sobota, 31 marca 2018

Październik 2013

1 października 2013
chora 

2 października 2013
chora… 

God help me….

3 października 2013
chora, ale trochę mi lepiej.
słaba jestem i nic mi się nie chce. i nie będe w związku z tym nic robić.

choć coś zroiłam przecież, podlałam kwiaty, zmywarke i pralke włączyłam, o! chciałabym, zeby mi juz całkiem przeszło…

4 października 2013
Lepiej, ale jeszcze nie dobrze

Zmęczona i osłabiona też

5 października 2013
jest mi zdecydowanie lepiej. jeszcze mam trochę kataru, od czasu do czasu zakaszlę „z trzewi”. najbardziej aktualnie dokucza mi ucho i migdał. i trochę też głowa, bo falami boli.
popracowałam trochę.
teraz chyba kąpiel, a potem to już tylko relaks.

tęsknię…

6 października 2013
zdrowa jeszcze nie jestem, ale juz prawie. tylko oslabiona tak po tej chorobie, ze cokolwiek zrobię to cała mokra i najlepiej sie połozyć….
chyba nastepny tydzień to będe dochodzić do siebie…
głowa jeszcze wciąż dokucza, trochę ząb, trochę migdał.
gotuję sobie, odpoczywam sobie…
tęsknię sobie…. ale dziś dostałam dobrą wiadomość: moja tęsknota się skróci o całe pięć dni   

a poza tym mam chyba znów depresję.. tzn depresję to mam stale tylko trochę mi lepiej, troche mi gorzej. od wczoraj jakoś gorzej… nie od piątku chyba… może ta wiadomość (z przed chwili) mnie troche podniesie na duchu…


7 października 2013
Jak się pójdzie do pracy, to od razu człowiekowi się gorzej robi….
Jutro zabieg i wyniki mammografi. nie panikuję, ale troche stracha mam. z drugiej strony – niech mi już wreszcie wytną co trzeba, może sie w stanik zmieszczę
taki wisielczy humor lekko…
zmieniam plany znów.
tęsknie nadal

i tak się życie toczy…


8 października 2013
nie mam siły nawet opisać tego, co szię dziś działo…

czuję się zmaltretowana psychicznie, najlepszy dowód, ze sie popłakałam w tramwaju

9 października 2013
fighting off depression with…….. a mail  
so warm  


10 października 2013
nadal totalnie mi się nic nie chce…
pracuję oczywiście, ale potem…
nadal boli mnie ucho i mięsnie, trochę jeszcze wciąż gardło i mam dużą chrypę. na dodatek dziś dostałam okres, więc kolejne atrakcje.

ten tydzień jest do odrzutu…

11 października 2013

głowa mi zaraz pęknie…


12 października 2013
mail   
coś wspanialego   

dziś mamy imprezę. mam nadzieję, ze ten mail mnie na tyle ustawi, ze się będę dobrze bawić, bo jeszcze pięć minut temu zastanawiałam się po jakiego czorta ja tam idę…. depresja się mocno daje mi we znaki…


13 października 2013
napisałam prawie całą notkę, coś błysło, trzasło, zgasło i nie ma…
impreza wczoraj bardzo udana. pojedlismy, popilismy, powygłupialismy się jak juz dawno nie, usmialismy się po pachy, potańczylismy.
tańczyłam z R. poprosił. czułam wyraxnie, że this boat has sailed. mimo to pozostał jakiś strach, bo poczułam jak bardzo mi brakuje bliskości drugiego człowieka. a ja w takich sytuacjach zawsze robię coś głupiego. terazpia spełniała cel, który jej postawiłam – pokazała mi gdzie jestem damaged. i tylko ten cel. potem zdałam sobie sprawę, ze żeby to naprawić musiałabym się od nowa urodzić.
depresja nie odpuszcza. tzn odpuściła na krótko wczoraj, dzis juz jest tak jak było, a nawet przez moment gorzej. na razie nie wiem totalnie co z tym zrobić.
pospałam, poczytałam, napisałam do M. tak bym chciała, zeby ten kontakt był jeszcze troche częśtszy…

teraz zupka pomidorowa, potem jeszcze troche poczytam, a potem obejrze coś. powinnam zrobic jedna rzecz do pracy, ale chyba nie dam rady…

13 października 2013
P straciła przytomność. była jazda na ostry dyzur. prawdopodobnie znów niedotlenienie…

już jest ok, pojadła, popiła, umyła się. podobno może sie tak jej robić…

 13 października 2013
mówisz i masz  
mail  
ach….    

14 października 2013
Wystep się nawet chyba udał, choć głosów na nie też nie brakowało.
Jak szłam do pracy to R mnie minał samochodem. może nie widział, może nie chciał widzieć, może nie mógło podwieźć, a może cos mu znów jest po sobocie. F…k it, I don’t care.
Załapałam się na chwilę „Do południa”.

Chyba się zepne i posprzątam, ale najpierw musze sie dodzwonic do wetki i pogadać o stanie P.

14 października 2013
posprzątane
wreszcie mi nie śmierdzi w domu ;p

14 października 2013

a może kąpiel?…  

15 października 2013
Byc może lepiej dla mnie było, jak bylismy skłóceni… niebezpieczne to jest… :/ jakbym cały czas musiała sie pilnować, bo mnie bezsensownie ciągnie, całkiem bezsensownie, jak ćmę do ognia.
obiad imieninowy u mamy.

troche działań w domu.

16 października 2013
chodze i co chwila się zapytuje siebie „Co robisz, kobieto?” bo mam najgłupsze pomysły. mam nadzieję, że mi to niedługo przejdzie…
apatia połowiczna, cos tam robię, ale średnio jest.

tęsknię za kontaktem…

17 października 2013
Rano był trudny moment, ale jakos się toczy wszystko
zrobiłam zdrowe zakupy.
50 minut mineło jak pięć… czas jest niesprawiedliwy. „czas jest dwulicowy”…
„A na stoliku roztopiona czekolada” – cudo. nie moge sie doczekac 1.11, a jednoczęsnie przeciez jeszcze nic nie wiem…
I tak się miotam, tęskniąc…

chyba sobie pobrzdąkam na gitarze…

18 października 2013
dziś już było troche lżej. myslę, że mi to wkrótce minie. potem trzeba będzie uważac w styczniu.
dziewięć godzin pracy. obiad, kąpiel i Lista.

zmęczona jestem, spać mi się chce…

19 października 2013
nie wyspałam się strasznie, P szalała cała noc… teraz przez cały dzień jej robie co chwila pobudki na obcałowywanie ryjka i mam nadzieję, ze wieczorem będzie tak niewyspana, ze będzie spac w nocy.
byłam na Nordiku, działam trochę według jakiegos pokręconego schematu.

