niedziela, 25 marca 2018

Ostatnia (9)

13.01.2014


Rozdział dziewiąty „Szpital na peryferiach”

Drzwi cicho trzasnęły i Filip otworzył oczy. I tak już nie spał, bo „Jelonek”, jak wszyscy na niego mówili, od pół godziny już wydawał z siebie porykiwania. Pielęgniarka pojawiła się przy jego łóżku i podała mu lekarstwa w kieliszku. Połknął, popijając wodą i zademonstrował pustą jamę ustną. Wszystko z całkowitym spokojem.
Był tu już na tyle długo, że po pierwsze stracił rachubę czasu, a po drugie dobrze już wiedział, że opór nic nie da, najwyżej przywiążą cię do łóżka i przy pomocy olbrzyma Staśka w przykrótkim fartuchu i tak wbiją do gardła wszystko, co ci przysługuje. Popełnił ten błąd tylko raz i szybko się nauczył, że mówienie, że jest się zdrowym przynosi niepożądane skutki: mniej swobody i więcej lekarstw, a na dłuższą metę – tak podejrzewał – również wydłużenie pobytu w tym sanatorium. Nie to, żeby mu to ostatnie specjalnie przeszkadzało. W końcu dobrze wiedział, że nie ma do czego wracać.
Gośka zakończyła jego książkę. Tak mu powiedziała. Ciekaw był, jakie było ostatnie zdanie. Jakoś tak ładnie mu pasowało „Drzwi szpitala zamknęły się za nim na zawsze”. Zastanawiał się, co to właściwie znaczy „na zawsze”. Czy jeśli ona już nie pisze tej książki, to jego „na zawsze” oznacza faktycznie „na zawsze”? Czy tylko do jego śmierci? Czy umiera się w świecie, który już się zakończył? A może jeśli skończyła książkę, to teraz już jego losy nie są od niej zależne?
Ta ostatnia myśl tak mocno go nagle uderzyła, że usiadł gwałtownie na łóżku. Za gwałtownie. Stasiek i siostra Emilia natychmiast się przy nim zmaterializowali. Złapał się za żołądek i upozorował solidne beknięcie.
- Przepraszam – uśmiechnął się. Przyszła mu do głowy szalona myśl. – To od tego ciągłego leżenia. Myśli siostra, że jakbym poprosił lekarza, to pozwoliłby mi wyjść z sali i pochodzić po oddziale?
Przyglądali mu się oboje podejrzliwie, więc wciąż trzymając się za brzuch, opadł na poduszki, patrząc na nich przyjaźnie. Postarał się też nie myśleć o tamtym, żeby jakiś błysk w oku go nie zdradził.
- Zapytam – oznajmiła siostra Emilia i oboje ze Staśkiem odtoczyli się od łóżka Filipa w stronę Kacpra. Tam im trochę zajmie. Kacper regularnie odmawiał przyjmowania czegokolwiek, bo twierdził, że chcą go otruć. „Wariactwa” innych pacjentów nie bawiły Filipa w ogóle, zastanawiał się tylko, ile takich Gosiek jak jego żona musi być na świecie, że dzieje się tyle zła.
Choć tak w ogóle to starał się o niej nie myśleć… Jego żona, która tak kochał, okazała się być…. Jakimś wcieleniem zła, diabłem, obcym, wszystkim na raz. Zdecydowanie wolał o niej nie myśleć. Tu wmawiali mu, że jest chory. Ale on dobrze pamiętał ten moment, kiedy Gośka zobaczyła dom i sąsiadów, cały ten świat stworzony przez siebie. I ten moment chwilę później, kiedy przyznała się do wszystkiego, patrząc na niego zielonymi oczami…

