piątek, 19 stycznia 2018

Zamek (4)


07.01.2010

Rozdział 4


- Zacznijmy od historii. Zamek ma w swym życiu trzy okresy: budowa w XIVwieku, przebudowa w XVI wieku i modernizacja w wieku XX, pod kątem turystów. Położony w dolinie rzeki, stopniowo rozrastał się, by w końcu zostać ograniczonym fosą. Do tej pory pełni funkcje mieszkalne. Do zamku wchodzimy po drewnianym moście, przekraczali go państwo już kilkukrotnie.
Przewodnik zaczął swój monolog zaraz po tym , jak powitał ich na dziedzińcu zamku. Mimo obaw Julii nic się nie stało, chociaż na wszelki wypadek unikała wzroku mężczyzny. Czuła się dobrze, mimo częściowo nieprzespanej nocy. Sen wrócił. Doczołgała się do końca korytarza i oczywiście była tam krata. Czołgała się całą drogę tyłem, bo nie mogła się obrócić. Wróciła do wielkiej sali, w której w klatkach na łóżkach tkwili ludzie. Obudziła się dławiąc się krzykiem, trzęsła się cała, ból tych uwięzionych istot przeniósł się na nią, bolała ją każda kość, każdy mięsień i staw. Była zlana potem. Na swoje nieszczęście pamiętała więcej z tego snu. Pamiętała, że była tam, gdzie nie powinna być. I była tam sama. Pamiętała też drzwi, wiedziała, że nie powinna była ich otwierać, ale tak jakoś się zdarzyło, że znalazła się poza nimi.
Weszli do środka. Julia łowiła jednym uchem tylko pojedyncze zdania przewodnika. Po przebudzeniu nie chciała już spać. Przeczytała większośc przewodnika, więc nie interesowało jej słuchanie tych samych informacji. Chciała za to wejść jak najszybciej do środka, gdzie według przewodnika było masę ciekawych rzeczy.
- A to wewnętrzny dziedziniec, XIII i XV-wieczne mury, pokryte winoroślą. Ćzyż to nie wspaniałe? Wejdziemy teraz do sali zwanej „Powitalną”, od której rozpoczniemy zwiedzanie wnętrza.
Julia zapatrzyła się na drzwi. Wiedziała, że są oryginalne, z XV wieku. Ale dlaczego stoją oparte o ścianę na wprost wejścia, a nie służą do zamykania?
- O, to bardzo ciekawa sprawa - odpowiedział na jej pytanie przewodnik Adam. – Jeszcze 10 lat temu drzwi tkwiły normalnie w zawiasach. Ale już od około stu lat w kronikach zamkowych pojawiają się zapiski o strażnikach skarżących się na nocne hałasy, powodowane przez te drzwi. Nikt nigdy nie widział, żeby drzwi się poruszały i wiadomo, że są zbyt ciężkie, żeby poruszył je na przykład wiatr. Właściciele zamku nie wierzyli strażnikom, tak samo zresztą jak późniejszy dyrektor muzeum zamkowego. Ale siedem lat temu drzwi spadły i omal nie przygniotły przechodzącego mężczyzny. Był to pracownik zamku, stracił tylko palce u obu stóp, zmiażdżone przez drzwi. Od tej pory stoją tu, przynajmniej nie hałasują po nocy... – zażartował.
- A co z tym mężczyzną? – zapytała matka.
- Pracuje tu nadal. W końcu bez palców u stóp można normalnie żyć. Przejdźmy teraz do Sali Wewnętrznej.
Julia zaczęła podziwiać zgromadzone tu meble. Ośmiokątny stolik z wkładaną do środka złotą misą, fotele, portrety, ściany wykładane rzeźbionym drewnem.  Sala za salą odkrywały przed nią coraz to nowe skarby. Zegar stojący, pozłacany, dębowa boazeria, gobelin długi na całą ścianę pokazujący miesiące i pory roku, kominek, w którym palił się prawdziwy ogień, specjalne buty dla kierujących wielokonnymi powozami, a potem..... biblioteka!
