sobota, 20 stycznia 2018

Zamek (5)


13.02.2010

Rozdział 5


Schody stopniowo zwężały się schodząc w dół. W małym rozwidleniu przewodnik zatrzymał swoją grupę.
- Witam państwa w podziemiach naszego zamku. Po urokach sal na górze mogą się one wydać państwu mniej atrakcyjne, ale mimo wszystko zachęcam do zwiedzania. Te podziemia to właściwie ciąg korytarzy i lochów dla skazańców. Ze względu na małe rozmiary sal i korytarzy zabieramy ze sobą tylko małe grupy, ale i tak większość będą państwo zwiedzać sami. Wszędzie są strzałki pokazujące kierunek zwiedzania oraz tabliczki z opisem sal i z opowieściami z nimi związanymi. Miejsca nie przeznaczone do zwiedzania są zamknięte, więc nie powinni się państwo zgubić. Na wszelki wypadek jestem jeszcze tutaj ja, który mam za zadanie dopilnować, żeby każdy dotarł do końca drogi. Zapraszam do zwiedzania, chodźmy.
Długi wąż ludzi rozciągnął się za idącym przodem przewodnikiem. Julia i Marta były gdzieś w środku grupy. Przed nimi szedł jakiś gruby chłopak i Julia przez cały czas zastanawiała się, czy biedak gdzieś nie utknie, jeśli korytarzyki zrobią się jeszcze węższe. Za nimi posapywała starsza pani, obwieszona porządnie złotem. Julia miała ochotę powiedzieć jej, że gdyby zdjęła te kilogramy biżuterii, byłoby jej dużo łatwiej.
Podziemia same w sobie były rzeczywiście nieco rozczarowujące, ale historie opisane w każdej sali były naprawdę świetne. Większość z nich miała zresztą pod spodem dopiski, że są oparte na autentycznych wydarzeniach lub po prostu, że są prawdziwe.
- Julka, chodź, wiesz, że ich już nawet nie widać? – stwierdziła w pewnej chwili Marta.
- No to co? Podobno można to zwiedzać samemu. – odparła Julia.
- Niby tak, ale jakoś tu dziwnie. Chodź już, co?
- Jasne, idziemy.
Przeszły długi korytarz i znalazły się w sali pełnej naczyń poukładanych na stołach, podłodze i w niszach w ścianach. Jak przeczytały na tabliczce, naczynia należały do więźniów, którzy tutaj zakończyli życie.
Jakoś nie miały ochoty tego oglądać.
- Słuchaj, tu nie ma wyjścia korytarzem – zorientowała się Marta. – Czyżbyśmy miały wyjść przez jedne z tych drzwi?
- Przewodnik mówił, że to, co nie służy do zwiedzania jest zamknięte – przypomniała Julia. – Musimy tylko sprawdzić, które drzwi są otwarte. Ja jedne, ty drugie.
Podeszły do drzwi. Julia wyciągnęła rękę.
- Mój sen... – pomyślała. – Mój sen... jestem gdzieś, gdzie nie powinnam być.... jestem sama, a nie powinnam być sama ... i zaraz otworzę drzwi, których nie powinnam otwierać i stanie się coś złego....
- Co ci jest?
- Nic, wszystko w porządku. – odpowiedziała. Nie była sama, więc jej sen nie mógł się sprawdzić.
Obie jednocześnie nacisnęły klamkę.
Drzwi otworzyły się.
Jedne.
I drugie.
- Co teraz? – zapytała Julia.
- Zajrzyjmy do środka. Jeśli gdzieś są strzałki, to jest właściwa droga.
Julia popchnęła drzwi i dała dwa kroki do przodu. Korytarz był oświetlony, podobny do wszystkich innych. Nie było żadnych strzałek. Nie? Zaraz, a co to jest tam na ścianie?
Julia dała jeszcze dwa kroki do przodu.
Zdążyła pomyśleć, że to nie jest strzałka, kiedy za sobą usłyszała huk zamykających się drzwi. Światło zgasło.
Właściwie nie musiała się wracać, ale resztki nadziei mówiły jej, że to tylko przeciąg zatrzasnął drzwi.
Popchnęła je.
Ani drgnęły.
Gorzej.
To już nie były drzwi. Wymacała tylko jednolity mur, ani śladu klamki czy zawiasów.
Otworzyła drzwi, których nie powinna była otwierać. Była tam, gdzie nie powinna była się znaleźć. I była sama.






- Gdzie są teraz?
- Już z nami. Każda swoją drogą.
- A reszta?
- Bez problemów.
- Czyli sprawa załatwiona.
- Myślę, że jak zwykle: od tej chwili nic nam już nie przeszkodzi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Możliwość komentowania została zablokowana ze wzglądu na zawieszenie działalności tego bloga. Zapraszam na mój drugi blog Karkonosze moja miłość - wystarczy kliknąć w obrazek z tym tytułem po lewej stronie.

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.