*                 *                 *

Spacery po korytarzu były wspaniałe, a najlepsze w nich było to, że z jednej strony korytarz kończył się szklanymi drzwiami, które prowadziły do dalszej części szpitala. To nic, że drzwi były podwójne, zamknięte i nie można było wyjść dalej. Przynajmniej na razie to Filipowi nie przeszkadzało, bo na razie wystarczało mu, że mógł się przy nich zatrzymać i popatrzeć przez chwilę na normalny świat. Kręcili się tam pacjenci, lekarze, pielęgniarki, sprzątaczki – całkiem jak po tej stronie, ale nie było w nich tego zamknięcia, którego doświadczało się po tej stronie drzwi. No i jeszcze jedno – tam czasem przemknął się jakiś zabłąkany odwiedzający, bo generalnie wejście było chyba od innej strony i ci, którzy się tu pojawiali rozglądali się niepewnie i pytali o drogę pierwszą napotkaną osobę. Czasem nawet zamierzali się w kierunku Filipa, ale napis na drzwiach skutecznie ich odstraszał. Filip próbował ich zachęcić, a to uśmiechał się przyjaźnie, a to znów robił poważna minę, kiedyś nawet pomachał do jakiejś paniusi. W życiu nie powiedziałby, że tak gruba osoba może tak szybko uciekać.
Nie mógł za długo zatrzymywać się przy tych drzwiach. Siostra Emilia, która najwyraźniej zaczynała uważać, że leczenie skutkuje, powiedziała mu raz, żeby się tak nie wpatrywał w te drzwi, bo jego czas jeszcze nie nadszedł. „A nadejdzie?” – zapytał wtedy na fali entuzjazmu. Uśmiechnęła się tylko i odeszła, ale połączył to z długim badaniem następnego dnia i zmniejszeniem dawki leków. Dzięki temu mógł jeszcze lepiej myśleć, a to było mu potrzebne. Siedział tu już tak długo, że coraz częściej przychodziło mu na myśl, że Gośka naprawdę z nim skończyła, a raczej z jego książką. Nikt nie chciałby czytać czegoś tak nudnego jak opis jego pobytu w szpitalu, więc prawdopodobnie napisała to ostatnie zdanie i … No właśnie. I co dalej? Sądząc po tym, że coraz lepiej mu się żyło i były szanse na jego „wyleczenie” – może jego dalszy los zależy od niego samego. To były te myśli, które przychodziły, kiedy stał pod drzwiami i parzył na normalnych ludzi. Kiedy dochodził do drugiego końca korytarza, do drzwi, za którymi był oddział przypadków beznadziejnych, jak ich nazywał, przychodziły całkiem inne myśli. Że będzie tu do końca swojego życia, do końca świata, do końca wieczności. Była jeszcze trzecia opcja, która pojawiła mu się wczoraj po raz pierwszy, kiedy wyglądał przez zakratowane okno. Że cały jego pobyt w szpitalu Gośka skwituje jednym zdaniem „Wyszedł po ….. (tu wstawić liczbę) latach”  i zacznie pisać jego dalszy ciąg, będzie go pisała dalej, nigdy nie będzie sam o sobie decydował, zawsze będzie jak za tymi kratami. Nie podobała mu się ta myśl… bał się jej. I bał się Gośki, tej zielonookiej piszącej Gośki…

