czwartek, 8 lutego 2018

Luty 2012


1 lutego 2012
„Obudziłam sie później niż zwykle, wstałam z łóżka, w radio była muzyka.”
Koszuli nie zdjęłam i nie tańczyłam, bo szczękałam zębami. 
No dobra, troche podkręcam, aż tak źle nie było – kaloryfery na 3. Jesienią będę kwiczeć jak rachunek przyjdzie.
Nałożyłam serum na swoje zmarszczki potencjalne i istniejące, nasmarowałam włosy odżywką, zrobiłam depilację.
Na śniadanie była kanapka z owczym serem i pomidorkiem z cebulą. Mleko.
Zajrzałam na sześć blogów – małe ruchy.
Chyba teraz poczytam przy herbatce. W radio dalej muzyka.




1 lutego 2012
Zjadłam kiwi na drugie śniadanie.
Poćwiczyłam.
Niby mam wolne, a coś ode mnie chcą w pracy. Nie chce mi się… 
Idę poleżeć w wannie. A potem może wreszcie założę na siebie coś zamiast piżamy i szlafroka.
A może nie. ;p




1 lutego 2012
Zjadłam obiad.
Na razie najedzona.
Chyba mam ochotę obejrzeć Bridget Jones po raz milionowy 



2 lutego 2012
Nie jestem w stanie funkcjonować w takiej temperaturze… :(((



3 lutego 2012
Zimno… Już dosyć…
Kaloryfery poodkręcane, temperatura 20 stopni w ich okolicach. odejść dalej z termometrem się boję. W ubikacji to mam chyba z 15…
Cały czas mi sie chce spać, a jak nie spać to bym jadła.
Na dodatek smutno.
„Też bym chciał pisać takie piękne piosenki o miłości”.
Może napisać?
Ale co właściwie.
A to zebranie, a to cisza, a to news, a to cisza, a to brak odzewu, a to cisza, jak to na huśtawce ładnie. Rzygać się chce.
It’s not the end of the world. Ta, ty wybrałeś. Lepiej mnie nie wkurzaj, bo stracę nawet tą odrobinę lubienia, którą mam. A zresztą co mi tam, niech stracę.
Może napisać?
Tak po prostu i szczerze.
Co mi tam. Coś stracę? Niewiele mam.
A może stracę?
A może nie?
Jak to na własnej huśtawce też ładnie.



3 lutego 2012
Nie napisałam. Tchórz jestem. Tak bezpieczniej.


3 lutego 2012
A może jednak napisać? Ale chyba już nie teraz…
Moja mama wpadła w odwiedziny. Przyniosła w-ztki. Cieplej mi. 
Trochę mi przechodzi „smutek życia i śmierci”. Może dlatego, że wylałam go z siebie w dwu tekstach na bloga.
A ten drugi smutek…
A ten trzeci smutek…
„Czwarty raz, piąty raz, szósty raz..”
Ale mam dziś dzień cytatów. Wypływają ze mnie jak ze źródła na wiosnę.

Wiosna…

3 lutego 2012
Jakby trochę mniej cierpię z zimna. Chyba ten poziom nagrzania kaloryferów jest odpowiedni.
A przed chwila jeszcze zjadłam wileką michę gorącego rosołku. 

4 lutego 2012
Smuteczek numer dwa się lekko pogłębia.
Smuteczek numer trzy buja się na huśtawce.
Trochę mi cieplej.
Coś bym chciała, ale czy ja sama wiem co…
Mam wrażenie, że wszyscy maja mnie serdecznie dosyć. Co bym nie zrobiła – źle.
Może trzeba się trochę schować w mojej skorupce. Powiedzieć „witaj, smutku”.

 4 lutego 2012
„- Kiedy właśnie tak robisz. Tylko nie w stosunku do mnie. I zawsze sie zastanawiałam dlaczego. Czy jestem dla ciebie docentem doktorem habilitowanym dalajlamą seven milion years old i mądrzejszą od papieża, po którą nie można wyciągnąć reki? I jeśli tak, to czy kiedyś wreszcie zobaczysz we mnie po prostu człowieka? A może budzi się w tobie typowy samiec, który nie będzie biegł za czymś, co nie ucieka, mimo że układ miedzy nami jest czymś zupełnie innym niż damsko-męskie układy typu mysz i pułapka? A może po prostu nie lubisz mnie wystarczająco bardzo, w domyśle: lubisz mnie mniej niż tych, do których wyciągasz rękę?
- Jakies wnioski?
- Nie. Jestem tchórzem. Wyciągnełam tylko jeden wniosek, a własciwie przyszedł sam. To na pewno nie jest kwestia twojej osobowości. Więc bądź łaskaw się już więcej tak nie tłumaczyć, bo to mnie skłania do sardonicznych uśmieszków, a od tego robią się zmarszczki. Mam już ich wystarczającą ilość, thank you very much.”

