niedziela, 25 lutego 2018

Eliksir życia (10)

13.08.2012


Rozdział 10

Przedostatnia książka okazała się trochę bardziej zniszczona niż to wyglądało na pierwszy rzut oka i zajęła Oli cały dzień i większą część nocy. Kiedy podeszła z nią do półek i wyciągnęła rękę, poczuła jakby ktoś pociągnął za książkę, żeby weszła na właściwe miejsce. Uznała, że to dobrze, że książki jej pomogły, bo była naprawdę zmęczona. Zasnęła kamiennym snem natychmiast po położeniu się do łóżka.
Ranek następnego dnia był jeszcze bardziej mglisty i ponury niż poprzednie dwa. Ola stwierdziła, że na całe szczęście nie ma potrzeby wychodzić z domu. Właściwie nie miała chęci na nic innego oprócz dokończenia tej ostatniej książki i sprawdzenia jak będzie wyglądała ta jej wspaniała kolekcja. Usiadła do pracy.


                                               ***

Była szósta rano kiedy skończyła. Książki cały czas opowiadały jej różne historie, więc nawet nie była senna. Trochę zmęczona, ale książki powiedziały, że na to też znajdzie się rada jak skończy. Przypomniały jej też o tym, co mówił Strażnik, że potrafią dać nieśmiertelność. Ola nawet nie pytała, czy to będzie dar dla niej, czuła to po atmosferze jaka panowała w bibliotece, po miłych głosach i sile, która płynęła z książek. Wstała od stołu i wsunęła książkę na przedostatnie wolne miejsce. Za oknem nagle rozbłysło słońce, aż musiała zmrużyć oczy. Książki kazały jej odpocząć, więc położyła się na kanapie i drzemała chwilę.



                                               ***

                                              
Kiedy się obudziła, na dworze nadal panowała piękna pogoda, choć słonce już było popołudniowe. Wyjrzała na ulicę.
Coś tu się zmieniło.
Zupełnie jakby patrzyła na ulicę z wyższego niż zwykle piętra.
Albo jakby w domu naprzeciwko obudowano piętro w ciągu tych kilku dni.
Ola obejrzała dokładnie dom naprzeciwko. Tak, zdecydowanie, mogła teraz zajrzeć w okna mieszkania piętro wyżej niż zwykle. Było dość puste, tylko półki z książkami, ale z okna wyglądała jakaś kobieta. Ola podeszła do drugiego okna. Kobieta chyba też była zainteresowana mieszkaniem naprzeciwko, bo przemieściła się do drugiego okna razem z Olą. Nic ciekawego, znów półki z książkami.
Ola aż uśmiechnęła się pod nosem na tą myśl, przecież to było coś najciekawszego na świecie – książki. Ona sama miała pełen pokój półek z książkami, jak mogła pomyśleć w ten sposób.
Zaraz…
Kiedy w trzecim oknie Ola zobaczyła znów półki z książkami i kobietę wyglądającą przez okno, zaczęła krzyczeć. Gdyby już nie domyśliła się, że widzi tylko swoje odbicie, przekonałyby ją szeroko otwarte usta kobiety.

                                      ***

Kiedy Ola ocknęła się, leżała na podłodze pod  oknem.
Powoli podniosła się, sprawdzając, czy nie rozbiła sobie głowy lub nie złamała czegoś. Wyglądało na to, że tylko osunęła się na podłogę.
Ostrożnie wyjrzała przez okno.
Niestety.
To nie był sen, ani wytwór jej wyobraźni.
Ktoś ustawił lustra naprzeciwko okien jej mieszkania na budynku.
No dobrze, załatwimy to jakoś. Zaraz zadzwoni się na policję, a tymczasem tu się zasunie żaluzje, bo bardzo możliwe, że jest to lustro weneckie i ktoś ją obserwuje, żeby ją okraść. Świat będziemy oglądać z okien południowych i zachodnich.
Ola opuściła żaluzje i podeszła do południowej ściany.
Za oknem był dokładnie taki sam widok.


                                      ***

Na zachodzie bez zmian.
Czy to był film?
Piosenka?
Śni mi się, na pewno mi się śni taki koszmarny sen.
Niech mnie ktoś obudzi.
Proszę.


                                      ***

Drzwi do biblioteki zniknęły.
Jest ściana, a w niej okna.
Okna na północ, ale co to za różnica.
Gdziekolwiek pójdę, za oknem jest ten sam widok.