tęsknię…

20 października 2013
niedziela mineła już prawie, troche odpoczełam, troche pracowałam.

mam pomył … hmmm, chyba go dopracuje i wprowadze w zycie… a raczej zaproponuję włąściwej osobie  

21 października 2013
rano nawet się niexle obrobiłam, choć żebym była jakas super wyspana to nie powiem…
praca szybko i sprawnie – jestem na bieżąco – nie do uwierzenia ;p
R dzis wcisnał mi w rekę monetę, która znalazł. moje przypuszczeina i przeczucia sa słuszne, on tez nie przeszedł nad wszystkim do porządku dziennego. tym bardziej musze być silna.
przydałoby sie małe wsparcie w tej kwestii…
tesknię…

dzis mam dzień pierwszy diety znów. uznałam, ze mozna byłoby jeszcze troche zrzucić. optymalnie 4kg ale jak wyjda z tego 2kg to tez nie będzie xle. zjadłam sniadanie i na razie tak sobie trwam.

 21 października 2013
uczenie się hiszpańskiego jest miłe, ale jak mi to opornie idzie!!!…
chyba za bardzo wywietrzyłam w tym domu…
poza tym juz czuje jakiś dziwny ból głowy. nie wiem czy cos będzie z tego niejedzenia, bo z kolei rozchorowac się to ja nie chcę. chyba sobie machne gorącego krupniczku 

21 października 2013
zhadłam zupkę, drugie danie, ciepły kompot wisniowy – od razu jest mi lepiej. chyba po prostu przymierzę spodnie i jesli się w nie mieszczę, to nie będę szalec z dietami na razie, jesień jest, od razu się przeziebie znowu… 

21 października 2013

jeszcze tylko parę maili i koniec dnia  

22 października 2013
jak to trudno czasem zachowac pewnośc siebie, nawet jeśli jest sie przekonanym o swoich umiejętnościach…
byłam w lesie na nordiku – cudna jesień.
w czwartek zebranie… dlaczego akurat w czwartek??!! jasny szlag!!! może by zdezerterować?
dopiero wtorek, a ja jakaś lekko zmęczona już.
jutro spotkanie z adwokatem. ciekawe czy dojdzie do skutku i czym sie zakonczy …

chciałabym wygrac w lotto….

23 października 2013
trafiłam dwójkę w lotto ;p ;p ;p
fajnie dziś było w pracy, choć w pewnym momencie poczułam takie zmęczenie, ze musiałam usiąść i pooddychać
mamusia umyła dziecku okno.  więc dziecko umyło sobie kaloryfery i drzwi.  ida swięta, idą swięta

za chwilę do adwokata. mama ndzieję,z ę pójdzie szybko i sprawnie i potem zrobie sobie kąpiel i zjem dobrą kolację oglądając House’a i mając pewność, zę problem odsunięty na długo… 

24 października 2013
jest !!!!
jest!!!!!
jest!!!!!
ale się cieszę !!!!!!!!!!!!!!!!!!! 

25 października 2013

zmęczona….

26 października 2013
nie do konca się wyspałam, bo P zrobiła mi pobudke o szóstej.  przyzwyczaiła się.
snaidanko, markomania, Nordik, obiadek. dzień się leniwie toczy.
kolejne nieprzyjemne sceny na forum. niektórzy nie maja za grosz wyrozumiałości dla innych. ja tez zapewne nie mam jej wiele, ale widze,z ę niektórzy nie maja ani grama. i zrozumienia przede wszystkim…
może się teraz zdrzemnę trochę..

A wczoraj poszedł na dwie imprezy. no niech sie tam bawi przecież. ale troche mnie gdzies tam źga, że na moje zaproszenie nie zareagował ostatnio, a teraz jak proponowałm wspólne wyjście to też musi sie zastanawiać. podał teraz powód, nie przypuszczałabym, ze to może byc jeszcze przeszkodą, ale widocznie jest.

27 października 2013
spacer.
jedzenie.
trzeba napisac recenzję. trochę mi się nie chce, ale termin goni

poczytałoby się … to za chwilę…:)

28 października 2013
Nie mogłam spac w nocy. brzuch mnie coś bolał, poza tym wiało jakby sie kto powiesił, musiałam wstawać okna domykać.
ale rano miałam taka parę, ze oprócz wszystkiego co normalnie, to jeszcze wyprasowałam.
w pracy tez sporo rzeczy udało mi sie zrobić.
dieta po raz kolejny bo w spodnie się nie mieszczę…

dzis dzień picia. zaraz kolejna herbata plus hiszpański  

29 października 2013
praca ok
posprzątałam sobie 
jeszcze nie wyję z głodu, ale chyba to juz niedługo nastąpi, stawiam na jutro…. chyba że mi pomoże to, ze jestem jutro cały dzień w pracy. dziś zjadłam płatki na sniadanie. wynik na wadze był bardzo zadowalający, oby tak dalej. największym problemem w tym momencie jest to, ze jest mi bardzo zimno. na dworze piekna pogoda, a ja wracałam z roboty w bluzie i kurtce. teraz też wszystko pozamykane i cieplak mam na sobie. wieczorem ogladając film okrywam sie kocem. dziś kąpiel to się ugrzeję w ciepłej pianie 
trzeba kartke dla E zrobic, za chwile ma urodziny i imieniny. 

za 74 godziny Muzyka Ciszy  oczekiwanie jest fajne  

30 października 2013
praca, praca, praca…
wpadłam do domu ogarnąc P i niespodziewanie okazało się, ze mam godzinke wolnego. zrobię sobie masaz tłuszczu ;p
dziś jest już dość źle. przyjście do domu było dość sporym kryzysem, zażegnałam go przy pomocy barszczyku czerwonego. teraz jak pójde znów do roboty, to jakkos przejdzie mysle, a woeczorem kąpiel i zupka to chyba dotrwam. a jutro bedzie mozna zjeśc drugie sniadanie – to powinno pomóc.  generalnie bardzo tez pomaga, ze lodówka pusta  choć nie wątpię, ze w chwili ostatecznego kryzysu byłabym w stanie rzucić się na zawartość szafki z kaszami i pozrec na sucho. ;p

ale za to jak weszłam dzis rano na wagę..    