4 lutego 2012
Przecież nic się wsumie nie zmienia.
Oprócz czasem mojej prespektywy.
Bo mi w sumie tak niewiele potrzeba.
Zabrzmiało jak wyrzut? Słusznie. To jest wyrzut. Nie powinien mnie zadowalać byle okruch, byle słowo, byle chwila.
Albo nie powinnam zapominać, że to tylko chwila, słowo, okruch. Że tyle jest.
Patyk.
Lalka.
Nie ten adres. Nie te drzwi. Nie to miejsce, nie ten czas.
Może po prostu nie ta ja.

 5 lutego 2012
Obudziłam się o szóstej. Bez sensu, mam wolne, jest niedziela, a ja takie pobudki. Nawet przed szóstą, bo o szóstej już całkiem na trzeźwo wysłuchałam dzwonienia w kościele.
Potem do nastepnego dzwonienia kotłowałam się pod pierzyną, nad pierzyna i z pierzyną, zastanawiając sie co zrobić z tym dniem. Z tym życiem.
Na następne dzwonienie zebrałam się w sobie i „poszłam” do roboty. Na siedem godzin. Nie wiem jeszcze, czy mi to dobrze zrobiło.
Waiting…

5 lutego 2012
No thank you, no kajagoogoo, no go f**k yourself.

6 lutego 2012
Here we go again.
Wstałam, no bo co innego.
Słońce się przebija. Żeby chociaż ten mróz się skończył…

6 lutego 2012
Miło usłyszeć coś miłego.
My Valentine.
People, help the people.

6 lutego 2012
Jakby lepiej.
Wystawiłam nos z domu – poszłam wyrzucić smieci. Też jakby lepiej.

6 lutego 2012
Wyprałam swoją czerwoną sukienkę. Dzieki temu mam dwie nowe bluzki i jasiek w bardzo ciekawym kolorze…
„Nic nie działa jak czerwona sukienka.” 

 6 lutego 2012
Uruchomiłam nowy telefon.
Zryczałam sie do imentu żegnając się ze starym. 
God, I’m so emotional…

7 lutego 2012
Dzień zacząć czas.
Może najpierw poćwiczę. Yogę.

7 lutego 2012
Godzinka yogi – całkiem nieźle. 

Zaplanowałam kolejne etapy chudnięcia. Początek w niedzielę. Trzeba zjeść wzystko z lodówki. I pizzę wreszcie, żeby przestało kusić. 

 7 lutego 2012
Na pizzę już się umówiłam. 
Trzeba teraz popracować.

 7 lutego 2012
Fajrant. Teraz będę się obijać 

 8 lutego 2012
Poszłam na zakupy, znaczy pojechałam.  Lenistwo totalne. Na swoje usprawiedliwienie mam tylko to, ze wróciłam pieszo. 
Dziś cały dzień jakiś inny. Od samego rana. Więc juz chyba sobie całkiem wszystko odpuszczę. Pójdę poleżeć w wannie, a potem jemy pizzę z MBF.  Bedzie fajnie, na pewno. Zawsze jest. 

 8 lutego 2012
Uwielbiam się bawić muzyką. Własnie spędziłam pół godziny na ustawianiu zestawu 100 piosenek na dzisiejsze popołudnie i wieczór. Uważam, że jest bardzo udany, a wymagał pomyślunku, bo chciałam, żeby były zróżnicowane piosenki, ale żeby do siebie ładnie pasowały. Już leci piąta piosenka.  Jestem geniuszem mixera ;p;p;p

9 lutego 2012
Bardzo miły wieczór był wczoraj. 
Of course, mi jak zwykle było za krótko.  Tak naprawdę to jeszcze nigdy nie miałam dość towarzystwa MBF.  To chyba znaczy, że w pełni zasługuje na ten tytuł. 
Odwaliłam kupę dobrej roboty od rana.
Potem zaczełam ogarniac dom, ale teraz przestałam, bo słucham MN.  Dokończe potem, zostało odkurzyć i zmyc podłogę.
Wyjadam z lodówki.
Dziś dzień pizzy – dobrze wczoraj utrafiliśmy. 
A teraz chce mi sie chińszczyzny. Może się jutro wybiorę i sobie zakupię w ramach przedostatniego dnia przed kolejnym etapem diety.
BTW na pizzy wczorajszej nie utyłam!!!

 9 lutego 2012
Dobra, nie chce mi się już nic więcej. Idę oglądać TP. 

 10 lutego 2012
Znów zimno… Miałam iść po chińszczyznę… Chyba no way…
MN rano, MN wieczorem. To miła niespodzianka 
Chyba spędzę średnio pracowity i raczej powoli płynący dzień. To dobrze.
Czegoś mi brakuje. Nie wiem czego i nie wiem, czy dopuścić to coś do głosu…

 10 lutego 2012
Mam ochotę trochę bardziej wziąć sprawy w swoje ręce. 
Napisałam kolejny rozdział książki. Nieźle mi idzie. 
Plan na wieczór: Lista, scrabble a potem TP ze dwa odcinki. 