                                      ***

Ola stanęła przed regałem.
- To wasza wina.
- Wina? Nasza? Przecież chciałaś się nami zajmować. A Strażnik powiedział ci jakie masz możliwości. Dokonałaś wyboru.
- Okłamał mnie. Pytałam, czy będę musiała umrzeć.
- No i przecież nie umarłaś.
- To jest gorsze od śmierci.
- To jest nieśmiertelność.
- I co mi po takiej nieśmiertelności? Krążenie po tym … pomieszczeniu od okna do okna, żeby oglądać wciąż to samo?
- Nie. Możesz spędzić wieczność poznając wszystkie mądrości zawarte w książkach, choć wieczność wydaje się być za krótka. Popatrz. Pomyśl. Poczuj.
Ola uspokoiła się trochę. Więc jeszcze były jakieś opcje.
Przyjrzała się uważnie swemu ulubionemu regałowi z książkami. Tak, nadal mimo wszystko myślała o nim „mój ulubiony regał”.
Cofnęła się o krok.
Drugi.
Trzeci.
Grzbiety książek tworzyły napis ELIXIR VITAE. Jedno słowo po prawej stronie, drugie po lewej, litery jedna pod drugą. Dlatego może go wcześniej nie zauważyła, zazwyczaj jednak czytamy w poziomie. No i nie spodziewała się napisu ułożonego z grzbietów książek.
 Kiedy dokładniej się przyjrzała zauważyła też, że wszystkie litery, i wszystkie książki również,  są połączone jakby cieniutkimi liniami, jak delikatne gałązki na drzewie, do każdej dwie. To wrażenie potęgował środek, wyglądający jak pień, choć mógł być też po prostu prostokątnym pojemnikiem. Naczyniem. Miał nawet u góry cos w rodzaju lejka, jakby miało się do niego coś nalewać. Obraz był dziwnie trójwymiarowy, jakby to nie był tylko malunek na grzbietach książek, ale rzeczywiste gałązki.
Ola podeszła bliżej do regału.
Na półce po prawo, tuż obok naczynia, tuz obok lejka, brakowało jednej książki, która uzupełniłaby obrazek.
- To ja jestem brakującym elementem… - pomyślała.


                                               ***

W mieszkaniu nie było nikogo, kto by zobaczył jak rysunek ożywa, jak płyn zaczyna krążyć pomiędzy wszystkimi książkami. Nie było też nikogo, kto posłuchałby mądrości całego świata opowiadanych przez nieskończoność.
Choć właściwie byli tam przecież wszyscy.

Spojrzeć na Boga

19.12.2011


-When you see something like that it’s like God is looking right at you for a second and if you are careful you can look right back.
- And what do you see?
- Beauty.

- Kiedy widzisz coś takiego to jakby Bóg popatrzył na ciebie przez chwilę i jeśli jesteś uważny możesz oddać spojrzenie.
- I co wtedy zobaczysz?
- Piękno.

                                                 Cytat z filmu „American Beauty”

Bjork "All is full of love"

17.10.2011


you'll be given love
you'll be taken care of
you'll be given love
you have to trust it

maybe not from the sources
you have poured yours
maybe not from the directions
you are staring at

trust your head around
it's all around you
all is full of love
all around you

all is full of love
you just aint receiving
all is full of love
your phone is off the hook
all is full of love
your doors are all shut
all is full of love!

all is full of love
all is full of love
all is full of love
all is full of love
all is full of love

