czwartek, 5 kwietnia 2018

Listopad 2013


2 listopada 2013
wczoraj nawet sie wyspałam, P mnie obudziała tylko trzy razy. własnie jadłam sniadanie, kiedy mama zadzwoniła i powiedziała, ze ona juz wszystko zaniosła. w sumie to się tego spodziewałam, ale musiałam tak czy inaczej sie dwa razy otrząsnąć zamin doszłam do wniosku, ze moge iść.
początek był trochę nieznośny, w ogóle nie mogłam chwycic nastroju, bo mama gadała jak szalona, i oczywiście kradną, brudzą, przeszkadzają, to tamto i siamto. wreszcie stwierdziłam, ze ja ide na inne groby i namówiłam ja żeby poszła sie przebrac bo szczękała zębami.
i wtedy zaczełam łapac nastrój. kupowałam znicze i obchodziłam kolejne groby, zapalałam znicze, modliłam się na swój sposób, zamyslałam, stałam sobie i pozwalałam, żeby wszystko przeze mnie płyneło. jak mi szkoda, ze nie ma juz własciwie takich zniczy jak kiedys, prawdziwych, z otwartym ogniem, który mozna obserwować, wszystko poazmykane w szklanych słojach…
wspominałam tez jak mi bardzo brak tego wspólnego sprzątania z moja babcią…
poznałam nowego członka rodziny, z którym w tym samym czasie zadalismy sobie pytanie „A pani/pan to kto?” i pogadałam z B. widziałam masę znajomych. zrobiłam chyba z pięć okrążeń i wtedy wróciła mama, ale to ja już byłam spokojna i w nastroju.


2 listopada 2013
Koło pierwszej wróciłam do domu, odpoczełam, zjadłam owoce na drugie sniadanie, napisłam sie herbaty, ugrzałam, poczytałam.
jeszcze na cmentarzu zadzwoniła K, czy idziemy na spacer. odpisałam, ze chętnie, 16 jak zwykle? nie, 18 bo jest u niej A. nie załapałam, że napisąła „Przyjdziemy razem” w ogóle, inaczej bym odmówiła point blank. napisałam, ze za póxno, to napisała że 17 i się zgodziłam.
postanowiłam w związku z tym jechac na drugi cmentarz do wuja. i tak zrobiłam. fajnie było. tamten cmentarz jest nowszy, porządniejszy, tez ma urok, choc nie taki jak stary. wróciłam spacerkiem.
spotkałam A, handlowali zniczami z druzyną. pogadaliśmy trochę, udałam sie na miejsce zbiórki i wtedy K zadzwoniła, że się spóźnią, bo jest korek. więc poszłam sama na spacer i to był swietny wybór, bo sie odpręzyłam, wciągnełam w cudną atmosferę, było ciepło, pachniało dymem, lampki migotały, ludzie jacyś cisi, bomba. zapaliłam znicz za wszystkich, do których nie moge pojechac np za tatę M. postałam, pomyslałam.
jak one obie przyszły, to ja już byłam w innej rzeczywistości, więc nie docierało do mnie nic.
aczkolwiek po namysle – jak ona sie nie chce widzieć bo ma innych znajomych, to ok, jakos przeżyję, ale niech nie ściemnia. a tu najpierw mnie zaprasza na spacer, kiedy jest z A, a potem zaprasza mnie do siebie, a jak mówię, ze chętnie oprócz nastepnego tygodnia, to mówi, ze listopad jest ciężki, ale zobaczy i da znać.

coś jest ze mną nie tak, wszystkich ajkos od siebie odsunełam, czy sie odsuneli, czy coś….

2 listopada 2013
złapałam autobus i byłam idealnie na czas w domu. zmierzyłam P cukier, naszykowałam sobie kadzidełko, świeczki, herbatę i zaczeło sie słuchanie Muzyki Ciszy. fantastyczne trzy godziny, doskonałe. oczywiście będe słuchac jeszcze nie raz i nie dwa, ale wydaje mi się, ze to była the best ever. trzeba podziękować
w nocy tez mi się MC sniła
P tylko raz w nocy szalała, więc w miarę też się wyspałam.
zjadłam pyszne sniadanko, słucham Markomanii, a zaraz wybieram się z mamą na obchód cmentarza jeszcze. mam nadzieję, ze nie będzie nadawać na tematy wiadome.
waga dziś bardzo zadowalająca. dziś ostatni dzień z drugim sniadaniem. jak wrócę to będzie brzoskwinia. od jutra zupka. a dziś mam nadzieje, ze się uda na herbatkach plus gorący kubek, jakby było cięzko, to barszczyk, a jakby było tragicznie to dwa kubki. 