 11 lutego 2012
Spędziłam godzine czasu na Nordiku w lesie. Było bombowo, aczkolwiek trochę podmarzłam, zwłaszcza na twarzy. Maska by sie przydała. Może być Guya Fawkesa. ;p

11 lutego 2012
Dobra, dosyć tego, teraz już tylko poleżeć w wannie… Schować się, pomysleć, albo właśnie nie mysleć…

12 lutego 2012
Whitney nie żyje…
Biorą moich…

12 lutego 2012
Dziś rozpoczęłam następny etap chudnięcia. Piję. Na razie mleko i dwie herbaty. Nie jest źle.

12 lutego 2012
Zimno 
Kolejne dwie herbaty, teraz barszczyk, potem gorący kubek i na koniec mleko.
Ufff.

13 lutego 2012
Zimno nadal.
Wizyta u weterynarza 231 PLN. Jest tak sobie…. Starość nie radość. Ale cóż zrobić, takie życie.
Wyleciałam z domu bez pieniędzy, jechałam taksówką „na krechę”. ;p
Dietę trzymam. Zjadłam sniadanko i piję. Właśnie zaraz sobie zrobię soczek, barszczyk, zupkę. I TP. Nic nie robię więcej, wykończyłam się. A nie, poćwiczę jedna część.

 14 lutego 2012
Druga wizyta u weterynarza. Jest roche lepiej.
Dieta w porządku, wczoraj wytrzymałam, dziś też się zepnę. 
Otworzyłam dziś mój stary zbiór wieszy i tekstów piosenek. Że też nikt się wtedy nie zainteresował mną, przecież to aż wrzeszczy o pomoc. Albo o śmierci, albo o narkotykach, albo o ucieczce, albo o beznadziejności, albo o smutku. Moje, czyjeś, różnie. Ale w tym samym nastroju wszystkie…

14 lutego 2012
No thank you, no same to you, no f…k yourself again…

14 lutego 2012
Napisałam. Jestem dzielna. 
Marzyłaby mi sie odpowiedź, ale na jedną już dziś czekałam i tak zwana d….
My funny Valentine…
Jeszcze soczek pomidorowy i gorący kubek kurkowa. Dam radę.  

15 lutego 2012
Padnięta….
Fajny śnieg  I wreszcie nie jest zimno. Taka zima może być. Jeszcze jakby tak łaskawie może przestało wiać… 
Wracałam z pracy po zaspach. ;p;p;p Spodnie mokre do kolan, w Martensy się nasypało trochę ;p Fajnie było  Każdy ma coś z dziecka, nie? 
Dietę trzymam, ale zimno mi cholernie. Mimo kaloryferów.
Zaczęłam się dziś zastanawiać, czy ja nie jestem zbyt spolegliwa. Albo nawet uległa. Albo ustępliwa. Albo za bardzo altruistyczna. Albo za delikatna. Albo za wrażliwa.
Coraz częściej zaczynam mieć ochotę zacząć działać „jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie” – no offence to you, God. Nie odpisać cały dzień na smsa na przykład. A co. Nie podziekować za coś. A co. Zignorować jakąś propozycję totalnie, nie odpowiadając ani me ani be ani kukuryku. A co.
Zaczynam też mieć ochotę wygarniać. Tak od razu bez pardonu, nie przez bibułkę i nie w rękawiczkach.
A czasem mam ochotę zaśpiewać za Lizą Minelli
„When I’m through, then I’m through
and I’m through
Tootle-oo
Bye bye mein lieber herr
farewell mein lieber herr
it was a fine affair, but now it’s over”
bo naprawdę momentami mi podchodzi do gardła.
Wiem, nie mozna się porównywać z innymi. Ale czasem się nie da. Czasem porównania same włażą w oczy. Zwłaszcza jesli mowa o czymś czego mi brakuje, na co miałabym ochotę, czego potrzebuję.

16 lutego 2012
Nie znoszę jak ktos swój własny błąd na innych zwala.
Zwłaszcza jeśli tego kogoś nie ma w danej sytuacji i nawet nie może sie obronić.
Poza tym – znam wersje obu stron i one się dość mocno różnią, powiedzmy tak w 100%. Więc ktoś tu kłamie …. i w sumie chociaż mam zdecydowane preferencje co do kogo wolałabym się przekonać, że kłamie – jest to nieosiągalne więc jakis cień pewnie zostanie…
Klika zacieśnia szeregi. Ch…. z nimi. Gorzej, że sie oststnio dowiedziałam, że są szanse, żeby jedna członkini została wiceszefową. Niech Nasza Wspólna Matka broni!!! Wtedy to już tylko pakować nie za dużą walizkę, żeby szybko było i na Kajmany.
Nienawidze zebrań, zawsze mnie potem głowa boli. A dziś jeszcze wszyscy się wyjątkowo darli.