O prasowaniu, żelazku i skórce pomarańczowej

06.08.2011

Nie mam wielkiej awersji do różnych domowych czynności typu sprzątanie czy pranie, a niektóre z nich wręcz lubię. Jedną z takich czynności jest prasowanie.
Prasowanie według definicji to „rodzaj obróbki mechanicznej polegający na wywieraniu nacisku na element obrabiany”. Brzmi bardzo… mechanicznie. ;) Chyba bardziej odpowiadającą nam definicją byłoby „wygładzanie tkaniny za pomocą wysokiej temperatury i nacisku”. Prasowanie działa, gdyż pod wpływem temperatury rozluźniają się więzy w cząsteczkach polimerów tworzących włókna tkaniny. Kiedy włókna są gorące, rozprostowują się pod naciskiem żelazka i zachowują kształt po ochłodzeniu. Niektóre tkaniny jak np. bawełna wymagają też zastosowania wody. Nie ulega wątpliwości, że prasowanie to sztuka nie lada, a według niektórych nigdy nie dorównamy naszym babciom w tej umiejętności, mimo że mamy do dyspozycji dużo lepszy sprzęt. A więc zacznijmy od żelazka.
Żelazko to urządzenie służące do prasowania oczywiście. ;)  W przeszłości już w VIII w. Chińczycy stosowali rondle z rozpalonymi węglami w środku do prasowania jedwabiu. W XVIII w. żelazko stanowił jednostronnie wygładzony blok żelaza - stąd nazwa, z uchwytem. Po nagrzaniu, np. na płycie pieca kuchennego, bezwładność cieplna tego bloku pozwalała na utrzymanie przez kilka minut temperatury dostatecznie wysokiej, aby prasowanie było skuteczne. Po ostygnięciu żelazko trzeba było ponownie podgrzać przez postawienie na piecu. Kształt żelazka przypominał stopę, z trójkątnie zakończonym czubem z jednej strony i z płaską krawędzią od drugiej strony. Kształt ten upowszechnił się także w następnych, nowocześniejszych konstrukcjach ze względu na wygodę prasowania.
Udoskonaleniem żelazka była konstrukcja, w której nad stopą umieszczano małe palenisko na węgiel drzewny, co umożliwiało umieszczenie w nim kawałków żaru, podtrzymujących wysoką temperaturę żelazka, bez konieczności odstawiania go co chwilę na płytę kuchenną. Później węgiel drzewny zastąpiono żelazną sztabką (tzw. duszą) rozgrzewaną w palenisku. Z takiego żelazka korzystała niejedna nasza prababcia a może nawet jeszcze i babcia. Żelazko elektryczne wynalazł w 1882 roku Henry Seeley, który umieścił wewnątrz elektrycznie podgrzewaną spiralę grzejną. Żelazko włączało się normalnie do domowej sieci elektrycznej, a miało ono moc kilkuset watów. Później dodano do żelazka termoregulator, pozwalający na utrzymanie żądanej temperatury z dokładnością do kilku stopni Celsjusza, a także urządzenia nawilżające – do wytwarzania pary i spryskiwania, co pozwalało coraz łatwiej prasować różne rodzaje tkanin.
Mamy do wyboru kilka typów żelazek : żelazka bezprzewodowe, żelazka parowe, żelazka systemowe, żelazka turystyczne. Najpopularniejsze jest oczywiście żelazko parowe. Ma ono  możliwość wytwarzania pary. Ułatwia ona prasowanie nawet bardzo zgniecionych tkanin. W żelazkach parowych para wytwarzana jest z wody, którą wlewamy do zbiornika znajdującego się w korpusie żelazka. Wydobywana jest z otworów znajdujących się w stopie żelazka. Zwilżone włókna tkaniny pod wpływem gorącej pary rozszerzają się, co umożliwia wyprasowanie tkaniny bez użycia większej siły. Pojemność zbiornika na wodę w większości żelazek jest nieduża (ok. 300ml), dlatego należy pamiętać o dolewaniu wody podczas prasowania. Większość żelazek parowych posiada funkcję samooczyszczania, a jeśli jej nie ma, należy pamiętać o okresowym odkamienianiu go -  osad z twardej wody  może zatkać kanaliki stopy żelazka. Jeśli komuś przeszkadza kabel żelazka podczas prasowania można kupić żelazko bezprzewodowe. Posiada ono wszystkie zalety żelazka parowego i dodatkowo funkcję odłączenia kabla zasilającego. Prasując takim żelazkiem należy pamiętać o konieczności regularnego odkładania żelazka na stojak w celu nagrzania jego stopy - powinniśmy odkładać je nie rzadziej niż co kilkadziesiąt sekund, co nie jest dużym utrudnieniem, bo i tak zazwyczaj co chwila trzeba odstawić żelazko, aby przesunąć prasowaną rzecz. Żelazka systemowe są stosunkowo drogie, ale najefektywniejsze, ponieważ mają możliwość stałego wytwarzania pary na wysokim poziomie dzięki zewnętrznej wytwornicy pary. Wytworzona w zbiorniku para przekazywana jest przewodem do żelazka. Zbiornik na wodę jest bardzo pojemny (ok.1 litra), co jest bardzo wygodne, szczególnie gdy mamy do uprasowania bardzo dużo rzeczy. Żelazka te są też dość lekkie. Jeśli ktoś dużo podróżuje i chce ze sobą zabierać żelazko, najlepiej zainwestować w żelazko turystyczne. Łatwo jest je zapakować do walizki, ponieważ jest ono małe i zwykle ma składaną rączkę. Niestety takie żelazko ma także swoje minusy. Ma niewielką moc, dlatego długo się nagrzewa. Dłużej się też nim prasuje, a to spowodowane jest jego niewielkim rozmiarem.
Kupując żelazko musimy zwrócić uwagę przede wszystkim na parametry techniczne: rodzaj stopy, moc, zakres temperatur. Najlepsze stopy, to te, które lekko przesuwają się po wszystkich rodzajach tkanin. Stopa żelazka powinna być trwała, odporna na zarysowania i nie powodować wyświecenia materiału. Ważny jest również jej kształt i rozmieszczenie otworów. Najlepsze są żelazka, w których otwory ułożone są wzdłuż boków w dwóch grupach. Jeżeli chodzi o kształt stopy, to powinna być ona mocno zwężona z przodu. Pozwala to na dokładniejsze wyprasowanie naszych ubrań, szczególnie plis i miejsc przy mankietach rękawów, czy też ubranek dziecięcych. Bazą każdej stopy jest zawsze aluminiowa płyta – szybko się nagrzewa i dobrze przewodzi ciepło. Jednak nagrzane aluminium łatwo przywiera do tkanin i jest zupełnie nieodporne na zarysowania. Dlatego aluminiową płytę pokrywa się powłoką wykonaną z innego materiału : ceramiczną, stalową, teflonową, szafirową, granitową. Dwie ostatnie są najbardziej odporne na zarysowania. Stopy stalowe i teflonowe mają dobry poślizg, niestety po długim użytkowaniu mogą się zetrzeć, ponieważ mają niższą odporność na zarysowania.