31 października 2013
wczoraj wytrzymałam, ale musiałam wieczorem wypic drugi kubek gorący bo było bardzo źle. dziś jest na razie całkiem nieźle, no bo oprócz płatków na sniadanie, zjadłam też kilka sliwek węgierek na drugie sniadanie. wypiłam już dwie herbaty i na razie jest ok, nawet bym nie powiedziała, ze mnie jakos bardzo ssie.
jutro Wszystkich świętych. bardzo lubię to swięto, nadal i znowu, choć niektóre elementy sa nie do odzyskania. na przykład to, jak chodziłyśmy z Babcią na cmentarz, sprzątałysmy, paliłysmy liście, wybierałysmy kwiaty i znicze. Mama opanowała cały ten biznes, robi z siebie męczennicę na dodatek. staram sie puszczac to mimo uszu, oczu i swiadomości, bo zatruło mi to pare razy swięto. najwazniejsze jest nastawienie. więc zamierzam jutro chodzić po grobach, palic znicze, zamyslać się nad każdym, wracać bumerangiem na grób Babci i Dziadka, nie rozmawiac z nikim jesli sie uda, zwłaszcza z rodzina, która widziałam ostatnio pięc lat temu na cmentarzu i nie zwracać uwagi na komentarze mamy, jesli takowe sie pojawią.

a teraz pogram na gitarze, zrobię festiwal smutnych piosenek, takich jak „Umrzec z miłości”, „Szał niebieskich ciał”, „everybody hurts”, „Goodbye cruel world” itd itp etc…

 31 października 2013
ratunku… czasem rozmowa z moją mamą jest nie do przejścia. ..
nie jest źle, teraz kąpiel, potem zupka i spać. 

czwartek, 29 marca 2018

Ostatnia (10)

13.08.2014


Rozdział dziesiąty „W mojej głowie - moje myśli”

- Trzydzieści sześć i sześć! – oznajmił z dumą pielęgniarce pokazując termometr i szczerząc zęby w uśmiechu.
- Dobrze  – siostra Anna wysiliła się na blady uśmiech i niewzruszenie podała mu pojemnik z lekami. – Jeszcze ostatnia dawka.
- Uch, no wiem. – Filip posłusznie połknął antybiotyk. Dobrze wiedział, ze wcale go nie potrzebuje, ale lekarze zawsze wiedzą lepiej.
On miał swoją teorię. Tej gorączki nabawił się po rozmowie z Sarą. Przesiedzieli na fotelach ze dwie godziny, opowiedziała mu całe swoje życie od momentu, kiedy próbowała się zabić, a w zasadzie nawet opowiedziała mu też dużo z tego co było przedtem, tylko że on oczywiście już to wcześniej wiedział. Ale nie zdradził się z niczym, spokojnie wysłuchiwał o ojcu, matce, bracie, jej nałogu i nawet słowem nie zająknął się, że jej życie to fikcja stworzona przez jego żonę – potwora.
Zresztą – co to właściwie jest fikcja? To filozoficzne pytanie wciąż go ostatnio nawiedzało.
A Sara była szczęśliwa. Rodzina zastępcza okazała się fantastyczna – to właśnie ta kobieta, która z nią była i jej mąż. Wspólnie walczyli o wyjście Sary z narkomanii, wspomagali ją, kiedy była w ośrodku, zabrali do siebie kiedy tylko się dało, pomagali w nauce, wspierali. Przez to wszystko miała problemy z sercem, więc do ich obowiązków należały też stałe kontrole w szpitalu – teraz właśnie byli na takiej. Dopiero słuchając jej opowiadania i zachwytów nad tym, że w przyszłym roku zamierza spróbować podjąć studia, Filip uświadomił sobie ile czasu już tu spędził. To była okropna myśl. Ale z drugiej strony – spotkanie było wspaniałe. Wzmocniło w nim nadzieję, że może mieć normalne życie. Że może sam o sobie decydować. W końcu przecież Sara właśnie to robiła.

                            *                 *                 *
- Cały ten pana plan wygląda bardzo rozsądnie – powiedział siwy lekarz w środku. Filip nigdy przedtem go nie widział. – Czy ma Pan wszystkie potrzebne adresy i telefony w razie gdyby potrzebował pan pomocy?
- Tak – odpowiedział Filip. Wyglądało na to, że rozmowa powoli dobiega końca. Komisja była usatysfakcjonowana wynikami badań, planami  życiowymi, tym co już zrobił, żeby wrócić do normalnego funkcjonowania. Za chwilę, dosłownie za chwilę go stąd wypuszczą. Wtedy pójdzie na swoją starą ulicę i zobaczy, czy Gośka nadal tam mieszka i pisze ludziom ich tragiczne życia. Dopiero wtedy upewni się, że ona już nie ma nad nim władzy, że zajęła się kimś innym.
- A jaka będzie pierwsza rzecz, którą pan zrobi po wyjściu ze szpitala? – zapytał ordynator.
- Pójdę do swojego starego domu – odpowiedział Filip płynąc na fali swych wewnętrznych myśli.
Lekarze wymienili spojrzenia.
- Po co?
Filip wrócił z księżyca. Błąd. To nie była odpowiedź, której się spodziewali. I to nie była odpowiedź, której Filip chciał udzielić.
- Chcę się zobaczyć z moją żoną – odpowiedział zmartwiałymi wargami. To też nie było to, co chciał powiedzieć. Z przerażeniem zdał sobie sprawę, że mówi coś, o czym wie, że nie powinien. Zupełnie jakby przemawiała za niego inna osoba. Zrobiło mu się ciemno przed oczyma. Gośka… Był przekonany, że oto wróciła do jego książki i próbuje układać jego losy.
- Pana żona nie żyje – głos lekarza dobiegł go jakby z zaświatów.
Filip z całej siły wbił sobie paznokcie w dłoń i skupił się na tym co widzi, słyszy i czuje. Lekarze. Siedzą. Mówią do niego. Tamten chrząknął. Ten po lewo się wierci. Za oknem świeci słońce. Mam na sobie koszulkę w paski. Klapek zsunął mi się ze stopy. Pomacham nią. A teraz otworzę usta i powiem „wiem”.
- Wiem.
Odchrząknął.
- Miałem na myśli raczej spotkanie duchowe. Moja babcia twierdziła, że ludzie, którzy zginęli tragicznie, zostawiają część swojej duszy w tym miejscu.
Przesunął się do przodu na krześle. Założył klapek na stopę.
- Wiem, że jej tam nie ma. Ale mimo to chciałbym tam iść. Tak jak się idzie na cmentarz „zobaczyć się” ze swoimi bliskimi.
Ukrył na chwilę twarz w dłoniach, przetarł nimi oczy.
- Bardzo ją kochałem – powiedział i poczuł, że to akurat była prawda. Choć kochał tą piwnooką, a nie zielonooką, więc może pół prawdy. – Zapaliłbym znicz, może położył małą wiązankę, gdyby się dało. Nie wiem przecież, co tam teraz jest.
Ordynator pokiwał głową.
- Chyba będzie pan mógł to zrealizować. Dużo się tam nie mogło zmienić, to w końcu dzielnica domków jednorodzinnych.
Lekarze popatrzyli na siebie a potem jego własny lekarz oznajmił mu, że może wrócić do pokoju, bo oni muszą tu jeszcze wypełnić parę dokumentów.  To zabrzmiało tak, jakby decyzja już zapadła. Zastanawiając się, czy nie spaprał wszystkiego dwoma zdaniami, Filip ruszył do swojego pokoju. W połowie korytarza zaczął się uśmiechać do siebie. Nawet jeśli spaprał to tym razem i jeszcze tu posiedzi – odniósł dziś niewątpliwy sukces: wyrzucił Gośkę ze swojej głowy i sam zrobił coś odnośnie swojego życia. Wyglądało na to, że jest to możliwe.

