piątek, 11 maja 2018

Zamyśliłam się nad depresją…

01.03.2014

… bo chyba ją mam…
Nie sądzę, żeby to była odmiana kliniczna, ale czuję, że jest źle.
Podobno jak człowiek zdaje sobie sprawę z tego, że cos z nim nie tak, to jeszcze nie jest tak źle.
Ale to małe pocieszenie.
Załamuje mnie fakt, że mam pracować do 66 czy 67 roku życia. Nie jestem w stanie sobie tego wyobrazić.
Jeśli dożyję emerytury, to nie wystarczy mi ona nawet na opłaty.
Jak człowiek choruje to lepiej od razu iść kupić trumnę – będzie taniej, szybciej i mniej nerwów się zmarnuje.
A na ZUS się płaci.
Pracuję pilnie, powiedziałabym nawet, że się udzielam i poświęcam w swojej robocie. Ledwo wiążę koniec z końcem, a wysiłki nie bardzo są doceniane.
Cokolwiek się robi w pracy – większość jest na nie. Marazm jest zaraźliwy.
Doskwiera mi samotność, a jednocześnie wiem, że nie ma dla mnie szans na związek. Terapia pokazała mi co jest nie tak, żeby to naprawić, trzeba byłoby się od nowa urodzić.
Od czasu do czasu to wszystko powyżej i parę innych rzeczy dopada mnie tak mocno, że całymi tygodniami siedzę w dołku, płaczę, nie śpię, nie kontaktuję się z nikim. Jest już bardzo niewiele rzeczy, które są w stanie wyciągnąć mnie z tego dołka, być może nawet jest już tylko jedna… I tego boję się najbardziej, bo nic nie jest wieczne, a poza tym nie można przecież całego swojego jestestwa opierać na jednej kwestii…



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Możliwość komentowania została zablokowana ze wzglądu na zawieszenie działalności tego bloga. Zapraszam na mój drugi blog Karkonosze moja miłość - wystarczy kliknąć w obrazek z tym tytułem po lewej stronie.

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.