Bardzo ważnym parametrem żelazka jest jego moc. Im wyższa, tym żelazko nagrzewa się szybciej. Najlepsze są żelazka osiągające moc od 2200 W do 2400W. Nagrzewają się w kilka sekund, szybko reagują na zmniejszenie temperatury oraz skuteczniej wytwarzają parę. Żelazko o mocy ok. 1400 W będzie się nagrzewało nawet kilka minut. Najsłabsze są żelazka turystyczne. Im wyższa moc, tym krótszy też czas prasowania.
Obecnie wszystkie żelazka mają regulator temperatury, czyli termostat. O temperaturze informuje nas liczba kropek - im więcej kropek tym wyższa jest temperatura prasowania. Czasem dla ułatwienia przy kropkach jest tez podany rodzaj tkaniny jaki można prasować w tej temperaturze.  W najwyższych temperaturach prasujemy bawełnę i len, niższej - wełnę i jedwab, a najniższej – tkaniny syntetyczne. Należy pamiętać, że zmniejszenie temperatury na termostacie nie spowoduje jej automatycznego spadku na żelazku, trzeba więc zaczekać chwilę kiedy chce się prasować tkaniny w niższej niż przed chwilą temperaturze. . Temperaturę regulujemy najczęściej za pomocą pokrętła lub suwaka. Niektóre żelazka posiadają termostat elektroniczny – zamiast pokrętła znajduje się wyświetlacz LCD. Kiedy żelazko się nagrzewa świeci się lampka termostatu, gaśnie, kiedy żelazko nagrzeje się do odpowiedniej temperatury.
Bardzo istotne w żelazku jest wytwarzanie pary wodnej, ponieważ to ona zdecydowanie ułatwia nam prasowanie, szczególnie silnie zagniecionych tkanin. Funkcja wytwarzania pary mówi nam o ilości pary, mierzonej w gramach, uzyskiwanej stale w ciągu minuty w trakcie prasowania. Podawana jest w gramach na minutę (g/min). Żelazka parowe i bezprzewodowe mają zakres wytwarzania pary w przedziale 20-50 gr/min. Natomiast ten sam przedział w żelazkach systemowych jest znacznie wyższy, kształtuje się w granicach od 70-80 gr/min. Jeżeli wybieramy żelazko wytwarzające parę wodną ok. 35 gr/min, wtedy bez trudu wyprasujemy bawełniane rzeczy i trudne do wyprasowania tkaniny, ale trzeba będzie prasować rzeczy po obydwu stronach. Dwie warstwy tkaniny powinno bez problemu wyprasować żelazko wytwarzające parę wodną na poziomie 50 gr/min. Z wytwarzaniem pary łącza się jeszcze dodatkowe funkcje : regulacja strumienia pary (pozwalająca dobierać strumień pary do rodzaju prasowanego materiału), uderzenia pary (jednorazowe silne uderzenie pary powodujące szybkie, punktowe zwilżenie materiału) pionowy wyrzut pary (funkcja ta umożliwi prasowanie w pozycji pionowej).
Inne ciekawe funkcje, w które są wyposażane żelazka to funkcja zimnej stopy (minimalne nagrzanie stopy, prasujemy delikatne materiały praktycznie samą parą, np. rajstopy), system antywapienny (eliminuje brudzenie ubrań białym,  wapiennym płynem, którego powstawanie  związane jest z wytwarzaniem pary i osadzaniem się kamienia z wody w zbiorniku i otworach parowych), blokada kapania, funkcja samooczyszczania, spryskiwacz, funkcja automatycznego wyłączenia żelazka (np. po 30 sekundach w pozycji leżącej lub 8 minutach w pozycji stojącej żelazko wyłączy się samo).
A teraz kilka rad dotyczących prasowania, żeby nasze rzeczy choć trochę przypominały te uprasowane przez nasze babcie :
1. Męską koszulę prasuje się lekko zwilżoną, zawsze zaczynając od kołnierzyka. Kołnierz prasuje się najpierw po lewej, potem prawej stronie i w stronę od brzegów do środka, żeby uniknąć zagnieceń na jego widocznej części.
2. Prasowanie rękawów zaczyna się od mankietów. Potem rękaw.  Tutaj szczególną uwagę trzeba zwrócić na główkę, czyli miejsce, gdzie jest wszyty do reszty koszuli. Zdarza się, że powstają tam niepotrzebne fałdy, które potem wyglądają bardzo nieładnie i niechlujnie.
3. Prasowanie spodni zaczyna się od paska, zakładek i kieszeni. W pierwszej kolejności trzeba zająć się pasem, potem na chwilę przewrócić spodnie na lewą stronę i uprasować kieszenie. Przednią, górną część eleganckich spodni koniecznie trzeba prasować na prawej stronie, przez płócienną szmatkę. W przeciwnym razie mogą pojawić się na nich błyszczące smugi. Na koniec prasuje się nogawki.
4. Jeżeli prasujemy obrus z haftem, prasujemy go po lewej stronie haftem do spodu. Jeśli obrus do prasowania położymy na ręczniku albo kawałku materiału frotte ,to hafty nie spłaszczą się przy prasowaniu.
5. Wełniane swetry prasuje się przez mokrą, ale mocno wyciśniętą lnianą szmatkę. Pierwsza zasada, to prasować przekładając, nie ciągnąc, żelazko wzdłuż swetra. Trzeba uważać też, żeby nie wysuszyć zbytnio tkaniny, bo zacznie się świecić.
6. Koszulki z naturalnego jedwabiu prasuje się na sucho po lewej stronie. Trudne do usunięcia zgniecenia lub wybłyszczenia można usunąć zwilżając, trzymając przez pewien czas jedwab nad parą, a potem prasując.
7. Dokładne prasowanie rękawów, karczków, zakładek i zmarszczek znacznie ułatwi mała, specjalnie przeznaczona do tego, deska tzw. rękawnik.
Formą dużego przemysłowego żelazka jest magiel, teraz chyba rzadziej wykorzystywany, jednak kiedyś noszenie bielizny do magla było normalna systematyczna czynnością. Maglowaniu poddawane są po praniu na ogół większe sztuki bielizny – pościel, obrusy, ręczniki, zasłony, tzn. takie, których prasowanie żelazkiem byłoby uciążliwe i nieefektywne. Magiel występuje w dwu wariantach: pościel nawijana jest na wałek i zgniatana podczas przetaczania pomiędzy dwiema płaszczyznami lub płat maglowanej tkaniny wsuwa się pomiędzy dwa walce, z których jeden jest napędzany (ręcznie lub silnikiem elektrycznym) i sprężyście dociskany do drugiego. W punktach usługowych, oferujących maglowanie bielizny, instalowane są zazwyczaj duże maglownice z napędem elektrycznym i podgrzewanymi cylindrami (np. przy pomocy gazu – tzw. "magiel elektryczno-gazowy"), co zapewnia szybkie i efektywne maglowanie nawet największych sztuk bielizny w podwyższonej temperaturze.
A na koniec jeszcze jedno żelazko. Do prasowania cellulitu. ;) Jest ono nowatorskim sposobem walki ze znienawidzoną „skórką pomarańczową” poprzez zastosowanie trzech metod : masaż vacum - czyli masaż próżniowy (przynosi rewelacyjne efekty w rozbijaniu tkanki tłuszczowej i drenażu złogów tłuszczu, a tym samym wyszczupla oraz wyraźnie poprawia wygląd skóry), elektrostymulacja TENS – działanie prądem (metoda liftingu, poprawienia elastyczności i wygładzenia skóry) oraz chromoterapia - terapia kolorami (stymuluje syntezę kolagenu i rewitalizuje skórę).
Miłego prasowania!