*            *                 *

Słońce świeciło wszystkimi siłami, a przynajmniej tak je Filip odbierał. Jakby robiło to specjalnie na jego powrót do świata. Wiatr też się starał, przeganiał chmury z miejsca na miejsce jakby nie był pewien, co z nimi zrobić. Powietrze pachniało wolnością.
No dobra, i spalinami.
Filip uśmiechnął się do siebie, wciągnął jeszcze raz powietrze w płuca i ruszył przed siebie.
Po kilku godzinach był już gotowy. Pozałatwiał wszystkie sprawy, które każdemu innemu człowiekowi wydawałyby się najważniejsze na świecie, a dla niego były po prostu koniecznym obowiązkiem i teraz był już gotowy. Na spotkanie z Gośką. Ze swoim dawnym miejscem na ziemi. Ze swoim dawnym życiem. Albo na spotkanie z czymś całkiem nowym i innym, bo i taka myśl do siebie dopuszczał. Albo na spotkanie z niczym – to też chodziło mu po głowie. Gdzieś w głębinach odnalazł też obawę, że może spotkać się dokładnie z tym, co mówili mu lekarze, więc przyjrzał się i tej myśli. Był gotów nawet na to, że okaże się, że jednak był psychicznie chory i znajdzie tego żywe (i martwe) dowody.
Był gotowy.

Najczęściej

08.05.2013


„W życiu najczęstsze są dwie sytuacje – albo coś spieprzyłeś, albo ktoś kazał ci spieprzać.”

Jonathan Carroll, „Dziecko na niebie”

Pink Floyd „Wish you were here”

27.09.2012


So, so you think you can tell
Heaven from Hell,
Blue skies from pain.
Can you tell a green field
From a cold steel rail?
A smile from a veil?
Do you think you can tell?

Did they get you to trade
Your heroes for ghosts?
Hot ashes for trees?
Hot air for a cool breeze?
And cold comfort for change?
Did you exchange
A walk on part in the war,
For a lead role in a cage?

How I wish, how I wish you were here.
We're just two lost souls
Swimming in a fish bowl,
Year after year,
Running over the same old ground.
What have we found
The same old fears.
Wish you were here.

O mnie

23.09.2012


Stwierdziłam, ze bardzo dawno nie pisałam, co u mnie. Tak po prostu, co u mnie.
A więc – co u Ciebie, Shaak Ti?
Wszystko dobrze, wierzcie lub nie. I nie jest to przyklejony butaprenem (czy ktoś go jeszcze używa?) uśmiech w (wybaczcie stereotyp) amerykańskim stylu, nie jest to dobra mina do złej gry, nie jest to wmawianie sobie alternatywnej rzeczywistości. Jest dobrze.
Mogę powiedzieć, że zakończyłam wszystkie wielce poważne sprawy i zajmuje się teraz życiem. No dobra, jednej nie skończyłam. Nie chciało mi się, więc była to moja świadoma decyzja, że nie ciągnę dalej przekomarzań, tylko skupiam się na bardziej zabawnych stronach swojego życia. Bo „pieniądze maja to do siebie, ze zawsze można je zarobić, a na czyste sumienie nie ma innego sposobu, jak po prostu je mieć”. A ja się czyimś sumieniem nie mam ochoty już zajmować.
Udało mi się zapanować nad swoimi uzasadnionymi i nieuzasadnionymi lękami dotyczącymi sytuacji finansowej. Daję sobie radę i wiem, że zawsze jestem w stanie ograniczyć nieco swoje potrzeby, żeby nie musieć już pracować po 12 i więcej godzin na dobę. Unormowała się też sytuacja w pracy i aczkolwiek będę mieć teraz trudniejszy finansowo rok, to praca jest i na razie wygląda na to, że będzie. Burza się przetoczyła, więc cieszę się słońcem. Spłaciłam też wszelkie swoje i nie swoje kredyty, została mi pożyczka zakładowa,  i teraz spokojnie mogłam wziąć rzeczy do remontu na raty.
Czytałam ostatnio chyba pierwszy raz od napisania go, swój pierwszy wpis na tym blogu. Wiele zostało tego samego. Nadal czuję, że warto żyć. Nadal marzę i nawet chyba jeszcze bardziej realizuję swoje marzenia. Staram się wciąż pamiętać, że jeśli nic nie będę robić, to na pewno nic się nie zdarzy, więc chwytam szczęście za ogon i próbuję się nie martwić, kiedy czasem ucieka z chichotem.
Nadal kocham rośliny i zwierzęta, choć niestety mam już tylko jednego kota. Kiedyś wszyscy umrzemy. Trzeba tyle dawać innym z siebie, żeby potem nie żałować, że nie zdążyło się za mało. Trochę się tego już nauczyłam, choć nie wiem, czy kiedyś wybaczę sobie (mimo rozlicznych argumentów), że nie poświęciłam go wystarczająco dużo swojej babci.
Sklejam nadal swoje relacje z ludźmi. Nie wiem, czy znalazłam przyjaźń, czy nie. Co pomyślę „przyjaciel”, to myślę „ale to nie tak powinno być”. Może jeszcze nie znalazłam przyjaźni. A może chcę za dużo. może każdy dostaje w życiu taką przyjaźń, jaką sobie wypracuje. Może przyjaźń musi się dotrzeć, a ja nadal boję się zniszczyć to, co jest i nie mówię o tym, co jest nie tak. Może za mało daję, za dużo wymagam, a może odwrotnie. Może za szybko przekreślam dobre, może za długo nie widzę złego.
Kocham. I wiecie co? Nie przeszkadza mi, że to jednostronne. J
Wierzę chyba jeszcze bardziej, że Bóg jest i czuwa nade mną. Dziękuję Mu za to. Może to właśnie jest ta właściwa droga do Niego, ta, którą idę? Na pewno jeszcze wyboista bardzo i nie zawsze jestem z siebie na niej zadowolona, ale to jeszcze proces w trakcie realizacji.
Moje ja jest już całkiem dobrze ukształtowane. Dzięki za to terapeutce, która pomogła mi przejść jeszcze raz przez niemowlęctwo, dzieciństwo i dorastanie i wypuściła na świat dorosłą. Wiem, czego chcę. Wiem, jaka jestem. Nie przeszkadza mi, że to czasem wiedza czysto teoretyczna. Wprowadzam w praktykę stopniowo. Dbam o siebie. Pod każdym względem.
Jest dobrze. Po prostu dobrze. I to wystarczy.