3 listopada 2013

cięzko…. ledwo sie trzymam…

4 listopada 2013
no, wczoraj troche nie dałam rady… na wieczór usmażyłam sobie warzywa z patelni z owocami morza. dziś waga była oczywiście mało radosna, ale nie aż tak tragiczna, jakby sie to mogło zdawać. dziś idzie zdecydowanie lepiej, zjadłam na razie śniadanie i drugie śniadanie i wcale nie czuję, ze jest jakoś okropnie, więc chyba dzisiejszy dzień zaliczę za sobotę kiedy to sie najadłam płatków sniadaniowych jak Bridget Jones. A od jutra na zupce.
generalnie nie mam najlepszego humoru, mysli typu „przeciez to nie ma najmniejszych szans powodzenia”, strach i w ogóle…

jutro strasznie długi dzien pracy i na dodatek ciezki plus nudny… no idzie się pochlastać…

5 listopada 2013
cały dzień w robocie. zmęczona.
głaszczę płytę  

6 listopada 2013

dziś musze zrobić odpust zupełny, bo inaczej nie wytrzyyyyyyyyyyyymaaaaaaaaaaaaam!!!!!!!!!!!!!!

7 listopada 2013
dobrze jest sobie wolne zrobić. 
dlatego dziś będzie cd 

8 listopada 2013
jestem przygnębiona, nie potrafię wykrzesac z siebie optymizmu i radości nawet w kontekście niedzieli…

10 listopada 2013
Seeing you again, was like meeting for the first time
In a foggy dream so many years ago
Strangers in an airport
Searching for the word to break the ice
Holding you again, even for the briefest moment
Made me realize how much I love you still
Wanting you to want me
Still not knowing if you ever will
Seeing you again, seeing you again
Was the sweetest torture I may ever know
Seeing you again, seeing you again
Made me wish I’d never let you go
Seeing you again, running free along the beaches
Where our shadows first began to intertwine
Listening to your laughter
Wishing that your love could still be mine
Seeing you again, seeing you again
Was the sweetest torture I may ever know
Seeing you again, oh seeing you again
Made me wish I’d never let you go
Did you only come to say you’re sorry
Or give it one more try
Or did you only need to see
There was nothing left for me
Inside worth saving
Running for your train
You smiled back through the doorway
Like you used to when our hearts still beat as one
And as I turned away, I knew the lonely days had just begun
Seeing you again, seeing you again
Was the sweetest torture I may ever know
Seeing you again, oh seeing you again
Made me wish I’d never let you go

11 listopada 2013
wczoraj nie byłam w stanie nic w zasadzie napisać…  
widziałam się z M…. półtorej godziny czystego szczęscia.  
jak widać dziś też nie jestem w stanie nic napisac
ten cudny moment…. I re-play it in my head…  
a dziś mail…  
no jestem w górnych krańcach nieba …    

11 listopada 2013
and I’m still surprised that I was able to pull a stunt like that…    

12 listopada 2013
pracę w większości dziś pozorowałam. nie bardzo mogę sie na czymś konkretnym skupić. wszystkie mysli krążą mi wokół M i serce mi się normalnie wyrywa.
wspominam cały czas…. 
chcę więcej…. czy to sie może udać?…

13 listopada 2013
Bardzo mi się dziś dobrze pracowało i uważam, ze była to praca owocna.
Nadal unoszę sie na fali niedzieli  
i nadal chcę więcej… 

14 listopada 2013
strasznie tęsknię…
każdym nerwem, każdą myslą, każdym oddechem…
to normalne, wiem. ale takie trudne… z drugiej strony – nie oddałabym ani sekundy z tych cudownych chwil w niedzielę, zeby teraz nie cierpieć… 

15 listopada 2013
powoli spadam….
wolno spadam ….
głową w dół…

16 listopada 2013
Piosenki z dzwoneczkami    

17 listopada 2013
weekend mocno zajęty, ale fajnymi rzeczami.
humor, po chwilowym wieczornopiątkowym załamaniu – trzyma się. 