Nie znoszę

03.03.2011


-        Więc dlaczego nienawidzisz swojego ojca?
-        Bo się podkochuje w mojej szkolnej koleżance.
-        A ty wolałabyś, żeby kochał się w tobie..
-        Nie! Obrzydliwość. Ale byłoby fajnie, gdybym choć w jakimś stopniu była dla niego tak ważna, jak ona jest.
                 „American Beauty”

To cytat z filmu, nawiasem mówiąc jednego z moich ulubionych. Może nie dokładny, ale kto oglądał, to wie, że wyraża to, o co chodziło w tej scenie. Tęsknotę za zauważeniem przez bliską osobę. I coś jeszcze: porównanie, że ktoś ma lepiej.
Całe swoje życie nie umiem się od tego uwolnić. Nie jestem jakąś złośliwą jędzą, która cieszy się jak komuś jest gorzej albo zazdrości innym każdego drobiazgu. Ale nie będę ukrywać, że mam duży głód uczuć i to takich właśnie z dziecka. Oczywiście dotyczy to osób, które uważam za bliskie sobie, może nie przyjaciół, bo chyba takich nie mam, ale bliskich osób. Potrzebuję dużo ciepła, dużo troski, dużo zainteresowania, dużo kontaktu. Ktoś mógłby powiedzieć „za dużo” - nie zgodzę się. Potrzebuję tyle, ile potrzebuję. To ani moja wina ani zasługa, taka jestem.
Dopóki dostaję tyle, ile potrzebuję, wszystko jest właściwie w porządku. Wtedy zupełnie nie przeszkadza mi, że dostaje to też ktoś inny od tej samej osoby co ja. Spokojnie „pozwalam” bliskiej mi osobie spędzać wieczory w towarzystwie kogoś innego, pisać smsy, dzielić się swoim życiem, przytulać. Ale niech no tylko mi czegoś zabraknie, albo niech się dowiem, że ktoś inny dostaje coś, czego nie dostaję ja...
Włącza mi się natychmiast pytanie „dlaczego?”. Jak można na nie odpowiedzieć? Przecież jedyna odpowiedź jaką tutaj można byłoby uznać za poprawną brzmi „bo nie jestem aż tak bliska tej osobie, żeby mi to dawała”. Czy taka odpowiedź poprawi mi samopoczucie? Skądże. Jest jeszcze gorzej, bo przecież to oznacza, że „nie jestem dla kogoś wystarczająco dobra”.
Nie znoszę jak ktoś tłumaczy się, że nie zaprasza mnie nigdy nigdzie, bo nieśmiałość mu na to nie pozwala, a potem dowiaduję się, że ta nieśmiałość działa tylko jeśli chodzi o mnie. Nie znoszę jak ktoś mówi mi, że jest zamknięty w sobie i dlatego nie mówi mi o sobie, a potem wiadomości o jego życiu docierają do mnie od innych osób, którym jakoś był w stanie opowiedzieć wszystko. Nie znoszę jak ktoś tłumaczy się, że każdy dotyk to dla niego bariera z betonu i dlatego odsuwa się ode mnie jak od trędowatej kiedy próbuję się przytulić, a potem widzę jak sam wyciąga rękę, żeby dotknąć kogoś innego. Nie znoszę jak ktoś jest cały czas niedostępny i nieuchwytny z powodu natłoku zajęć, a potem dowiaduję się o kolacjach i imprezach w innym gronie. Nie znoszę jak ktoś  tłumaczy mi, że buziaki są nie dla mnie, bo będzie dawał tylko swojej dziewczynie, a potem widzę jak obcałowuje też zwykłe koleżanki.
Nie znoszę jak ktoś mówi mi, że uważa mnie za swoją przyjaciółkę, bo zawsze można na mnie polegać, ale nie daje mi ze swej strony tego poczucia bezpieczeństwa. Nie znoszę jak ktoś mówi mi, że lubi do mnie pisać, bo ja zawsze odpisuję, a sam pozostawia mnie bez odpowiedzi. Nie znoszę jak ktoś chce, żeby brać pod uwagę jego potrzeby, a nie bierze moich. Nie znoszę jak ktoś na spotkaniu ze mną pisze smsy na dobranoc do kogoś innego, a kiedy jest w innym towarzystwie nie mówi „dobranoc” mnie. 
I nie znoszę jak ludzie się zmieniają. Chciałabym, żeby każdy był odpowiedzialny za to, co oswoi, jak w „Małym Księciu” powiedział lis. Nie jest łatwo mnie oswoić, w stosunku do większości osób jestem zamknięta w sobie, nieufna. Nie na tym pierwszym poziomie, nie. Niektórzy nawet zazdroszczą mi łatwości nawiązywania kontaktów. Ale poza powierzchownymi znajomościami, bardzo ostrożnie pogłębiam kontakt z druga osobą. Boję się. Odrzucenia najbardziej. Chciałabym poznać, upewnić się, że to jest osoba, która mnie nie skrzywdzi, zanim obdarzę ja jakimiś uczuciami. (I nie mówcie mi, że trzeba zaryzykować, raz zaryzykowałam – skończyło się dość tragicznie.) Ale to też nie pomaga. Miałabym czasem ochotę krzyknąć „kto daje i odbiera ten się w piekle poniewiera”. Dziecinne? Rymowanka na pewno. Co do uczucia już nie jestem taka pewna. Wtedy znów włącza mi się „Dlaczego?” Przecież kiedyś było w porządku, że ktoś mi opowiadał całe swoje życie, przecież kiedyś było ok, że wymienialiśmy dziesiątki smsów dziennie, przecież kiedyś było ok, że spędzałam godziny na czyimś leżaku, przecież kiedyś było dobrze, że zawsze mówimy sobie dobranoc, przecież kiedyś....
Ciężko mi, ale staram się nad sobą pracować. Staram się zaakceptować fakt, że ktoś może się zmienić, że ktoś może lubić mnie mniej niż ja jego, że ktoś może lubić kogoś bardziej ode mnie, i że to wcale nie oznacza, że ze mną jest coś nie tak i mam się zmienić, a także, że jeśli ktoś nie chce się ze mną zaprzyjaźnić, to nie znaczy, że już nigdy w życiu nie będę miała przyjaciela i świat się skończył. Wiem to. Ale co z tego? Czy myślicie, że dzięki temu, że wiem, to mniej boli?
„Maybe it's just the time of year
or maybe it's the time of man,
I don't know who I am,
But you know life is for learning.”.
                         „ Może to tylko pora roku
                            a może to pora człowieka.
                            Nie wiem kim jestem,
                            ale wiesz, życie to nauka”
                                                                                  „Woodstock” Joni Mitchel