 16 lutego 2012
Trzymam dietę, choć momentami jest ciężko. Przychodza mi na myśl wszystkie mje ulubione potrawy i musze siłą odciągać swój umysł od tego tematu. Ale chyba mam mocną motywację, skoro mi się udaje.
Kolega powiedział dziś, że lepiej jest zrzucic najpierw wagę, a potem ćwiczeniami doprowadzić sylwetkę do dobrego wyglądu. No proszę, to mój organizm wie sam, co dla niego dobre i się wzbrania od ćwiczeń.  To żart, bo to, co ja ćwiczę, to tylko drobne zestaw na rozruszanie.
Ale anyway – droga jest słuszna, żeby zrzucić wagę.
Powiedział mi jedna straszną rzecz… o której już słyszałam wczesniej, ale nie przyjmowałam do wiadomości… nie powinnam łączyc węglowodanów z białkiem bo od tego sie własnie bardzo tyje…
Żegnaj kanapko z żółtym serem… Z tym mi będzie się najtrudniej rozstać. Bo pozostałe rzeczy to jeszcze jako tako myślę, że może dałabym radę…
Na razie zostane przy swojej koncepcji. 

 17 lutego 2012
Awantura trwa.
Okazuje się, że część osób poczuła się wczoraj wręcz zlinczowana. Zastanawiam się, czy moje poczucie lekkiej obojętności w tej akurat kwestii wynika z tego, że a) nie mam sobie nic do zarzucenia, b) uważam, że niektórzy rzeczywiście dali ciała, c) mam na imię Shaak Ti i jestem ofiarą przemocy domowej. Obawiam się tego ostatniego, bo to jak narkomania, nie można sie wyleczyć.
Poza tym – zgadzam się – coś się popsuło i trzeba to naprawić. Może pomyślę jak?

 17 lutego 2012
Paznokieć mi wczoraj zszedł…
Dieta jakoś idzie. Oczywiście myśli mi się trochę o jedzeniu, to bym zjadła i tamto bym zjadła. Ale o dziwo nie jest jakoś bardzo tragicznie. Dzis oststni dzień na śniadaniu i drugim sniadaniu. Jutro już zjem zupkę. 
A teraz do wanny, poczytać, scrabble, TP.  Do tego sok pomidorowy, barszczyk i gorący kubek borowikowy. 

18 lutego 2012
Wczoraj w koncu nawet nie wypiłam ani kubka, ani barszczyku. I dobrze. 
Zjadłam śniadanie i drugie śniadanie już też.
Krupnik ugotowany. 
Teraz postanowiłam posprzątać. Jak skonczę, to będzie czas na zupę.. ale fajnie… 

 18 lutego 2012
Salon posprzątany.

18 lutego 2012
Kuchnia posprzątana.

18 lutego 2012
Sypialnia posprzątana.
Sąsiad coś wierci. Czuję się jak u dentysty dla dinozaurów. 

 18 lutego 2012
Ubikacja posprzątana.

18 lutego 2012
Przedpokój posprzątany.

18 lutego 2012
Łazienka posprzątana.

18 lutego 2012
Odkurzone.

18 lutego 2012
Podłogi umyte.

18 lutego 2012
Posprzątane. Na błysk. 
Jeszcze pranie włączyłam.
Teraz wreszcie pora zjeść zupkę. 

 18 lutego 2012
Zupka pyszna była, ale coś nie za dobrze jest… Głód odczuwam…
Nie dam się, nie dam się nie dam się!!!

18 lutego 2012
Czas na herbatkę. Nadal nie jest za dobrze. Zajmuje się róznymi ciekawymi rzeczami, ale nie ma to jak po prostu byc większą część dnia poza domem. Byle nie zaczepiac o knajpy. 

 18 lutego 2012
Wypiłam sok pomidorowy.
Oj, ciężko.
Posiedzę w wannie, a potem coś obejrzę i wypiję barszczyk i gorący kubek.

 19 lutego 2012
Ciężko wczoraj było. Ale wytrwałam.
Dziś śniadanie i drugie sniadanie już. Niedługo sobie herbatkę zrobię.
Śniło mi się dziś, że M nie żyje. Obudziłam się przerażona. Postanowiłam okazywać więcej swoich uczuć, zwłaszcza tym, którzy mogą mi zniknąc z życia, jak moja mama. Byłam dziś u niej. Jest to trochę ciężkie przy jej sposobie bycia, ale starałam się.

 19 lutego 2012
Jednostronna przyjaźń boli tak samo jak miłość bez wzajemności…

19 lutego 2012
No i co….
Chyba pomyślę o tym jutro.
Tak, zdecydowanie pomyślę o tym jutro.
Na razie postanowiłam się wypłakać w ramię… Co zrealizowałam.
Bo niestety everybody hurts, everybody cries, we all sleep alone.
Mam ochotę nastepny wpis na RM zrobic bardzo pod tytułem „Mój nastrój”. W końcu moje radio, nie? Kto mi zabroni?
Wyłączam gg, wyłączam pocztę, wyłączam siebie. Ktoś kiedys powiedział „Włączam magnet, wyłączam siebie”. Ja w muzyce jeszcze bardziej siebie znajduję, co z jednej strony jest dobrze, ale z drugiej – nie moge zrobic tak, jak ten ktoś.
Zwis na 25 min. Hard to believe.
19 – 18 – jeden pies.
Te nagłe decyzje.
To opuszczenie, to poczucie nieważności.
Ciągle coś. To nie może być przypadek.
Ale pomyśle o tym jutro.
Dobranoc.
Everybody hurts, everybody cries…

20 lutego 2012
Sometimes I cry…
Jak każdy, tak myślę. Nie sądzę, żeby to było coś wyjątkowego. Z tym, że ja już nie chciałam płakać. Miałam nadzieję, że już nie będę. A tu znów.

