piątek, 16 lutego 2018

Eliksir życia (6)

13.01.2012


Rozdział 6


Roman obudził się, ponieważ ktoś walił go po głowie z furią. Zanim dotarło do niego co się dzieje, prawie uruchomił osobisty alarm, myśląc, że w końcu się to stało i ktoś dopadł ich,  zanim oni dopadli jego. Ale nie, okazało się, że Patrycja ma po prostu kolejny koszmar i tym razem najwyraźniej walczy z jakimś napastnikiem. Śpiący koło niej mąż najwyraźniej stał jej na drodze do pokonania go, albo po prostu był niewidoczny, jak to czasem bywa, kiedy jedno jest po tej, a drugie po tamtej stronie snu.
Roman z westchnieniem spróbował potrząsania, ale ponieważ to nie pomogło, postanowił ominąć wszystkie pozostałe stadia budzenia i przejść do konkretów, złapał stojącą na stoliku szklankę z woda i wylał całą jej zawartość na twarz swojej żony, drugą ręką jednocześnie oganiając się od młócących nadal ramion.
Patrycja ocknęła się z lekkim krzykiem.
-         Krzyczałam?
-         Nie. Ale nieźle boksowałaś. Co ci się śniło?
-         A jak myślisz? - zapytała z lekkim sarkazmem. - przecież nie sarenki na łące. Śnił mi się znów ten od „Vita, letum, reverto”, ten którego...
-         Cicho, wiem. Nie musisz mi przypominać, co z nim zrobiliśmy. Zwłaszcza, że to było totalne fiasko, książka jak każda inna.
-         Nie masz racji, książka jest wspaniała i było warto, nawet jeśli teraz co noc mi się śni, ze wraca i chce mnie zabić. Tylko, że Tobie ciągle w głowie jedno....
-         A Tobie niby nie?
Zapadła cisza. Przez moment nikt nic nie mówił. Roman, pogrążony we własnych myślach, nagle zauważył, ze żona tak naprawdę nie odpowiedziała mu. Mógł oczywiście przypuszczać, że uznała pytanie za retoryczne, gdyby nie fakt, że patrzyła gdzieś w przestrzeń i miała nieobecne spojrzenie. Trącił ją lekko, pytająco w ramię.
-         Nie wiem.
-         Nie wiesz? - mimo wszystko nie spodziewał się tej odpowiedzi.
-         Czasem już nie wiem. Przecież... to są tylko książki, a my...
-         A my co? - teraz zaczynał być na nią zły.
-         Roman, nie oszukujmy się! Jesteśmy handlarzami, oszustami, szantażystami, a teraz już nawet mordercami!
-         Nie krzycz! Ola nas usłyszy.
-         Właśnie, Ola. Czy Ty myślisz, że całe życie będzie nam się tak udawało? Że nikt nigdy nie odkryje tego zamurowanego faceta w klasztorze? Że nikt nie będzie szukał tej starej wiedźmy, która cały czas mamrotała zaklęcia pod twoim adresem? Co będzie z Olą, jak my pójdziemy do więzienia? Zresztą do jakiego więzienia, jak to się wyda, to zobaczysz, specjalnie dla nas powrócą do palenia na stosie! Zlinczują nas! Zresztą, ja mam już dość, ja już nie chcę tak żyć, ani jednej więcej książki! I nie wiem czy w ogóle chce żyć, wiedząc, co zrobiliśmy! Te książki to przekleństwo! Mam nadzieję, że Guttenberg się smaży w piekle! Gdzie i my wkrótce będziemy!
Patrycja ukryła twarz w dłoniach i zaczęła rozpaczliwie szlochać. Roman przysunął się do niej i przytulił ja z całej siły. Czasem czuł się tak jak ona, wtedy ona go pocieszała. Byli dobrani, bez dwu zdań, zawsze któreś było na skraju załamania, a któreś czuło się silne i gotowe na wszystko. Może dzięki temu tak długo jeszcze w tym trwali. Był pewien, że za jakiś czas jego żona dojdzie do siebie, przestanie szlochać, tak jak on zawsze przestawał walić w ścianę pięściami, potem posiedzi, pomyśli, uśmiechnie się, przez jakiś czas nie będą o tym rozmawiać, ale potem obudzi się w nich znów to pragnienie. To tak jakby kolejne książki wołały ich gdzieś z domów, strychów, piwnic, sejfów, zamków, gdzie były poukrywane, jakby wszystkie chciały znaleźć się w jednym miejscu. Czasem wydawało mu się, ze już nie oni panują nad książkami, tylko one  nad nimi. Zawsze w odpowiednim momencie pojawiały się wieści o jakimś egzemplarzu, zawsze w odpowiedniej chwili okazywało się, że mogą załatwić coś dla właściciela, jeśli nie chciał gotówki, a kiedy nic nie dawało się zrobić, wtedy czuli oboje, że ta książka ich woła, że muszą ją wyzwolić... to były te ostatnie trzy, dla których zabili... trzy, nie zaraz ... cztery. Cztery? Nie, pięć, acha jeszcze te dwie, siedem... dobra, nieważne.
Ale jedna myśl zaniepokoiła go, mimo że tak gładko przesunął na krańce świadomości liczbę swoich ofiar. Ta myśl dotyczyła Oli. Dziewczyna jakoś się od nich odsunęła. Czy to możliwe, że coś wiedziała? Przeczuwała? Czy po prostu była to już dwudziestokilkuletnia kobieta, która nie potrzebowała obecności rodziców w swoim życiu aż tak? Roman poczuł, ze Patrycja oddycha spokojniej i położył ją na łóżku, a sam położył się obok i zamyślił.