- Marta, zobacz! – według swego postanowienia z wczoraj Julia zaczęła walczyć o posiadanie prawdziwej siostry. – Popatrz, czy wiesz, że te biblioteczki zostały wykonane z drewna sprowadzanego z Ameryki, które jest twardsze od hebanu i tak zbite, że tonie w wodzie? A spójrz na ten stolik, nazywa się bębnowy, śmiesznie, prawda?
- Ja bym go nazwała szufladnikiem, ma wszędzie dookoła szuflady. – Marta zdawała się być zadowolona z zainteresowania, które  okazywała jej siostra. – Chciałabyś pewnie mieć te wszystkie książki, co?
- Pewnie, chociaż część czytałam. O, zobacz, tu stoi cały Szekspir, znam go przecież bardzo dobrze, ale jak te książki różnią się od moich, są takie piękne. One pamiętają tyle różnych wydarzeń, mogłyby nam sporo opowiedzieć.
- O, na pewno. – odezwał się za ich plecami jakiś głos.
Siostry odwróciły się. Kobieta uśmiechała się do nich.
- Ja też lubię książki. Wyczytałam wczoraj w przewodniku, że w zamku jest podobno książka, która pisze się sama. Jest to jakby spis wszystkiego, co się tu dzieje, nawet liczba turystów z danego dnia jest tu zapisana. – Kobieta puściła do nich oko. – Ale to pewnie tylko plotka, tak jak to, że zamek z roku na rok się powiększa. O milimetry, ale podobno był ktoś, kto to zauważył i zmierzył. No, ale ja muszę już iść. Przede mną jeszcze wiele sal. Miłego zwiedzania panienkom.
- Dziękujemy. – Julia i Marta spojrzały na siebie, a potem obejrzały się jeszcze raz za odchodzącą kobietą.
Julia poczuła, że robi się jej zimno. Kobieta szła nie dotykając stopami podłogi. Przesuwała się kilka centymetrów nad powierzchnią. Nawet nie poruszała stopami, po prostu płynęła w powietrzu. Julia spojrzała na Martę, ale siostra już patrzyła na coś innego.
- Boże, znów miałam halucynacje. – pomyślała. – nie widziałaś nic dziwnego w tej kobiecie? – zapytała siostrę.
- Nie, dlaczego?
- Tak po prostu. Była jakaś.... – Julia nie znalazła odpowiedniego słowa.
-Nie, naprawdę nie zauważyłam. Chodźmy dalej, zimno w tej bibliotece.
Przeszły do „pokoju porannego”, gdzie Julia zapiszczała z zachwytu na widok przepięknego, starego kołowrotka. Kiedy obejrzały też dokładnie modlitewniki i mszały w „pokoju modlitewnym”, Marta zainteresowała się, gdzie są rodzice.
- Nie powinni nas tak zostawiać, nie uważasz?
- Bo ja wiem... może mają do Ciebie wystarczająco dużo zaufania, wiedzą, że w razie czego uratujesz mi życie.
Marta ryknęła śmiechem.
- Chyba jeszcze nigdy nie widziałam jej takiej roześmianej. – pomyślała Julia i uśmiechnęła się do siostry całym sercem.
- Lepiej chodźmy dalej. – powiedziała wreszcie Marta, gdy przestała rechotać i niespodziewanie wzięła Julię za rękę.
Obejrzały dwie kolejne sypialnie. Obie z zachwytem wpatrywały się w ubrania wywieszone w gablotach i porównywały je z ubraniami na portretach. Łoże z baldachimem wywołało kolejne ataki śmiechu.
- Ty, zobacz, oni jacyś krótcy byli! – wykrztusiła Marta wśród chichotów.
- Za to jacy musieli być grubi! Takie szerokie łóżko dla jednej osoby! – odpowiedziała Julia.
- Ale żyrandole są okropne!
- No co ty, to prawdziwe srebro! – obruszyła się Julia.
- Wyglądają jak koła od wozu oblepione sreberkiem od czekolady.
Tym razem Julia buchnęła śmiechem. Porównanie było trafne, teraz rzeczywiście widziała podobieństwo.
Weszły do kolejnej sali. Drewno zastąpił kamień, surowe ściany nie były niczym ozdobione; przez skromne, mało kolorowe witraże wpadało trochę światła; okna były otoczone ciemno-czerwonymi zasłonami.
- Zbrojownia. – wyszeptała Marta.
- Dlaczego szepczesz? – odszepnęła Julia.
- Nie wiem...