20 lutego 2012
Już na pewno wiem, że nie będzie wielkich słów.
Jak zwykle wiem, czego nie bedzie, a nie wiem co będzie.
Dzis w pracy pytanie od R. Takie łapiące za serce, ale jeszcze bardziej to spojrzenie. MIałam ochotę po prostu podejść, przytulić się i wypłakać. Wiem, nie moge. Nie powinnam. Nie wolno.
Dieta dobrze trwa. Chyba mój organizm się juz tak przyzwyczaił do zmniejszonej dawki jedzenia, że się dziwi jak w ogóle coś dostaje. Jeszcze jutro do zupki, w środę zjem drugie danie. Już nawet mam plan co będzie : ziemniaczek, kotlecik sojowy, groszek z marchewką. 
Na razie popijam wywar z warzyw, a potem ewentualnie barszczyk.

 21 lutego 2012
Nadal popłakuję.
Ciężki dzień w pracy, a tu jeszcze zabrałam do domu robótkę. Ale najpierw ugotuję sobie ziemniaczki i marchwekę z groszkiem do jutrzejszego obiadu. Bo już jutro drugie danie. 
No proszę, nawet się uśmiechnęłam.
Usmiechnęłam się też dziś rano jak weszłam na wagę. Ale to dopiero jak skończę ten etap diety.
Myslałam dwa dni. Chyba przyjełam już do wiadomości, że szukałam (i wydawało mi się, ze znalazłam) przyjaciela, tymczasem tego poziomu nigdy nie będzie. Nieważne, że może i były szanse. Coś się zmieniło, albo mi sie wydawało, że jest coś innego, niż było.
Trzeba popracować nad słowem „chyba”. Trzeba przyjąć do wiadomości, że to nie jest i nie będzie przyjaźń i oszczędzić sobie kolejnych przykrości, smutków a także – nazwijmy rzecz po imieniu –  upokorzeń.

21 lutego 2012
Może powinnam pojechać na Madagaskar.
Zdenerwowałam się, ale tylko chwilowo. Teraz już na pierwszy plan wróciło poczucie dogłębnego smutku.
Dobrze. OK, wiem. Dotarło.
Teraz sobie popłaczę.
Potem może zastanowię się co dalej. A może pomyślę o tym jutro. Czy mi sie gdzieś spieszy…

21 lutego 2012
Pytasz wciąż co tam u mnie czy coś
Czy zmieniło się tu, chyba nie
Znowu dziś chciałem odmienić świat
Ale z tego i tak nie wyszło nic
Smutna twarz, czy to już jestem ja
Czy to ten kogo ty tylko znasz
Ja i tak przecież nie zmienię się
Choćbym nie wiem naprawdę jak chciał
Tylko pstryk i już nie ma mnie
Czasem bardzo tego chcę
Zostawić wszystkich was
Szukam czegoś przez cały czas
Co zatrzyma mnie
Wszystko drży i przeszkadza mi śmiech
Lepiej odejdź już stąd, zostaw mnie
Nic to nic, przecież wiesz, przejdzie mi
Tylko deszcz zmyje z szyb brudny śnieg
Tylko pstryk i już nie ma mnie
Czasem tylko tego chcę
I już nie starać się
Siedzę sam w tej wieży bez dna

22 lutego 2012
W pracy małe zebranie odnośnie „przyszłości zakładu”. Teoretycznie wygląda tak sobie w porywach do nie bardzo. Jesli rzeczywistość okaże się gorsza, to będzie nieciekawie, a jednak zazwyczaj sie okazuje.
Atmosfera lekko wybuchowa.
Dziś zjadłam pierwszy raz drugie danie. Najadłam się potwornie. 
Na razie jeszcze dzis nie płakałam. Co nie oznacza, że tak zostanie.
Doszłam do wniosku, że najlepszym rozwiązaniem będzie ograniczyc swoje oczekiwania. Skoro nie jest to przyjaźń, tylko koleżeństwo/znajomość to pewnych rzeczy nie będe oczekiwać. Właściwie może nie powinnam niczego oczekiwać, bo czego w sumie oczekuje od pozostałych ludzi w moim życiu, którzy sa znajomymi, kolegami i koleżankami? Niczego. Nie odpiszą trzy dni na smsa – spoko. Nie widzimy sie pół roku – luz. Nie opowiadam im niczego „głebokiego” o sobie – ok. Więc cieżko tu mówic o jakichkolwiek oczekiwaniach. Cięzko będzie, zwłaszcza z tym ostatnim punktem. Ale po oststnim „wyczynie”  - never more, never again i wszystko inne na nie. Przecież własciwie zeszłam już do kiosku i kupiłam gruby zeszyt w kratkę. Wystarczy.
Matko, zaraz się poryczę. Jak to jednak boli. Juz sama nie wiem co najbardziej, strata, upokorzenia, perspektywy na przyszłość.
A tu Metallica mi śpiewa „Nothing else matters”. 

