czwartek, 22 marca 2018

Pierwsze… drugie… trzecie… uderzenie

06.02.2012


Bardzo źle znoszę wiadomości o śmierci.
Powinnam właściwie napisać – coraz gorzej.
Ktoś gdzieś na Facebooku napisał, że zawsze myślał, że Wisława Szymborska jest nieśmiertelna. Siła FB – nie mam, a też do mnie to dotarło. I nie tylko dotarło, ale uderzyło.  Tak mam – złe wiadomości docierają do mnie z opóźnieniem. Tak, jakbym miała wbudowany jakiś system ochronny, jakiś filtr, przez który nie wszystko od razu przechodzi.
Pierwsze…
Ktoś umarł, tak? Samolot uderzył w wieżowiec? Rozbił się autobus? Utoya? Nie żyje Villas? Jarocka? Szymborska? Acha… no tak…
Drugie…
Po godzinie zaczyna powoli do mnie docierać.
Trzecie…
Następnego dnia uderza.
Filtr się w pewnym momencie chyba zapycha, napór jest coraz większy i wszystko puszcza.
Szymborska wielką poetką była. Nie jakąś moją ulubioną, ale potrafię docenić jej twórczość. Pamiętam wielki podziw, jaki dla niej we mnie wzbudziła myśl, że można piękne wiersze pisać nie tylko o miłości. Bo przez długi czas karmiłam się tylko tymi o miłości, resztę uważając za gorszy podgatunek.
Szymborska nie może umrzeć. Jest nieśmiertelna. Jak to umarła? To nieśmiertelni też umierają?
Mam parę osób w życiu, które uważam za nieśmiertelne. Kiedy dostaję wiadomość, że umarł ktoś wieczny, dostaję ataku paniki. Wtedy zdaję sobie sprawę, że wszyscy moi nieśmiertelni kiedyś umrą. Nieprzewidziane jest kiedy, ale z pewną dozą prawdopodobieństwa mogę powiedzieć, że raczej przede mną.
Niemożliwe.
Nie zgadzam się.
Boję się.
Nie chcę tutaj zostać bez nich, nigdy ich już nie usłyszeć, nigdy ich już nie zobaczyć.
„- Kurt Cobain just died.
- Well, his music will live on.”
Nie pociesza mnie myśl o pamiątkach, zdjęciach, mailach, nagraniach, muzyce, książkach, wierszach, pomnikach, nagrobkach i wszystkim innym, czym ludzie próbują zachować zmarłych.
Nie pociesza mnie myśl o życiu wiecznym. Może powinnam zacząć w nie wierzyć, to by pomogło?
Najbardziej wierzę w to, że wszystko jest ze sobą powiązane, że wszystko i wszyscy zostawiają odciski swoich palców na wszystkim i na wszystkich. Tylko że do tych dotknięć można się łatwo przyzwyczaić. Wpaść w nałóg. W uzależnienie. Potem, gdy ich brakuje – boli.
Więc co?
 „Bez tej miłości można żyć”?
To już lepiej niech boli.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Możliwość komentowania została zablokowana ze wzglądu na zawieszenie działalności tego bloga. Zapraszam na mój drugi blog Karkonosze moja miłość - wystarczy kliknąć w obrazek z tym tytułem po lewej stronie.

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.