg zamknięty. Ale mówi też „Upomnę się też u człowieka o życie człowieka i u każdego - o życie brata”, albo, w innej wersji „i z reki każdego kto jest bratem, będę żądał z powrotem duszy człowieka”. Wszyscy jesteśmy braćmi, prawda? Więc co za różnica, czy moja krew/wątroba/nerka wróci do Boga przeze mnie, czy przez mojego „brata”, któremu jej udzieliłam? Żadna! Inaczej Bóg nie miałby się upominać o duszę człowieka od jego brata.
Natomiast zdecydowanie wypowiada się przeciw zabijaniu ludzi, mówiąc, że kto przeleje krew drugiego człowieka, spotka go to samo. Co trochę dziwne, mówi, że spotka go to samo z reki człowieka. Czyżby kazał wziąć sprawy w swoje ręce? Oko za oko? Ząb za ząb? A może przez człowieka, który będzie bezwolnym narzędziem w ręku Boga? A może po prostu po raz kolejny wierzy, ze nie będzie tego nigdy trzeba spełniać, tylko przypomina ludziom, czego im nie wolno, wierzy w człowieka, który już teraz będzie prawy, łagodny, kochający innych ludzi, sprawiedliwy, grzeczny, ... Jak Noe, można by powiedzieć, w końcu to ten wybrany.

Noe i jego rodzina wzięli sobie do serca słowa Boga „stańcie się liczni i napełnijcie ziemie” i dobrze im się żyło, za wyjątkiem jednego alkoholowo-podglądackiego incydentu, o którym mówiłam poprzednim razem, więc nie będę się powtarzać. Noe miał trzech synów, którzy razem z nim i swoimi żonami byli w arce: Sema Chama i Jafeta i na tym kończy się rozdział 9 Księgi Rodzaju. Natomiast już w rozdziale 10 naliczyłam ponad 80 imion kolejnych członków rodziny, synów, wnuków, prawnuków, praprawnuków, prapraprawnuków... no dobrze, przesadziłam. Ale zważywszy, że wymienieni są (znów!!!) tylko synowie, było ich zapewne dwa razy tyle. Tu wraca oczywiście znów problem z kim ci wszyscy synowie się żenili, skoro inni ludzie wyginęli w potopie. Teraz jest ich przynajmniej ośmioro, a nie dwoje, to już jakieś większe szanse na logiczne (ale nadal niezbyt poprawne medycznie) wytłumaczenie wzrostu liczby ludności.

Rozdział ten podaje też gdzie zamieszkiwały rody trzech synów Noego, jakie ziemie zajmowali i kilka ciekawostek, takich jak postać Nimroda, który na przekór Jehowie został łowcą. Co prawda niektórzy uczeni uważają, że w tym wypadku hebrajski przyimek „przed” ma znaczenie pozytywne, ale z drugiej strony żydowskie targumy i pisma historyka Józefa Flawiusza wskazują, że Nimrod był możnym łowcą, który przeciwstawiał się Bogu. Niektórzy podważają, że kontekst 10 rozdziału Księgi Rodzaju (jest tam bowiem powiedziane, że założył królestwo i pobudował miasta) nie pokazuje niczego sprzecznego z wolą Boga.  Jednakże Nimrodowi przypisuje się też zainicjowanie budowy miasta Babel i tamtejszej wieży, pomimo że Biblia jasno tego nie stwierdza. Wspomniany wcześniej Józef Flawiusz, żydowski historyk z I wieku n.e. napisał o Nimrodzie, że ten sądził, że jedynym sposobem oderwania ludzi od bojaźni Bożej jest całkowite uzależnienie ich życia i pomyślności od potęgi władcy, czyli jego, a co więcej, twierdził, ze gdyby Bóg chciał jeszcze raz zalać ziemię, potrafi on już sobie przeciw niemu poradzić: zbuduje wieżę wyższą, niż zdoła dosięgnąć woda.

Wygląda więc na to, że opowieść biblijna przynajmniej w tym aspekcie, ma poparcie historyczne. Myślę jednak, że śmiało możemy między bajki włożyć kolejne ludzkie oskarżenia, jaki to Bóg jest zły i pomieszał ludziom języki przy okazji wieży Babel. Wracając do rozdziału 10, przy okazji wymieniania synów, a właściwie wnuków Jafeta, czytamy : „Od nich ludność narodów rozprzestrzeniła się w krainach, każda według SWEGO JĘZYKA,  według swoich rodzin, według swoich narodów”. Nimrod, któremu mielibyśmy zawdzięczać gniew Boga i pomieszanie ludziom języków, też był wnukiem syna Noego, Chama. Czas się wiec zgadza, gdyby nie to, że mamy jeszcze wzmiankę lingwistyczną przy okazji synów Sema : „Oto synowie Sema, według ich rodzin, według ich JĘZYKÓW, w ich krainach, według ich narodów”. W jednej gałęzi drzewa genealogicznego Noego pomieszanie języków jakby wystąpiło wcześniej, już u synów, nie u wnuków, czyli przed budową wieży Babel. Poza tym, przy każdym synu Noego jest powiedziane, że rozprzestrzeniali się po krainach, a legenda, bo tak już to pozwolę sobie nazwać, wieży Babel mówi, że dopiero po pomieszaniu języków ludzie rozeszli się po całym świecie – czyli wtedy możemy mówić o coraz większym oddalaniu się języków od siebie, natomiast były one już zróżnicowane wcześniej.