Ślubne i weselne zwyczaje, obrzędy i przesądy

19.01.2012


Mój przyjaciel pożyczył mi ostatnio płytę ze ślubu i wesela, na którym był świadkiem, co natchnęło mnie do napisania na ten temat notki. Sama nie przepadam za weselami, kojarzą mi się z pijanymi wujkami , głupimi zabawami i muzyką w stylu disco polo. Żeby więc trochę odczarować ten wizerunek postanowiłam poszukać różnych zwyczajów weselnych w nadziei na zmianę swojego nastawienia.
 Zwyczaje ślubne pochodzą głównie z ludowych tradycji i obrzędów, często więc różnią się znacznie między sobą w różnych regionach kraju. Wszystkie one jednak mają na celu to samo - przynieść szczęście, zdrowie, bogactwo i wieczną miłość nowo założonej rodzinie. Pierwszym zwyczajem ślubnym jest wyprowadzenie – nie praktykowane w wielu regionach, zwłaszcza w dużych miastach. Pan Młody wyprowadzany jest z domu przez druhny i trzymany pod ręce, aby nie uciekł. Miało to chyba dość duże znaczenie w momencie, kiedy małżeństwo było aranżowane przez swatki i rodziców i młodzi nie mieli za dużo do powiedzenia. Wtedy – kto wie – Pan Młody pewnie nie raz miał ochotę uciekać!
Następnym obyczajem ślubnym jest brama - niewątpliwie dobrze wszystkim znana. Zazwyczaj ustawiali ją sąsiedzi, żeby nie wypuścić Pana Młodego, ale coraz częściej zwyczaj ten jest modyfikowany i bramki są ustawiane już po ślubie na drodze Młodej Pary przez gości weselnych lub, szczególnie na wsi, przez sąsiadów. Przejazd wykupuje świadek, który rozporządza zapasami alkoholu na te okoliczności. Oprócz alkoholu w niektórych regionach kraju daje się również placki i słodycze dla dzieci. Ten ostatni zwyczaj coraz częściej wraca do łask w zmodyfikowanej formie – druhny częstują cukierkami wszystkich gości składających życzenia.
W niektórych regionach Polski wciąż żywy jest obrzęd odkupienia. Po przyjeździe Pana Młodego do domu przyszłej żony, musi ją odkupić. Rozpoczyna się targowanie. Zdarza się, że gdy proponowane dobra są niewystarczające, zamiennie za przyszłą Pannę Młodą oddaje się staruszkę w welonie. Ten zwyczaj miał pokazać, że przyszły mąż jest wystarczająco majętnym człowiekiem i będzie mógł swej przyszłej rodzinie zapewnić utrzymanie. Ciekawe jak bardzo przypomina on zwyczaje niektórych plemion, kiedy to Pan Młody musi „kupić” sobie żonę  np. za odpowiednią ilość zwierząt hodowlanych. ;)
Wiele obyczajów jest też związanych z bukietem ślubnym. Najczęściej Pan Młody przynosi przyszłej żonie bukiet ślubny, ale w niektórych rodzinach praktykowane jest kupowanie bukietu przez rodzinę Panny Młodej. Wtedy też to Panna Młoda przypina mu do lewej klapy marynarki "przypinkę" kwiatową, na znak tego, że jest już zajęty. Jest to zgodne z dawnym zwyczajem, kiedy to kawalerowie i panny przypinali sobie po prawej stronie ozdobną przypinkę – różnica w stronie, do której była ta ozdoba przypięta dawała znak na temat stanu cywilnego tej osoby. Podobny zwyczaj spotyka się na Wyspach Południowego Pacyfiku, choć tam tylko dziewczyna oznajmia swój „stan cywilny” przy pomocy ozdoby – kwiatu za uchem.
Bardzo katolicki wydźwięk ma obyczaj błogosławieństwa. Rodzice błogosławią Młodych na nową drogę życia. Czasem błogosławieństwa udzielają także rodzice chrzestni, a nawet dziadkowie. Błogosławi się znakiem krzyża, kropiąc woda święconą, a na koniec daje się do ucałowania figurkę Jezusa lub krzyż wymawiając słowa "Na nową drogę życia błogosławię cię w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego, amen".
W niektórych domach praktykowany jest zwyczaj dawania Młodym chleba i soli jako symbolicznego ostatniego posiłku w domu rodziców, zanim pójdą na swoje gospodarstwo, w innych zaś rodzice witają Młodych chlebem i solą w domu weselnym. Pannie Młodej zadaje się wtedy pytanie "Co wolisz? Chleb, sól czy Pana Młodego?" Odpowiedź to " Chleb, sól i Pana Młodego, żeby pracował na niego". Podaje się Młodym dwa kieliszki: jeden w wódką, drugi z wodą. Młodzi muszą wypić do dna, niezależnie od tego, na który z napojów trafią. W wielu regionach ukoronowaniem tego zwyczaju jest stłuczenie kieliszków przez Młodych, czasem rzucają je za siebie, czasem robi to Młody obcasem buta. Obowiązkiem pana Młodego jest też posprzątać rozsypane szkło.
Wejście do kościoła nadal najczęściej odbywa się wspólnie - Młodzi wchodzą razem w akompaniamencie organów lub chóru, choć czasami spotyka się angielski zwyczaj, kiedy to Pan Młody czeka pod ołtarzem, a Pannę Młodą wprowadza ojciec, oddając ją przyszłemu mężowi. Jeśli Młodzi wchodzą razem, wtedy często Czekaja najpierw przy wejściu do kościoła aż przyjdzie do nich ksiądz, powita i poprowadzi do ołtarza. Młodym towarzyszą świadkowie, czasem dzieci lub orszak druhen, pozostali goście wraz z rodzicami Młodych najczęściej zajmują miejsca wcześniej.