22 lutego 2012
To było do przewidzenia. Ale nie mam do siebie pretensji. Raczej cieszę się, że dziś tak długo nie musiałam obcierać oczu.

Przeniosę sie juz  w świat rodziny Fisherów. Skonczyłam wczoraj TP, dzis od nowa SFU. Przy nich to zapominam o wszystkim zazwyczaj. Mam nadzieję, zę i teraz zadziała. Dwa odcinki, jeden z herbatą, drugi z warzywnym wywarem. 

23 lutego 2012
Znów musiałam zostac w pracy dłużej, tym razem problem z komputerem. Ledwo zdązyłam na Tonację. Było pare piosenek, które lubię. 
Zobaczymy jak dziś mi z humorem będzie. Na razie sie trzymam, jest tak sobie nijak.

Zaraz zjem obiad, a potem musze popracować. 

23 lutego 2012
Staram się …. pod każdym względem. Jak mi to wychodzi to już inna kwestia. Ale robię co mogę.

Zaraz już SFU, tylko powieszę pranie. Dość na dziś przebywania tutaj.

 23 lutego 2012
Odpłaciłam pięknym za nadobne. Tak troszeczkę, więcej nie umiałam. Na tyle troszeczkę, że nawet nie wiem, czy dotarło.
Za to ja spędziłam nastepne pół godziny rycząc w wannie. Bo nie potrafię zrobic komuś, kogo lubię, przykrości. Zemsta Lejdis też nie dla mnie. Bo widzę, że w sumie to nie ma sensu, bo niby za co kogoś karzę? Że nie lubi mnie tak bardzo jak ja jego?
Wyję sobie…

24 lutego 2012
Weekend!!!

24 lutego 2012
Ledwo dzis w pracy dotrwałam do końca. Jakoś wyjątkowo ciężko było, już myślałam, ze padnę, usnę, spadnę z krzesła, albo położę się na stole. Ale jakoś dotrwałam.
Potem poszłam po ryby. Kupiłam dużo mrożonych, ale też coś śniadaniowego i kotlety rybne na obiad. Plus nagrodę za dobre trzymanie się – porcję sushi. Zjadłam na obiad. Był to obiad troche za duży, ale to taki mały jednorazowy prezent. Dziś już więcej nie będe jeść, herbatki sobie popiję.
Wysłałam wiadomość o treści neutralnej. Zwrotnie dostałam info, że na inne rzeczy/osoby czas jest. Dobrze, bardzo dobrze – moja pewnośc i przekonanie robi się coraz mocniejsze. Może nawet niedługo będę się w stanie zastanowić jak zmniejszyć swoje oczekiwania i się tego trzymać.
Napisałam do E.  

24 lutego 2012

Policjant przez telefon mówił matce jak ratować dziecko, które przestało oddychać. Uratowali. Takie wiadomości natychmiast mnie rozklejeją…

24 lutego 2012
Lista.
Scrabble.

 25 lutego 2012
Zerwało mnie jak widać bladym świtem. No i dobrze, będzie dzień dłuższy, a wyspałam się, bo przecież przespałam 8h.
W radiu od razu na wstępie My Valentine.
Trochę się obawiam tego dnia.

 25 lutego 2012
Zjadłam sniadanie.
Pograłam na gitarze.
Umówiłam się z K na jutro po południu.
Słucham MN.
Piję herbatę.
Na razie jakoś idzie mi ten dzień, może dlatego, że jest cisza ze strony A. Chyba nie jestem jeszcze gotowa na normalne funkcjonowanie, nadal kołacze mi sie gdzieś po tyle głowy myśl gdzie jest, co robi, kiedy bedzie, czy napisze. Przywiązałam się. Przyzwyczaiłam się. Nie zauważałam. Wiem, wiem, to były tylko moje złudzenia. Nie oczekiwać niczego, dzielenia się każdym wydarzeniem, wysłuchiwania, zwierzania się, propozycji, okazywania uczuć, czułości, bliskości. Wiem, wiem…
Zimno.