*                *             *
Był wtorek. Filip zjadł śniadanie, poczytał trochę, a potem postanowił odbyć swój codzienny poranny spacer. Nie były już te spacery tak atrakcyjne, jak kiedyś, ale bardzo starał się wypełnić sobie dobrze czas, ten ostatni czas przed wyjściem stąd. W zeszłym tygodniu było kolejne badanie, kolejna rozmowa, każda z nich robiła się coraz bardziej normalna, jak to określał w myślach. Odstawili mu wszystkie leki, powiedzieli, że jego załamanie spowodowane stresem już przeszło. Teraz miał jeszcze zostać na obserwacji. Z dużą obawą zapytał jak długo, ale tylko uśmiechnęli się i powiedzieli, że to właściwie zależy od niego. Od tego, jak szybko przyzwyczai się do tej myśli, że wychodzi i jak szybko będzie miał plan, co dalej zrobi ze swoim życiem. Całe szczęście, że to był koniec rozmowy, bo inaczej mogłoby wszystko wrócić do początku. Z jednej strony Filip był szczęśliwy słysząc, że wszystko zależy od niego, z drugiej ogarnął go paniczny strach, co tak naprawdę zrobi ze sobą jak wyjdzie.
Jak wyjdzie… Historia, którą przeżył, była zupełnie inna od tej, którą poskładał z kolejnych terapii, rozmów z psychiatrami itd. W skrócie wyglądało na to, że nie ma niczego – żony (zginęła w wybuchu gazu), domu (patrz wyżej) i pracy (zakład padł po samobójstwie szefa). Nie wiedział, ile z tego wmówili mu lekarze, ile zmyślił on sam, co z tego było już jego własnym losem, a co jeszcze napisała Gośka. Wiedział, że jest mu z tym wygodnie, bo zaczyna od nowa, jakkolwiek bardzo jest to przerażające, no i oczywiście to bardzo dobrze tłumaczyło jego załamanie psychiczne. Każdy by się załamał w takiej sytuacji.
Filip zeskoczył z łóżka i przeciągnął się.
- Spacer? – zapytał Bartek. Siedział tu za próbę samobójczą – rzuciła go dziewczyna. Też był już na wylocie i często przegadali długie godziny ze sobą, siedząc na fotelach w sali odwiedzin.
- Uhm – odpowiedział. – Muszę pomyśleć.
- Niech ci się mózg nie przepracuje, wiesz, że to niezdrowo – zażartował Bartek i wrócił do swojej książki. To było w nim fajne – wykorzystywał każdy moment, żeby pogadać, ale umiał dać człowiekowi przestrzeń. Żeby nie to, że lekarze stanowczo odradzali utrzymywanie znajomości szpitalnych w świecie zewnętrznym, chętnie by się z nim zaprzyjaźnił. Ale oboje wiedzieli, że to nie jest dobry pomysł.
Filip szedł korytarzem rozglądając się jak zwykle przy pierwszej rundzie. Doszedł do drzwi wejściowych. W odróżnieniu od poprzedniego oddziału te nie były zamykane i były tylko pojedyncze. Że był to psychiatryk świadczyła tylko obecność pilnującego w kanciapie obok i napis na drzwiach. Uśmiechnął się do pijącego herbatę młodego, nowego pielęgniarza i przeniósł wzrok na korytarz za drzwiami.
I wtedy ją zobaczył.
Sara.
Poznał od razu, choć zmieniła się bardzo. Nie wyglądała już jak szkielet, miała rumieńce, była ubrana w normalne ciuchy, nawet jej włosy zmieniły kolor. I nie była sama, obok niej szła jakaś kobieta, może koło czterdziestki, zadbana, uśmiechnięta, od czasu do czasu głaskała Sarę po ramieniu.
Filip nie mógł oderwać od niej oczu.
Żyje. Wygląda na szczęśliwą.
Gośka miała zamiar zakończyć tę historię i pisać drugi tom o innej rodzinie.
A dziewczyna żyje i wygląda na szczęśliwą.
Czy to znaczy, że się uwolniła?
Filip patrzył na nią tak intensywnie, że odwróciła głowę w jego stronę. Znieruchomiała na moment i Filip przestraszył się, że jest dla niej jakimś duchem z przeszłości, o której zapomniała. Ale oto twarz dziewczyny rozjaśniła się w uśmiechu, pomachała mu, powiedziała coś do towarzyszącej jej kobiety i zaczęła iść w jego stronę.

Wielka niewiadoma

15.12.2012

Ally McBeal: The real truth is, I probably don't want to be too happy or content. Because, then what? I actually like the quest, the search. That's the fun. The more lost you are, the more you have to look forward to. What do you know? I'm having a great time and I don't even know it.

Ally McBeal : „Prawda jest taka, że prawdopodobnie nie chcę być zbyt szczęśliwa lub zadowolona. Bo wtedy co? Właściwie lubię wyzwanie, poszukiwanie. To jest zabawa. Im bardziej zagubiona jesteś, tym więcej jest przed tobą. Kto wie? Może to najlepszy moment mojego życia a ja nawet o tym nie wiem.”

Cytat z serialu „Ally McBeal”

Alan Parsons Project „Old and wise”

01.08.2012


As far as my eyes can see
There are shadows approaching me
And to those I left behind
I wanted you to know
You've always shared my deepest thoughts
You follow where I go

And oh, when I'm old and wise
Bitter words mean little to me
Autumn winds will blow right through me
And someday in the mist of time
When they asked me if I knew you
I'd smile and say you were a friend of mine
And the sadness would be lifted from my eyes
Oh, when I'm old and wise

As far as my eyes can see
There are shadows surrounding me
And to those I leave behind
I want you all to know
You've always shared my darkest hours
I'll miss you when I go

And oh, when I'm old and wise
Heavy words that tossed and blew me
Like autumn winds that will blow right through me
And someday in the mist of time
When they ask you if you knew me
Remember that you were a friend of mine
As the final curtain falls before my eyes
Oh, when I'm old and wise