Składanie życzeń to wielofazowa czynność. Zaraz po ceremonii zaślubin wszyscy obecni w kościele czy urzędzie ruszają składać Młodej Parze życzenia. Najczęściej, bo w niektórych regionach istnieje zwyczaj, iż w kościele/urzędzie życzenia składają jedynie przyjaciele i rodzina Młodych, którzy nie zostali zaproszeni na wesele. Drugim takim momentem jest część wesela przeznaczona na wręczanie prezentów – wtedy też wypada złożyć życzenia. W niektórych rodzinach praktykuje się tez składanie życzeń podczas żegnania się z Młodymi na zakończenie wesela. No i oczywiście coraz większą popularność zyskują karty z życzeniami dla Młodej Pary, nieraz ogromne. A więc czasem Młodzi mogą być obdarowani życzeniami od tej samej osoby czterokrotnie!
Kolejny zwyczaj to przenoszenie przez próg. Pan Młody powinien swoją świeżo poślubioną małżonkę przenieść przez próg zarówno domu,  jak i sali weselnej. Ten obyczaj spędza sen z powiek wielu Młodym parom, Młody obawia się upuszczenia swojej wybranki, Młoda, że podczas podnoszenia wybranek odsłoni części garderoby, których nie chciałby pokazywać. Po świecie krąży też mnóstwo mrożących krew w żyłach opowieści jak to Pan Młody uderzył głową Młodej w futrynę i był pogrzeb zamiast wesela. Osobiście za to widziałam film z wesela, na którym Pan Młody tak energicznie podniósł Pannę Młodą, że oboje się przewrócili. Na szczęście nikomu nic się nie stało oprócz drobnych potłuczeń.
Podczas wychodzenia z kościoła czy urzędu, Młodych często obrzuca się ryżem. Zwyczaj ten coraz bardziej zanika ze względu na niechęć do marnowania jedzenia, choć zazwyczaj w takich miejscach często gromadzą się ptaki gotowe zjeść każdą ilość tej „manny z nieba”. Ryż zastępują pieniądze, grosiki, które rzuca się Młodym pod nogi i które powinni wyzbierać „na kołyskę”. Mogą im w tym pomagać świadkowie oraz najmłodsi uczestnicy ceremonii. Pieniądze są też potrzebne podczas wesela, kiedy to goście, chcąc zatańczyć z którymś z Młodych muszą wrzucić pieniądz do koszyka lub kapelusza, z którym po sali przechadzają się świadkowie.
Prawie na każdym weselu jest bardziej lub mniej rozbudowany obrządek oczepin. W najprostszej wersji w czasie oczepin Panna Młoda rzuca welon lub bukiet, a panny łapią, ta, której się poszczęści, jako pierwsza wyjdzie za mąż. Podobnie z kawalerami, Pan Młody rzuca muchą lub krawatem, a kawalerowie łapią. Potem nowi „państwo młodzi” powinni z sobą zatańczyć, a w niektórych regionach mają tez inne obowiązki do spełnienia takie jak roznoszenie tortu, symboliczne zamiatanie po gościach, pomoc w innych obrzędach, taniec z Młodymi lub ich rodzicami. Tam, gdzie obrzęd oczepin jest bardziej rozbudowany, są przyśpiewki, konkursy, zdejmowanie wianka z głowy Panny Młodej przez druhny, podziękowania dla rodziców i wiele innych, a obrządek może trwać nawet godzinę. Zaniknęła już raczej tradycja obcinania Pannie Młodej włosów podczas oczepin i zakładania tradycyjnego czepca.
Na weselu duże znaczenia ma dobre jedzenie, a wśród niego - tort weselny. Tort weselny symbolizuje słodkie życie. W niektórych regionach jest to też jedyny element konsumpcyjny, którym nie zajmuje się obsługa – poza upieczeniem i wniesieniem na salę. Młodzi sami go kroją, a potem roznoszą wśród gości, w czym pomagają świadkowie i druhny. Młodzi powinni też podać sobie nawzajem pierwszy kęs tortu, co ma im zapewnić dużo słodyczy od małżonka.
Jest tez wiele przesądów związanych ze ślubem i weselem. Jeśli podczas ślubowania upadnie obrączka, musi ja podnieść świadek, inaczej Młody lub Młoda będzie wciąż gonić za swoim szczęściem. Pan Młody nie powinien zapomnieć o tym, by do kieszeni włożyć jakieś pieniądze. Będą one gwarancją powodzenia w przyszłości. Godzina, w której mówimy "tak", powinna być "okrągła" na przykład 10.00; 12.00, 14.00. Ślubną kreację Panna Młoda powinna kupować (wypożyczać) wyłącznie w towarzystwie przyjaciółek lub matki. Lepiej nie robić tego w obecności przyszłego męża czy też przyszłej teściowej, bo w małżeństwie może dojść do problemów. Panna Młoda powinna podziwiać swoją suknię wyłącznie w czasie przymiarki. Nie powinna jej wkładać tylko po to by się pokazać przyjaciółkom czy obejrzeć w lustrze. W dniu ślubu powinna mieć na sobie coś nowego, coś starego, coś pożyczonego i coś niebieskiego. Jeżeli suknia podrze się to nie należy niczego zszywać, gdyż wróży to łzy i nieszczęście. Bezpieczniej jest uszkodzone miejsce dyskretnie złączyć agrafką. Pechowymi miesiącami są maj i listopad, ale także inne miesiące bez litery "r" nie cieszą się dobrą sławą. Chcąc się zabezpieczyć przed biedą i nędzą w przyszłym, wspólnym życiu, do ślubnego pantofla koniecznie należy wrzucić grosik.
Jak widać jest całkiem sporo różnych zwyczajów, które niekoniecznie muszą komuś szkodzić, kogoś obrażać, dla kogoś być niemiłe, dla kogoś niewygodne. Zapewne jak ze wszystkim – zależy to od organizatorów i wymaga dokładnego dogadania szczegółów zwłaszcza z orkiestrą, która zazwyczaj pełni rolę swoistego wodzireja. Nie chcę jednak skupiać się na wszystkich tych niemiłych zwyczajach weselnych, kiedy zrobiło się tak sympatycznie. Może następnym razem zajrzę w tej sprawie do innych krajów, lub na inne kontynenty?