Pewnego dnia

16.07.2012


Pewnego dnia rozszarpię cię na strzępy

Tytuł oryginału : „One of these days”
Autor  : Pink Floyd

Dzień Nowego Roku

03.09.2011


Wszystko jest ciche w dniu Nowego Roku
Świat w bieli chowa się
Pragnę być z Tobą, być z tobą w noc i w dzień
Nic się nie zmienia w dniu Nowego Roku
W dniu Nowego Roku

Znów będę z tobą
Znów będę z tobą

Pod krwistoczerwonym niebem
Zebrał się tłum w czerni i bieli
Spletli dłonie, wybrańcy
Tytuły w gazetach mówią, mówią
Mówią to prawda, to prawda
Możemy dokonać przełomu
Choć rozdarci
Możemy być  razem.

Zacznę znów
Zacznę znów

Och, może już nadszedł właściwy czas
Och, może dziś w nocy

Znów będę z tobą
Znów będę z tobą

Powiedziano nam, że to złoty wiek
A złoto jest powodem prowadzenia wojen,
Chociaż chcę być z tobą
 Być z tobą noc i dzień
Nic się nie zmienia w dzień Nowego Roku
W dzień Nowego Roku
W dzień Nowego Roku

Tytuł oryginału : "New Year's Day"
Autor : U2

W zaklętym kręgu głupot

14.10.2011

Osoby o słabych nerwach proszone są o nieczytanie tego tekstu. Dziś zaglądamy do Księgi Sędziów, a tam jak nie zdrada, to głupota, jak nie gwałt, to wojna, krótko mówiąc: urok, ból głowy, sraczka i przemarsz wojsk.
Spora część treści tej księgi to wojna. Zajmowanie miast, wyżynanie mieszkańców, grabież mienia itd. chcecie próbkę? Ależ proszę – ale na waszą odpowiedzialność. „Z kolei i pokolenie Józefa udało się ku Betel, a Pan był z nim. Pokolenie Józefa posłało najpierw wywiadowców do Betel - a nazwa tego miasta brzmiała niegdyś Luz. I spotkali wywiadowcy człowieka wychodzącego z miasta. Wskaż nam wejście do miasta - powiedział do niego - a okażemy ci łaskę. Ten wskazał im wejście do miasta, a oni wycięli ostrzem miecza miasto, tego zaś człowieka wraz z całą jego rodziną wypuścili na wolność. Udał się więc ten człowiek do ziemi Chetytów, gdzie zbudował miasto, któremu dał nazwę Luz, i nazwa ta istnieje aż do dnia dzisiejszego.” Albo : „Neftali nie wypędził mieszkańców z Bet-Szemesz ani mieszkańców z Bet-Anat i mieszkał wśród Kananejczyków zajmujących tę ziemię. Jednakże mieszkańcy z Bet-Szemesz i Bet-Anat zostali przeznaczeni do robót przymusowych na jego korzyść. Amoryci zaś wypchnęli synów Dana na góry i nie pozwalali im zejść do doliny. Amoryci trzymali się więc w Har-Cheres, Ajjalonie i w Szaalbin, lecz kiedy zaciążyła ręka pokolenia Józefa, wykonywali roboty przymusowe.” I najlepsze: „Odeszło więc owych pięciu mężów i przybyli do Lajisz, gdzie ujrzeli lud tam osiadły, mieszkający bezpiecznie na sposób Sydończyków, spokojny i ufny, gdyż nie było nikogo, kto by napadał na ich ziemię ani się pokusił o ich królestwo. W dodatku Sydończycy byli daleko i nie utrzymywali żadnych stosunków z Aramem. Wrócili więc do swoich braci, do Sorea i Esztaol, a ci zapytali ich: Cóż nam przynosicie? Wstańcie, a wyruszymy przeciwko nim - rzekli - widzieliśmy bowiem ziemię, która jest bardzo dobra. Czemu siedzicie tu nie dbając o nic? Nie wahajcie się wyruszyć, aby zdobyć tę ziemię. Gdy tam dotrzecie, znajdziecie lud bez obrony i ziemię przestronną.” Nie ma to jak napaść na bezbronnego…
Przez cały czas czytając tą księgę ma się wrażenie, że głupota bohaterów nie ma granic i że jest się w jakimś zaklętym kręgu. Można byłoby to skrótowo powiedzieć tak: bogobojni, nie bogobojni, nie bogobojni , nie bogobojni, bogobojni , nie bogobojni , nie bogobojni, , nie bogobojni , bogobojni , nie bogobojni, nie bogobojni, nie bogobojni itd. Paru władców było do przeżycia, cała reszta – do odstrzału. Ot, na przykład było tak: „Umarł Jair i pochowano go w Kamon.  Potem znów zaczęli Izraelici czynić to, co złe w oczach Pana. Służyli Baalom, Asztartom, jak również bogom Aramu, Sydonu i Moabu oraz bogom ammonickim i filistyńskim, a opuścili Pana i nie służyli Mu. Zapłonął zatem gniew Pana przeciwko Izraelowi, wskutek czego oddał On ich w ręce Filistynów i Ammonitów. Trapili oni i uciskali Izraelitów, począwszy od tego roku przez osiemnaście lat, wszystkich Izraelitów, którzy mieszkali po tamtej stronie Jordanu w ziemi amoryckiej, leżącej w Gileadzie. Ammonici przekraczali także Jordan, aby walczyć z pokoleniem Judy i Beniamina i z rodem Efraima. Wielki ucisk spadł na Izraelitów. Wołali