As far as my eyes can see

Prezenty, prezenty

30.12.2012


Lubię prezenty. J
Ale nie wszystkie.
Pamiętam takie Wigilie, kiedy żaden prezent nie był trafiony. Pamiętam taki prezent gwiazdkowy, który ktoś wyraźnie kupił tylko po to, żeby skorzystać z niego samemu. Na co zdecydowanie wskazywało to, że był to prezent odpakowany z folii chroniącej. Pamiętam prezent przechodni, który wrócił do mnie po jakimś czasie.
Ale nie skupiajmy się na złych wspomnieniach, bo miałam się Wam przecież pochwalić tym, co dostałam w tym roku.
Pierwszy prezent dostałam chyba z tydzień prze Gwiazdką. Był to zestaw kosmetyczny w śmiesznym koszyczku, aniołek oraz produkt alkoholowy własnej roboty. J Ale nie bimber. I nie alkohol metylowy, spokojnie. ;) Myślę, że będzie nawet całkiem smaczny. J
W drugiej kolejności, tez przed gwiazdką, dostała książkę i płytę. Książka jest prezentem trafionym na 200%, tak przemyślanym i z serca, że aż mi się ciepło robi jak o tym myślę. A płyta jej godnie towarzyszy. Na pewno będzie się miło słuchało i czytało.
W Wigilię Mikołaj przyniósł mi cos dla łasucha jakim jestem, cos praktycznego do domu, cos do kąpieli bo uwielbiam się moczyć, coś elektronicznego w zastępstwie tego, co się zużyło i piękny komplet pościeli dla śpiocha jakim jestem. J
Resztę prezentów dostałam po Wigilii. Najpierw był to zestaw dziwnych świecidełek, choć ogólnie jest uroczy, to nie wiem, co mogłabym z nim zrobić. Chyba jestem mało wisząca w obłokach. ;)
A na zakończenia coś miłego dla ciała (dosłownie) plus szydełkowe cudeńka.
Bogaty Mikołaj, prawda? I taki zorientowany w moich upodobaniach! J

Nowa perspektywa

14.12.2011


„Leżała ona blada z zimnymi kroplami potu na czole. Usta jej, białe niemal, lekko były rozwarte. Ręce chude, do cna wynędzniałe, leżały bez ruchu na ciężkiej kołdrze, a przy jej rozkrzyczanej czerwieni białość dziewczyny była tym przeraźliwsza. W pokoju był mrok duszny, ciężki, nagrzany – jak suta draperia zwisający z pułapu. […] Pan doktor Różański zadrżał, wszedłszy do pokoiku.”
Rozpoznajecie ten fragment? „Szaleństwa panny Ewy”, Kornel Makuszyński, kiedyś obowiązkowa lektura dorastających panienek. Ale opis przerażający. Zosia Szymbartówna, leczona przez matkę mokrymi pończochami, tranem, surowymi jajkami, nie mogła się napić mleka „bo robi kwasy w żołądku”, za to była na noc okładana śledziem na gorąco. Było to śmieszne, dopóki lekarz nie wydał wyroku : gruźlica.
Bakteria gruźlicy pojawiła się w Afryce Wschodniej trzy miliony lat temu i prawdopodobnie rozprzestrzeniła się na inne kontynenty wraz z przodkami współczesnych ludzi. Badania szczepu bakterii gruźlicy z Afryki Wschodniej sugerują, że jest ona starsza niż na przykład dżuma, tyfus lub malaria. Wcześniej ślady gruźlicy znaleziono na egipskich mumiach sprzed 4000 lat i naukowcy sądzili, że pojawiła się ona kilkadziesiąt tysięcy lat temu. Odkrywcą prątka gruźlicy wywołującego gruźlicę jest niemiecki uczony Robert Koch, który wyniki swoich badań opublikował 24 marca 1882 roku. W nazewnictwie polskim wspomniany drobnoustrój jest często nazywany na cześć tego bakteriologa prątkiem Kocha.
Gruźlica to choroba, którą najłatwiej zarazić się drogą kropelkową, toteż zakażeniu sprzyja kontakt z chorą, nie leczącą się osobą. Człowiek taki kichając, lub kaszląc uwalnia prątki gruźlicy, które unosząc się w powietrzu stanowią niebezpieczeństwo dla innych osób. Szacuje się, iż jeden prątkujący, nie poddany terapii człowiek może w ciągu roku zarazić nawet 15 osób. Zachorowaniu sprzyja: obniżona odporność, choroby takie jak : cukrzyca, pylica, niedożywienie,  wiek (osoby powyżej 65 roku życia), uwarunkowania genetyczne, wyniszczający i stresujący tryb życia, nieprzestrzegające podstawowych zasad higieny. Niekiedy do zakażenia gruźlicą dochodzi droga pokarmową, poprzez spożycie produktów zawierających prątki. Są to jednak incydentalne przypadki, ryzyko zakażenia się tą drogą zwiększa np. spożywanie niegotowanego, lub niepasteryzowanego mleka.
Gruźlica początkowo nie daje charakterystycznych objawów, ponieważ jest to zwykłe pokasływanie, brak apetytu czy stan podgorączkowy. Następnie pojawia się postępujące osłabienie, nocne poty, duszności, ból w klatce piersiowej oraz odpluwanie plwociny. Pacjent obserwujący u siebie niepokojące objawy powinien zgłosić się do lekarza pierwszego kontaktu, który może zlecić wykonanie badania RTG klatki piersiowej, badania odksztuszanej wydzieliny, czy przeprowadzenie testu tuberkulinowego. Często wykonuje się też bronchoskopię, lub badania czynnościowe układu oddechowego. Jedną z nowszych metod diagnozowania jest zastosowanie techniki BACTEC pozwalającej wykryć kwasy tłuszczowe prątków.
Leczenie gruźlicy polega na przyjmowaniu zaleconych przez lekarza preparatów, bardzo ważne jest ścisłe przestrzeganie zasad terapii. Zwykle trwa ona około 6 miesięcy, chory przyjmuje kombinacje różnych, zazwyczaj dwóch lub trzech leków przeciwprątkowych. Niestety kuracja niesie ze sobą niekiedy skutki uboczne takie jak: uszkodzenia wątroby, nerek, zaburzenia żołądkowo- jelitowe, dlatego ważna jest profilaktyka – unikanie kontaktów z chorymi,  przestrzeganie zasad higieny, wietrzenie pomieszczeń, przebywanie na słońcu, a w końcu regularne kontrole u lekarza i szczepienia.
Skuteczność szczepionki BCG (Bacillus Calmette-Guérin) to około 80 proc. Została ona opracowana we Francji przez Alberta Calmette'a i Camille'a Guérina i wprowadzona w 1921 roku. Szczepienia okazały się skuteczne w Europie i krajach rozwijających się. Próby z tą szczepionką w USA wykazały niewielkie właściwości ochronne (odmienny szczep Mycobacterium tuberculosis), w pozostałych krajach występuje zróżnicowana skuteczność. Obecnie stosowana w Europie, nieużywana w USA.

