piątek, 13 kwietnia 2018

Nasza story (2)

22 maja 2014

Marzenia można spełniać

Otworzył pocztę jak każdego dnia, nie spodziewając się niczego szczególnego. 22 nowe wiadomości, pewnie znów połowa spamu, a połowa durnych pytań od klientów.
A to co? Mail od niej? Co za niespodzianka! Tak sama z siebie napisała? To się chyba zdarza może trzeci raz w życiu!
Zauważył, że aż zaczęły mu w brzuchu latać motyle, tak się ucieszył samym faktem nadejścia maila. Miał tylko nadzieje, że nie będzie w nim stwierdzenia, że ma przestać się z nią kontaktować, bo jak nie to skontaktuje się z nim jej prawnik.
Przeczytał mail cztery razy, zanim dotarło do jego świadomości, że to jest mail, na który czekał całą wieczność. Mógłby w zasadzie policzyć każdy dzień i każdą godzinę tego oczekiwania, jak Florentino Ariza.
A więc zgodziła się. Mogą się spotkać na kawie lub herbacie, na godzinę. Ma jej napisać, czy któryś z podanych terminów mu odpowiada.
Pierwszą jego myślą było napisać, że odpowiadają mu wszystkie, ale pohamował się. Nie byłoby dobrze, gdyby rzucił się głową naprzód, zapominając całkiem o sobie, potem zazwyczaj to wychodzi w postaci pretensji, żalów, wypominań. A on miał poważne plany co do tego związku. W końcu sam bardzo dużo przeszedł w życiu i tak naprawdę bał się tak samo jak ona, ale stwierdził, że lepiej żałować czegoś, co się zrobiło, niż czegoś, czego się nie zrobiło. Postanowił spróbować jeszcze raz, czuł, że cos może z tego być, ale nie miał już tego błędnego rycerza w sobie, który (jak podejrzewał) psuł wszystko do tej pory.
I ponad wszystko inne chciał, żeby ta znajomość posuwała się do przodu wolno, bardzo wolno. Żeby był czas na przemyślenie wszystkiego, poczucie, co jest dobre, a co złe, zagospodarowanie przestrzeni, rozwój.
Wybrał sobotę w następnym tygodniu. Wyraził radość, że się zgodziła, bardzo starając się, żeby nie brzmieć jak szaleniec. Napisał, że przyjedzie po nią do pracy, ale po namyśle wcisnął backspace i zadał pytanie, czy ona chce, żeby po nią przyjechał, czy woli się spotkać na miejscu. Doszedł do wniosku, że publiczne ogłoszenie, że się spotykają może być złym początkiem, sam też by tego nie chciał. Kliknął „wyślij” i dopiero wtedy pozwolił sobie na okrzyk radości.

I obudził się w swoim wielkim pustym łóżku, w skłębionej poscieli, której głównym składnikiem była jej książka otwarta na 67 stronie…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Możliwość komentowania została zablokowana ze wzglądu na zawieszenie działalności tego bloga. Zapraszam na mój drugi blog Karkonosze moja miłość - wystarczy kliknąć w obrazek z tym tytułem po lewej stronie.

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.