25 lutego 2012
Zrobiłam sporo różnych rzeczy.
Napisałam do wielu różnych osób.
Umówiłam się z A na sobotę za dwa tydodnie. Tzn zaproponowałam, bo jeszcze nie odpowiedziała. Długi termin, ale wtedy będę między jednym a drugim etapem diety.
Zjadłam obiad. Czuję się najedzona. Zobaczymy jak dalej będzie.
Walczyłam z grzybem na ścianie. Coś mi się udało z tym zrobić, ale nie tak jak powinno być – ale do tego potrzeba wiosny, żeby mozna było otworzyc okna na cały dzień. Teraz wywietrzyłam tak, że jest lodówka a dalej śmierdzi.
Słucham Petera Gabriela. W smutnej odmianie. Zresztą takiego lubię najbardziej zawsze.
Napisałam do A. Tak, jak bym napisała do każdej innej osoby. Bo przez te parę dni nawet tak nie pisałam. Teraz uczę się nie oczekiwać odpowiedzi – jak będzie to będzie. Szkoda, ale cóż, tak musi być. Nie mogę doznawać ciągłych zawodów. Nie wyproszę ani nie wygrożę dla siebie tej stałości.
No proszę, jest odpowiedź… Teraz tylko się mocno trzymać i nie wyobrażac sobie i nie liczyć na to, że jakies zmiany nastapiły bądź nastapią…

25 lutego 2012
Ta, nie wyobrażam sobie niczego i na nic nie liczę.
Tylko, że własnie się popłakałam…. ;(


25 lutego 2012
Zagrałam dwie partie w scrabble, poczytałam Dark Tower, uzupełniłam swój scrapbook. Pora iść posiedzieć w wannie.
Ciężko, pod różnymi względami, najbardziej na sercu…


25 lutego 2012
Cisza. Zapewne to lepiej, ale na razie wcale tak tego nie odczuwam…
Będę oglądać „Inland Empire”. Wreszcie.


26 lutego 2012
Obejrzałam Inland Empire. Trzy godziny filmu tak pojechanego, że wysiada Mulholland Drive, a Twin Peaks to przy tym historia dla nastolatków. Będę musiała go jeszcze parę razy obejrzeć i podejrzewam podzielic sobie na cztery odcinki.
Smutno mi było wczoraj wieczorem jak szłam spać. No goodnight…. Well…
Może lepiej nie wiedzieć, ze masz tylko siebie? Dzis Closterkeller.

26 lutego 2012
Mama mnie odwiedziła. Dziwnie było mi słyszeć, jak mówi o A, zwłaszcza, ze nadal mówi po nazwisku. Widzę, że się zmusza, żeby coś powiedzieć. Ale imię jej już przez gardło nie chce przejść.
To jednak jest prawda z odczuciami, dziś mi tak do głowy przyszło. Ile razy przecież było tak, że ktoś, najczęsciej K, czuł, co ja tak naprawdę myslę. Więc i ja swoje odczucia musze brać poważnie. Jak czuję, że ktoś nie ma ochoty ze mna rozmawiać to tak na pewno jest. Jak czuję, że ktos juz chce sobie iść – to tak jest. Jak czuję, że ktos jest zły – to znaczy, że jest. Jak czuję, że ktoś kłamie, że mu sie komp zawiesił – to znaczy, że kłamie. I jak czuję, że ktoś ma mnie w tyłku jak tylko na horyzoncie  pojawia sie dana osoba/dane ososby to znaczy, że tak jest.
There is a limit to the amount of shit I can take. Naprawdę.
A zapewnienia, że jest inaczej prosze sobie wsadzic w d…
Jak sobie cos wmawiam to też to czuję, jak wiem, że jest inaczej i tylko potrzebuję, żeby ktoś to potwierdził. Ale to jest zupełnie inna sprawa.


26 lutego 2012
Założyłam nowe kapcie. Fajne 
Kupiłam sobie w czwartek nowe perfumy. Są tak mocne, że jak się dwa razy psiknełam, to myślałam, że sie uduszę jeszcze pół godziny póżniej. Dziś psiknełam raz. Zobaczymy co będzie.
Zbieram się do K. A ma wolne popołudnie. Może wykorzysta ten czas dla swoich przyjaciół.
Zrobiłam się złośliwa. Trudno, to taka reakcja obronna.
Napisałam do M. Ciepło. 


26 lutego 2012
Wróciłam. Całkiem fajnie było. Troszkę była wytrącona z równowagi wczesniejszym spotkaniem, ale jak dla mnie to sie nawet na lepsze obróciło, bo sie przytuliła do mnie.
A nie pyta. Czy to znaczy, że go nie interesuje jak mi sie soptkanie udało? Czy nie chce mi robić „przesłuchania”? Czy myśli, że ja nie chcę opowiedzieć?
I dlaczego ja znów nad tym debatuję?
Ja pytam, ja opowiadam.
Rozumiem, że nie potrzeba być czyimś lustrem i odbijac te same pytania, zachowania itd, ale jakaś wzajemność by sie naprawde przydała.
Tylko po co ja własciwie znów nad tym debatuję?

27 lutego 2012
Ciężko.
Rano miłam taka ochote na smsa, ale jak sobie pomyslałam, że znów będę czuła, że się narzucam, albo znów nie dostanę cały dzień odpowiedzi… Odpuściłam sobie.
Wrcając z pracy też miałam ochotę. Już nawet wyciągnełam telefon, już nawet wybrałam z ksiązki telefonicznej numer. Wyszłam.
Jednak nadal nie pozbyłam się oczekiwania. A dopóki sie tego nie pozbędę nie powinnam pisać, bo potem sa łzy.