Moim zdaniem, wieża Babel to nieudolna próba wyjaśnienia niezrozumiałego wtedy, a przecież tak prostego w swojej istocie faktu, że ludzie na ziemi mówią innymi językami. My już wiemy, znamy rodziny, grupy i zespoły języków, a biblijne stwierdzenia, że rozeszli się po krainach ze swoimi językami dobrze do tego pasują. Co innego historia wieży Babel, po pierwsze wciśnięta w wymienianie potomków Noego, zupełnie bez kontekstu i związku z poprzednim, czy też następnym fragmentem, jako że dzieje Sema są kontynuowane jeszcze w rozdziale 11, który przynosi kolejne imiona potomków, wraz z liczbą lat, które przeżyli aż do Abrama. Po drugie – w jakim świetle ona przedstawia Boga? Przestraszył się jakiejś wieży sięgającej niebios? Przecież do niego i tak by nie sięgnęli. A co najbardziej mnie uderza, to podobieństwo słownictwa. Najpierw ludzie mówią „nuże, naróbmy cegieł....” a potem Bóg mówi „nuże, zstąpmy i pomieszajmy...” ? Złośliwy Bóg? Z taką miną jak duszek Kacper, czy z głosem jak Gremlins, czy z pomysłami jak  poltergeist Peevis w Harrym Potterze? Give me a break...

Choć z trzeciej strony, jak mawiał Tewje Mleczarz... „Już nigdy nie zostanie wytracone wszelkie ciało przez wody potopu i już nigdy nie nastąpi potop, by ziemię obrócić w ruinę”. Potop może nie... ale ... ;)

Nocna nieatrakcyjność śmierci


21.08.2010

nocą trudniej jest zachować dystans
ciemność otula jak koc
przed oczami znów
kalkomania przyjaźni

na niebie jakby złożonym na pół
snują się już tylko dymy po zgasłych fajerwerkach
a na poparzonej ziemi
dogorywają iskry

mówią, że to punkt widzenia zmienia miejsce na ziemi w miejsce w szeregu
powiedzcie to ślepemu

nabieram wody w palce
a potem dziwię się, że nie potrafię donieść jej
nawet na drugi koniec moich myśli

puste butelki walają się pod stołem
rozwodniona ostrość widzenia
byle do następnego dna

rutyna wkradła się w życie i nawet śmierć nie wydaje się już atrakcyjna


Zamyśliłam się nad czerwonym, zamyśliłam się nad niebieskim


17.07.2011

Niebieski, czerwony, niebieski,  czerwony…
„Weź niebieską pigułkę i koniec historii, obudzisz się we własnym łóżku i będziesz wierzyć, w cokolwiek chcesz wierzyć. Weź czerwoną pigułkę i zostaniesz w Krainie Czarów, a ja pokażę Ci jak głęboko sięga królicza nora.”
W ciągu dnia niebieskie światło słoneczne bardziej się rozprasza niż czerwone i dochodzi do oczu obserwatora ze wszystkich kierunków, więc niebo jest niebieskie . O zachodzie słońca  kąt padania światła jest bardzo mały, dłuższa droga promieni słonecznych przez atmosferę powoduje, że niebieskie światło rozprasza się całkowicie wcześniej, nie docierając do oczu obserwatora, a dociera światło czerwone, jako mniej rozproszone i powoduje, że niebo robi się czerwone.
Cisza… Jeśli znalazłaś niebieski klucz, bądź pewna, że znajdzie się też i niebieskie pudełko. Wystarczy przekręcić, a otworzy się szczelina w czasie i znajdziesz się … w tym samym miejscu. Znów jesteś na Mulholland Drive, ale może to lepiej, że nie pamiętasz, kim byłaś poprzednio.
A może to nie ty przekręcasz klucz, więc nie będziesz w tym samym miejscu… Może znajdziesz się w nocnym klubie i będziesz śpiewać „Niebieski aksamit” oświetlona czerwonym światłem… A może znajdziesz się w Czerwonym Pokoju, wraz z karłem w czerwonej marynarce i starszym facetem w garniturze… zaraz zaraz, czy nie widziałam go już ze sceny w klubie, kiedy śpiewałam „Niebieski aksamit”?
Nawet jeśli jesteś Czerwonym Kapturkiem, wilk okazuje się przyjacielem, a ty ruszasz na poszukiwanie Jasia i Małgosi, to może się okazać, że „ wszystko się zmienia, szukasz jakiegoś lekarstwa i czujesz, że jesteś najbardziej samotną dziewczynką na świecie, mąci ci się w głowie, nie wiesz co robić, wygląda na to, że góra jest u dołu, a czerwony to niebieski”…
Czy masz dość odwagi, żeby przekręcić ten niebieski klucz, albo wejść za czerwoną zasłonę?
Tym, którzy nie maja odwagi nie pokazują się czerwone zasłony ani niebieskie klucze, a ci, którzy mają jej za mało zazwyczaj przechodzą w niewłaściwe miejsca.
Czy masz dość odwagi, żeby przekręcić ten niebieski klucz, albo wejść za czerwoną zasłonę?
 Nie, to nie ja pytałam o to przed chwilą. Ja jestem niebieska, widzisz? Ona była czerwona.
Doppelganger.
Zaszło słońce, zamknęła się szczelina w czasie. Czekaj tu, aż ktoś przekręci klucz. Chyba że chcesz zobaczyć, co jest za tamta zasłoną.