 18 listopada 2013
życie się toczy swoim tempem….
za szybko dla mnie, dlatego postanowiłam podzielic dni na połowki….
poczytałam sobie, jak miło.
słucham „Tucson, Arizona”, wspominam….
coś mnie boli, nerki, jelita, wątroba, cholera wie… i doktor House może 

19 listopada 2013
ale wyśrubowane wymagania…. nic dziwnego, ze się nie udało…  trudno. na szczęście mojego wkładu było w tym niewiele, ale inni bardzo zawiedzeni, zwłaszcza E.
nie chce mi sie nic. tzn inaczej – chce mi się, ale bardzo szybko opadam z sił…
chyba chcę juz swięta  

20 listopada 2013
rozmawiałam dzis z S w pracy. zaskakująco zgodnie stwierdziłysmy co nas tak naprawdę wykańcza….
dzis w pracy bylo bardzo satysfakcjonująco… dopóki nie zaczeło byc wkurzająco :/ burdel mnie kiedys wykonczy. albo wmawianie mi czegoś jak wiem, ze tak nie było.
postanowiłam zrobic sobie całkiem wolne w tym tygodniu bo już bardzo nie wyrabiam. tylko najważniejsze rzeczy, jak np podlewanie kwiatów. przyszły tydzień bedzie szalony, ale zobaczymy, czy nie uda się zrobic fazy dwutygodniowej. no i przede wszystkim – oby do pierwszego, bo jest cienko jak cholera.
czytam sobie. ale będe jeszcze musiała ze dwie godziny, dwie i pół popracować.

 20 listopada 2013
a w ogóle to w nocy snił mi się M ….    

21 listopada 2013
Broken wings    

22 listopada 2013
te piątki mnie kiedyś zabiją….
dobrze, ze już jutro weekend…
ale jak sobie pomyslę o przyszłym tygodniu to mi sie słabo robi…

23 listopada 2013
czytam, słucham, oglądam.
odpoczywam i zbieram siły.

24 listopada 2013

jw

25 listopada 2013
w pracy burdel nieziemski. zreszta to było do przewidzenia.
ciekawe jak się to wszystko potoczy. w sumie na jutro i pojutrze to nawet już wiem, ze powinno byc ok. mam nadzieję duuuuzo zrobić, a mam co, oj mam…
sprzątam trochę w ksiązkach. pouczyłam się hiszpańskiego, poczytałam, takie tam. mam zamiar jeszcze poćwiczyc dziś.

coś mnie kręgosłup boli, pewnie od dźwigania.

 26 listopada 2013
tak jak przewidywałam – dzień w pracy był w porządku. nawet bardzo w porządku. i jutro mam nadzieję na powtórkę.
posprzątałam dom. lśni! niestety już się zaczynaja problemy – podłoga nie chciała schnąc a okna zaparowały. przewietrzylam oczywiście, ale od razu się lodówka w domu zrobiła. a musze dbac o temperaturę ze wzgledu na P. choć i ja wolałabym się nie przeziębić. nie lubię zimna…
zaraz sobie zrobię fajna kąpiel z pachnącym olejkiem…. 

27 listopada 2013
no i dziś w pracy też było bardzo satysfakcjonująco, udało mi się bardzo duzo zrobić.
i zobaczyć jak bardzo dużo tez nie wiem…. ale to jest ok – dobrze jest się czegoś nowego uczyć.
a ta nowa kwestia – oj jaka fajna i jak będzie z nia fajnie, jak juz ją zaczne stosować!
poczytałam sobie, pograłam na gitarze. zaraz będę ćwiczyc tai chi.
jutro pełna dniówka :/ 

28 listopada 2013
dziś też pracowicie, ale nieco za długo… a jutro jeszcze mój tradycyjny piątek… pffff….. żeby juz święta były…
brak wieści od M. troche się niepokoję….
dieta dziś dość ciężko mi idzie. chce mi się jeść. wlewam w siebie herbatę, ale mało pomaga. i zimno mi. chyba zaraz wezmę się za prasowanie, a potem do wanny. 

 29 listopada 2013
dziś niespodziewanie całkiem wyszłam z pracy dwie godziny wcześniej  zrobiłam zakupy a potem poszłam puścić Lotto i kupiłam sobie dwie zdrapki. wygrałam. kupiłam nastepne. wygrałam. kupiłam jeszcze jedne . wygrałam. a potem przegrałam  jestem 9 zł do przodu    a potem miałam sprawdzanie wody i mam nadpłatę 42zł.
to tyle pozytywnych wieści…. mam tyle pracy na weekend, że chyba zdechnę… :/

Ostatnia (11)

13.12.2014


Rozdział jedenasty „Ostatnia”