 27 lutego 2012
Nie piszę. Nie pisze.
Leczę się.
Wciąż bardziej obcy. Wam i sobie sam.

 27 lutego 2012
Przypomniało mi się, że śnił mi sie dzis w nocy M. Weszłam do jakiejś restauracji i on tam był. Siedział tyłem, ale to na pewno był on. A potem niestety się obudziałam.

27 lutego 2012
Czytałam gdzieś, ze najlepsze relacje to te, które opierają sie na tym, co mozna komuś dać. Co ja moge dac A? Chyba nic z tego, co on potrzebuje. Nie potrafie dac mu poczucia, ze jest nic nie wart, że sie do niczego nie nadaje, ze jego sukcesy to dobry żart, że powinien je ukrywać i sie może nawet tego wstydzić, nie potrafiłabym dac mu manipulacji, olewania, pomiatania, uwodzenia, wykorzystywania i paru takich.
A nawet jakbym potrafiła, to nie chcę. Nie to, uważam, powinno sie dawać bliskiej osobie.
Choć może to by zadziałało.
Ale nie chcę go „zdobywać” w ten sposób. Zresztą, do tego trzeba miec przekonanie, umiejętności wrodzone, praktykę. Nie mnie mierzyc się z takimi mistrzami, którzy potrafia tak zmanipulowac, ze ofiara nie dość, ze nie wie, że jest manipulowana, to jeszcze obraża się, jak próbuje sie jej to pokazać. Z takimi nie wygrałabym, choćbym sie nie wiem jak starała.
A starac sie nie zamierzam. Nie moja bajka, nie moja dyscyplina, nie mój cyrk, choc na małpie mi zalezy.
Mam cos zupełnie innego do zaoferowania, ale to nie jest widocznie to. Cóż, każdy potrzebuje czegos innego.
I każdy najwyraźniej musi sie sam odbic od swojego dna.
Potem mozna rzucić koło ratunkowe czy coś.

 27 lutego 2012
No i jeszcze musze pamiętać, że ktos może woleć zostać na dnie zarośniętej wodorostami sadzawki…

27 lutego 2012
Czas spać. Minął dzień. Na razie nie czuję wielkiej poprawy samopoczucia. Podobno czas wszystko leczy. Ale tu chodzi jeszcze o to, żeby nie było nawrotów…

28 lutego 2012
Alez dzien wielokrotnie pracowity! Najpierw normalna robota, tyle, że znów godzine dłużej, Potem nagranie (co z tego wyszło to się boje pomyslec, ale nie ja to reżyserowałam i nie ja za to oczami będę świecić ;p). Potem wizyta u weterynarza – na szczęscie obie już w pełni zdrowia, na ile oczywiście pozwalają lata. Dostały po zastrzyku i mają brać leki nadal, plus drobna zmiana karmy. A potem zdecydowałam, ze posprzątam na majdanie.  Więc jestem urobiona.
Zrobiłam sobie herbatę i kisielek.
Cisza obustronna.
Ja musze dojść do siebie, zanim się odezwę.

 28 lutego 2012
Zrobiłam posta z muzyką smutku.
Na weekend.

29 lutego 2012
9h pracy, łącznie z dojściem i powrotem 10h, strach pomysleć, co by było gdyby dojazd do pracy zajmował mi np dwie godziny. Ale mam dobrze, ze mam tak blisko…
Regres do dawnych nastoletnich czasów. Słucham starego Maanamu, starego Lady Pank, Ziyo. Dobrze sie przy nich czuję. Choc ogólnie nie za dobrze.
Cisza. Może to oznaczać, że do tej pory nie tylko narzucałam się, ale narzucałam się ponad wszelką miarę, jesli teraz taka cisza trwa. Zero zainteresowania.
Może to i dobrze. Leczę się z marzeń o przyjaźni.
Zapominam chwile, kiedy myślałam, że to możliwe.
Wtłaczam do świadomości wszystkie aluzje i znaki, które powinnam była wziąć pod uwagę kiedyś, dawno, jeszcze dawniej i całkiem niedawno.
Myślę, czy będę w stanie po prostu być znajomą.
I feel battered.

 29 lutego 2012
Pora iśc spać.
Sytuacja sie nie zmieniła ani na jotę.
Przeczuwam smutny weekend, trudny weekend.
Cięzko dzis bardzo było wytrzymac z dietą, choc juz przecież tylko kolacji nie jem. Jeszcze trzy dni, ale mam nadzieję, że bedzie łatwiej niż dziś, bo naprawdę byłam bliska załamania. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Możliwość komentowania została zablokowana ze wzglądu na zawieszenie działalności tego bloga. Zapraszam na mój drugi blog Karkonosze moja miłość - wystarczy kliknąć w obrazek z tym tytułem po lewej stronie.

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.