więc Izraelici do Pana w słowach: Zgrzeszyliśmy przeciwko Tobie, opuściliśmy bowiem Boga naszego, aby służyć Baalom. Rzekł wówczas Pan do Izraelitów: Kiedy Egipcjanie i Amoryci, Ammonici i Filistyni, Sydończycy, Amalekici i Madianici uciskali was, a wyście wołali do Mnie, czy nie wybawiłem was z ich ręki? Tymczasem wyście Mnie opuścili i poszliście służyć cudzym bogom! Oto dlaczego nie wybawię was więcej. Idźcie! Krzyczcie do bogów, których sobie wybraliście! Niechżeż oni was wybawiają w czasie waszego ucisku! Zgrzeszyliśmy - odpowiedzieli Izraelici Panu - uczyń z nami, co się wyda słuszne w oczach twoich, jednakże dzisiaj wybaw nas! I wyrzucili spośród siebie obcych bogów, których mieli, a służyli Panu. Wtedy nie mógł Pan dłużej znosić ucisku Izraela.” I tak bez końca. Nawiasem mówiąc, cierpliwość boska niewyczerpana zaiste do nich była… a może to już w ogóle nie miało nic wspólnego z Bogiem? Myślę, że on miał ich tak dosyć na tym etapie, że wcale już się nimi nie zajmował, a oni „z rozpędu” nadal przypisywali klęski gniewowi Boga (zamiast swej głupocie), a sukcesy odwróceniu boskiego gniewu (zamiast przypadkowi).
Potem mamy Samsona. Kto go wcisnął do Biblii wolę nie wiedzieć, ale za to jaką popularność facet zdobył – opowiadania, powieści, filmy, nawet operę na swój temat ma. Wszystko dlatego, że takie „wspaniałe” gusła odczyniał: zabił wrogów oślą szczęką („Znalazłszy więc szczękę oślą jeszcze świeżą, wyciągnął po nią rękę, uchwycił i zabił nią tysiąc mężów.”), dręczył zwierzęta („Samson odszedł, schwytał trzysta lisów, a wziąwszy pochodnie przywiązał ogon do ogona, a pośrodku między dwoma ogonami poprzyczepiał po jednej pochodni. Następnie podpalił pochodnie, a rozpuściwszy lisy między zboża filistyńskie spalił sterty i zboża na pniu oraz winnice wraz z oliwkami.”), korzystał z usług prostytutek („Następnie udał się Samson do Gazy, gdzie ujrzawszy nierządnicę, poszedł do niej.”) i nie znał się na ludziach („Dalila zrozumiawszy, że jej otworzył całe swe serce, posłała po władców filistyńskich z wiadomością: Przyjdźcie jeszcze raz, gdyż otworzył mi całe swoje serce. Przyszli więc do niej władcy filistyńscy, niosąc srebro w swoich rękach. Tymczasem uśpiła go na kolanach i przywołała jednego z mężczyzn, aby mu ogolił siedem splotów na głowie. Wtedy zaczęła go obezwładniać, a jego siła opuściła go.”).
Ostatni fragment, który chcę wam zacytować woła o przysłowiową pomstę do nieba, co w wypadku cytowania „świętej księgi” brzmi dość przewrotnie. „Tymczasem, gdy oni rozweselali swoje serca, przewrotni mężowie tego miasta otoczyli dom, a kołacząc we drzwi rzekli do starca, gospodarza owego domu: Wyprowadź męża, który przekroczył próg twego domu, chcemy z nim obcować. Człowiek ów, gospodarz domu, wyszedłszy do nich rzekł im: Nie, bracia moi, proszę was, nie czyńcie tego zła, albowiem człowiek ten wszedł od mego domu, nie popełniajcie tego bezeceństwa. Oto jest tu córka moja, dziewica, oraz jego żona, wyprowadzę je zaraz, obcujcie z nimi i róbcie, co wam się wyda słuszne, tylko mężowi temu nie czyńcie tego bezeceństwa. Mężowie ci nie chcieli go usłuchać. Człowiek ten zatem zabrawszy swoją żonę wyprowadził ją na zewnątrz. A oni z nią obcowali i dopuszczali się na niej gwałtu przez całą noc aż do świtu. Puścili ją wolno dopiero wtedy, gdy wschodziła zorza. Kobieta owa, wracając o świcie, upadła u drzwi owego męża, gdzie był jej pan, i pozostała tam aż do chwili, gdy poczęło dnieć. Pan jej, wstawszy rano, otworzył drzwi domu i wyszedł chcąc wyruszyć w dalszą drogę, i ujrzał kobietę, swoją żonę, leżącą u drzwi domu z rękami na progu.” Czy ktoś tu próbuje mi wmówić, że w oczach Boga, który stworzył kobietę i mężczyznę („Stworzył więc Bóg człowieka na swój obraz, na obraz Boży go stworzył: stworzył mężczyznę i niewiastę”) właściwe było, że zapijaczeni faceci wydali jeden swoją córkę, a drugi swoją żonę na pastwę gwałcicieli i morderców, żeby ochronić swoje tyłki? No to się nie udało! Za to udało się mnie zdenerwować!
Cała ta Księga Sędziów ma tyle wspólnego z Bogiem, co … nawet brak mi porównania. Po prostu nie ma nic wspólnego – opowieści dziwnej treści, których obecność w Biblii dla mnie jest zbędna.