Wyszedł powoli zza zakrętu. Jego dom stał niezmieniony. Dawny dom sąsiadów nie istniał, na jego miejscu wybudowano nowy.
Powoli zbliżał się do „miejsca zbrodni”, jak sobie pomyślał ostatnio o tym miejscu. Na parkanie domu Zbyszka nadal widać było ślady po  klepsydrze. Słup przed dawnym domem Sary nadal odróżniał się nowością od pozostałych.
Jego furtka była otwarta. Wszedł, zamykając ją za sobą.
Delikatnie nacisnął klamkę u drzwi wejściowych. Stawiła lekki opór, a potem ustąpiła, jak zawsze. Drzwi nie skrzypiały, ktoś musiał naoliwić zawiasy. Zamknął po cichu też i tą przegrodę oddzielającą go od reszty świata.
Z głębi domu posłyszał klekot klawiszy.
Poszedł na palcach do gabinetu.
Kiedy stanął na progu, dopiero wtedy zastanowił się, co właściwie ma powiedzieć i jak się zachować, ale było już za późno na takie rozważania. Gośka gwałtownie odwróciła się z całym krzesłem, wyczuwając jego obecność. Z przyjemnością zauważył, że zbladła, a jej wściekle zielone oczy wyraziły prawdziwe przerażenie.
- Witaj – powiedział dość zjadliwie.
W tej samej chwili pomyślał, że trzeba było kupić sobie pistolet, albo wziąć ze sobą nóż, ogarnęła go ochota zabić ja w tej chwili, w tym momencie. Wściekłość podeszła mu do gardła i zdał sobie sprawę, ze żadne narzędzie nie jest mu potrzebne – zabiłby ją gołymi rękoma.
Ale najpierw chciał się czegoś dowiedzieć.
- Może byś mi odpowiedziała na pytanie, które zadałem ci, kiedy ostatni raz stałem przed tobą, co? Kim ty właściwie jesteś?
- Nie muszę ci odpowiadać na żadne pytania. Wynoś się!
- O, ależ odpowiesz – sam nie wiedział skąd wzięło się w nim to przekonanie. Niby się już opanowała, ale gdzieś w głębi czuł bijący od niej falami strach.
- Nie! – wrzasnęła. – Zaraz dopisze parę słów i znikniesz! Nie będziesz rządził moim życiem!
- Czyżby? – zapytał spokojnie. – Nie sądzę. Gdybyś mogła to zrobić, gdybyś nadal rządziła moim życiem, nie byłoby mnie tu.
Z Gośki uszło powietrze. Filip z dziką uciechą pomyślał, że ma rację. Że teraz to ona mu już nic nie może zrobić.
- Jak to się stało? – spytała słabym głosem bardziej siebie samą niż jego. Podniosła głowę i spojrzała na niego z jeszcze większym przerażeniem. - Co się ze mną stanie? Nie zabijaj mnie… - wyszeptała.
To go zdziwiło. W końcu nie miał w garści wycelowanego w nią pistoletu. Zrobił krok w jej stronę.
- Nie! – krzyknęła. – Powiem ci, co chcesz, ale nie podchodź!
Filip zrobił krok do tyłu. Zawsze zdąży do niej skoczyć, a musi, musi wiedzieć.
– Jestem talentem. Weną. Inspiracją. Muzą. Wszystkim tym. Jestem gotową książką, czekającą na napisanie. Tworzę światy, pisząc o nich. Przerzucam ludzi z jednej rzeczywistości do drugiej. Tworzę im życia i je odbieram. Dosłownie, kiedy zabijam, w przenośni, kiedy kończę książkę i zapadają się w niebyt. Cały świat jest w ten sposób zbudowany. Ten świat i wszystkie inne. Wszystko jest zapisane w jakiejś książce. Jeśli nie ma gdzieś w którejś rzeczywistości książki o czymś, to coś nie istnieje.
Filip nagle doszedł do wniosku, że jednak nie jest gotowy, mimo że był o tym tak bardzo przekonany parę godzin wcześniej.
- Stworzyłaś cały świat?
- O nie, nie. Nie jestem przecież jedna. Jest nas mnóstwo i każdy z nas tworzy swoje światy. Często się one przenikają, czasem podsyłamy sobie nasze postaci, w bardziej lub mniej naturalny dla nich sposób. W jednym świecie jest reinkarnacja, w drugim ludzie przemieniają się w innych kiedy są starzy, w innym odchodzą nie wiadomo jak i kiedy. To znaczy mieszkańcy tego świata nie wiedzą, ich twórca wie. Są światy dobre i są te złe, są też takie gdzie dobro i zło wiecznie walczy, a tacy jak ja utrzymują równowagę. Tych światów jest najwięcej. Ja stworzyłam tylko ten maleńki światek, który jest częścią większego, który stworzył ktoś o wiele większy ode mnie. Talent przez duże T. ja jestem tylko przeciętnym pisarzem.