Wrong way.

Pójdź, nowoczesność, do stajenki


09.01.2010

Święta Bożego Narodzenia powoli odchodzą w zapomnienie do następnego roku, ale jeszcze nie do końca. Trwa wciąż czas „kolędy”, czyli odwiedzin księży w domach parafian, a wiele instytucji nadal organizuje świąteczne spotkania, często połączone z przedstawieniami jasełek. Zwłaszcza szkoły, które pieczołowicie przygotowały przedstawienia na ostatni dzień zajęć przed feriami świątecznym, nie chcąc aby ich dzieła poszły szybko w zapomnienie, wystawiają je po najróżniejszych domach dziecka i domach opieki społecznej. Można się naoglądać do woli i niestety również zdegustować.
Według encyklopedii, jasełka to przedstawienie o Bożym Narodzeniu, wzorowane na średniowiecznych misteriach franciszkańskich, jako że za ich twórcę uważa się św.Franciszka z Asyżu. Ich treścią jest historia narodzin Jezusa w Betlejem, a wielką rolę odgrywają w nich kolędy. No i tu właśnie zaczyna się problem. Przedstawienia te zaczynają mieć coraz mniej wspólnego z narodzinami Jezusa, a coraz więcej z współczesnością. Ich twórcy zaczynają na siłę unowocześniać historię i dopasowywać ją do naszego świata. Dzieje się to w takim stopniu, że zaczynam się zastanawiać, czy jasełka te nie powinny nosić podtytułu „Jak wyglądałaby historia narodzin Jezusa, gdyby zdarzyła się w naszych czasach”.
W jasełkach oprócz tradycyjnych postaci Maryi z dzieciątkiem i Józefa czasem trudno znaleźć jakiekolwiek postacie związane z narodzinami Jezusa. Zniknęli gdzieś trzej królowie, nie ma pasterzy, za to pojawiają się tak egzotyczne charaktery jak kibice piłki nożnej, dresiarze, bezdomni alkoholicy, dziewczęta na dyskotece i handlarze narkotyków. Akcja toczy się już nie w Betlejem, w stajence, ale na dworcu, w dyskotece. Kolędy, owszem, są obecne, ale giną zupełnie wśród innej, bardzo głośnej muzyki, która towarzyszy pojawianiu się tych „czarnych charakterów”. Nastrój gdzieś przepadł, bohaterowie grypsuja, przeklinaja, mówią slangiem.
Te nowoczesne jasełka to pewnie odbicie naszych czasów. Można zrozumieć, że autorzy tych tekstów chcą pokazać jaka znieczulica, chamstwo, materializm i pycha szerzy się we współczesnym świecie, ale niestety zatracają przy tym cały urok tego przedstawienia. Z rozrzewnieniem wspominam jasełka oglądane kiedyś w Teatrze Muzycznym w Łodzi, przygotowane przez Józefa Gałeckiego przy udziale zespołów dziecięcych Humoreska i Sezamki. Był Herod, trzej królowie, Archanioł Gabriel, diabły, aniołki, pasterze, dzieci, nie zabrakło nawet osiołka. Kolęd akurat nie śpiewano, ale muzyka pasowała idealnie, tworząc prawdziwie świąteczny nastrój. Widzowie mogli naprawdę nauczyć się czegoś o tym, jak to było kiedy rodził się Chrystus. Gdyby chcieli wiedzę czerpać z dzisiejszych jasełek, marnie by na tym wyszli. Autorzy tych przedstawień zakładają chyba, że wszyscy wiedzą dokładnie wszystko o narodzinach Jezusa i mogą sobie „pływać” swobodnie po temacie, stosując wyjątkowo odległe skojarzenia. Gdyby jednak zadać parę konkretnych pytań, nie tylko dzieciom, okazałoby się, że na wiedzy widzów raczej nie można polegać i że są oni skłonni przyswoić sobie jako fakt sytuację, w której Maria i Józef spotykają się na dworcu z bezdomnymi.

Mam nadzieję, że gdzieś jeszcze odbywają się „normalne” jasełka, bez silenia się na nowoczesność i dotarcie do mas, które raczej trzeba byłoby edukować, a nie zniżać się do ich poziomu, byleby zostać usłyszanym. Oglądając te przedstawienia, od paru lat przestałam sie już dziwić, dlaczego biskupi polscy w XVIIIw zakazali wystawiania jasełek w kościołach.