Jadalny

26.02.2012


Świat wygląda na jadalny
Nie widać tego co
Nadpsute
Spleśniałe
Czerstwe
Ukrywa coś pod chrupiącą skórką
Zwały bitej śmietany
Wisienka
I na pewno kwaśne winogrona
Boję się go nadgryźć
Nie można mieć świata i zjeść świata

Zamyśliłam się nad pieniędzmi

14.08.2012


Ludzie sobie życzą pieniędzy, ludzie chcą ich mieć jak najwięcej, ludzie chcą mieć tyle kasy, żeby nie musieć pracować. To chyba znaczy, że wybrali zły zawód i nie lubią swojej pracy…
Oczywiście, dobrze jest nie martwić się o to, za co kupić jedzenie czy zapłacić czynsz. Ale apetyt rośnie w miarę jedzenia, mam wrażenie. Obserwowałam. Ciągle było „więcej i więcej”. Bo jeszcze można mieć dom nad morzem. Jacht. Samolot.
Ludzie, którzy wygrali na loterii, mają przed sobą dużo kłopotów, tak myślę. Zaraz zjadą się jacyś krewni i znajomi, którzy potrzebują natychmiastowej pomocy. Pół biedy, jeśli naprawdę potrzebują. I jeśli to są krewni i znajomi. Trzeba zadbać o bezpieczeństwo swoje i rodziny. I trzeba nie zwariować. ;)
Co ja bym zrobiła, gdybym wygrała na loterii? Połowę od razu przeznaczyłabym na jakieś akcje charytatywne, wspomożenie mojego miasta, szpital, dom dziecka itp. Potem porozdawałabym tym ludziom w moim życiu, którym uważam, że dobrze byłoby pomóc. Jakąś część na pewno przeznaczyłabym na wspomożenie miejsca, gdzie pracuję – oj, przyda mu się. 
A dla siebie? Wycieczka na Wyspy Południowego Pacyfiku. Lot w kosmos. Fundusz emerytalny, żebym na starość się nie martwiła, że nie mam za co żyć – co jest możliwe przy obecnych układach. Odnowienie mieszkania. Założenie stacji radiowej i restauracji.
To ile musiałabym wygrać, żeby to zrealizować? J
Jest tylko jeden problem – ja nie grywam na loterii… ;P