                                      *       *       *

W sąsiednim pokoju Ola leżała na łóżku patrząc w noc. Oczywiście obudziła się kiedy w pokoju rodziców usłyszała podniesione głosy. Nie było to pierwszy raz. Wiedziała o wszystkim już od dawna, zapewne nie od samego początku, jak podejrzewała, ale jednak od dawna. Pamiętała wciąż jak to się stało. Siedziała w bibliotece późno w noc jak zwykle, rozmawiając z książkami, układając je , czyszcząc, naprawiając. Tego wieczoru postanowiła zająć się naprawą jednej ze starszych książek, był to Szekspir, dzieła zebrane. Właściwie wtedy już miała poukładane i doprowadzone do porządku książki nowsze, zaczęła więc coraz odważniej brać się za starsze, żeby na koniec zostawić sobie ten ogromny, samotnie stojący regał najstarszych okazów. Prawdę mówiąc, trochę się go bała, bo wciąż działo się coś dziwnego, kiedy tylko próbowała się do niego zbliżyć. Pierwszy raz oparzyła sobie palce, teraz już, jakkolwiek niemożliwie to brzmiało, była pewna, że to te książki ją oparzyły. Regularnie znajdowała drobne, czerwone kropki na podłodze i była przekonana, że gdyby sprawdziła, okazałoby się, że jest to krew. Kiedyś gdy dotknęła jednej z książek, jej głowę wypełnił straszliwy krzyk, zupełnie jakby krzyczała dotknięta książka. Z jednej półki regularnie osypywał się biały proszek, jakby cement. A pewnego razu pośliznęła się i wywróciła, ponieważ pod półką była kałuża wody. Tego dnia, pracując nad Szekspirem, myślała właśnie o tych dziwnych wydarzeniach i zastanawiała się, czy powiedzieć o tym rodzicom, którzy robili się coraz bardziej zamknięci w sobie, a poza tym mieli jakiś dziki błysk w oczach i prawie nie mówili o niczym innym, tylko o tym, jak zdobyć następny egzemplarz. Co jeszcze dziwniejsze, kiedy już przynieśli zdobycz do domu i postawili na półce, przestawali się nią interesować. Zupełnie jakby największą przyjemność sprawiało im samo zdobywanie.
Kiedy teraz o tym myślała, aż się wzdrygnęła. Nawet nie wiedziała wtedy, że zostawiła uchylone drzwi do biblioteki. Rodzice wpadli do sąsiadującej z nią czytelni właściwie już nad ranem. Ola miała zamiar natychmiast wyjść, przywitać się z nimi, zapytać co robili, ale jakby ją coś przytrzymało na krześle. No i usłyszała rozmowę rodziców, z której bez problemu zlepiła całą historię: oto jej rodzice zabili jakiegoś handlarza książek, zabrali modlitewnik, jakieś inkwizycyjne spisy, dwie biblie i to na czym im najbardziej zależało: „Fausta” z 1833 roku. Ciało ukryli w najlepiej do tego nadającym się miejscu: na cmentarzu, w czyjejś krypcie, w świeżej trumnie. Jak to się stało, że wtedy nie zwariowała, nie uciekła, nie poszła na policję – tego nie wiedziała. Pamiętała tylko, że od książek zaczęło nagle bić ciepło i usnęła na stole, z głowa na Szekspirze, którego doprowadzała do ładu.
Od tego dnia zmieniły się dwie rzeczy. Po pierwsze, odsunęła się od rodziców, jednocześnie przysłuchując się im często, kiedy rozmawiali i myśleli, że ona tego nie słyszy. W ten sposób dowiadywała się o kolejnych zbrodniach, szantażach, nagłych wypadkach, niefortunnych zdarzeniach, pożarach, zalaniach i innych. Właściwie mogła opowiedzieć historię każdej nowej książki na półce.
A po drugie, inne książki z tego regału przestały jej robić krzywdę i straszyć ją. Teraz wiedziała, że po prostu opowiadały jej swoje historie, każda swoją, jedna o właścicielce utopionej w studni przy jej domu, druga o właścicielu spalonym żywcem  razem z domem, trzecia o zamurowanym, czwarta o nożu kuchennym, który zginął z jej własnego domu, piąta o porwanej dziewczynce, która na swoje nieszczęście była doskonałym dawcą dla czyjegoś syna, i tak dalej, i tak dalej, opowiadały jej wszystkie po kolei, aż usłyszała wszystko, co miała usłyszeć.
I jakoś jej to nie przerażało. Już nie...
Nawet to, że jej rodzice nie cofną się przed niczym i musi być ostrożna, bo jeśli się okaże, że jest w niej coś, dzięki czemu mogą zdobyć następny cenny egzemplarz, to na pewno zapomną, że jest ich córką. Nie pamiętała dokładnie, która książka jej to powiedziała, ale czy to ważne? Teraz już wszystkie one były jej przyjaciółmi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Możliwość komentowania została zablokowana ze wzglądu na zawieszenie działalności tego bloga. Zapraszam na mój drugi blog Karkonosze moja miłość - wystarczy kliknąć w obrazek z tym tytułem po lewej stronie.

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.