- Bardzo słusznie, że zachowujecie ciszę w tym miejscu, dziewczęta. – usłyszały gdzieś z boku męski szept i obie drgnęły.
Mężczyzna był wysoki i dość tęgi, ubrany cały na czarno, przez rękę miał przewieszony jakiś czarny płaszcz. Nie wzbudzał zaufania, ale też nie wystraszył ich zbytnio.
- Tu była kiedyś jedna z wielu zamkowych cel, - wyszeptał mężczyzna. – Trzymano tu więźniów z różnych powodów, część z nich zmarła. A jeśli któryś nie umierał, to mu dyskretnie pomagano. Te mury wypiły wiele krwi... a teraz... zbrojownia... – mężczyzna pokręcił głową i poszedł w kierunku drzwi.
Julia poczuła, że teraz już na pewno zemdleje. Z szyi mężczyzny po lewej stronie, tuż nad kołnierzem, tryskała krew. Odwrócił się dość szybko, ale nawet gdyby Julia chciała przekonać samą siebie, że nie widzi tego, co widzi, to miała niestety jeszcze jeden dowód: mężczyzna był tak nasiąknięty własną krwią, że idąc wyciskał ją z butów i zostawiał na podłodze krwawe odciski stóp.
- Nie mogę zemdleć, nie mogę... Marta nie da sobie rady, rodzice na nią nawrzeszczą, a jest już tak dobrze... – Julia skupiła się maksymalnie, pomyślała o drzewach i wietrze i książkach, które widziała w bibliotece. Mdłości, zawroty głowy i bicie serca ustąpiły.
Popatrzyły na siebie.
- Coraz dziwniejszych ludzi tu spotykamy – powiedziała Marta zmienionym głosem.
- Chodźmy stąd – zgodziła się Julia. – Uff, Marta jest taka taktowna, nie zrobiła rabanu, mimo że widać, jak bardzo zdenerwowała się tym, co się ze mną działo.
Klatką schodową zeszły najpierw w dół, a potem znów wspięły się kilkoma schodami w górę.
Przed nimi stały dwie tabliczki: „Do podziemi” i „Do ogrodów”, wskazujące w dwie różne strony korytarza. Na końcu każdego korytarza stał mały, podekscytowany tłumek.
- No? – zaczęła Marta. – Drogi na wprost nie ma.
- Widzę – mruknęła Julia. – Widzisz gdzieś rodziców?
- Nie – odpowiedziała Marta. – Najwyraźniej mieli nas chwilowo dosyć, bo przecież chyba ich nikt nie porwał.
- To mało prawdopodobne – zgodziła się Julia. – Bo i niby po co? Dla okupu? Wszystkie pieniądze są we mnie.
Marta popatrzyła na siostrę.
- Nie wiedziałam, że umiesz z tego żartować.- powiedziała poważnie.
- W ogóle mało o sobie wiemy. Ale możemy to jeszcze zmienić.
- Jesteś pewna, że chciałabyś tego? – zapytała Marta.
- Tak. – powiedziała po prostu Julia. – A ty?
- Zawsze chciałam mieć prawdziwą siostrę. Ale ....
- Wiem. Ale zostawmy to co było i zajmijmy się tym, co zrobimy w przyszłości, ok.?
- Ok.! – Marta wyciągnęła rękę. Julia podała jej swoją i nagle, zupełnie niespodziewanie objęły się i uściskały.
- Hej, dziewczyny! – usłyszały wołanie. – Idziecie z nami do podziemi? Chodźcie, właśnie ruszamy. – zachęcał przewodnik.
Wciąż trzymając się za ręce, skręciły w lewo i zaczęły schodzić za niewielką grupą po schodach za wielkimi drzwiami z tabliczką „Podziemia”.





- Gdzie są?
- Właśnie dołączyły do grupy idącej do podziemi.
- Bez problemu?
- Zupełnie.
- Ile osób idzie z nimi?
- Około 15.
- To w sam raz.
- Tak. Na pewno wszystko pójdzie według planu.
- Mam taką nadzieję.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Możliwość komentowania została zablokowana ze wzglądu na zawieszenie działalności tego bloga. Zapraszam na mój drugi blog Karkonosze moja miłość - wystarczy kliknąć w obrazek z tym tytułem po lewej stronie.

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.