środa, 28 marca 2018

Złoto jest w …

13.03.2013


Chodźcie przyjaciele, kierujmy się w stronę gór
Mówią, że tam jest złoto, a ja szukam dreszczyku emocji
Możecie sobie wziąć wszystko, co znajdziemy
Mnie zależy tylko na wyprawie

Cóż, wy idziecie swoją drogą i ja idę swoją
Nie dbam o to, czy dotrzemy tam na czas
Mówią, że każdy czegoś szuka
Ja co swoje znajdę w drodze

Przez góry i morza
Kto wie, co tam na mnie czeka
Mógłbym żeglować wiecznie do miejsc o dziwnie brzmiących nazwach
Twarze ludzi i miejsca nie zmieniają się

Wszystko co muszę zrobić to zamknąć oczy i już widzę
Mewy krążące daleko  na niebie
Wszystko co chcę Ci powiedzieć, wszystko co chcę powiedzieć
To zalicz mnie do drużyny
Nie oczekuj, że zostanę

Tytuł oryginału: „The gold is in the…”
Autor : Pink Floyd

Drut

24.10.2012


Jestem niewinny a zarazem winny
Zbrodni możliwej teraz do uchwycenia
Taki ładny dzień, odrzuć swe życie
Taki ładny dzień, pozwól mu odejść

Ten chłód w jego oczach, Nie mogę uwierzyć w ten chłód
Serce wolno bije
Serce wolno bije

Wołaj mnie, takie chłodne serce, taki
Taki chłodny człowiek, patrzy jak rozdzierasz swoją duszę
Złóż mnie, dusza do wydania
Złóż mnie w najdłuższy sen
Najdłuższy sen

Ja wchodzę, a Ty wychodzisz, przybywasz
Tutaj, znów tu jesteśmy, teraz postaw na co chcesz
Czy to już czas, czas by wygrać lub stracić?
Czy to już czas, czas wyboru?
Nie mogę uwierzyć w ten chłód w jego oczach
Więc gdzieś głęboko nie ma we mnie ognia
Chłód w jego sercu i duszy

Ja wchodzę, ty wychodzisz
Znów tu jesteśmy, róbcie zakłady
Czy to już czas, czas by wygrać lub przegrać
Czy to już czas, czas wybierać

Zimne oczy, nie mogę w to uwierzyć
Tam głęboko wewnątrz, zimny ogień
Zimne, serce wolno bije
Ciągle jesteś tylko o pocałunek stąd
Czy nie zrobisz tego teraz
Właśnie tak, nie daj mi się zatrzymać
Na białym szlaku, nadchodzisz właściwym szlakiem
Wycinanka z kartonu, tnij gardło, uwolnij
Jestem po twojej stronie, bądź po obu stronach

W porządku Jack, zejdź ze mnie
Nie jestem głupkiem, daję Ci nadzieję
Oto  lina, oto lina
Bujaj się stąd