- Moja żona… - wyszeptał Filip.
- To ja. Stworzyłam sobie sama ciało.
- Masz inne oczy. Kiedy pokazałem ci krew na moich rekach, zaczęłaś widzieć, że mam rację, że nie jestem szalony.
- Och, to było ciekawe prawda? Chciałam, żeby czytelnik do końca nie wiedział o co chodzi, jaka jest prawda. Żeby myślał, że twoja żona jest może opętana. Żeby nie był pewien, czy to ty zwariowałeś, czy z nią jest coś nie tak – popatrzyła na niego spod oka, jakby zastanawiając się, czy ma już wystarczający mętlik w głowie. -Czasem prawda może bardziej namieszać w mózgu niż kłamstwa – pomyślała patrząc jak Filip pociera czoło drżącą ręką. Przez moment wydawało jej się, ze ma przewagę. Gdyby udało jej się wrócić do pisania i wystukać jakieś sensowne zdanie na jego temat, mogłaby to zakończyć raz na zawsze. I dokończyć swoja następną książkę, która była naprawdę niezła w jej mniemaniu.
- O nie! – wrzasnął Filip. – Natychmiast odejdź od komputera! Nie napiszesz już o mnie ani słowa! Ani o nikim innym! Dość tworzenia ludzkich tragedii!
- A co, myślisz, że książki o dobrym świecie będą się lepiej sprzedawały? Tylko wtedy, kiedy są też te o złym. Może też chcesz spróbować pisać, co? – dodała szyderczo. - Tylko kto kupi książki, w których wszystko jest dobrze? Ludzie muszą mieć dużo zła dookoła, żeby docenili dobro. Potem im się ono nudzi i chcą znów zła. I tak w kółko. Masz pecha, zostałeś stworzony po tej złej stronie równoważni! I tu zostaniesz! A ja napiszę kolejną książkę!
- Czyżby? Nie sądzę. Gdybyś mogła to zrobić, gdybyś nadal rządziła moim życiem, nie byłoby mnie tu. – powtórzył po raz drugi, ze złośliwym uśmiechem. – A ta książka, którą właśnie piszesz, będzie twoją ostatnią. I nie obchodzi mnie, czy jest skończona, najwyżej zrobię to za ciebie. 
Na twarz Gośki wróciło przerażenie. Filip natychmiast to zauważył.
- Zacząć pisać? – zastanowił się głośno, wykorzystując przeczucie. – Dobry pomysł. Najpierw napiszę „Gośka nie żyje” – ruszył w stronę laptopa.
Gośka zerwała się i zastąpiła mu drogę, wyciągając ręce. Złapał je w swoje dłonie, chcąc odciągnąć ja od laptopa.
Ich dłonie splotły się w jedno. Prze moment rozróżniał jeszcze, gdzie są jego palce, a gdzie jej, ale po dosłownie sekundzie nie był już w stanie. Patrzył zafascynowany jak jego ciało wsysa ciało Gośki, jak zapada się w sobie jak balon, z którego powoli ucieka powietrze i wpływa ciepłymi strumieniami w jego palce wciąż splecione w nierozerwalną plątaninę z jej palcami. Po chwili była już tylko szmacianą lalką uwieszoną jego dłoni.
Podniósł dłonie na wysokość oczu, żeby dokładnie zobaczyć zakończenie zwycięskiej batalii. Dłonie nadal pulsowały dziwnym światłem, mimo że Gośka, czy też cokolwiek/ktokolwiek to był, zniknęła. Patrzył zafascynowany, zastanawiając się, czy teraz on naprawdę będzie mógł pisać książki i tworzyć różne światy, ludzi, zwierzęta, przedmioty, całe historie i jakie to będą historie.
Poczuł dziwną lekkość, jakby ktoś napełniał go od wewnątrz bąbelkami z szampana, zaczynając od stóp. Ręce same uniosły mu się w górę w geście zwycięstwa.
Pulsowanie przeniosło się przez jego brzuch do klatki piersiowej. Spojrzał w dół. Nie miał stóp, nóg, brzucha. Jego klatka piersiowa była właśnie zasysana do środka. Nie zdążył nawet krzyknąć zanim reszta jego ciała została wessana do środka i popłynęła w górę, do splątanych, pulsujących dłoni.
W pokoju zapadła ciemność. Ciemność zapadła też za oknem. Ciemność zapadła też na całym świecie. Widać było tylko maleńki, intensywnie niebieski pyłek gdzieś na wysokości dwu metrów czternastu centymetrów, który zaczął opadać powoli, wyodrębniając z otaczających go ciemności monitor laptopa, aż wreszcie usiadł delikatnie na klawiaturze.
Ekran ożył.