Postęp nauk medycznych, który dokonał się przez następne 100 lat od odkrycia prątków Kocha dawał nadzieję na całkowite opanowanie tej choroby, która od XVII wieku dziesiątkowała mieszkańców Europy. Poziom zachorowań spadał systematycznie, niestety, od lat 80. XX wieku gruźlica ponownie stała się poważnym problem zdrowotnym w wielu krajach aż w 1993 roku WHO uznała gruźlicę za chorobę stanowiącą globalne zagrożenie zdrowotne. Także obecnie spotykane są bardzo zaawansowane postacie tej choroby. Według szacunków WHO obecnie 1/3 populacji świata jest zainfekowana prątkiem gruźlicy, z czego ok. 8 mln/rok to nowe zachorowania, 2,6–2,9 mln chorych rocznie umiera z powodu gruźlicy, a w skali całej planety co sekunda pojawia się nowe zakażenie.
Gruźlica trzyma się mocno i nadal stanowi duży problem zdrowotny również w Polsce.  W porównaniu z większością krajów Unii Europejskiej wskaźnik zapadalności na gruźlicę jest u nas ponad 2-krotnie wyższy, a największą różnicę widać w porównaniu z krajami takimi jak Dania, Norwegia i Holandia. Brak wystarczającego finansowania służby zdrowia spowodował zaniedbanie wielu programów zapobiegawczych gruźlicy i istnieje ryzyko nawrotu powszechnego występowania gruźlicy w Polsce. Najwyższą zapadalność na gruźlicę zarejestrowano w województwach: lubelskim, świętokrzyskim i warmińsko-mazurskim, z kolei najniższą w wielkopolskim i lubuskim.
Światowy Dzień Walki z Gruźlicą wypada 24 marca.
Skąd ten ponury temat? Bo gruźlica przestała być dla mnie czymś odległym. Spotkałam się z nią osobiście w pracy (dodam, że nie jestem służbą zdrowia) i nagle stała się realna i namacalna. Zostałam skierowana na prześwietlenie, które na szczęście nic nie wykazało, ale z drugiej strony zorientowani ludzie już mnie poinformowali, że musiałabym nie mieć już połowy płuca, żeby coś było na prześwietleniu widać. I raczej nie po pół roku od kontaktu. Teraz każdy kaszelek budzi lekką psychozę.
Ciekawe jakie jeszcze choroby „obudzą” się po latach drzemki…