Tytuł oryginału : „Wire”
Autor : U2

Wojna, wstyd i penis

12.11.2012


„Wojna między domem Saula a domem Dawida przedłużała się.” To fragment z Księgi Drugiej Samuela. Oj, przedłużała się! Walczyli w polu, wysyłali przeciwko sobie przedstawicieli wojska, ucinali sobie głowy we śnie, knuli podstępy, zastawiali zasadzki.
Wreszcie Dawid został namaszczony na króla i wybudował sobie wspaniały pałac w mieście zwanym Miastem Dawidowym. No i co? Dalej wojna: Jebusyci, Filistyni… Chyba człowiek nie potrafi żyć bez wojny…
Ale w końcu Dawid postanowił się zająć czymś ważniejszym – sprowadzeniem Arki Przymierza. „Umieszczono Arkę Bożą na nowym wozie i wywieziono ją z domu Abinadaba, położonego na wzgórzu. Uzza i Achio, synowie Abinadaba, prowadzili wóz, z Arką Bożą. Achio wyprzedzał Arkę. Tak Dawid, jak i cały dom Izraela tańczyli przed Panem z całej siły przy dźwiękach pieśni i gry na cytrach, harfach, bębnach, grzechotkach i cymbałach. Gdy przybyli na klepisko Nakona, Uzza wyciągnął rękę w stronę Arki Bożej i podtrzymał ją, gdyż woły szarpnęły. I zapłonął gniew Pana przeciwko Uzzie i poraził go tam Bóg za ten postępek, tak że umarł przy Arce Bożej. A Dawid strapił się, dlatego że Pan dotknął takim ciosem Uzzę, i nazwał to miejsce Peres-Uzza. Tak jest po dzień dzisiejszy.” Całkiem niezrozumiałe. Przecież nie chciał niczego złego zrobić! Lepiej, żeby spadła na ziemię niż że on ją podtrzymał? Nie rozumiem…
„I Dawid uląkł się Pana w owym dniu, mówiąc: Jakże przyjdzie do mnie Arka Pańska? Nie chciał więc Dawid kierować Arki Pańskiej do siebie, do Miasta Dawidowego. Sprowadził więc ją do domu Obed-Edoma z Gat. I Arka Pańska pozostawała w domu Obed-Edoma z Gat przez trzy miesiące. A Pan pobłogosławił Obed-Edomowi i całej jego rodzinie. Doniesiono królowi Dawidowi: Pan obdarzył błogosławieństwem rodzinę Obed-Edoma i całe jego mienie z powodu Arki Bożej. Poszedł więc Dawid i sprowadził z wielką radością Arkę Bożą z domu Obed-Edoma do Miasta Dawidowego.” Też nieźle. Jak się kosztem innych przekonał, że nic mu nie grozi, to wtedy dopiero zdecydował się na działanie…
„Ilekroć niosący Arkę Pańską postąpili sześć kroków, składał w ofierze wołu i tuczne cielę. Dawid wtedy tańczył z całym zapałem w obecności Pana, a ubrany był w lniany efod. Dawid wraz z całym domem izraelskim prowadził Arkę Pańską, wśród radosnych okrzyków i grania na rogach. Kiedy Arka Pańska przybyła do Miasta Dawidowego, Mikal, córka Saula, wyglądała przez okno i ujrzała króla Dawida, jak podskakiwał i tańczył przed Panem: wtedy wzgardziła nim w sercu. Przyniesioną więc Arkę Pańską ustawiono na przeznaczonym na to miejscu w środku Namiotu, który rozpiął dla niej Dawid, po czym Dawid złożył przed Panem całopalenia i ofiary biesiadne. Kiedy Dawid skończył składanie całopaleń i ofiar biesiadnych, pobłogosławił lud w imieniu Pana Zastępów. Dokonał potem podziału między cały naród, między cały tłum Izraela, między mężczyzn i kobiety: dla każdego po jednym bochenku chleba, po kawałku mięsa i placku z rodzynkami. Potem wszyscy ludzie udali się do swych domów. Wrócił Dawid, aby wnieść błogosławieństwo do swego domu. Wyszła ku niemu Mikal, córka Saula, i powiedziała: O, jak to wsławił się dzisiaj król izraelski, który się obnażył na oczach niewolnic sług swoich, tak jak się pokazać może ktoś niepoważny. Dawid odpowiedział Mikal: Przed Panem, który wybrał mnie zamiast ojca twego i całej twej rodziny i ustanowił mnie wodzem ludu Pańskiego, Izraela, przed Panem będę tańczył. I upokorzyłbym się jeszcze bardziej. Choćbym miał się poniżyć w twoich oczach, to u niewolnic, o których mówisz, sławę bym jeszcze zyskał. Mikal, córka Saula, była bezdzietna aż do czasu swej śmierci.” Cóż, nie doceniła, nie zrozumiała. Kara dość surowa, ale to chyba głównie za ta pogardę, którą okazała.
Autentyczna radość Dawida z powodu powrotu Arki musiała się bardzo podobać Bogu, bo przemówił do niego poprzez proroka Natana: „Zabrałem cię z pastwiska spośród owiec, abyś był władcą nad ludem moim, nad Izraelem. I byłem z tobą wszędzie, dokąd się udałeś, wytraciłem przed tobą wszystkich twoich nieprzyjaciół. Dam ci sławę największych ludzi na ziemi. Wyznaczę miejsce mojemu ludowi, Izraelowi, i osadzę go tam, i będzie mieszkał na swoim miejscu, a nie poruszy się więcej, a ludzie nikczemni nie będą go już uciskać jak dawniej. Od czasu kiedy ustanowiłem sędziów nad ludem moim izraelskim, obdarzyłem cię pokojem ze wszystkimi wrogami. Tobie też Pan zapowiedział, że ci zbuduje dom. Kiedy wypełnią się twoje dni i spoczniesz obok swych przodków, wtedy wzbudzę po tobie potomka twojego, który wyjdzie z twoich wnętrzności, i utwierdzę jego królestwo. On zbuduje dom imieniu memu, a Ja utwierdzę tron jego królestwa na wieki. Ja będę mu ojcem, a on będzie Mi synem, a jeżeli zawini, będę go karcił rózgą ludzi i ciosami synów ludzkich. Lecz nie cofnę od niego mojej życzliwości, jak ją cofnąłem od Saula, twego poprzednika, którego opuściłem.  Przede Mną dom twój i twoje królestwo będzie trwać na wieki. Twój tron będzie utwierdzony na wieki.” Dawid długo i ładnie dziękował za wszystko Bogu, kończąc słowami: „Stąd to sługa Twój ośmiela się zwrócić do Ciebie z tą modlitwą. Teraz Ty, o Panie mój, Boże, Tyś Bogiem, Twoje słowa są prawdą. Skoro obiecałeś swojemu słudze to szczęście, racz teraz pobłogosławić dom swojego sługi, aby trwał przed Tobą na wieki, boś Ty, mój Panie, Boże, to powiedział, a dzięki Twojemu błogosławieństwu dom Twojego sługi będzie błogosławiony na wieki.”
Moabici, Soba, Aramejczycy, Ammonici… Chyba człowiek nie potrafi żyć bez wojny…
A potem Dawid zobaczył kąpiącą się Batszebę i – klęska. Jak widać od początku istnienia świata jest tak samo – facet myśli albo mózgiem, albo penisem. Dawid pomyślał tym drugim, wystawił męża Batszeby na pewna śmierć, a kiedy ten zginął, pojął Batszebę za żonę i zabrał do swego pałacu. Ktoś jednak o tym wszystkim wiedział, nie podobało mu się to i wyraźnie to Dawidowi pokazał. „Natan odrzekł Dawidowi: Pan odpuszcza ci też twój grzech - nie umrzesz,  lecz dlatego, że przez ten czyn odważyłeś się wzgardzić Panem, syn, który ci się urodzi, na pewno umrze.” I tak się stało. Później jednak Bóg ulitował się nad Dawidem i dał mu syna Salomona.
To wydarzenie wcale nie podziałało jednak na innych odstraszająco. Na początek przedstawimy bohaterów: „Absalom, syn Dawida, miał piękną siostrę, której było na imię Tamar. W niej zakochał się Amnon, również syn Dawida.”. Jeśli rozumiem dobrze, to wszyscy oni już byli przynajmniej rodzeństwem przyrodnim… Amnon posłużył się podstępem, ściągnał do siebie Tamar, zgwałcił ją, a potem wyrzucił. „Król Dawid posłyszawszy o tym wydarzeniu wpadł w wielki gniew. Nie chciał on jednak uczynić Amnonowi, swemu synowi, nic złego, gdyż go miłował. Był to przecież jego pierworodny.” Absalom nie miał takich wątpliwości – zabił Amnona. „I podniósłszy głos, płakali. Również król i cały jego orszak głośno płakali. Absalom zaś uciekł udając się do Talmaja, syna Ammichuda, króla Geszur, i przebywał tam przez trzy lata, a król opłakiwał swego syna przez cały ten czas. Z czasem przestał król Dawid nastawać na Absaloma. Pocieszył się już bowiem po śmierci Amnona.”
Niezła rodzinka…. Zmęczyli mnie porządnie. Cd o Absalomie potem…

Anioł ciszy 2013

30.03.2013


nie czekam już dłużej
na anioły
które gdzieś tam wysoko nad światem
przyszły
na spotkanie
jak pieśniarz szukający pieśni
przyszły, a wraz z nimi
cisza
noc
i marzenia
marzenia jak łodzie na Sekwanie

usłysz mnie
wybacz mi
uwierz mi

tonę w rzece łez
siedem godzin, siedem dni, siedem lat
życie płynie dalej
a ja opłakuję
Pana, co wycierpiał to wszystko z winy mej
lud, co przyrządził krzyż na jego ramiona

tak miłość wygrywa
tak miłość leczy
tak miłość przemawia

uwikłana
zagubiona
szukam ścieżki przed sobą
robię to, co uważam za słuszne
jakby świat był czarno-biały
wierzę, że
zawsze będzie prawda

zaświeć, szalony
wkrótce
świeć, szalony
dziś wieczorem

nieśmiertelne wspomnienie
czasem błogosławieństwo, czasem przekleństwo
grzechy przeszłości
jak klejnoty gdzieś w głębi serca
choć modlimy się o wolność
rozkosz i ból

stwórz mnie rzeką
naucz mnie być rzeką
rzeką marzeń

nie mów nic więcej
błysk światła w każdym słowie
nie dąb
nie wierzba
nie dlaczego
nie jak
nie kobieta
nie król
nie marzenie
nie na zawsze
początek
koniec
anioł